Czy możemy gniewać się na Adama i Ewę za grzech pierworodny?

Z jednej strony wszyscy jesteśmy skażeni czymś, czego nie zrobiliśmy, a negatywnie wpływa na nasze życie. Z drugiej jednak, grzech pierworodny okazał się dla Boga środkiem do tego, by okazać ze zdwojoną siłą swoje miłosierdzie poprzez Jezusa Chrystusa i w ten sposób jeszcze bardziej o nas zawalczyć. Czy w takim razie mamy o co mieć pretensje do Adama i Ewy?

Pamiętam, że na jednej z lekcji języka polskiego w gimnazjum omawialiśmy biblijny fragment z Księgi Rodzaju o kuszeniu przez węża. Nauczycielka najpierw zapytała, czy lepiej dla nas, ludzi, jest po grzechu pierworodnym, czy lepiej byłoby nam w raju. Wszyscy odpowiedzieliśmy, że zdecydowanie w raju żylibyśmy blisko Boga i dostatnio. Następnie narysowała na tablicy tabelę. Po jednej stronie było miejsce na „plusy” bycia w raju, a po drugiej – na „plusy” bycia poza nim, po grzechu pierwszych rodziców. Ku naszemu zaskoczeniu, gdy zaczęliśmy ją uzupełniać okazało się, że to do tej drugiej połowy łatwiej jest znaleźć zalety. Jedną z nich, którą dobrze pamiętam, jest ta, że poznane przez Adama i Ewę zło stało się dla ludzi przeciwieństwem, kontrastem dobra, które dzięki temu możemy docenić i świadomie wybierać.

Zanim w ogóle podejdziemy do tytułowego pytania trzeba sobie zdać sprawę z tego, że Adam i Ewa służą nam jako symbole, nie są postaciami historycznymi, których istnienie Biblia dokumentuje. Autor natchniony posługuje się nimi, by wytłumaczyć nam, że źródłem bólu, grzechu może być decyzja jednostki, każdej pojedynczej osoby. Także ja i ty.

Na samym początku powstaje pytanie, czy Bóg nie chciał, byśmy poznali dobro i zło, skoro zabronił jedzenia owoców drzewa ze środka ogrodu. Już wtedy człowiek miał przecież wolną wolę, więc w kalkulacjach Boga powinna ona zostać uwzględniona. Identycznie sprawa ma się ze złem, które powstało z nieposłuszeństwa Lucyfera – to kolejny istotny czynnik w momencie dawania zakazu przez Boga i podczas decyzji pierwszego człowieka.

Według mnie Bóg owszem, mógł nie chcieć, byśmy rozróżniali dobro od zła. On nie wypowiada słów na próżno, a przecież te o drzewie wybrzmiały wyraźnie. Poszanował naszą wolną wolę, a co za tym idzie – nasz świadomy wybór posłuchania podszeptów szatana. Trzeba pamiętać, że Bóg nie stworzył zła, dlatego jeśli ono się dzieje, to jedynie z powodu naszego wyboru diabła, a nie Boga.

Ktoś może uznać, że skoro nie mieliśmy jako ludzie pełnego poznania, to nasz wybór zła nie był w pełni świadomy, może trochę intuicyjny, może na próbę. Nie zgadzam się z tą opinią. Dzieło Boga jest od samego początku w taki a nie inny sposób zamierzone, doskonałe. Adam i Ewa mieli życie w pełni, wyszli bezpośrednio z Boga, był w nich Jego pierwiastek, już wtedy byli przecież na Jego podobieństwo. Co to oznacza? Że w jakiś sposób od początku już nosili w sobie pojęcie dobra i zła, bo to jest częścią Boga, który ich stworzył. Po co więc ich manewry z drzewem? A raczej: dlaczego znając pełnię poszli na łatwiznę? Odpowiedź znajduje się już wyżej: to wolność. Zarówno ich, jak i Lucyfera, który zdecydował zbuntować się i szkodzić człowiekowi ze względu na wielki i piękny plan przewidziany mu przez Boga. Właśnie dlatego nigdy nie można przestać wierzyć w istnienie Boga i w istnienie szatana.

A co z tym gimnazjalnym eksperymentem? Wykazał on przecież, że poznanie dobra i zła było dla nas z korzyścią, wyklarowały się pewne koncepcje. Myślę, że jeśli widzimy jakiekolwiek plusy naszej obecnej kondycji, to tylko i wyłącznie dzięki miłosierdziu Boga. Jego pragnieniem jest zawsze wyprowadzać dobro z największej tragedii i upadku. Można powiedzieć, że Bóg jest wielkim optymistą i zawsze znajduje dla nas nadzieję wyjścia z najgorszego nawet bagna, w które się wpakowaliśmy. A nie przesadzę mówiąc, że Adam i Ewa wpakowali w nie nie tylko siebie, ale i wszystkich, którzy po nich przyszli, czyli nota bene triliardy ludzi. Co więcej, On cierpiał z powodu naszego wyboru. A na cierpienie trzeba reagować, dlatego znalazł na nie rozwiązanie – swojego Syna i Jego ofiarę. Dzięki temu nasze poznanie Boga nie jest tylko na poziomie dobra i zła, ale przede wszystkim na poziomie miłosierdzia. To jest prawdziwe oblicze Boga i fundament naszej wiary.

Jak więc powinniśmy zapatrywać się na naszych prarodziców? Bulwersować się na ich głupotę, próbować „poklepywać” ich w myśli po ramieniu mówiąc „no trudno, co się stało, to się nie odstanie, rozumiem was”? Sądzę, że najlepszą postawą, jaką możemy mieć jest postawa przebaczająca. Nie da się ukryć i nie powinno się ukrywać, że spadło na nas dużo zła z powodu ich słabości. Dla Boga nie ma jednak rzeczy niemożliwych, dlatego skoro nawet Jezus zapłacił już za ten pierwszy grzech na krzyżu, to w nas tym bardziej powinna się znaleźć krzta wybaczenia. Bo tak naprawdę ode mnie też w każdej chwili zależy przyszłość kolejnych ludzi, pokoleń. Mogę im przekazać miłosierdzie albo konsekwencje kolejnych złych wyborów. Każdy czyn to inwestycja na przód, w nas i w innych.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze