Rycerze Kolumba w umundurowaniu. Fot. Rycerze Kolumba/Jan Walczewski, CC BY-NC-SA 2.0, źródło: https://flic.kr/p/2aNt8iA

Andrzej Anasiak, Rycerz Kolumba: jesteśmy mostem łączącym potrzebujących z tymi, którzy chcą pomóc

Geniusz ks. McGivney’a spowodował, że Rycerze Kolumba stali się dla katolickich mężczyzn drogą przemiany obcych w przyjaciół, a przyjaciół w braci – mówi Andrzej Anasiak, były Delegat Stanowy Rycerzy Kolumba w Polsce, a obecnie przedstawiciel Gildii bł. ks. Michaela J. McGivneya.

Rycerze Kolumba są założoną w 1882 roku organizacją katolicką, skupiającą mężczyzn, którzy chcą żyć ideałami Miłosierdzia, Jedności, Braterstwa i Patriotyzmu. Należy do niej ponad 2 miliony osób na całym świecie. O postaci założyciela Rycerzy, którego pierwsze liturgiczne wspomnienie obchodzi dziś Kościół, a także o zadaniach i wyzwaniach dla stowarzyszenia – z Andrzejem Anasiakiem rozmawia Sebastian Zbierański.

>>> Błogosławiony ksiądz, który wyprzedził swoją epokę. Do założonych przez niego Rycerzy Kolumba należy 2 miliony osób

Sebastian Zbierański (misyjne.pl): Tym co wyróżnia postać ks. Michaela J. McGivney’a jest niewątpliwie doskonała intuicja duszpasterska. Potrafił zrozumieć aktualne potrzeby Kościoła i w tym duchu planować jego przyszłość. Co skłoniło go do założenia Organizacji, która przyjęła nazwę Rycerze Kolumba?

Andrzej Anasiak – Cieszę się, że zaczynamy naszą rozmowę od tego pytania – o kluczowe osiągnięcie i największe dzieło życia bł. ks. Michaela McGivney’a. Dobry Pasterz, „zna owce swoje”, troszczy się o nie, nie tylko w sferze duchowej, ale w sprawach życia codziennego. Taki właśnie był ks. McGivney. Był dzieckiem irlandzkich imigrantów, wychowywał się w domu, w którym wiara i tradycja katolicka były pielęgnowane i kultywowane. Doświadczał zarazem trudnego losu katolików w dziewiętnastowiecznej Ameryce. W swojej pracy duszpasterskiej nie ograniczył się tylko do posługi sakramentalnej. Robił coś więcej. Wyjątkowe jest to, że postawił na bliską współpracę ze świeckimi. To pomogło mu jeszcze głębiej zrozumieć sytuacje swoich parafian. Widział trudne sytuacje, zwłaszcza dramaty rodzin wielodzietnych, gdzie wielkie ubóstwo zmuszało nawet do oddawania dzieci do sierocińców. To skutkowało, zerwaniem więzi rodzinnych a często także utratą wiary. Ks. McGivney miał pomysł, wizję większego zaangażowania świeckich w życie parafii.  Ale w tym miał także konkretny cel – wzmocnić rodzinę, zadbać o jej sferę duchową i materialną. Wyznaczył drogę, która prowadzi do realizacji wizji i celu; tą drogą są Rycerze Kolumba.

Rycerze Kolumba w umundurowaniu. Zdjęcie z okazji wizyty przełożonego Rycerzy, C. Andersona w Polsce, w 2018r. Fot. Rycerze Kolumba/Jan Walczewski, źródło: https://flic.kr/p/N9ajSn

Rycerze Kolumba narodzili się więc w niełatwych okolicznościach. Jaką propozycję miał dla nich Założyciel? Czym zachęcał do zaangażowania w swój projekt?

 – Historia Kościoła w USA w dziewiętnastym wieku jest bardzo trudna. Wspólnoty katolików zbudowane były przede wszystkim na przybyszach z Europy: Irlandczykach, Włochach, Niemcach, Francuzach czy Polakach. Kapłani z kolei wywodzili się w większości z Francji i Irlandii. Na wschodnim wybrzeżu Ameryki, gdzie żył i pracował ks. Michael dynamicznie rozwijały się tajne męskie organizacje. Często antykościelne. Podatnym gruntem są dla nich imigranci, którzy w nowym świecie nie zawsze potrafili się odnaleźć, mieli niezaspokojone ambicje, szukali podobnych sobie. W tej właśnie sytuacji otrzymywali „atrakcyjne” propozycje przynależenia do grup, w których odnajdą zainteresowanie innych i brak wymagań moralnych. Sprawy wiary, praktyk religijnych przedstawiane były jako przeżytek czy wręcz ograniczenie w rozwoju osobistym. Ks. McGivney widząc z tym związane zagrożenia postanawia założyć wspólnotę mężczyzn. Stawia jednak warunki, które właśnie sprawiają, że będzie to organizacja wyjątkowa. Zaprasza do niej mężczyzn – ale tylko katolików. Na pierwsze spotkanie zaprasza sam, osobiście każdego z kandydatów, składa propozycję zbudowania wspólnoty mężczyzn, którzy będą sobie nawzajem pomagać zwłaszcza w najtrudniejszych sytuacjach losowych. Ze swojej strony zapewnia i ofiaruje im opiekę duchową.

>>> Abp Ryś do Rycerzy Kolumba: czyńcie miłosierdzie na sposób Jezusa 

Skąd jednak wzięła się nazwa dla tego Stowarzyszenia? Czy nie wzbudziła przykrych skojarzeń z negatywnym obliczem kolonizacji?

– To bardzo ciekawa historia. Spotykający się mężczyźni mają w końcu wybrać nazwę, a w zasadzie patrona dla swojej wspólnoty. Padają różne propozycje – wśród nich pojawia się budząca zaciekawienie opcja „Synowie Kolumba”. Jeden z ojców założycieli proponuje jednak, by nieco ją przekształcić i nazwać się Rycerzami Kolumba. Rycerzami dlatego, że chcą pielęgnować rycerskie cnoty: opiekę nad swoją damą, rodziną, troskę o ubogich i potrzebujących. Rodzi się pytanie: dlaczego Kolumb? Wiemy, że to podróżnik-odkrywca kontynentu amerykańskiego. Musimy pamiętać, że był katolikiem, co dla ówczesnych katolików w Ameryce było bardzo ważne. Kościół Katolicki przez wielu postrzegany był jako zagrożenie dla USA i traktowani nawet jako przedstawiciel wrogiego dla rozwoju Watykanu. Wybór Krzysztofa Kolumba, powszechnie szanowanego, uznawanego za uniwersalnego bohatera, potwierdzał, że Rycerze Kolumba to organizacja szanująca zasady demokracji i nie stanowi żadnego zagrożenia dla kraju.

Od tamtych chwil minęło prawie 140 lat. Czym dzisiaj zajmują się Rycerze Kolumba?

– Ksiądz McGivney nie miał nawet 30 lat, kiedy założył bratnie stowarzyszenie katolickich mężczyzn. W tym innowacyjnym przedsięwzięciu połączył elementy pozornie sprzeczne. Ale właśnie one przyczyniły się do jego dynamicznego rozwoju. Wystarczy spojrzeć: organizacja założona przez księdza, ale prowadzona przez świeckich. Założona przez Amerykanów irlandzkiego pochodzenia, którzy za patrona obrali Krzysztofa Kolumba, by podkreślić swoją wierność Ameryce. Wprawdzie była ona dedykowana mężczyznom w Connecticut, ale rozprzestrzeniła się na całym świecie. Dziś na wiele sposobów Rycerze Kolumba wypełniają założenia katolickiej nauki społecznej. Bardzo ważnym spoiwem działalności jest pomoc charytatywna, udzielanie się przy parafiach i świadectwo życia. Rycerze są poddani konkretnej formacji – solidnej, chrześcijańskiej. „Zarażają” nią innych. Geniusz ks. McGivney’a spowodował, że Rycerze Kolumba stali się dla katolickich mężczyzn drogą przemiany obcych w przyjaciół, a przyjaciół w braci. Braci, którzy troszczą się o swoje rodziny i o siebie nawzajem. Braci, którzy są ludźmi Miłosierdzia, Jedności i Braterstwa.

Ks. Michael McGivney. Zdjęcie prawdopodobnie wykonał John J. Tierney w latach 1870-1880. fot. materiały prasowe Rycerzy Kolumba

Kto może dołączyć do organizacji i zostać Rycerzem?

– Wymagania nie zmieniły się od lat. Z perspektywy kraju katolickiego za jaki uchodzi Polska, na pozór są bardzo proste. Zapraszamy pełnoletnich, katolickich mężczyzn, którzy pozostają w łączności ze Stolicą Apostolską. Bardziej obrazowo: korzystają bez przeszkód z sakramentów świętych. Niestety, czasem we współczesnym świecie okazuje się to barierą trudną do pokonania.

>>> Abp Gądecki: główną misją Rycerzy Kolumba jest przejście od religijności do wiary

Czy Rycerze Kolumba mają jakieś szczególne zwyczaje funkcjonujące
tylko w ich środowisku?

– Tak. Mogę powiedzieć, że wiele zwyczajów funkcjonuje w naszym środowisku, choć nie są zarezerwowane tylko dla nas. My natomiast staramy się je praktykować i kultywować. Zawsze, gdy kapłan pojawia się na naszym spotkaniu, wszyscy bez względu na wiek i sprawowane funkcje w organizacji wstają z miejsca, oddając mu cześć i szacunek. Wspieramy siebie nawzajem, otaczamy opieką potrzebujących. Takim prostym, ale ważnym gestem jest modlitwa za siebie nawzajem. Gdy, któryś z nas, naszych bliskich, znajomych potrzebuje pomocy, to zamiast klepać się po ramieniu, prosimy i zapraszamy do wspólnej modlitwy. Krótki SMS do braci i szturm modlitewny za wstawiennictwem naszego błogosławionego Założyciela biegnie do nieba. To ważny i pomocny zwyczaj, który jest także formą ewangelizacji współczesnego świata.   

Wspólnoty Rycerzy coraz częściej zawiązują się także w Polsce. Jaki jest główny profil ich działalności w naszym kraju? Ilu Polaków należy do organizacji?

– Rycerze w Polsce działają do ponad 15 lat. Jesteśmy obecni w 31 diecezjach i prawie 200 parafiach. Do polskiej gałęzi organizacji należy ok. 7000 mężczyzn a wspólnotę tworzą także nasze rodziny. Jak widać, rozwijamy się dość dynamicznie. Cechą charakterystyczną organizacji jest działalność na potrzeby społeczności lokalnej: parafii, wioski, dzielnicy czy miasta.  Z jednej strony dbamy o rozwój duchowy mężczyzn i ich rodzin, a z drugiej realizujemy dzieła miłosierdzia. Jesteśmy mostem łączącym potrzebujących z tymi, którzy chcą okazać pomoc. W swojej działalności programowej Rady Lokalne realizują zadania z obszaru wiary, społeczności, rodziny i życia. Możemy śmiało powiedzieć, że każdego dnia gdzieś w Polsce realizowane jest przez nas dobro.

Rycerze Kolumba w umundurowaniu. Zdjęcie z okazji wizyty przełożonego Rycerzy, C. Andersona w Polsce, w 2018r. Fot. Rycerze Kolumba/Jan Walczewski – EpiskopatNews (https://flic.kr/p/2aNt9rY)

Rzeczywiście można usłyszeć opinie, że wspólnota jest w polskim Kościele bardzo aktywna.  Czy Rycerze spotykają się jednak z nieprzychylnymi opiniami na temat swojej działalności? Czy są miejsca, w których budzi ona niezrozumienie, albo nawet niechęć?

– Każdy, kto robi dobre rzeczy ma swoich sympatyków i ma też osoby sobie nieprzychylne. Dobro we współczesnym świecie zmienia znaczenie. Coś co dla osoby wierzącej jest dobrym, dla osoby o innych poglądach może być ograniczeniem czy wręcz złem. Dla przykładu: jasno stoimy na stanowisku całkowitego poparcia dla szacunku i ochrony życia ludzkiego od poczęcia do naturalnej śmierci. To sprawia, że spotykamy się z sympatykami jak i wrogami. Dla tych drugich nasza postawa zagraża prawu do wolności. Na szczęście dostaliśmy od Pana Boga wspaniały prezent – za przyczyną ks. McGivney’a stał się cud, który pozwolił papieżowi ogłosić tego wspaniałego kapłana błogosławionym. Przez jego przykład bezgranicznego oddania swojemu powołaniu wielu zrozumiało jak ważną rolę we współczesnym świecie, zwłaszcza w Kościele odgrywają mężczyźni.

>>> Rycerze Kolumba w obronie prześladowanych chrześcijan

Wróćmy więc jeszcze do postaci Założyciela. W jego życiu działo się bowiem wiele codziennych cudów.

 – Przytoczę dwie takie sytuacje. Pierwsza z tych historii miała miejsce w hrabstwie New Haven, gdzie żył i pracował ks. McGivney. Zmarł ojciec jednej z rodzin. Prawo New Haven stanowiło, że gdy mąż umierał a żona nie mogła wykazać, że jej finanse pozwolą na wychowanie dzieci, władze odbierały je i umieszczały w domach opieki. Synowi tej rodziny groziło oddzielenie, a co za tym idzie – narażenie na utratę katolickiej wiary. W miejscowym sądzie odbyło się posiedzenie, na którym miała zapaść decyzja o jego przyszłości. Ksiądz McGivney zgłosił się i zaoferował zorganizowanie wsparcia finansowego dla dziecka. Rodzina była więc bezpieczna. Ten rzadko spotykany w tych czasach czyn pokazuje, jak bardzo kochał swoich parafian i jak bardzo doceniał rolę rodziny. Ksiądz McGivney nie ograniczał jednak swojego życia tylko do plebanii. Regularnie odwiedzał więźniów, oferując im swoją obecność i duchowe wsparcie. Był to także sposób przygotowania siebie, by stawić czoła „zapewne najtrudniejszej próbie”. Poruszająca jest druga z historii, sprawa młodocianego przestępcy Jamesa „Chipa” Smitha, który w pijackim szale i z bronią w ręku przemierzał ulice jednego z miast. Kiedy miejscowy komendant próbował go zatrzymać, Chip zaczął strzelać. Śmiertelna kula trafiła policjanta w brzuch. Chip został oskarżony o zabójstwo i skazany na śmierć. W więzieniu poznał ks. Michaela McGivney’a. To spotkanie przerodziło się w ponad roczne kierownictwo duchowe i zaowocowało przemianą serca Chipa. Ksiądz McGivney towarzyszył mu aż do egzekucji.

>>> Relikwie założyciela Rycerzy Kolumba dotarły do Polski

Czego Kościół może uczyć się od błogosławionego ks. McGivney’a dziś?

 – Przyglądając się postaci – dziś już błogosławionego – ks. Michaela McGivneya i temu, czego dokonał w swoim dość krótkim życiu, widzimy obraz wzorowego świadka wiary. Można wyróżnić trzy segmenty tego obrazu: Dobry Pasterz, Kochający Ojciec, Lider. Ks. Michael całkowicie oddał się posłudze swoim parafianom. Pokazał tym samym, że zwyczajne wypełnianie swojego życiowego powołania jest doskonałą drogą do świętości. Nie pozostawił wprawdzie żadnego dzieła filozoficznego czy teologicznego, nie przyczynił się do reformy liturgii czy innego obszaru w Kościele, ale to nie przeszkodziło mu być kapłanem dbającym o życie duchowe swoich parafian. Tak naprawdę, ks. McGivney o wiele lat wyprzedził swoją epokę, dostrzegając problemy ludzi pracy i stając się ich głosem. Widział, jak poważnym problemem jest alkoholizm i starał się walczyć z tym zjawiskiem. Odważnie mówił o pojednaniu i przebaczeniu zwłaszcza w rodzinach. To wszystko bez wątpienia jest aktualne także dzisiaj. I także dziś może być wskazówką i wyzwaniem dla współczesnego Kościoła.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze