fot. PAP/EPA/ZOLTAN BALOGH

Antyklerykalizm dla klerykałów [KOMENTARZ] 

Antyklerykalizm jest ostatnio w modzie. Wypowiedzi atakujące Kościół i duchownych są popularne i można w social mediach nazbierać sporo lajków dzięki nim. Przy postępującej sekularyzacji wydaje się, że nie jest to nic dziwnego. Ale czy faktycznie nie jest to dziwne i czy jest uzasadnione? 

Osoby będące przeciwko Kościołowi, niewierzące w świętość Kościoła i niewidzące autorytetu w osobach duchownych – osoby, które nie uznają stanu duchownego – ogłaszają się antyklerykałami lub przez swoje zachowanie i wypowiedzi, są po prostu za takich uznawane. Głośno mówią, że ksiądz nie powinien mówić innym, jak mają żyć. „Duchowny nie powinien włączać się w politykę i sprawy światopoglądowe” – jest to parafraza bardzo znanej wypowiedzi ogromnie popularnego wokalisty Dawida Podsiadły. Jest to również stanowisko ogromnej liczby ludzi. Jednocześnie, tak jak wokalista, i inni przyznają, że z Kościołem niewiele ich łączy, a część ludzi wręcz dosłownie mówi, że są ateistami, agnostykami czy innymi osobami odrywającymi się od religijności. Czym w rzeczywistości jest ich antyklerykalne stanowisko? „Był tam pan, który jest księdzem” – usłyszałem ostatnio od znajomej, która sama przyznała, że daleko jej do Kościoła i dla niej „duchowny” nic nie znaczy. Szkoda, że brak w tym konsekwencji. Bo odrębne ocenianie duchownych to zwykła dyskryminacja, którą można spokojnie postawić obok takich zachowań jak rasizm czy seksizm. W dzisiejszych mediach bardzo często przypomina się o dyskryminowaniu osób innych ras. Również dawna dyskryminacja kobiet często brana jest na tapet. To ze względu na kolor skóry i płeć grupy te wykluczane były z życia społecznego. Prawa wyborcze były takim osobom długo ograniczane. Czym to by się różniło od dyskryminacji osób związanych z Kościołem lub samych osób duchownych? Dalej mamy dyskryminację, tyle że tym razem ze względu na wiarę lub nieuznawany, nieszanowany zawód. Bo czym innym jest świecki pomysł ograniczenia takim osobom możliwości angażowania się w tematy społeczne czy polityczne? 

Chęć ograniczenia aktywności politycznej czy światopoglądowej osobom duchownym powinna być przywilejem jedynie dla „klerykałów”. Klerykałów, czyli tych, którzy chcieliby większego znaczenia religii w społeczeństwie, ale i mam tutaj na myśli osoby szanujące i uznające stan duchowny. W skrócie, ograniczanie duchowieństwa lub krytyka księży jest zarezerwowana, dla osób znajdujących się wewnątrz Kościoła (nie mylić krytyki księży z normalną krytyką drugiego człowieka, którym może być ksiądz). To nam, katolikom, może przeszkadzać nadmierne zaangażowanie danego księdza w sprawy polityczne. To nam może przeszkadzać drogi zegarek czy samochód, który ma duchowny. Nie apostatom pokroju Dawida Podsiadły (o ile spełnił swoją obietnicę i wykluczył się z Kościoła). Dla takich osób nie powinno mieć znaczenia, czy dany mężczyzna jest nauczycielem, hydraulikiem, czy księdzem. Dla pozakościelnego antyklerykała ksiądz mógłby jeździć nowym mercedesem, założyć partię i zostać prezydentem kraju. Śmieszne? Ale czemu nie? Bo ma zawód, którego ktoś nie szanuje?

autor: Michał Brzezicki

To od katolików zależy, czy chcą, żeby duchowni angażowali się politycznie. Tutaj mamy dość zabawny przykład związany z kolejnym tematem, czyli oddzieleniem Kościoła od państwa. Spotykałem się z pomysłami prawnego zabraniania duchownym wypowiedzi politycznych czy światopoglądowych lub karania za takie wypowiedzi. Czyli de facto – byłoby to scalanie Kościoła z państwem poprzez prawne narzucanie regulacji ze względu na religijną funkcję lub wyznanie. Żeby funkcjonowało oddzielenie, ograniczenia nie mogą wynikać ze strony świeckiej. One muszą wyjść wewnątrzkościelnie, tak jak ma to rzeczywiście miejsce. To prawo kanoniczne uniemożliwia duchownym między innymi założenie partii. Zapewnia to też Konkordat. Więcej tutaj.

Stanowisko opisywanych antyklerykałów dalekie jest od chęci oddzielenia Kościoła od państwa, a bliższe zasadzie cuius regio, eius religio zacieśniającej zależności.  

Antyklerykalizm zarezerwowany jest dla katolików, bo dla nas to ksiądz, którego możemy pod tym względem skrytykować, a dla was to „pan, który jest księdzem”, jak pan, który jest kierowcą lub pan, który jest nauczycielem.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze