Fot. Dawn Mcdonald/unsplash

Bp Jerzy Mazur: Afryka jest już gotowa podzielić się księżmi z Polską i Europą

Nadszedł czas: Afryka jest gotowa podzielić się księżmi z Europą – ocenia biskup ełcki Jerzy Mazur. W rozmowie z KAI były przewodniczący Komisji Misyjnej Episkopatu bardzo pozytywnie ocenia proces zapraszania przez polskie diecezje księży z innych kontynentów.

Tłumaczy, że jest to wymiana darów: Kościół w Polsce oferuje im spotkanie z tutejszą pobożnością i europejską kulturą sakralną. Księża z Afryki mogą zaś przekazać Polakom entuzjazm przeżywania wiary. Bp Mazur, którego misja duszpasterska w Rosji została przerwana przez władze tego kraju, przypomina o objawieniach maryjnych w Fatimie i przestrodze Matki Bożej, że jeżeli ludzkość nie będzie posłuszna i nie wypełni Jej prośby o modlitwę, to Rosja rozszerzy swoje bałwochwalcze ideologie i nastaną jeszcze większe kataklizmy i wojny. W rozmowie z KAI bp Jerzy Mazur mówi o tym, że każdy ochrzczony powinien być zarówno uczniem jak i misjonarzem. Stwierdza, że cała Europa znajduje się dziś w stanie milczącej apostazji, diagnozuje przyczyny, które, jego zdaniem, doprowadziły do poważnego spadku praktyk religijnych w Polsce i opisuje działania, jakie w tej sytuacji podjął w swojej diecezji.

>>> Ilu kandydatów do kapłaństwa rozpoczęło formację w Polsce? [STATYSTYKA]

Tomasz Królak (KAI): Jako były misjonarz w Ghanie, stale podkreśla Ksiądz Biskup, że misje to nie tylko odległe kontynenty, że misjonarzem ma być każdy ochrzczony i tam, gdzie jest. To zobowiązanie trwa, ale skala praktyk mocno w Polsce spada…

Bp Jerzy Mazur: – Mówiąc o misjach trzeba ciągle przypominać sobie i innym mandat misyjny, który Jezus wypowiedział do apostołów przed wniebowstąpieniem: idźcie i głoście. I Jego zapewnienie: jestem  z Wami.

Fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Jak podkreślił Sobór, Kościół z natury jest Kościołem misyjnym, a więc posłanym. Poprzez chrzest weszliśmy do Kościoła, a skoro tak, jesteśmy cały czas zobowiązani do wypełniania tego mandatu, do głoszenia Ewangelii i przekazania temu światu wspaniałego orędzia: o życiu wiecznym i o tym, że jedynym zbawicielem świata jest Jezus Chrystus. Mamy to czynić z miłości do bliźniego i także dziś, w tych trudnych czasach, gdy uderza w nas sekularyzacja i mocno odczuwa się walec dechrystianizacji.

Papież Franciszek powtarza, że z mocy chrztu świętego wszyscy jesteśmy uczniami-misjonarzami. Uczniami, bo przyjęliśmy wiarę, a misjonarzami, bo powinniśmy się nią dzielić.

Bycie misjonarzem zobowiązuje też do chrześcijańskiego świadectwa. Czy zdaliśmy egzamin w odniesieniu do uchodźców? A myślę tu nie tylko o tych z Ukrainy ale i o ludziach z granicy polsko-białoruskiej. Kilka parafii diecezji ełckiej graniczy z Białorusią…

– Tak, głoszenie winno być poparte świadectwem. Ono przemawia bardziej niż słowa. Myślę, że jeśli chodzi o Ukrainę, to zadziwiliśmy świat świadectwem prawdziwie chrześcijańskim, bo otworzyliśmy przed nimi nasze serca, mieszkania i domy, dając im miłość, której uczy nas Chrystus. Staraliśmy się zatroszczyć nie tylko o potrzeby materialne ale i duchowe: katolicy wiedzieli, gdzie mogą znaleźć kościół swojego wyznania, a prawosławnych czy grekokatolików kontaktowaliśmy z ich duszpasterzami.

Myślę, że zdaliśmy egzamin. Nie patrzyliśmy na historię, bo przywołując Wołyń mielibyśmy 120 wymówek, żeby tych ludzi nie przyjąć. Ale Duch Święty tak nas umocnił, że o przeszłości przez moment zapomnieliśmy i po prostu pomagaliśmy człowiekowi w potrzebie. Nasza diecezja wysłała blisko 70 tirów z pomocą, oprócz tego wiele mniejszych transportów. Oczywiście część tych towarów pochodziła od zagranicznych darczyńców Caritas. Pomoc docierała przez biskupa Leona z Kamieńca Podolskiego oraz znajomych kapłanów i siostry zakonne tam pracujące aż na front, ale wspierała też np. archidiecezje lwowską.

Natomiast co do uchodźców z pogranicza polsko-białoruskiego: nie wolno abstrahować od tego, kim są przybysze. Przyjrzeliśmy się im i zauważyliśmy, że nie są to ludzie oczekujący na schronienie w Polsce, mieli inny cel. A wśród tych ludzi usiłowano przepchnąć może i terrorystów czy inne, wrogo usposobione postacie. Dlatego powiedzieliśmy: stop, my wam pomożemy tam, czyli u was, na miejscu, na Białorusi. Caritas naszej diecezji chciała nawiązać kontakty, aby przekazać pomoc, ale nikt tam tej pomocy nie chciał przyjąć. To był wyraźny znak, że oni oczekiwali czegoś innego.

fot. PAP/Łukasz Gągulski

Jeśli już ktoś przedostał się do Polski i potrzebował schronienia, to zawsze je otrzymywał, podobnie jak jedzenie. Natomiast wszyscy byli zachęcani: idź drogą legalną, bo zawsze była taka możliwość. Ale oni tego nie chcieli. Gdyby nie było tej legalnej drogi, to owszem, bylibyśmy zobowiązani do uczynienia czegoś więcej. Ale skoro z takiego rozwiązania nie chcieli korzystać?…

Okazaliśmy gotowość do pomocy. Trzy parafie naszej diecezji graniczą z Białorusią. To w sumie duży odcinek. Jeździłem na spotkania z żołnierzami, m.in. na wigilię w Lipsku. Mówiono mi, że zwłaszcza w pierwszych tygodniach kryzysu, gdy była duża nagonka na straż graniczną, żołnierzy, policję, funkcjonariusze tych służb z wielkim wzruszeniem reagowali na kartki od dzieci z podziękowaniami za obronę granicy. Okazuje się, że ci ludzie bardzo potrzebowali gestu dobroci i miłości.

Coraz więcej kleryków z różnych krajów, w tym z Afryki, do kapłaństwa przygotowuje się w polskich seminariach. Pewnie jakaś część już tu zostanie. Czy myśli Ksiądz, że to jest jakaś szansa na ożywienie polskiej religijności?

– Patrzę na ten proces bardzo pozytywnie. Sam, w ubiegłym roku, zaprosiłem dwóch kleryków z Togo, dwóch kolejnych przybędzie z Ghany.

Papież Pius XII w encyklice “Fidei donum” [z 1957 roku – KAI] czyli Dar wiary, prosił biskupów europejskich, by posyłali księży diecezjalnych do krajów afrykańskich. Od nazwy tej encykliki nazywa się ich kapłanami fideidonistami. Dzięki działalności misyjnej zakonów i diecezji, obecnie najwięcej katolików przybywa w Afryce, tam też są najliczniejsze powołania kapłańskie. Po latach pracy misyjnej widać, że sytuacja się zmienia.

Zapraszanie kleryków z diecezji afrykańskich uważam za obopólną wymianę darów. Dzisiaj diecezja ełcka nie wyśle już zbyt wielu misjonarzy, bo zmniejszają się liczby kapłanów i powołań. Tak się dzieje w skali ogólnopolskiej, a i Zachód Europy też nie ma takich możliwości. Natomiast młode Kościoły lokalne Afryki potrzebują doświadczenia Kościoła o wieloletniej tradycji, tak jak Polska i inne kraje. Misjonarze, którzy przez lata byli posyłani na inne kontynenty, przekazywali tam, w duchu dialogu, wielowiekowe tradycje i duchowe bogactwo.

Jako przewodniczący Komisji Misyjnej Episkopatu spotykałem się w różnych krajach z wieloma tamtejszymi biskupami a także misjonarzami. Często słyszałem: pomimo, że mamy wystarczającą liczbę powołań i kapłanów, wysyłamy ich do innych diecezji a nawet innych krajów, ciągle potrzebujemy misjonarzy z zewnątrz. Po pierwsze, żeby ukazywali tutejszym księżom i świeckim uniwersalność i misyjność Kościoła i żeby to mocno w naszej mentalności się zakorzeniło. Mówili mi też, że potrzebują wciąż misjonarzy z zewnątrz do formacji w seminariach i do apostolatów: biblijnego, medialnego, do formacji laikatu. Zapraszając afrykańskich kleryków, Kościół ełcki chce pomóc Kościołowi z Togo czy Ghany czy innych krajów w lepszej formacji duchowieństwa.

Bo choć Kościół w Europie przeżywa kryzys, coraz bardziej odczuwalny także w Polsce, wciąż może przekazywać swoje wielowiekowe doświadczenie młodszym wspólnotom?

– Tak, mamy ku temu możliwości, mamy seminarium, więc możemy im tę formację u nas zaoferować. Ponadto, po święceniach ci księża zostaną w naszej diecezji, żeby tu popracować, na przykład przez 6 – 9 lat. Po kilku latach pracy pastoralnej taki kapłan może ukończyć studia, ma możliwość zrobienia licencjatu czyli ukończenia 2-3 letnich studiów – czy to na UKSW czy KUL. Traktuję to jako zobowiązanie naszej diecezji, bo przecież nasi kapłani, też korzystali i wciąż korzystają ze stypendiów umożliwiających studiowanie w Rzymie i innych europejskich miastach. Dziś mamy obowiązek pomóc tym biedniejszym, bo sami kiedyś też otrzymaliśmy coś od innych. Nie wolno też zapominać, że Kościoły afrykańskie potrzebują od nas także pomocy materialnej, m.in. do prowadzenia szkół, szpitali itd.

Chodzi też o to, żeby zobaczyli naszą pobożność maryjną i tę związaną z Bożym miłosierdziem, poznali system naszej działalności charytatywnej. A także, żeby przyjrzeli się skarbom polskiej i europejskiej kultury sakralnej: architektury, malarstwa czy muzyki. Uważam, że taka postawa Kościoła Ełckiego świadczy o jego dojrzałości i otwartości na inność i potrzeby innych oraz o otwartości na  dzielenie się z innymi doświadczeniem naszego Kościoła w duchu dialogu.

A czego Kościół w Polsce może nauczyć się od afrykańskich kleryków i księży?

– Po pierwsze, oni mogą przekazać nam wspaniały entuzjazm przeżywania wiary, przede wszystkim liturgii. Mają też poczucie autorytetu Biblii, jako tekstu, który jest święty, aktualny i żywy. A także trwałego znaczenia tradycyjnych koncepcji rodziny i moralności. To w dużej mierze chroni Afrykanów przed kulturowymi przewrotami, z którymi boryka się Zachód, włączając w to przedefiniowanie ról mężczyzny i kobiety, sprawę czystości, świętości. Oni żyją naturą i tym, co z niej wypływa. Różne teorie i praktyki dotyczące gender są dla nich abstrakcją. Albo eutanazja: dla nich to jest coś zupełnie niezrozumiałego, bo liczy się życie! Być niewierzącym to dla nich “obciach”. Owszem, mogą nie wierzyć w Chrystusa, zresztą wciąż nie wszyscy go znają, ale wierzą w jakąś siłę wyższą, która za tym wszystkim stoi.

Procesja maryjna w Figuil/fot. Marcin Wrzos OMI/Misyjne Drogi

Ciekawe też, że w samej Afryce dokonuje się wymiana kleryków między różnymi krajami. Biskupi czują bowiem, że są to potrzebne procesy, mogące służyć wzajemnemu wzbogaceniu. Większość afrykańskich chrześcijan uważa Kościół w Europie za swój Kościół macierzysty, ale dostrzega, że on słabnie. W Afryce zaś liczba katolików, księży i powołań – wzrasta.

Przyszedł czas na wymianę darów, ale Europa musi się nauczyć postawy przyjmowania. To jest trudne. Dziś Europa powinna porzucić wszelkie postawy paternalizmu i wyższości i usiąść z innymi jak z braćmi, przy tym samym stole eucharystycznym, łącząc mądrość swojego wielowiekowego doświadczenia i otwierając się na bogactwo Kościoła afrykańskiego i świadectwa przybywających stamtąd chrześcijan. Nadszedł czas: Afryka jest gotowa podzielić się księżmi z Europą.

Rozumiem, że chodziłoby o to, by ci księża pozostali w Europie na dłużej a nie tylko w ramach odbywania studiów i krótki praktyk w parafiach? Bo chyba dopiero wtedy mogłoby to być obustronnie korzystne?

– Dlatego dając możliwość ukończenia studiów i przygotowania do święceń kapłańskich zakładam, że tacy księża powinni pracować w diecezji przynajmniej 6-9 lat. Ale tu można dyskutować.

Dla nas, polskich katolików, słuchać kazań afrykańskich księży, rozmawiać z nimi o życiu i wierze, mogłoby być czymś fascynującym.

– Jak najbardziej. U Werbistów w Polskiej Prowincji jest bodaj 25 obcokrajowców, a rektorem domu werbistowskiego w Warszawie jest ksiądz z Togo, należy on też do rady prowincjalnej. Inny jest proboszczem, oczywiście przyjął polskie obywatelstwo, mamy też Indonezyjczyków. Jako werbiści pomagaliśmy przez lata tutejszemu Kościołowi a dziś Indonezyjczycy i inni wysyłają misjonarzy na cały świat.

Przez wiele lat, od 2011 roku, przewodniczył Ksiądz Biskup Komisji Misyjnej KEP. Czy priorytety, którymi zajmuje się to gremium zmieniły się z upływem czasu?

– Czas, w którym byłem przewodniczącym to był dobry czas. Obchodziliśmy 50. rocznicę zakończenia Soboru Watykańskiego II i dekretu o działalności misyjnej Kościoła. Sięgnęliśmy do adhortacji Pawła VI “Evangelii nuntiandi”, do encykliki Jana Pawła II “Redemptoris missio” – to prawdziwa “carta magna” misji. W 2012 roku Benedykt XVI zorganizował synod biskupów na temat nowej ewangelizacji. Przypomniał wówczas słowa Grzegorza Wielkiego: “Ludzie od nas odchodzą, a my milczymy” i zachęcał, by Kościół nie milczał ale szukał nowych dróg i sposobów głoszenia Ewangelii.

Z kolei tytuł adhortacja Franciszka “Evangelii gaudium” – radość Ewangelii uczyniliśmy hasłem IV Krajowego Kongresu Misyjnego zorganizowanego pół wieku po zakończeniu Soboru. Jan Paweł II mówił, że na sekularyzację, liberalizację, laicyzację odpowiedzią jest nowa ewangelizacja. Podobnie sądził Benedykt XVI, dlatego zwołał synod o nowej ewangelizacji. Poszliśmy tą drogą organizując wspomniany Kongres.

Czy te inicjatywy przyniosły owoce?

– Nowa ewangelizacja oznacza szukanie nowych metod, nowego zapału, nowych środków wyrazu do głoszenia tej samej Ewangelii, którą zostawił nam Chrystus. Wedle definicji Franciszka nowa ewangelizacja dotyczy trzech obszarów: pierwszy to duszpasterstwo zwyczajne, a więc w duchu nowej ewangelizacji pomagać we wzrastaniu w wierze tym, którzy są blisko Chrystusa, tworzą żywą wspólnotę Kościoła w parafiach.

Drugi obszar to dotarcie przez biskupów, kapłanów, świeckich do ludzi ochrzczonych ale tych, którzy się życiu pogubili, odeszli od Boga i Kościoła. Według Jana Pawła II to jest ta właściwa płaszczyzna nowej ewangelizacji: pomóc ochrzczonym, którzy żyją tak, jakby Boga nie było, wrócić do Kościoła.

Fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Trzeci obszar stanowią ci, którzy jeszcze nie znają Chrystusa, a którym trzeba głosić Jego naukę, idąc “aż po krańce ziemi”. Papież Franciszek w swojej adhortacji kreślił pewien kierunek tego nawrócenia misyjnego, zwracając uwagę, że Kościół wciąż powinien być w drodze, wychodzić na peryferia niosąc Ewangelię w tym zsekularyzowanym świecie. A więc jednym z najważniejszych owoców Kongresu stała się większa świadomość misyjności Kościoła i odpowiedzialności za misje.

Chrystus mówi: głoście dobrą nowinę o zbawieniu. To Kościół ma ukazywać, że Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi. My mamy głosić w porę i nie w porę, a jeśli nie będą nas słuchać, to nie jest nasz problem, lecz tych, którzy Ewangelię odrzucają. Bo głosiciel powinien mieć świadomość, że to Duch Święty jest nadrzędnym podmiotem ewangelizacji. A jeśli człowiek to odrzuca – to jest to jego problem, bo jest przecież wolny i ma wybór. Jezus mówi przecież: jeśli was nie przyjmą, strząśnijcie proch z waszych stóp.

Mocne słowa.

– Bardzo mocne. Zastanawiam się, jakie dziś mają zastosowanie. W każdym razie nie mogę ciągnąć kogoś za uszy do Kościoła czy zmuszać do wiary. Mogę prosić Ducha Świętego by słowo, które głoszę zostało przeniesione z ucha do serca drugiego człowieka, stając się dla niego przyczyną nawrócenia czy umocnienia.

Ale zastanawiając się przy tym, jak robić to skutecznie…

– Jak najbardziej. Muszę wykorzystać wszystkie metody dotyczące języka, sposobu wyrażania. A przede wszystkim moc i jakość własnego świadectwa. Ja mam głosić Ewangelię i dawać świadectwo o Jezusie Chrystusie Ukrzyżowanym i Zmartwychwstałym.

Nie ma więc co popadać w marazm obserwując spadki praktyk, powołań, odchodzenie z lekcji religii albo widząc, jak ludzie ochrzczeni wspierają ustawy nie do pogodzenia z moralnością chrześcijańską?

– Pan Jezus nas zapewnił, że bramy piekielne Kościoła nie przemogą. Te słowa zapamiętałem już jako młody dzieciak, choć nie do końca je rozumiałem. Pytałem mamę, tatę, dziadka – co to znaczy.

Wszelkie trudności zawsze pomagały Kościołowi wyjść bardziej umocnionym, oczyszczonym i z większym entuzjazmem wypełniać misję, do której Bóg go powołuje. Im więcej trudności, tym bardziej powinniśmy zaufać Panu Bogu.

Pana Jezusa też nie wszyscy chcieli słuchać. A niektórzy obmyślali tylko, jak go na jakimś słowie przyłapać i jak osądzić. Także apostołów nie wszyscy słuchali z entuzjazmem. Święty Paweł mówi: spodobało się Bogu zbawić ludzi przez głupstwo głoszenia słowa Bożego. I to jest nasze, zawsze aktualne, zadanie, wezwanie i misja.

Niedawno pisał Ksiądz Biskup, że w diecezji spada liczba uczestników niedzielnych mszy, przybywa tych, którzy mają przeszkody w przyjmowaniu Komunii św. m.in. z powodu bycia w związku niesakramentalnym, a większość chrzczonych dzieci pochodzi z takich właśnie związków. Pytanie fundamentalne: dlaczego polska religijność tąpnęła aż tak bardzo?

– Cała Europa znajduje się dziś w stanie milczącej apostazji, jak to określił kard. Sarah. Pierwotny sens wartości demokratycznych został wypaczony, a pod pozorem walki z dyskryminacją pragnie się zatrzeć różnice płci w małżeństwie, promuje się ideologię gender, ludzie wierzący i praktykujący są wyśmiewani. Walec dechrystianizacji uderza mocno i wiele osób odrzuca Boga, jako centrum życia, a na piedestale stawia samych siebie. Człowiek szuka dziś swoich bożków w pieniądzu, goni za tym, żeby więcej posiadać. A do tego dochodzą przypadki związane z pedofilią i innego typu molestowaniem seksualnym. Wszystko to powoduje, że wielu ludzi osłabia się w wierze, człowiek zapomina o celu życia na ziemi. Jeśli straci orientację i świadomość, że jest życie wieczne i królestwo niebieskie, koncentruje się na zaspokajaniu swoich potrzeb i przyjemności.

PAP/Marcin Obara

Bardzo mocno osłabiła się rodzina. Kiedyś była ostoją przekazywania wartości, dziś przestała je pielęgnować. Młodzież zachłysnęła się tymczasowością i źle pojętą wolnością, wstydzi się wiary. Swoje zrobiła pandemia i związane z nią zaostrzenia co do uczestnictwa w mszach św. Dlatego wielu ludzi zostało w domach i nie powróciło do praktyk, choć przecież nic jednak nie zastąpi bezpośredniego udziału w eucharystii. To wszystko złożyło się na owo tąpnięcie.

A czego potrzebują dziś ludzie młodzi, ci, którzy w Kościele pozostali?

– Dwóch rzeczy: głębi i wspólnoty. Głębi Dobrej Nowiny, prawdy, przykazań, słowa Bożego, sakramentów. Zwrócę uwagę, że dziś zatraciliśmy świadomość tego, co wynika z sakramentów – począwszy od chrztu, pokuty, Eucharystii, bierzmowania, małżeństwa, sakramentu chorych. Niejeden kapłan utracił zaś świadomość tego, czym jest sakrament kapłaństwa, stąd różnego rodzaju kryzysy, które trapią to środowisko.

Widząc te wyzwania w ostatnich latach w diecezji postanowiłem zorganizować dwa kongresy misyjne, które były odpowiedzią w duchu nowej ewangelizacji. Chodzi m.in. o przypomnienie, że z chrztu świętego jesteśmy uczniami-misjonarzami, uczennicami-misjonarkami, a więc posłanymi do głoszenia dobrej nowiny o zbawieniu. Bo my wszyscy mamy nieść orędzie Chrystusa, sami przeżywając nawrócenie duszpasterskie, i wychodzić ku innym. Obydwa kongresy były jakby rozprostowaniem nóg przed czekająca nas drogą.

fot. Antoni Jezierski/misyjne.pl

Wspominałem, że młodzież potrzebuje wspólnoty, dlatego dwa kolejne kongresy poświęcone były temu zagadnieniu. Pierwszy gromadził wspólnoty różańcowe, bo modlitwa jest sercem Kościoła. Jan Paweł II zapytany co jest w jego posłudze najważniejsze, odpowiedział, że modlitwa dodając, że uprasza w modlitwie miłosierdzia Bożego dla całego świata.

Cieszyłem się, gdy 13 stycznia prawie 5 tys. mężczyzn przybyło do Ełku jako wojownicy Maryi. Objawiła się ich żywa wiara. Powiedziałem im: mężczyźni, ojcowie, młodzieńcy – Kościół was potrzebuje, potrzebuje waszej wiary, waszego świadectwa i modlitwy, potrzebuje was byście bronili małżeństwa, rodziny, Kościoła.

W ubiegłym roku przeżywaliśmy natomiast kongres wspólnot: ruchów, stowarzyszeń, bractw. Parafia ma być wspólnotą wspólnot, bez nich parafie będą wymierać, pomijając już, że nie będą wychodzić ku tym, których w parafii nie ma. Racją bytu wspólnot w Kościele jest ewangelizacja czyli wychodzenie na zewnątrz, na peryferie, dając świadectwo swojej wiary i przyciągając innych do Chrystusa.

A jakie nadzieje wiąże Ksiądz Biskup z diecezjalnym Kongresem Eucharystycznym?

– Od stycznia do Niedzieli Palmowej trwa przygotowanie do tego wydarzenia. Kongres będzie trwał 2,5 roku. Skąd ten pomysł? Jak wspomniałem, człowiek zatracił poczucie łaski płynącej z sakramentów. Eucharystia zaś  jest źródłem i szczytem życia chrześcijańskiego.  Zależy mi na tym, żeby wszyscy ochrzczeni zastanowili się nad tym, jak rozpalić żarliwość eucharystyczną.

Uroczysta inauguracja Kongresu Eucharystycznego Diecezji Ełckiej będzie miała miejsca 28 marca, w Wielki Czwartek, w czasie Mszy Krzyżma Świętego w katedrze. Kongres potrwa dwa i pół roku, zakończymy go 4 czerwca 2026 roku w Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa. Hasłem Kongresu będą słowa obietnicy Jezusa danej Apostołom i nam przed Wniebowstąpieniem: „JA JESTEM Z WAMI”.

Kongres zostanie podzielony na trzy etapy. Pierwszy etap: od Wielkiego Czwartku do końca roku 2024. W czasie pierwszego etapu będziemy przeżywać wydarzenia kongresowe bardziej na poziomie parafialnym, czyli w parafiach. Kongresowe dni centralne każdego etapu będą od Wigilii Zesłania Ducha Świętego do Uroczystości Bożego Ciała.

Fot. Mateusz Zys OMI / Misyjne Drogi/misyjne.pl

Prosimy Ducha Świętego, by Kongres stał się wielką wspólną modlitwą duchownych i świeckich, dziękczynieniem za Eucharystię, za szafarzy Eucharystii, wypraszaniem łaski powołania kapłańskiego dla ludzi młodych, szukaniem nowych dróg i sposobów głoszenia Ewangelii.

Mam nadzieję, że Kongres przyczyni się do odnowienia wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Sakramencie Ołtarza i ożywienia naszych relacji z Bogiem obecnym w Eucharystii. A także nastąpi odnowienie kultu eucharystycznego w parafiach poprzez rozpalenie miłości do życia Eucharystią i do adorowania Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Kolejnym celem Kongresu jest ożywienie nadziei, by Eucharystia stawała się siłą inspirującą do wypełniania misji głoszenia Ewangelii o zbawieniu i służenia bliźnim, szczególnie chorym, potrzebującym i żyjącym na peryferiach.

Te cele osiągniemy poprzez uczestniczenie we Mszach św., przyjmowaniu Komunii świętej, trwanie na adoracji przed Najświętszym Sakramentem a także poprzez formacje eucharystyczną i udział w nabożeństwach oraz procesjach eucharystycznych. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus powiedziała, że gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, to służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do Kościoła.

Jaki powinien być udział parafii w edukacji religijnej, zwłaszcza przygotowywaniu do sakramentów? Bo na lekcjach religii w szkole zrobić sięt ego nie da, o czym biskupi mówią coraz częściej, choć dopiero od pewnego czasu…

– Szkolne lekcje religii mają swoje uwarunkowanie, swoją podstawę programową itd. Natomiast właściwe przygotowanie do sakramentów – pierwszej Komunii i bierzmowania odbywało się – i odbywa – przy w parafii. Bo to katecheza pomaga we wzrastaniu w wierze, w budowaniu relacji z Jezusem Chrystusem i jej umacnianiu. Katecheza przyparafialna zawsze była uzupełnieniem i przygotowaniem do sakramentów. Tak więc zajęcia szkolne i przyparafialne uzupełniają się.

Uważam, że obecna pani minister edukacji za szybko chce wszystko zmieniać. Są bowiem pewne ustalenia, zapisy także konkordatowe, istnieje platforma dialogu w postaci komisji Wspólnej Rządu i Episkopatu i tutaj trzeba szukać rozwiązań, które będą najbardziej efektywnie służyły dziś młodemu człowiekowi. Dobrze byłoby więc nie wyrzucać czegoś, co służy ogólnemu, ludzkiemu rozwojowi młodzieży, wychowaniu, budowaniu postaw moralnych.

W Polsce panuje też bardzo niedobra praktyka: religia albo nic, to znaczy brak lekcji etyki. To nie zostało rozwiązane, tymczasem powinien być wybór: religia albo etyka. Powstaje wielkie pytanie: kogo chcemy wychować. Człowieka, który nie będąc właściwie wykształconym i ukształtowanym – bez prac domowych i lektur kształtujących postawy – podda się wszystkiemu? Powinniśmy zastanawiać się jak, poprzez edukację, wychowywać.

Od niedawna działa w Ełku diecezjalna Szkoła katechistów. Skąd ta idea?

– Jedną z posług wiernych świeckich w Kościele jest posługa katechisty. Setki tysięcy katechistów zaangażowanych na różnych kontynentach pełnią wielkie i wspaniałe misyjne, ewangelizacyjne oraz katechetyczne dzieło Kościoła. Ich współpraca z kapłanami, misjonarzami i misjonarkami w wypełnianiu misji katechisty przynosi wspaniałe owoce na płaszczyźnie wiary, ewangelizacji i katechizacji. Oni docierają do tych, do których trudno kapłanowi dotrzeć. Jest to także opatrznościowa szansa dla Kościoła ełckiego, a więc dla naszych parafii, aby podjąć formacje katechisty w diecezji, by w każdej parafii było kilku katechistów.

Fot. Justyna Nowicka/Misyjne Drogi

Posługę świeckiego katechisty ustanowił papież Franciszek w Motu proprio Antiquum Ministerium z 10 maja 2021 roku. Decyzja ta miała na celu unormowanie posługiwania katechetycznego świeckich w parafii oraz zapewnienie odpowiedniego przygotowania i formacji kandydatów do pełnienia tej posługi. Wsłuchując się w głos Ducha Świętego i według moich rozeznań i doświadczenia misyjnego oraz współpraca z katechistami na misjach to uważam, że taka posługa katechisty jest w naszej diecezji konieczna. Wprowadzenie posługi katechisty może w sposób istotny przyczynić się do ożywienia i ubogacenia życia wspólnoty parafialnej w wymiarze ewangelizacji, celebrowaniu liturgii i posłudze charytatywnej. Patrząc w przyszłość w duchu synodu, który mocno podkreśla konieczność głębszego uświadomienia sobie przez świeckich ich misji oraz stawia na głębszą współpracę duchownych ze świeckimi to powinniśmy czynić wszystko, by w każdej parafii mieć ludzi świeckich dobrze uformowanych i posługujących jako katechiści. Oni winni wejść do grona najbliższych współpracowników proboszcza. 

Zajęcia rozpoczęły się w ubiegłym roku od Adwentu i cieszą się sporym zainteresowaniem. Obecnie w szkole kształci się 135 uczestników, w tym, co chcę podkreślić, sporo ludzi młodych. Utwierdza mnie to w przekonaniu o tym, że młodzi poszukują głębi.

A jakie konkretnie funkcje miały pełnić katechista?

– Katechista jest powołany, ale i wybierany przez Kościół. Jest to znak nadziei na dzisiejsze czasy. Misją świeckiego katechisty w parafii jest katecheza ewangelizacyjna (kerygmatyczna) dorosłych, obejmująca osoby, które uczestniczą w procesie duszpasterskiego przygotowania do przyjęcia sakramentów świętych. Katechiści będą prowadzić katechezy kerygmatyczne dla rodziców i chrzestnych w ramach przygotowania do sakramentu chrztu, także dla rodziców dzieci przygotowujących się do I Komunii św. . 

Katechista może prowadzić katechezy dla rodziców i chrzestnych. Może się z nimi spotykać w parafii lub w ich domach, a niekoniecznie w kancelarii parafialnej. Wiadomo, że młodej matce czy ojcu nie jest łatwo zostawić dziecko w domu, bo nie zawsze może liczyć na pomoc, więc byłoby to dla nich ułatwieniem. Chodziłoby o zarówno o wyjaśnienie w tych katechezach tego, na czym polega chrzest, ale też o uświadomienie zobowiązania, które biorą na siebie rodzice tego dziecka oraz jego chrzestni.

Katechista mógłby też spotykać się z rodzicami dzieci przystępujących do Pierwszej Komunii. Miałoby to służyć temu, by to rodzice przygotowywali dziecko do tego sakramentu.

W dzisiejszych, polskich nawet realiach, brzmi to niestety trochę abstrakcyjnie.

– Tak, abstrakcyjnie, ale myślę, że to jest najlepsza metoda przygotowania dziecka do Pierwszej Komunii. Chodzi o uświadomienie także rodzicom głębi Eucharystii, żeby uczestnicząc w Eucharystii nie przeszli “obok” niej.

Następna możliwa aktywność dla katechistów dotyczy bierzmowania. W parafiach, gdzie młodzież jest przygotowywana do tego sakramentu przez świeckich animatorów, widać niesamowitą różnicę w porównaniu z pozostałymi parafiami. Również i tu chodzi o przygotowanie także rodziców tych osób.

Także np. w parafialnej poradni rodzinnej?

– Katechiści mogliby działać także w poradniach rodzinnych, pomagać w prowadzeniu kursów przedmałżeńskich, udzielać się w mediach społecznościowych, docierać do młodzieży, która zrezygnowała z nauki religii, szukać kontaktu z osobami, które odeszły od Kościoła, nawiązywać kontakty z osobami żyjącymi w związkach niesakramentalnych i zaangażowanie się w głoszenie Ewangelii na współczesnych areopagach ewangelizacji.

Chodzi też o funkcje administracyjne: kiedy, wskutek braku księży, będzie następowało łączenie parafii, to ktoś musi pomagać proboszczowi od strony administracyjnej, choćby przy prowadzeniu ksiąg parafialnych.

Jeżeli chcemy dotrzeć na dzisiejsze peryferia, to najlepszy proboszcz z najlepszymi wikariuszami nie da rady, ale z ludźmi świeckimi dotrze do wszystkich.

Kto może być katechistą?

– Kandydatami mogą być zarówno mężczyźni jak i kobiety. O wskazanie potencjalnych kandydatur zwróciłem się do proboszczów oraz różnych wspólnot, stowarzyszeń i bractw. Ponadto już ponad 300 osób ukończyło szkołę animatora biblijnego – to kolejna grupa, z której są i będą kandydaci. Także warto zachęcać mężczyzn, którzy w przeszłości byli lektorami.

Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Formacja w Szkole katechistów trwa dwa lata, zajęcia obejmujące wykłady i warsztaty odbywają się raz w miesiącu w Ełku i w Suwałkach. Za kadrę, program i wykładowców odpowiada rektor seminarium.

Mamy w diecezji relikwie błogosławionego Piotra To Rota z Papui Nowej Gwinei,  który jako świecki katechista dał niesamowite świadectwo podczas II wojny światowej i poniósł śmierć męczeńską z rąk Japończyków. Postać Piotra patronuje naszej Szkole.

Pracował Ksiądz Biskup w Rosji, skąd w 2002 roku został de facto usunięty przez władze na Kremlu. Czy praca duszpasterska na Syberii pomogła Księdzu pojąć to, co od dwóch lat wyczynia Rosja w Ukrainie i dlaczego znów stwarza zagrożenie dla Europy i świata?

– Zarówno w ubiegłym jak i obecnym roku byłem w Fatimie. Popatrzyłem na obecną sytuację w świetle objawień fatimskich. Jako wytłumaczenie przychodzą tutaj słowa Benedykta XVI: łudziłby się ten, kto by myślał, że orędzie fatimskie jest nieaktualne. A także jego przestroga, że człowiek może rozpętać wojnę i terror, ale o własnych siłach nie jest w stanie ich zatrzymać. Potrzebna jest interwencja Boża.

Jak wiadomo, Matka Boża prosiła o nabożeństwa do swojego Niepokalanego Serca w pierwsze soboty miesiąca. Ale powiedziała też, że jeżeli ludzkość nie będzie posłuszna i nie wypełni Jej prośby, to Rosja rozszerzy swoje bałwochwalcze ideologie i nastaną jeszcze trudniejsze czasy i jeszcze większe zagrożenia, kataklizmy i wojny. Ale, jak zapowiedziała, “na końcu moje niepokalane Serce zwycięży i Rosja się nawróci”. Pamiętajmy o tych słowach, to jest prośba Matki Bożej! Tymczasem nie wszyscy mamy świadomość, że tym prostym sposobem: modlitwą różańcową, która jest kołem ratunkowym, tarczą i bronią, możemy zbawiać świat.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze