Foto: Barbara i Aleksander Szanieccy

Tanzania: radość Ewangelii źródłem misyjnego zapału

Nasz przyjazd na wakacje do Polski zaplanowaliśmy prawie dwa lata temu. Nareszcie wypoczniemy, zrobimy badania kontrolne, a potem już tylko rodzinnie, z przyjaciółmi, takie błogie, spokojne spędzenie czasu. Zaraz po przybyciu dostaliśmy wstępny harmonogram spotkań w szkołach, parafiach, z różnymi wspólnotami.

Pierwsza myśl, to pytanie: czy damy fizycznie radę?, druga: „Tobie Panie ufam i bać się nie będę”. I ruszyliśmy w Polskę, jak kiedyś do Tanzanii, wierni nakazowi Chrystusa: „idźcie”. Spotkaliśmy fantastycznych ludzi, wspaniałych uczniów, tych młodszych i tych starszych. Ciekawych nie tylko afrykańskiej egzotyki, różnic kulturowych, społecznych, religijnych, ale przede wszystkim zainteresowanych tym, co sami mogą zrobić dla sprawy misyjnej, będąc tutaj w kraju. I to było najpiękniejsze: zapał misyjny, radość na twarzach. Niech nie będą chwilą, która przemija, niech pozostaną w tych sercach na długo, na zawsze.

Na każdym spotkaniu mówiliśmy o tym, że każdy ochrzczony ma obowiązek bycia misjonarzem, swoim życiem dawać świadectwo o Chrystusie. To takie oczywiste, ale dla wielu bywa trudne do realizacji. Może zacznijmy wszyscy od założenia krzyżyka na szyję, od mowy niezachwaszczonej złymi słowami, od szukania i mówienia prawdy. dzieci w trakcie spotkań zadawały liczne pytania, m.in. o afrykańskie domy, internet, prąd, swoich rówieśników, a nawet o wiek zamążpójścia tanzańskich dziewcząt. Większość osób mieszka w chatach krytych trzciną. Zamożniejsi ludzie budują domy z cegły, którą sami wypalają. To nie mężczyźni, lecz kobiety wznoszą domostwa, a ich architektura jest zależna od plemienia, do którego należą.

Spędziliśmy kilka dni na spotkaniu wakacyjnym misjonarzy oraz na IV Krajowym Kongresie Misyjnym w warszawie. Wtedy znowu poczuliśmy, jak nasza misyjna rodzina powiększa się z każdym dniem, z każdym nowo poznanym misjonarzem. Ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się o tym, że nas znają, chociaż pracują na drugim końcu świata, my również o wielu z nich słyszeliśmy, czytaliśmy, a teraz mogliśmy wymieniać się doświadczeniami i radością, bo takie właśnie były te chwile. Spotkała nas wszystkich przemiła niespodzianka. Do misjonarzy przyjechał prezydent-elekt. Osobiście mogliśmy się przekonać o wielkiej kulturze osobistej i kulturze słowa tego człowieka. Został w sposób naturalny włączony do naszej rodziny misyjnej: jest bez wątpienia misjonarzem, który nie wstydzi się swojej wiary i pobożności. właśnie wtedy poczuliśmy wszyscy, rozrzuceni po całym misyjnym świecie, jedność, polskość, patriotyzm, które wołały z naszych serc: Boże błogosław Polskę, błogosław naszego Prezydenta. dziękujemy Bogu, za ks.  Franciszka Jabłońskiego, który zorganizował animacje misyjne, za wszystkie te spotkania oraz za ludzi, których postawił na naszej drodze.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze