Fot. CNN/YouTube

Zofia Kędziora: 11 września 2001 r. zmieniło się oblicze dziennikarstwa 

11 września 2001 r. zmieniły się czasy. Nie tylko jeśli chodzi o „strach” i epokę ataków terrorystycznych. Choć od tego poranka minęło 19 lat, wciąż nie można uwierzyć w to, co to tam się wydarzyło. Wciąż odkrywamy wiele nieznanych nam dotąd historii, jak liczba ofiar zwiększona o kobiety w ciąży, tajemnicze zniknięcie wieży numer 7, bohaterskich ratowników – jak Rick Rescorla, znalezienie Pisma Świętego w gruzach World Trade Center czy wiele innych.

Każdy z nas doskonale pamięta, co robił, gdy dowiedział się o tym wydarzeniu, choć – jak się okazuje – nie była to ta sama godzina ani dzień. Przepływ informacji był do tego momentu niesłychanie powolny, bo i nie było powodu do tego, by miało być inaczej. Ale tego feralnego poranka (w Polsce już popołudnia) wydarzyło się coś, co wzbudziło w ludziach na całym świecie emocje podobne do tych powodowanych przez wybuch wojny. Jedna wieża nie wystarczyła. Za chwilę runęła druga, a potem Pentagon. A później okazało się, że terroryści dokładnie obmyślili plan uprowadzenia samolotów. Choć z perspektywy Polski to były wydarzenia dalekie, poczucie bezpieczeństwa zostało zachwiane wszędzie. W centrum cywilizacji, w najważniejszym mieście Zachodu wydarzyło się coś, do czego nie można było się przygotować. Tak jak zawsze, każdy przyszedł do pracy, jednak nie wszystkim dane było z niej wrócić.

>>> Ocalała z ataków na WTC: wierzę, że Pan Bóg mnie uratował

Przyspieszony XXI wiek 

Do 11 września 2001 r. praktycznie każda dziennikarska relacja była linearna. Był to jednorazowy punkt nadawania i jednorazowy punkt odbioru. Ale tego dnia nastąpił przełom, do którego żaden dziennikarz nie mógł się przygotować. Każdy z nich musiał polegać na swoich umiejętnościach przesiewania błędnych informacji, opisywania tego, co się dzieje i konfrontowania tego z innymi docierającymi informacjami. Był to pierwszy dzień w historii polskiego dziennikarstwa, gdy relacja na żywo trwała kilka, a nawet kilkanaście godzin. „Płonie nowojorski wieżowiec World Trade Center” – te słowa do dziś wywołują dreszcz emocji, ponieważ każdy wie, że to był tylko początek strasznego wydarzenia, które z minuty na minutę okazywało się coraz tragiczniejsze. Wkroczyliśmy w XXI wiek w przyspieszonym tempie, musieliśmy przyswoić nową, tragiczną historię o wiele szybciej niż dotychczas. Także media musiały zmienić zasady działania praktycznie natychmiast.

Nowe media, stare odbiorniki 

Dziennikarze musieli bazować na swoich umiejętnościach, maksymalnie wykorzystując najnowsze zdobycze techniki. Można powiedzieć, że tego dnia na całym świecie powstała ogromna siatka reporterów, którzy niczym zapalające się co chwilę lampki w różnych miejscach naszego globu relacjonowały tragiczne wydarzenia, dowiadując się jednocześnie o nowych faktach i konsultując ze sobą poszczególne newsy. Nie obyło się bez pomyłek, to musiało być wliczone w ryzyko relacji na żywo, jak chociażby ta freudowska pomyłka opisana przez dziennikarzy RMF FM, w której jeden z prezenterów relacjonując uderzenie samolotu w wieżę WTC z wrażenia zamiast „wieżowiec” powiedział „wieżowiek”, jakby „z nieludzko wielkiej wieży nagle wyłonił się człowiek”. Ale wtedy to nie miało znaczenia, a obiektywne i chłodne oceny trzeba było zawiesić i zmienić dotychczasowe twarde zasady dziennikarstwa. Choć minęło tyle lat, do dziś trudno sobie wyobrazić co przeżywały dziennikarskie newsroomy na całym świecie. Wrzało, a telefony się urywały. Dziennikarstwo przekroczyło dotychczasową granicę i stało się wielką, globalną siecią informacji w czasie rzeczywistym.

>>> Ten strażak 11 września 2001 ratował ludzkie życia. Dzisiaj jest księdzem i ratuje dusze

Strefa Zero 

W trakcie ataku na miejscu był również Mark LaGanga – zawodowy operator kamery, który wówczas pracował dla CBS News. To był impuls. Znalazł się przed budynkami WTC, zanim te zdążyły się zawalić. Zarejestrował materiał, który dzisiaj uznawany jest za bezcenny. Rozmawiał z ludźmi, dokumentował wnętrze budynku i sam moment zawalenia się jednego z nich (18. minuta filmu). W całym tym chaosie zachował zimną krew i zdołał dokumentować to przełomowe i tragiczne wydarzenie. Dzisiaj to 28-minutowe nagranie dostępne jest w mediach z poprawioną jakością dźwięku i obrazu. Choć nagrań rozmów między dyspozytorami służb ratunkowych a uwięzionymi nie brakuje, jednak obraz połączony z dźwiękiem z pierwszej ręki może nam uświadomić, co wtedy czuli ludzie w całej dzielnicy Lower Manhattan w Nowym Jorku.

>>> Biblia odnaleziona w gruzach World Trade Center

Najważniejsza misja 

Oglądając dzisiaj nagrania takie jak przytoczone wyżej, wciąż trudno uwierzyć w sceny, które się tam odgrywały. Choć przyzwyczajeni jesteśmy do tylu wiadomości o terrorystach, ta informacja zawsze będzie przyprawiać nas o gęsią skórkę. Wyjące alarmy, latające w powietrzu dokumenty, puste samochody i nierealnie brzmiąca muzyka z kawiarenek na tle uciekających ludzi. Ale nie zobaczylibyśmy i nie usłyszelibyśmy tego wszystkiego, gdyby nie reporterzy, którzy nie dbali o własne bezpieczeństwo czy dawno skończony dyżur w pracy. 11 września 2001 r. zmieniło się oblicze dziennikarstwa.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze