Fot. arch. o. Symeona Stachery OFM

Symeon Stachera OFM: uczyń mnie Panie narzędziem Twojego pokoju 

W tych dniach Maroko wydaliło setki migrantów z dzielnic Tangeru i innych miast. Niektórzy uciekli w góry i do lasów, gdzie wzniesiono nowe obozy dla uchodźców. Inni schronili się w naszej katedrze w Tangerze, jeszcze innych zraniono, zabito i pochowano w ukryciu. Niełatwe to wszystko i każdego dnia pytamy się, jak „nakarmić rzesze ludzi, które są na pustkowiu i szukają swego pasterza” – pisze z Maroka o. Symeon Stachera. 

Nie bójcie się, lżejsze od mydlanych baniek, wyruszać w świat muzułmański – przekonywała swoje siostry Magdalena Hutin, założycielka małych sióstr Jezusa w duchu błogosławionego brata Karola de Foucauld.  Oto szaleństwo zaufania. I to w najczystszej postaci. A swięty Franciszek poszedł na spotkanie z sułtanem al-Malikiem al-Kamilem w czasie piątej wyprawy krzyżowej do Damiety w Egipcie w 1220 r. Nie zdobył palmy męczeńskiej, ale zainicjował nową formę bycia wsród muzułmanów poprzez przykład życia i dzieła miłości chrześcijańskiej. 

>>> Misjonarz w Maroku: przez dwadzieścia lat ochrzciłem jedną osobę [ROZMOWA] 

Kochać Jezusem mego brata muzułmanina 

Przykład Biedaczyny z Asyżu ujął cały świat muzułmański, a sułtan al-Malik al-Kamil  został „nawrócony” do miłości Boga. Tak to bracia mniejsi – franciszkanie – stali się narzędziami pokoju w świecie skłóconym przez ludzi pragnących władzy, zawładnięcia miejscami świętymi i dominacji jednych nad drugimi. „Uczyń mnie Panie narzędziem twego pokoju” – tymi słowami miał się modlić święty z Asyżu przed tym, którego cały świat chrześcijański uważał za wroga. Dziś mija prawie osiem wieków od tamtego wydarzenia.  

>>> Misje zaczynają się od dialogu [MISYJNE DROGI]

Byłem w Boliwii przez 10 lat, żyłem wśród Indian Aymara i Quechua. Często tęskniłem i pragnąłem iść do ludzi oddalonych od świata cywilizacji. Zachwycałem się ich sercem pięknym jak niebo i prostym jak góry Iliampu. Tak szybko to przeminęło. W międzyczasie odwiedzałem fraternię małych braci Jezusa w Cochambambie. Tam zachwyciły mnie słowa: „Ojcze, powierzam się Tobie, uczyń ze mną, co zechcesz. Cokolwiek uczynisz ze mną, dziękuję Ci. Jestem gotów na wszystko, przyjmuję wszystko”.

Fot. arch. o. Symeona Stachery OFM

W morzu islamu 

I szybka decyzja: „Pragnę wieść ukryte i ciche życie wśród muzułmanów”. Chciałem żyć w adoracji i „przekracaniu granic” serc moich braci muzułmanow”. Islam pragnie mieć uprzywilejowane miejsce w mojej nowej misji w Maroku. Pragnąłem odpowiedzieć na nieskończoną miłość Serca Jezusowego, aby iść na koniec świata i  nieść pokój Chrystusowy, serce Ewangelii, nie tylko słowami, ale całym moim życiem. Swięty Franciszek, a potem też błogosławiony Karol de Foucauld – nie nawracali muzułmanów. Chcieli być ich braćmi, kochać ich, oddać za nich życie.  

>>> Wśród muzułmanów [MISYJNE DROGI]

Maroko jest miejscem przekraczania granic. W tym miejscu muzułmanie i chrześcijanie stają się dziećmi tego samego Boga pojmowanego poprzez każdego wierzącego na sposób swojej wiary wyrażanej w Ewangelii i w Koranie.

Fot. arch. o. Symeona Stachery OFM

 

Zanurzeni w sercu drugiego człowieka 

Gdy słyszę słowa o tym, że „przybliżyło się do nas królestwo Boże”, przymykam oczy i wracam do spotkań, rozmów, wspólnych prac na rzecz bliźniego czynionych razem z muzułmanami w Meknesie. To oaza miłości i dobra… 

Przed siedemnastu laty jednemu z młodych arabskich nauczyciełi, pracującemu jako wolontariusz w Centrum św. Antoniego, urodził się synek z  groźną wadą serca. Rokowania były złe – kilka miesięcy życia. Postawiliśmy na nogi pół Maroka, żeby umożliwić  poddanie dziecka operacji  w Europie. Załatwiałem miejsce w szpitału w Marsylii, rząd marokański obiecał operację sfinansować, linie lotnicze ufundowały przelot matki i dziecka,  tamtejsze siostry franciszkanki  dały im możliwość zamieszkania  w swoim  klasztorze podczas rekonwalescencji i skontaktowały matkę z rodzinami muzułmańskimi, żeby się dobrze czuła wśród swoich. Kiedy Loubna razem z uzdrowionym Souheilem wróciła do Meknesu, poproszono mnie o… odprawienie mszy świętej dziękczynnej z udziałem szczęśliwych rodziców, którzy po mszy pozostali jeszcze w kaplicy, żeby po swojemu podziękować Bogu. 

>>> Maroko: prześladowania chrześcijan tuż obok nas 

Loubna, mama uratowanego Suheila, już kilkakrotnie zapowiedziała mi, że całą trójką zjawi  się niebawem w klasztorze w Tangerze, żeby tam trochę razem z franciszkanami  pomieszkać i nacieszyć się spotkaniem, którego źródłem jest Bóg. I zapewniam was , że Loubna tak własnie to rozumie i tłumaczy, że to naprawdę doskonałe świadectwo przekroczenia przez tę młodą arabską rodzinę granic dzielących muzułmanów i chrześcijan. Przekraczanie granic to cudowne powołanie, powołanie Jezusowe.

Fot. arch. o. Symeona Stachery OFM

 

Wszystko co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych… 

W tych dniach Maroko wydaliło setki migrantów z dzielnic Tangeru i innych miast. Niektórzy uciekli w góry i do lasów, gdzie wzniesiono nowe obozy dla uchodźców. Inni schronili się w naszej katedrze w Tangerze, jeszcze innych zraniono, zabito i pochowano w ukryciu. Niełatwe to wszystko i każdego dnia pytamy się, jak „nakarmić rzesze ludzi, które są na pustkowiu i szukają swego pasterza”. Dlaczego taki jest świat?

>>> Misjonarz w Maroku: migrantów trzeba kochać 

Często myślę, w jaki sposób Pan Bóg nam daje dowody swojej miłości. Z jednej strony – niełatwe sytuacje codzienne, które trzeba rozwiązać. Z drugiej strony Jego miłująca obecność wśród nas, Jego hojność, Jego nieskończona miłość. Niech ta maleńka Miłość narodzona w Betlejem narodzi sie na nowo w naszych rodzinach, a miłosierdzie i przebaczenie będzie darem każdego dnia w Nowym Roku Pańskim 2022.

Fot. arch. o. Symeona Stachery OFM

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze