Bp Krótki OMI: papież poruszył kanadyjskim światem [ROZMOWA]
Ojciec Święty pokazał nam, jak bardzo zależy mu na rdzennych mieszkańcach, na każdym plemieniu, na każdej grupie etnicznej – mówi w rozmowie z KAI oblat bp. Anthony Krótki, ordynariusz diecezji Churchill – Hudson Bay w Kanadzie, podsumowując pielgrzymkę pokutną Franciszka do tego kraju.
Rozmowa z bp. Anthonym (Antonim Wiesławem) Krótkim OMI, ordynariuszem diecezji Churchill – Hudson Bay w Kanadzie
Piotr Dziubak: Co utkwiło Księdzu Biskupowi w pamięci z pielgrzymki papieża Franciszka do Kanady?
Bp Anthony Krótki: – Patrząc na spotkania papieża w stanie Alberta cieszyłem się, że rdzenni mieszkańcy mieli bardzo dużą wolność w przygotowaniu spotkań trochę po swojemu. Oni nigdy nie wyrzekli się swojej wiary. Było widać w nich ludzi wiary. Przeżyli bardzo trudny czas cierpienia i pewnie dla niektórych to cierpienie jeszcze się nie skończyło, ale oni trzymają się naprawdę ewangelicznej ścieżki. To im pomaga bez wątpienia w pokonaniu swego rodzaju progu na drodze pojednania.
W czasie spotkania papieża z Inuitami w Iqaluit nie było Księdza na podeście…
– Zamiast być na podium, z którego przemawiał Ojciec Święty, postanowiłem być z grupą Inuitów, którym posługuję. Dzięki temu miałem okazję spotkać też wiele osób, które poznałem jeszcze jako misjonarz na innych placówkach w północnej Kanadzie. To była okazja do wielkiej radości. Wielu osobom na pewno dało to do myślenia, że biskup stał w tłumie wiernych. Cieszę się, że byłem pośród moich diecezjan, z moimi księżmi, pracownikami naszej diecezji. To był mój wybór.
Jakie słowa Franciszka zapadły Księdzu w pamięci?
– Kilka razy papież przypomniał o świetle lampy, która pokazuje nam drogę życia. To była lampa, która daje światło w igloo. To światło było bardzo ważne dla rodzin nomadów. To maleńkie światło było promykiem wielkiej radości. Dawało nadzieję i było źródłem przebaczenia w tej kulturze. Papież pięknie do tego nawiązał. Na spotkaniach z Franciszkiem było bardzo dużo młodych ludzi. Mówił o nadziei młodych ludzi, żeby otworzyli swoje serca, żeby szukali dobra, światła. Ojciec Święty podkreślił, żeby nie ugrzęznąć we własnych cierpieniu, w smutnych doświadczeniach, ale żeby iść do przodu, że dobro istnieje.
Czy ludzie komentowali już w jakiś sposób spotkania, słowa papieża?
– W trakcie spotkania z Ojcem Świętym bardzo wyrażali swoją radość podchodząc, komentując, że udało im się spotkać i zobaczyć papieża. Jeszcze kilka lat temu nikt o czymś takim nawet nie marzył. Jest nas bardzo mała garstka katolików na dalekiej północy, a w samym Iqaluit to już zupełnie malutko. Na koniec spotkania musiałem znaleźć sposób, żeby dostać się na lotnisko i pożegnać papieża. Policja zablokowała wszystkie drogi. W ostatniej chwili udało mi się dotrzeć na lotnisko.
>>> Papież do rdzennej ludności: przybyłem w duchu pokutnym, z moimi ograniczeniami fizycznymi
Potem miałem okazję spotkać osoby, które zostały bardzo zranione w szkołach rezydencjalnych. Niektóre z nich były wykorzystywane seksualnie, stosowano wobec nich przemoc fizyczną, psychiczną przez osoby duchowne. Te osoby podchodziły do mnie ze łzami w oczach. Serdecznie się obejmowaliśmy, ciesząc się, że właśnie tu się spotkaliśmy. Dla mnie to znak, że przebaczenie zaczyna zwyciężać, że pojawiła się nadzieja. Powiedziałbym nawet, że pojawiła się otwartość na nadzieję. To jest coś bardzo ludzkiego. Bardzo zależy na tym ludziom, także i tym, którzy tak dużo wycierpieli. Nawet obecność biskupa, którego może ktoś nienawidzi, bo on jest biskupem katolickiej diecezji, w której też była szkoła rezydencjalna, nie hamuje przed serdecznością, szczerością. Widać to nie w słowach, ale w gestach. Ci ludzie też potrzebują bliskości, przytulenia, o którym mówi papież. Pojawiają się zmiany w zachowaniach ludzi. Pojawiają się łzy szczęścia a nie nienawiści. Ci którzy nienawidzą, myślę, że pozostaną w nienawiści, bo tak chcą żyć. Ojciec Święty nigdy i nikomu nie proponował nienawiści, tylko przejście z nienawiści do przebaczenia.
Udało się papieżowi skruszyć lody wrogości, niechęci?
– Na pewno Ojciec Święty poruszył kanadyjskim światem. Dał dużo do myślenia wielu z nas. Mówił że trzeba iść do przodu i szukać pozytywnych rozwiązań. Cierpienie było, w wielu osobach pewnie pozostanie, zanim będziemy w stanie sobie z tym poradzić. To nie stanie się bardzo szybko. Niełatwo będzie zmienić kulturę kanadyjską. Świat wokół nas, świat mediów, to są niestety swego rodzaju przekaźniki zła. Mało dobra się przekazuje. Tylko zło. Kanadyjczycy dzisiaj są bardzo ostrożni, ponieważ przekaz nie zawsze zajmuje się dobrem. Ojciec Święty pokazał nam, jak bardzo zależy mu na rdzennych mieszkańcach, na każdym plemieniu, na każdej grupie etnicznej. Franciszek pokazał jasno, że kocha ludzi, ale też co można zrobić więcej w tej kwestii. Wyjechał od nas bardzo zmęczony. Po tym wszystkim, co tu usłyszał, myślę że jego serce było przeszyte bólem. Myślę też, że dużo zrozumiał czy wręcz nauczył się. Mógł zobaczyć jak naród reaguje na przeszłość, na historię, na trudne doświadczenia. Myślę, że podczas wielu chwil w czasie tej pielgrzymki papież przeżywał to bardzo mocno i niespokojnie. Czy spodziewał się tego wszystkiego co tu zobaczył, trudno mi powiedzieć. Widać było, że był dobrze zorientowany w tym, co się u nas wydarzyło, jak wygląda nasza sytuacja. Miał świadomość tego, co może spotkać w Kanadzie, co ludzie mają w sercach.
Czy pielgrzymka w formie pokutnej, kiedy papież stara się odbudować zaufanie, nadzieję, miłość, wpłynie w jakiś sposób na przyszłość Kościoła kanadyjskiego?
– Jeśli wezmę pod uwagę określenie „pielgrzymka pokutna”, to przychodzi mi na myśl sytuacja z Quebecu, kiedy Ojciec Święty spotkał się z rdzenną ludnością. Telewizja CBS podała informację, że ludzie pielgrzymowali po 250 km na spotkanie z papieżem. Sanktuarium św. Anny to jedno z dwóch miejsc pielgrzymkowych w Kanadzie. To było bardzo wzruszające, bo dlaczego ludzie chcieliby się jeszcze męczyć podróżą, jeśli już doznali cierpienia w swoim życiu, a było to związane z Kościołem. Pojęcie pielgrzymki i tego wszystkiego, co jest z nią związane, jest bardzo słabo znane w Kanadzie. Większość Kanadyjczyków nie zrobiłaby czegoś takiego. Są wygodni, mają auta. To jest niesamowite świadectwo, że rdzenna ludność pieszo udała się do papieża, żeby się z nim spotkać. Oni przybyli prawie w tym samym duchu co Ojciec Święty. Myślę, że kiedy dotarli na miejsce spotkania z papieżem, to poczuli nie tylko satysfakcję, ale też ciężar, który przynieśli ze sobą. Ten ciężar stał się o wiele lżejszy, łatwiejszy do niesienia. Dla większości Kanadyjczyków pojęcie „pielgrzymka pokutna” nie istnieje, ponieważ nie istnieje pokuta. My tego nie szanujemy i nie znamy. Tylko starsze pokolenia to znają i do pokuty przywiązują wagę. Młodym pokoleniom to jest zupełnie obce. Po co pokutować? Co to jest? Symbolem tej wspaniałej pielgrzymki była właśnie pokuta. Wielu osobom udało się dotrzeć do Iqaluit, a nie było to łatwe. Ludzie chcieli przylecieć na spotkanie z papieżem. Proszę pamiętać, że podróże na dalekiej północy nie są łatwe i nie są tanie. Niektórzy czekali na spotkanie z Ojcem Świętym ponad 60 lat. Taka była nadzieja. Podziwiam tych moich diecezjan i jestem im bardzo wdzięczny.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |