Zofia Kędziora: czekanie, ale na co?
Wraz z nadejściem Adwentu Kościół rozpoczyna nowy rok liturgiczny. Po raz kolejny daje nam szczególną okazję do przemiany naszego serca. Czekamy nie tylko na wigilię, ale przede wszystkim na powtórne przyjście Jezusa, a może i… na naszą własną śmierć.
Benedykt XVI powtarzał, że sens adwentowego czekania ściśle łączy się z nadzieją. Nadzieją na wydarzenie, które co prawda wydarzyło się już w historii, jednak jego wymiar przekracza rozumienie historyczne.
„Można by powiedzieć, że człowiek żyje, dopóki czeka, dopóki w jego sercu żyje nadzieja. I po jego oczekiwaniach rozpoznaje się człowieka: naszą »postawę« moralną i duchową można zmierzyć tym, na co czekamy, w czym pokładamy nadzieję” – powiedział Benedykt XVI w 2010 r.
>>> Ukochana modlitwa Benedykta XVI
Kiedyś, gdy odprawiano msze roratnie, istniał zwyczaj, że do ołtarza ze święcą podchodzili przedstawiciele ówczesnych stanów: rycerze, chłopi czy mieszczanie. Wręczając świecę celebransowi, słyszeli pytanie: „Gotowy jesteś na sąd Boży?”. Odpowiadali: „Gotów jestem na sąd Boży”. Oczekiwanie na przyjście Pana miało więc nie tylko wymiar czekania na narodzenie się Jezusa, ale także na Jego powtórne przyjście na końcu czasów, a przede wszystkim – czekania na własną śmierć. Właściwie to było jedno czekanie.
>>>Justyna Nowicka: Maryja niesie Jezusa tam, gdzie On sam ma trudność z dotarciem
My też zaczynamy dzisiaj to szczególne oczekiwanie. Pytanie tylko, na co właściwie czekamy? Co oznacza, że czekam na przyjście Jezusa? Może jest tak, że czekamy bardziej na koniec pandemii, koniec kryzysu, lepsze czasy, wyższą pensję albo lepszy samochód. To prawdziwe oczekiwanie na Jezusa może nam pomóc uporządkować nasze sprawy. Nie chodzi o to, by myśleć wciąż o własnej śmierci, to mogłoby skończyć się depresją. Oczekiwanie na Jezusa może dać nam prawdziwą nadzieję! Nadzieję na to, że Jego zmartwychwstanie, które już się wydarzyło i otworzyło nam niebo, może tak samo „wydarzyć się” w nas samych. Na nowo.
>>>Niebiosa rosę spuśćcie – czyli o tradycji rorat
Przyjście Jezusa może nastąpić w naszych relacjach, tak często niepoukładanych, pełnych osądów, zazdrości i pychy. Jezus może przyjść także w naszej szarej codzienności, pełnej lęków o jutro i niepewności o nasze zdrowie. Jezus może przyjść także w naszym sercu, które czeka na pocieszenie od Ducha Świętego. Pan może przyjść także w naszej pracy, gdy nie wyrabiamy się z deadlinami i obowiązkami. Może przyjść w naszych rodzinach, tak często skłóconych i porozdzielanych. Przyjście Jezusa może objawić się także w naszym życiu duchowym, w którym dotąd „wystarczała” nam prosta modlitwa na różańcu.
Zastanówmy się: czy to oczekiwanie może nas rzeczywiście zmienić i przypomnieć nam, dlaczego jesteśmy katolikami? Pierwszych chrześcijan właśnie po tej nadziei można było odróżnić od pogan. Mieli w sobie ogień tego oczekiwania. Choć bali się śmierci, byli pewni, że nie są sami. I my, choć boimy się teraz koronawirusa, utraty zdrowia albo pracy – możemy mieć w sobie ogień tego oczekiwania, że Jezus przyjdzie. A przyjdzie na pewno.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |