Fot. pixabay

#Adwent: Jezus przychodzi do singla 

Adwent to czas oczekiwania na przyjście Jezusa. Bóg nie przychodzi tylko do tych z pierwszych rzędów kościelnych ławek. Przygotowaliśmy dla Was kilka historii, które są dowodem na to, że Jezus, wybierając sobie za miejsce narodzin ubogi żłóbek, nie obawia się również nędzy naszego życia. 

Magda znów, jak co roku, będzie musiała wysłuchać życzeń świątecznych w stylu: „no i żebyś sobie chłopa znalazła”, co jest nieco mniej subtelne od „żeby ci się życie jakoś ułożyło”. Wiele koleżanek mówi, że je to wkurza, że dołuje. Ją jeszcze jakiś czas temu też denerwowało. 

Teraz tylko czasami przemknie jej przez myśl: „gdybyście wiedzieli, to inaczej byście mówili”. Ale przecież tak naprawdę wcale nie chce im powiedzieć. Już woli te tekściki niż litość czy obchodzenie się jak z jajkiem, żeby go nie stłuc. 

Rodzina dość przeciętna jak na Polskę. Tak zwana klasa średnia; mieszkanie w bloku, brat i pies. Ojciec miał taki czas, że nadużywał alkoholu, ale kiedy po pijaku odmroził sobie palec, przestał. Wystraszył się, że kiedyś nie obudzi się w porę. Ale to wystarczyło, żeby zaczęła się zastanawiać nad tym, po co w ogóle jest małżeństwo. Nie chodziło wcale o wygodnictwo, chęć robienia kariery czy egoizm, ale o braku sensu, więc o swoich miłościach nigdy nie myślała na poważnie.  

A później jeszcze tamto. Znali się, ale się nie domyśliła. Nie wiedziała nawet, że on o niej myśli w ten sposób. Później przez cztery miesiące myślała, że jest z nim w ciąży. Nie mogła sobie poradzić z obrzydzeniem do siebie. Z ogromną samotnością. Z poczuciem winy – absurdalnie – że jest kobietą, bo gdyby nią nie była, to by się nie wydarzyło. Jakiś czas jej zajęło pozbieranie się. Terapia, a później wspólnota pomogły jej stanąć na nogi.  

Wielu ludzi w takiej sytuacji buntuje się przeciwko Bogu. Obwinia Go o to, że takie rzeczy się zdarzają. A ją – paradoksalnie – to doświadczenie doprowadziło do Boga. Kiedyś przeczytała o jakiejś żydowskiej myślicielce. W czasie II wojny światowej trafiła do obozu. Tam była świadkiem pewnego wydarzenia. Około sześcioletniego chłopca przyłapano na kradzieży kawałka chleba i naziści powiesili go na bramie obozu. I wtedy myślicielka pytała Boga: gdzie jesteś? Gdzie jesteś, że pozwalasz na takie rzeczy? Żydówka mówi, że w tym momencie zrozumiała, że Bóg jest w tym chłopcu. Umęczony, zdradzony, sponiewierany, niewinny, zabity Bóg. Zrozumiała, ale też przeżyła to sercem – Bóg jest w niej, z szat obnażony, ubiczowany, wyszydzony. 

Teraz święta Bożego Narodzenia nie są tylko prezentami i kolacją. Nawet jeśli przy świątecznym stole nikt nie wie, co ma w sercu, to Magda wie, że jest tam Ktoś jeszcze – Emmanuel. To imię, którym ewangelista nazywa małego Jezusa, oznacza: Bóg z nami. Bóg był z nią zawsze, nawet w najtrudniejszych momentach i zawsze z nią będzie. Bo tak obiecał. A Bóg jest wierny obietnicom. 

On – maleńki Jezus – rodzi się w jej sercu, jako wciąż nowa nadzieja, przebaczenie i ogromna wolność. Jako nowa, jeszcze raczkująca miłość. Przychodzi jako Ten, który ma moc wszystko przemienić w drogę, która będzie prowadziła do nieba.  

 

Kolejny tekst z cyklu #DoKogoPrzychodziJezus już w czwartą niedzielę adwentu. 

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze