Fot. 123RF/unsplash

Zmartwychwstanie pod znakiem zapytania [FELIETON]

Miłość to nie pieniążek rzucony bezdomnemu pomiędzy oglądaniem serialu a spotkaniem ze znajomymi. Miłość to ekstremalny wysiłek i poświęcenie. Nic tak o tym nie przypomina jak liturgia Triduum Paschalnego.

Wielki Tydzień prowokuje nas do postawienia sobie kilku ważnych pytań. I nie chodzi wcale o zawartość koszyczka wielkanocnego czy o godzinę rozpoczęcia wigilii paschalnej (choć jest to także istotna kwestia). Zmartwychwstanie to wydarzenie, obok którego nie można przejść obojętnie. Ono stawia pod znakiem zapytania całą rzeczywistość, która nas otacza. Kwestionuje także prawa, które wydają nam się oczywiste. Możemy przyjąć, że śmierć jest zatrzymaniem procesów biologicznych, i tyle. Nic się więcej nie dzieje. Ale wiara w zmartwychwstanie daje nam zupełnie inną perspektywę. Skoro jest coś dalej, to jaka droga prowadzi do tej innej rzeczywistości? Jak się tam dostać i co nas tam czeka? To znaki zapytania, które towarzyszą nam w tych dniach.

Chrześcijaństwo mierzy się miarą miłości

Możemy oczywiście snuć fantazje dotyczące życia wiecznego. Możemy podsycać w sobie ciekawość tego, jak będzie „po tamtej stronie”. Tyle że to jedynie eksperymenty myślowe, festiwal zachcianek i koncert pobożnych życzeń. Można to robić – ale po co? Lepiej skoncentrować się na działaniach, które mogą realnie wpłynąć na jakość naszego chrześcijaństwa. A jakość chrześcijaństwa mierzy się miarą miłości – tej konkretnej, wymagającej, czynnej, a nie emocjonalnej.

Życzyłbym każdemu, a przede wszystkim sobie, żebyśmy przeszli przez Wielki Tydzień z pytaniami, które nakierowują nas na zbawcze wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, ale które są realne także dzisiaj. Bo zmartwychwstanie Jezusa to nie tylko wydarzenie historyczne, to także wydarzenie duchowe, polegające na tym, że porzucamy to, co złe na rzecz tego, co dobre. Bo dobro dzięki Chrystusowi niesie ze sobą moc nieśmiertelności. I to dobra nowina. Najlepsza, jaką świat słyszał.

>>> Nic by nam nie przyszło z daru życia, gdybyśmy nie zostali odkupieni [FELIETON]

Pytanie o miłość

Uczestnicząc w liturgii Triduum Paschalnego trudno nie zadać sobie pytań o to, jak wygląda moje osobiste uczestniczenie w tajemnicy męki, śmierci i zmartwychwstania Chrystusa. Czy wziąłem swój krzyż skoro Chrystus w Ewangelii wyraźnie mi to nakazał? Czy sprawy, którym się w życiu poświęcam są moją pasją? Czy tylko pustą rutyną i nudnym obowiązkiem? Czy mam w swoim życiu miłość, dla której się spalam? Kocham czy może raz na jakiś czas uspokajam swoje sumienie altruistycznymi odruchami?

Pytanie o miłość jest kluczowe. Mówiąc mądrym teologicznym językiem: sięga perspektywy eschatologicznej, czyli ostatecznej. „Przy końcu życia będziemy sądzeni z miłości”. To słowa św. Jana od Krzyża. Jak jest z moją miłością? Czy kocham kogoś aż do bólu? Czy przez poświęcenie się dla innych brakuje mi sił, przestrzeni dla siebie? A może moja miłość jest wygodna? Może znajduję dla niej czas tylko w przerwach między netfliksowymi serialami? Może ogranicza się do aktywizmu czy charytatywnych zrywów bez pełnego życiowego zaangażowania?

Jezus nie oczekuje od nas wyniszczenia, wypalenia czy toksycznej miłości. Bo nie chodzi o miłość, której ktoś od nas oczekuje, ale o tę, którą my w wolności chcemy dać. A wzięcie krzyża oznacza z całą pewnością poświęcenie i ekstremalny wysiłek. Mamy w tej miłości naśladować naszego Zbawiciela. W jakim stopniu mi się to udaje?

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze