Foto: MARIA EWA DROZDOWSKA CSC

Kamerun. Ubodzy Pana [MISYJNE DROGI]

Od początku pandemii nasza placówka zdrowotna otrzymała od państwa 2 maseczki, kilka afiszów, jedno wiaderko do mycia rąk i 5 kostek szarego mydła.

Nasza placówka znajduje się ok. 350 km od Jaounde, stolicy kraju. Lomié to małe, prowincjonalne miasteczko (8 tys. mieszkańców), położone pośród pięknych lasów tropikalnych. Życie płynie tu swoim trybem. Wymieszani z rdzenną ludnością lasu, Pigmejami Baka, wiodą życie bardzo proste, ubogie, zapomniani przez wielkich tego świata i tzw. cywilizację. Kiedy na początku roku dochodziły do nas słuchy o epidemii w Chinach, nikt nie przypuszczał, że dotrze ona i do nas. Wiadomość spadła na nas jak grom z jasnego nieba 18 marca, kiedy to premier rządu ogłosił zamknięcie wszystkich szkół i uniwersytetów oraz innych miejsc publicznych. Wprowadził zakaz przemieszczania się z miasta do miasta, zakaz zgromadzeń większych niż 50 osób, obowiązek mycia i dezynfekcji rąk, noszenie masek… Słuchaliśmy tego ogłoszenia i krew mroziła nam się w żyłach. Takiego czegoś jeszcze Kamerun nie widział. Powiało strachem. Pracujemy w ośrodku zdrowia i codziennie spotykamy ludzi chorych. Co to będzie? Jak to będzie? Wszyscy poumieramy? W wyobraźni zaczęły pojawiać się obrazy z filmów science fiction: walka o przetrwanie, walka o szczepionkę – różne obrazy apokaliptyczne. Co robić? Jak się zabezpieczyć? Jak przyjmować pacjentów? Panika. Maseczki, w znikomej liczbie, bo rzadko używane w naszym ośrodku zdrowia, zostały wyciągnięte z głębin szaf. Wprowadziliśmy obowiązkowe mycie rąk i pomiar temperatury przed wejściem do dyspanseru. Niepewność się utrzymuje. Minister zdrowia i szef dystryktu sanitarnego zaczęli bombardować nas urzędowymi zakazami i nakazami. Nikt nie pyta, skąd mamy wziąć środki na maseczki, płyny dezynfekujące, fartuchy ochronne. Od początku pandemii nasza placówka zdrowotna otrzymała od państwa 2 maseczki, kilka afiszów, jedno wiaderko do mycia rąk i 5 kostek szarego mydła. Każda osoba podejrzana o zakażenie wirusem ma być odesłana do miejscowego szpitalika. Panują tam warunki znacznie gorsze od tych w naszej placówce.

Foto: MARIA EWA DROZDOWSKA CSC

Niemożliwa jest kwarantanna ani izolacja, brak środków odkażających i dezynfekcyjnych, ochronnych fartuchów. Brak testów i leków. To tak, jak być na froncie bez karabinu. Ludzie nie bardzo przejęli się walką z Covid-19. „To choroba białych”, „to oszustwo” – takie komentarze są na ulicach. Trudo jest walczyć z niewidzialnym nieprzyjacielem. Trudno sobie uzmysłowić, że on jest, kiedy się go nie widzi. Nie odczuwa się niebezpieczeństwa. „To tylko wirus – my jesteśmy silni, młodzi, damy radę! Nie dojdzie do nas!”. Trzeba wziąć pod uwagę, że Afrykańczycy większość czasu spędzają poza domem. Życie toczy się na zewnątrz, a w domu się tylko śpi albo ogląda telewizję. Trudno więc mówić tu o pozostaniu w domu, o nie odwiedzaniu się. Takie pojęcia w ogóle nie istnieją. Ludzie żyją z dnia na dzień: muszą iść na rynek, by codziennie kupić artykuły potrzebne do przygotowania posiłku. Nie dziwi zatem, że szybko restrykcje zaczęły być luzowane. Co gorsza, po 2 miesiącach państwo otworzyło bary i restauracje. Zostało to potraktowane jak koniec epidemii. Radość powróciła. Rynki i bary zapełniły się. A my zdajemy sobie powoli sprawę z tego, że szczepionki staną się naszym jedynym „lekarstwem”. Afrykańczycy są ludem wierzącym w Boga, w Jego dobroć i miłosierdzie. Wierzą, że Pan Bóg ich wysłucha i ustrzeże. Wiara w Boga, taka prosta, wręcz naiwna, to czasami jedyne co mają na obronę przed wirusem: ubodzy Pana – anawim Jahwe. Kościoły nie zostały zamknięte, ale zastrzeżono, że w mszy może uczestniczyć maksymalnie 50 osób. Służby w niedziele sprawdzają, czy w kościołach przestrzegane są te zasady. Księża do dzisiaj dwoją się i troją, by zapewnić Eucharystię dla jak największej liczby wiernych. U nas, zamiast dwóch mszy św., w dni świąteczne ksiądz odprawia ich sześć, ale to i tak za mało. Wierni modlą się w domach na różańcu, a niektórzy korzystają z telewizji. Dzięki ufności Panu Bogu pandemia nie „ukradła” Afrykańczykom radości życia. Tego trzeba im pozazdrościć.

S. MARIA EWA DROZDOWSKA CSC

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze