Abp Henryk Józef Muszyński, fot. youtube.com

Abp Henryk Muszyński: nie bójmy się synodalności [ROZMOWA cz. 3]

Marcin Wrzos OMI: Niektórzy mówią, że i dziś by się nam przydał taki przywódca Kościoła. Lider na miarę Wyszyńskiego – w Kościele, w którym biskupi różnie mówią na różne tematy.

Prymas senior abp Henryk Muszyński: Jestem nieco zdziwiony takim oczekiwaniem. Niemniej prawdą jest, że u starszego pokolenia, szczególnie u duchownych, powszechna jest wizja, że potrzebujemy takiego przywódcy. Dzisiaj żyjemy w innej rzeczywistości eklezjalnej, społecznej, politycznej, w czasach, w których Kościół wraca do swoich żywotnych korzeni, czyli do synodalności. Powiedziałbym, że żyjemy w rzeczywistości, w której w dużej mierze dominuje mentalność demokratyczna. W której nie uznaje się tak bezwzględnie, bez zastrzeżeń, autorytetów, a w której z drugiej strony jest potrzeba zaangażowania i pogłębienia Kościoła. Mamy nową świadomość, że wszyscy wierni są podmiotem ewangelizacji i dynamizmu Kościoła, że są uczniami-misjonarzami. Nie wystarcza już jedność organizacyjna Kościoła, gdyż odnowa musi się rozpocząć indywidualnie od każdego człowieka.

>>> Abp Henryk Muszyński: liczyliśmy dni jego uwięzienia [ROZMOWA cz. 1]

Dziś ludzie są inni, i biskupi są inni. Trzeba umieć odróżnić wymiar ludzki i wymiar wiary. Biskupi są ludźmi. Mają różne zdania na różne tematy. Trzeba docenić w Polsce to, że w sprawach wiary, nauczania dokumentów Kościoła mówią jednym głosem. Natomiast w sprawach drugorzędnych jest różnorodność.

Bez wątpienia potrzebne jest nowe budowanie autorytetu, który nie bazuje na sprawowanej funkcji, ale na wymiarze ludzkim danego człowieka czy biskupa i zakłada pełną zgodność wiary i życia. Jeśli ktoś, jako człowiek, będzie miłosierny, wierny, szlachetny, prawy – będzie miał autorytet ludzki. Jeśli tego nie będzie, to nie będzie miał autorytetu w ujęciu całościowym i w wymiarze wspólnotowym. Musi być w jednej osobie jedność autorytetu ludzkiego danego człowieka i wynikającego ze sprawowanej przez niego funkcji. W przypadku ludzi wiary muszą mieć one oparcie na relacji z Bogiem. Sposób życia weryfikuje naszą wiarę, nasz autorytet.

Abp Henryk Józef Muszyński, fot. Jerzy Andrzejewski

Synodalność nie jest czymś podejrzanym?

Synodalność jest u nas podejrzana. Tymczasem leży ona u podstaw Kościoła. Szczególnie obecna jest w Ameryce Łacińskiej, z której pochodzi papież Franciszek. Kardynał Sako z będącego w jedności z papieżem Kościoła syryjskiego mówi, że oni, żyjąc synodalnie, tworzą Kościół. Ma on nadzieję, że ich doświadczenie synodalności, nowego zarządzania Kościołem, będzie miało wpływ na Kościół powszechny.

>>> Abp Henryk Muszyński: katolicyzm partyjny, jesteśmy podzieleni [ROZMOWA cz. 2]

Co by powiedział o niej kard. Wyszyński? Ludzie Kościoła, szczególnie duchowni, boją się oddania władzy, na pewnym poziomie, strukturom lokalnym. Boją się też zapraszania świeckich do współodpowiedzialności za Kościół.

Nie dziwie się, że się tego boimy. To coś diametralnie nowego. Nasza świadomość jest taka: jest Bóg, jeden papież, jeden biskup i jeden proboszcz – to jest Kościół. Hierarchiczny od samego początku. Niektórym synodalność myli się z demokracją. Większość coś przegłosuje i to zaczyna obowiązywać. Szczęśliwie uczestniczyłem w czterech synodach i się tego mozolnie uczyłem. Dziękuję Bogu za aktualnego papieża, który nas tego tak intensywnie uczy. Synodalność podkreśla to, że wszyscy – świeccy i duchowni – są podmiotem żywego Kościoła i są za niego odpowiedzialni. Kościołem kieruje jednak Duch święty. Każdy jest za ten Kościół odpowiedzialny, choć każdy inaczej, w zależności od swojego stanu, wykształcenia, czasu, miejsca i wielu innych czynników. Każdy wnosi coś specyficznego, właściwego dla niego i jego otoczenia. Oczywiście, specjalną rolę mają hierarchowie, pasterze. Jako ludzie jesteśmy równi, ale w czasie synodu każdy ma inne uprawnienia. Synodalność była na początku Kościoła i jest konieczna, aby Kościół rozpoczął się odnawiać. Nie bójmy się jej. Choć musimy się jej uczyć.

fot. unsplash

Dziś to wygląda tak, że w gremium decyzyjnym jest statystycznie dziesięciu biskupów i ktoś świecki jako konsultor czy świadek – bez prawa głosu. Wyobrażam sobie taką przyszłość, jak mówi papież Franciszek, w której synod to droga, którą idziemy razem do zbawienia. Jako ludzie jesteśmy wszyscy równi przed Bogiem, ale Kościół to żywy organizm, w którym każdy z członków ma w nim właściwe sobie miejsce i zadania, i za ich realizację ponosi odpowiedzialność. Każdy osobiście lub przez swoich przedstawicieli ma prawo zabierać głos, ale to nie demokracja, a zróżnicowana jedność w wielości. W synodzie o rodzinie małżonkowie będą mieli więcej do powiedzenia, ale wspólnota biskupów dźwiga przed Bogiem odpowiedzialność za całość postanowień. Gdy będzie synod o młodych, to oni będą mieli swój udział i współdecydowanie, a gdy o Afryce – to Afrykańczycy, a gdy o jakiejś diecezji czy Kościele np. w danym kraju, to żywi członkowie Kościoła, świeccy z tego kraju.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze