Stanisław i mój adoptowany muzułmañski syneczek Suheil

Czas miłości, czas Wielkiego Postu

Jeszcze raz pojechałem do więzienia w Rabacie. Po ostatniej wspólnej wizycie ze Stanisławem i konsulem odczuwałem w sercu, że zakończy się dramatyczna sytuacja naszego rodaka w więzieniu marokańskim. Za kilka dni ma być uwolniony i w towarzystwie polskiej ochrony wrócić samolotem do Polski. Przez dwa lata walczył, by nie stracić nadziei.

Razem z pracownikami ambasady polskiej i nieocenionym przyjacielem Stanisławem – adwokatem, dodawaliśmy młodemu człowiekowi (25 lat) wiary w siebie samego i siły przychodzącej o Boga . Za każdym razem, wchodząc przez główną bramę więzienia, myślałem o tym jednym człowieku wśród 2500 więźniów marokańskich wyznających islam: jak może przetrwać kolejne tygodnie. Modlę się, aby te dwa tygodnie, które nas dzielą od jego wolności, były jak najkrótsze. I jestem przekonany, że moc Boża działa w każdym miejscu i Chrystus, którego niosłem w ukryciu do celi więziennej, był i jest razem z Maciejem (imię zmienione). 

W Casablance, w jednym z największych więzień w Maroku, przebywa jeszcze dwóch Polaków. Otrzymali bardzo wysokie wyroki za przewóz wielkiej ilości narkotyków. Nie dotarłem do nich, bo dzieli mnie prawie 350 km. Są czasami odwiedzani przez przedstawicieli polskiej ambasady.  

W Larache, gdzie obecnie przebywam, próbujemy pozyskać serca władz lokalnych dla projektów pomocy ludziom i dzieciom z ubogich rodzin. W soboty i w niedziele po zajęciach szkolnych przychodzi do naszego klasztoru 80 dzieci muzułmańskich. Razem z woluntariuszami muzułmańskimi uczą się pisać i czytać po francusku i arabsku. Po zajęciach szaleją na naszym placu, grając w piłkę nożną i otrzymując wielką kanapkę z mortadelą z indyka albo z kremem czekoladowym. Jak niesamowita jest ich radość, płynąca z prostoty i wdzięczności.  

Kiedy przybyłem do nowego miejsca we wrześniu zeszłego roku, spotykałem każdej nocy kogoś śpiącego pod oknami naszego domu. Czy mogłem przejść obojętnie? Razem z moim współbratem Włochem Giuseppe prosiliśmy Boga o odwagę i siłę wiary w działaniu. Po dwóch tygodniach wspólnej modlitwy przygotowaliśmy w garażu pokój gościnny: dwa łóżka, szafę, stolik, telewizor, pościel, piżamę itd. Burali i Mustafa po raz pierwszy od 20 lat spali pod dachem, na łóżku, wykąpani i w piżamie… To, o czym mówi nam Jezus, jest niesamowitą prawdą: „więcej jest radości w dawaniu aniżeli w braniu”.  

Ofiarować radością serce – to otwierać każdego dnia na nowo niebo i kochać bez granic.  

Stanisław i mój adoptowany muzułmański syneczek Suheil

Od poniedziałku do czwartku, rano i po południu około 120 młodzieńców uczy się w naszym Centrum Padre Lerchundi różnych języków, informatyki, korzystają z biblioteki, szukają lepszej przyszłości. Rodzice z różnych powodów nie mogli im zapewnić nauki w szkole. Ich aspiracje są wielkie, ale często brak im wytrwałości i szukamy ich wszędzie, aby pomóc w realizowaniu życiowego powołania. 

Oni – muzułmanie i nas dwóch franciszkanów, uczniów Chrystusa. W codzienności to, co najważniejsze łączy nas i prowadzi wspólnymi drogami: miłość Boga i bliźniego, która jest takim samym przykazaniem we wszystkich religiach. Bóg nie czyni żadnej różnicy w człowieku uczynionym na jego obraz i podobieństwo. A kiedy życie dozwoli nam dojść do bram nieba, tam On, dobry Bóg, wyjawi nam , że to „cośmy uczynili jednemu z tych naszych braci ubogich i potrzebujących – to samemu Bogu uczyniliśmy”. 

W tych dniach będę wspólnie z Polakami zamieszkującymi w Maroku prowadził trzydniowe rekolekcje wielkopostne. W Polsce to takie powszednie i łatwe. A tutaj pojawia się mnóstwo trudności. Z pomocą Bożą to będzie piękny czas, szczególnie dla osób z małżeństw mieszanych, muzułmańsko-chrześcijańskich. Moją trudnością jest pozostawienie Larache na kilka dni. Jestem tu jedynym kapłanem na obszarze kilkuset kilometrów.  

Są jeszcze trzy zgromadzenia sióstr zakonnych, które są bardzo wyrozumiałe, i mój współbrat Giuseppe, który – choć nie zgadza się ze mną we wszystkim – wspiera mnie zawsze. Myślę, że tworzymy oryginalną wspólnotę zakonną: pełną życia, pomysłów i zaangażowania w „obmywanie nóg cierpiącym i ubogim”. 

Wśród dzieci muzułmańskich w Maroku 2017

Mam ogromną prośbę do franciszkanów z całego świata. Misja w Maroku jest najstarszą misją w Zakonie Braci Mniejszych. Za kilka lat będziemy obchodzili 800-lecie jej istnienia(1219–2019). Tylko czy będziemy je obchodzili? Obecnie jest nas 22 franciszkanów z 14 różnych narodowości, wielu bardzo sędziwych. Pragniemy prowadzić dzieło, które święty Franciszek ofiarował Zakonowi jako serce swego powołania: „gdyby którykolwiek brat chciał udać się między saracenów (muzułmanów) i innych niewiernych, niech idzie za pozwoleniem swego prowincjała i sługi. A prowincjał, jeśli uzna ich za odpowiednich do wysłania, niech udzieli im pozwolenia nie sprzeciwia się. Będzie bowiem musiał zdać rachunek przed Panem (por. Łk 16, 2), jeśli niewłaściwie postąpiłby w tej lub innej sprawie. Bracia zaś, którzy udają się, mogą w dwojaki sposób duchownie wśród nich postępować. Jeden sposób: nie wdawać się w kłótnie ani w spory, lecz być poddanymi wszelkiemu ludzkiemu stworzeniu ze względu na Boga (1 P 2, 13) i przyznawać się do wiary chrześcijańskiej. Drugi sposób: gdyby widzieli, że tak się Panu podoba, niech głoszą słowo Boże, aby [ludzie] uwierzyli w Boga wszechmogącego, Ojca i Syna, i Ducha Świętego, Stworzyciela wszystkich rzeczy, w Syna Odkupiciela i Zbawiciela i aby przyjęli chrzest i zostali chrześcijanami, ponieważ kto nie odrodzi się z wody i z Ducha Świętego, nie może wejść do Królestwa Bożego”(Reg, NB XVI). 

Dziękuję za radość każdego dnia, trudności i problemy, których też nie brakuje, a które dodają kolorów codzienności. Proszę, aby cud Zmartwychwstania dotknął serca każdego z nas i prowadził w miłości nawet w najtrudniejszych momentach naszego życia.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze