fot. PAP/Krzysztof Świderski

Zjednoczeni w walce z powodzią. Poruszające relacje strażaków, harcerzy i duchownych

„Widziałem starsze osoby w wieku ponad 70 a nawet 80 lat. Miałem wrażenie, jakbym widział obraz wojny, w trakcie której ludzie spotykali się w jednym miejscu, gdzie mogli przez chwilę w tej tragedii poczuć się zaopiekowani i bezpieczni” – mówi Martin Halasz, strażak ratownik z Ochotniczej Straży Pożarnej, który był członkiem sztabu zarządzania kryzysowego w Lądku Zdroju.

Tegoroczna powódź, która dotknęła południowo-zachodnią Polskę była wielkim egzaminem dla państwa polskiego i służb. Obecnie trwa szacowanie strat materialnych, jednak na pierwszym planie jest ogromna tragedii ludzi, którzy stracili cały swój dorobek życia. Na pierwszej linii nadal działają harcerze, strażacy, zakonnicy i żołnierze, którzy swoim wysiłkiem chronią poszkodowanych.

„Obraz wojny”

Powódź zostawiła po sobie wielkie spustoszenie. Na terenie Lądka Zdroju i Stronia Śląskiego nadal działa tysiące żołnierzy, strażaków, wolontariuszy, którzy codziennie realizują kolejne zadania wskazane przez sztaby zarządzania kryzysowego. Szacuje się, że pomoc i odbudowa zajmie jeszcze wiele długich miesięcy, a nawet lat. W niektórych miejscach skala kataklizmu przeszła wszelkie wyobrażenia. O swoich doświadczeniach opowiedział nam Martin Halasz, strażak ratownik z Ochotniczej Straży Pożarnej, który był członkiem sztabu zarządzania kryzysowego w Lądku Zdroju.

Lądek Zdrój miesiąc po powodzi, fot. PAP/Maciej Kulczyński

„Pamiętam jak pewnego dnia przejeżdżaliśmy obok jednego domu w okolicy Lądka Zdrój, na którym był zaznaczony poziom powodzi z 1920 r. i 1997 r. Poziom osadu na budynku z tegorocznej powodzi był wyższy” – mówi Martin Halasz. „Nie umiem opisać tej skali cierpienia, nie byłem w skórze osób, które przeżyły powódź. Wielu straciło w jeden dzień cały swój dobytek. Uszkodzenia wielu domów są tak ogromne, że najpewniej nie nadadzą się do ponownego zamieszkania. Przerażające jest to, jak człowiek sobie uświadamia, że w ciągu jednej chwili cały dorobek życia może zostać zniszczony” – dodaje.

W ogromie tragedii każdy gest i pomoc daje nadzieję na lepsze jutro. Jak się dowiadujemy, pod ratuszem w Lądku Zdroju został zorganizowany punkt wydawania ciepłych posiłków, które były serwowane nieodpłatnie i dla wszystkich.

„Widziałem starsze osoby w wieku ponad 70 a nawet 80 lat. Nieraz miałem wrażenie, jakbym widział obraz wojny, w trakcie której ludzie spotykali się w jednym miejscu, gdzie mogli przez chwilę w tej tragedii poczuć się zaopiekowani i bezpieczni. W trakcie trwania tego kataklizmu osoby, które straciły wszystko, potrafiły mimo wszystko uśmiechać do innych, po to żeby chociaż na chwilę zapomnieć o powodzi” – mówi strażak.

Żołnierze z wojsk inżynieryjnych montują konstrukcję mostu nad Białą Głuchołaską w Głuchołazach, 11.10.2024, fot. PAP/Krzysztof Świderski

Pomoc od franciszkanów 

Na pierwszej linii działali również duchowni. Jednym z nich jest brat Cordian Szwarc, który jest w zakonie franciszkanów od 2003 r. i brał udział w organizacji pomocy. „Patrząc na ogrom zniszczeń w parafii w Kłodzku oraz w miejscach, gdzie posługują inni franciszkanie m. in. w Ścinawce, Żelaznym czy Lądku Zdrój postanowiliśmy pomóc naszym braciom, którzy działali na miejscu” – mówi franciszkanin. Jak dodaje, oprócz modlitwy  zorganizowano również zbiórkę pieniężną we wszystkich klasztorach franciszkańskich w Polsce, która dotarła do poszkodowanych, a zakonnicy zaangażowali się w Wolontariat Franciszkański.

Organizacja pomocy finansowej i materialnej w tak krótkim czasie nie jest łatwa. „To, że z całej Polski w tak krótkim czasie przyjechało tak wiele osób, było bardzo budujące. Nie znaliśmy się wcześniej, a mimo to w krótkim czasie udało nam się zorganizować i nieść konkretną pomoc potrzebującym” – podkreśla brat Cordian.

Franciszkanie z Kłodzka, fot. Anna Gorzelana/misyjne.pl

Wielki sprawdzian dla ZHR

W pomoc byli zaangażowani również harcerze ze [shortcode_search text=”Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej”] (ZHR). Ich działania koncentrowały się na ewakuacji mieszkańców, zabezpieczaniu mienia, dystrybucji pomocy humanitarnej oraz w budowie wałów przeciwpowodziowych. „Na terenach najbardziej dotkniętych kataklizmem wymiennie pracuje około 200 harcerek i harcerzy z różnych regionów Polski. Ci wolontariusze rotacyjnie angażują się w działania pomocowe, aby zapewnić stałe wsparcie i świeże siły do pracy na miejscu. Ich obecność i poświęcenie umożliwiają realizację szeroko zakrojonych akcji ratunkowych oraz porządkowych, niezbędnych do opanowania skutków powodzi” – mówi Anna Malinowska, sekretarz generalna ZHR.

fot. ZHR/Youtube

Tak jak w 1997 r., gdy ZHR pomagał powodzianom, tak tegoroczna powódź była dla nich kolejnym „wielkim sprawdzianem”. Okazuje się, że harcerze z ZHR w ostatnich latach mają wiele imponujących akcji na koncie, tak jak służba podczas pandemii COVID-19 w 2020 r. oraz organizacja pomocy humanitarnej dla uchodźców z Ukrainy w 2022 r.

Nie wszystko zadziałało 

Najnowsze badanie opinii publicznej pokazuje, że aż 94 proc. Polaków pozytywnie ocenia reakcję straży pożarnej, policji i wojska polskiego. Walka z takim kryzysem jak powódź, wymaga jednak od państwa szeregu skoordynowanych i spójnych działań. Dominik Mikołajczyk, redaktor naczelny portalu InfoSecurity24.pl podkreśla, że państwo polskie zdało egzamin, jednak mamy jeszcze kilka lekcji do odrobienia.

Niewątpliwie szybszą i skuteczniejszą reakcję służb na powódź utrudniło przerwanie komunikacji i łączności. W wielu miejscach władze miast zwyczajnie nie miały kontaktu z Warszawą, co było wielką przeszkodą w organizacji pomocy. W kolejnych latach kluczowe będzie stworzenie odpornego systemu łączności. „Musimy stworzyć system, który w sytuacjach kryzysowych pozwoliłby na prowadzenie niezależnej i stabilnej komunikacji” – mówi Mikołajczyk.

Kolejną rzeczą jest kwestia szkoleń. Powódź pokazała, że samorządy nie są wystarczająco przygotowane do zarządzania w obliczu klęsk żywiołowych. Ekspert zwraca uwagę, że w niektórych miastach zarządzanie kryzysowe od burmistrzów miast musieli przejąć doświadczeni strażacy. „Oczywiście to dobrze, że państwo – widząc luki w systemie – zareagowało, ale wszyscy musimy zadać sobie pytanie, czy właśnie tak docelowo powinno to wyglądać” – zaznacza Dominik Mikołajczyk. Jak dodaje, państwo polskie powinno szkolić burmistrzów, wójtów, prezydentów miast oraz starostów, tak by byli oni w stanie efektywnie zarządzać, także w czasie kryzysu.

Stronie Œl¹skie, 14.10.2024. Zniszczenia po powodzi w Stroniu Œl¹skim, 14 bm. Mija miesi¹c od katastrofalnej powodzi, która nawiedzi³a po³udniowo-zachodnie tereny Polski. (aldg) PAP/Maciej Kulczyñski

Problem został dostrzeżony przez rządzących. Na część z tych mankamentów stara się odpowiedzieć procedowana obecnie w Sejmie ustawa o ochronie ludności i obronie cywilnej, która przewiduje obowiązkowe szkolenia dla władz lokalnych.

Całe szczęście, że naszą cechą narodową jest spontaniczna oraz szybka reakcja na zagrożenie. Polacy potrafią się jednoczyć w obliczu kryzysów i poważnych spraw, czego przykładem było powszechna mobilizacja zwykłych ludzi w nocy, w trudnych warunkach, którzy pomagali strażakom, żołnierzom i policjantom w umacnianiu wałów przeciwpowodziowych. Mikołajczyk zwraca uwagę, że w kryzysie powodziowym zatarła się „resortowość” organów. Okazało się, że współpraca jest możliwa bez konieczności ograniczania się do zapisów wynikających wprost z ustaw.

„Obowiązkiem policjantów nie jest przecież układanie worków z piaskiem na wałach, a jednak to robili. Tak samo, jak zadaniem żołnierzy nie jest patrolowanie ulic w miastach i dzielnicach, z których ewakuowano mieszkańców, aby chronić ich dobytki, a jednak tak właśnie się działo” – podkreśla ekspert.

Większa swoboda dla rzek

Tegoroczna powódź powinna też zmienić nasze podejście do rzek i wałów przeciwpowodziowych. Paradoksalnie, w niektórych miejscach taka infrastruktura potęguje skutki powodzi zamiast przed nimi chronić, ponieważ kumuluje dużą ilość wody w wąskim, uregulowanym korycie i przyspiesza przepływ. Warto podkreślić, iż na rzekach znajduje się szereg obiektów hydrotechnicznych takich jak progi, stopnie i umocnienia brzegów, które są zbędne i nieużytkowane. Te obiekty mogą stanowić poważne zagrożenie powodziowe w danym miejscu, ponieważ spiętrzają wodę, co w warunkach powodziowych jest szczególnie niebezpieczne.

Agnieszka Hobot, hydrolog i redaktor naczelna portalu „Wodne Sprawy”  zaznacza, że w wielu miejscach dużo skuteczniejsza będzie naturalna retencja w postaci odsunięcia wałów od rzeki i przywrócenia jej naturalnych terenów zalewowych. Powódź jest dla nas wszystkich nauczką, że z tak potężnym żywiołem jak woda nie ma żartów. Eksperci przekonują, że nadszedł czas, abyśmy przedefiniowali nasze podejście do polityki rzecznej.

Zniszczenia po powodzi w Lądku-Zdroju, fot. PAP/Maciej Kulczyński

Obszary gęsto zaludnione wzdłuż cieków nadal będą potrzebowały kolejnych zbiorników przeciwpowodziowych. Jednak eksperci wskazują na większą skuteczność w zalaniu obszarów naturalnych. „Myślę, że w wielu miejscach wały przeciwpowodziowe nadal będą potrzebne, jednak tegoroczna powódź pokazała, że nie wszędzie spełniają one swoją rolę” – wyjaśnia Agnieszka Hobot. Jak dodaje, należy pozwolić terenom przyrzecznym – łąkom, lasom – na przyjęcie wody powodziowej.

Okazuje się, że natura ma swoje sposoby na walkę z powodzią, a nadmierne „obwałowanie” rzek jedynie potęguje skutki powodzi. Ekspertka podkreśla, że powinniśmy pozwolić rzekom swobodnie meandrować i wylewać. Co ciekawe, takie podajecie może także pomóc latem, gdy borykamy się z brakiem wody. „To jest remedium nie tylko na powódź, ale także efektywny sposób na przeciwdziałanie skutkom suszy. Pozwalając rzekom na powrót do ich naturalnych procesów, możemy jednocześnie zmniejszać ryzyko powodzi oraz zwiększać retencję wody” – przekonuje Agnieszka Hobot.

Naturalne rozwiązania pozwalają na stabilne gospodarowanie wodą. Potrzebne jest zrównoważone podejście, które pozwoli ekosystemowi na odrodzenie, a nam zapewni możliwość korzystania z wody. Kataklizm z połowy września z pewnością zostanie zapamiętany przez mieszkańców południowo-zachodniej Polski na długo. Jednak pomimo ogromu tej tragedii wielu z nich mogło liczyć na nieocenione wsparcie.

Obrona ojczyzny przed zmianami klimatu

Skala i intensywność tegorocznej powodzi została wywołana przez zmiany klimatu – konkretnie przez “turbodoładowany” nimi niż genueński. “Od lat obserwujemy wzrost temperatury powietrza, ale też temperatury powierzchni wody. Im powietrze jest cieplejsze, tym więcej wilgoci może pomieścić. Tegoroczne lato na południu Europy było ekstremalne jeśli chodzi o temperatury, które często przekraczały 40 st. C. Organizatorzy podróży odwoływali rezerwacje we Włoszech, Hiszpanii czy Chorwacji, bo gospodarze nie byli w stanie zapewnić gościom dostępu do wody. Temperatury Morza Śródziemnego również były bardzo wysokie. Podstawowym czynnikiem determinującym parowanie, które jest procesem fizycznym, jest właśnie temperatura powierzchni wody. Im wyższą będzie miała temperaturę, tym parowanie będzie intensywniejsze. Jeśli dodamy do tego bardzo wysokie temperatury powietrza, które może tej wilgoci przyjąć więcej, to zrozumiemy dlaczego niż genueński, z którym mieliśmy do czynienia był aż tak „zasobny w wodę”, tak “brutalny”. Zaczął wędrować w kierunku północno-wschodnim i oddawać tę wilgoć w postaci opadów” – tłumaczył w rozmowie z Fundacją Polska z Natury dr Michał Marosz z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. “Niż genueński zdarza się raz na jakiś czas, wpisuje się w naturalną zmienność klimatu, ale sam w sobie jest zjawiskiem wyjątkowym. Natomiast to, co jest związane z obserwowaną i spodziewaną zmianą klimatu to fakt, że mamy więcej energii, więcej ciepła, więcej wilgoci, co powoduje np. bardziej intensywne zjawiska konwekcyjne tj. burze” – dodawał.

Lądek Zdrój, fot. PAP/Maciej Kulczyński

Pomoc osobom poszkodowanym przez kataklizmy można postrzegać jako nową formę obrony ojczyzny. Obrony przed skutkami zmian klimatu. Pomoc w sytuacjach kryzysowych, takich jak powodzie, wichury czy inne ekstremalne zjawiska pogodowe, staje się współczesną manifestacją patriotyzmu. Bohaterowie jak harcerze, strażacy, policjanci, żołnierze i zakonnicy, gotowi do szybkiej mobilizacji, działają na pierwszej linii pomocy, oferując wsparcie logistyczne i praktyczne tam, gdzie jest ono najbardziej potrzebne. Taka działalność, choć różni się od tradycyjnej obrony w sensie militarnym, ma na celu ochronę ludzi, ich mienia oraz społecznego spokoju – co w istocie staje się formą obrony ojczyzny i patriotyzmu.

***
Fundacja Polska z Natury włącza społeczności lokalne, organizacje i instytucje w działania, które zmierzają do ochrony przyrody i środowiska naturalnego. Misją organizacji jest budowanie przestrzeni dialogu i zaangażowania dla osób, które troszczą się o swoją małą ojczyznę i chcą zachować to, co kochają dla przyszłych pokoleń. Fundacja pracuje w partnerstwach z innymi organizacjami. Prowadzi działania, które są skierowane do obywateli oraz takie, które dotyczą polityk publicznych. Realizuje projekty z poszanowaniem tradycji i wartości przekazywanych nam od pokoleń.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze