fot. Uczestnicy Kursu

By nie ograniczać Pana Boga – w Warszawie odbył się Kurs Ewangelizatora Wojskowego

Od 17 do 19 stycznia w Warszawie trwał Kurs Ewangelizatora Wojskowego. Szesnastu żołnierzy odpowiedziało na wewnętrzne wezwanie do tego, aby pójść w każde miejsce z Dobrą Nowiną i zmienić świat – nie tylko ten wojskowy.

Kurs rozpoczął się mszą świętą, którą sprawował bp Wiesław Lechowicz, ordynariusz polowy, wraz z koncelebrantami – ks. mjr. Mateuszem Korpakiem i ks. Pawłem Gołofitem.

Doświadczyć Boga

„Ewangelizator to ten, który tak doświadczył Bożej miłości, że musi zrobić wszystko, aby tę wiarę przekazać innym, nie zważając na okoliczności” – mówił podczas homilii prowadzący kurs ks. Paweł Gołofit. Duchowny podkreślił, że ewangelizacja to działanie, które wymaga gorliwości i pasji, a do tego też właściwej analizy rzeczywistości. Dzięki temu podejmowane przez uczestników kursu działania będą odpowiednio osadzone w realiach obecnego świata.

Pierwsze katechezy pozwoliły uczestniczącym w kursie żołnierzom zgłębić sens i istotę ewangelizacji. Dowiedzieli się, że powinna ona prowadzić człowieka do osobistego spotkania z Bogiem oraz że ewangelizacją głównie są działania skierowane ku osobom, których w Kościele nie ma.

Uczestnikom kursu zostało również przypomniane, czym jest kerygmat i w jaki sposób można go osadzić w wojskowej rzeczywistości. Podkreślona została w tym ogromna rola wspólnoty, którą na pierwszym kursie wojskowych ewangelizatorów bardzo szybko udało się zawiązać. Rekolekcjonista dodał, iż zważając na to, co proponuje obecny świat, w pojedynkę nie da się rady i kluczowe jest znalezienie właściwego środowiska wzrostu oraz sojuszników do wspólnego pokonywania pojawiających się trudności.

fot. Uczestnicy Kursu

Ks. mjr Mateusz Korpak podkreślił, że kurs był uporządkowaniem wiedzy religijnej. – Prowadzący kurs ks. Paweł Gołofit przedstawił meritum ewangelizacji, mówił o jej sposobach i formie, wskazał, jak powinna wyglądać. Można powiedzieć, że otworzył oczy uczestnikom i zachęcił ich do wyjścia ze środowiska dotychczasowego działania. Mówił, by dotarli do ludzi osamotnionych czy nieznających Boga, aby z tej samotności uczynić miejsce osobistego spotkania z Panem.

>>> Leszno: dom zwykły i niezwykły, w którym dzieci, choć niespokrewnione, tworzą jedną rodzinę [REPORTAŻ]

W kierunku wiary

Pomysł zorganizowania kursu dla wojskowych ewangelizatorów wyszedł od jednego z poruczników – Jarosława. Swoją propozycję żołnierz przedstawił w czasie pielgrzymki na Jasną Górę biskupowi polowemu.

– Celem kursu było uświadomienie uczestnikom, że wszyscy jesteśmy powołani od momentu chrztu do świeckiej ewangelizacji. Posługując się jednym cytatem – „Bóg nie ma innych rąk i ust niż nasze”. A naszym zadaniem jest akurat ewangelizowanie w środowisku wojskowym, do którego, ze względu na nasze wybory życiowe, mamy dostęp. Jest ono hermetyczne i zamknięte. Ale znamy jego problemy i potrzeby. Wiemy, że głód Boga jest w nim ogromny. Dlatego podczas kursu dowiedzieliśmy się, jak ewangelizować dobrze i jak minimalizować błędy oraz tworzyć przestrzeń dla działania Ducha Świętego w środowiskach wojskowych – opowiada porucznik, który już w poniedziałek, zaraz po zakończonym kursie, miał możliwość zaobserwowania jego owoców. Usłyszał wiele pytań dotyczących tego wydarzenia, co stworzyło przestrzeń do głoszenia kerygmatu. Jednocześnie Jarosław zdaje sobie sprawę, że jednym z owoców kursu jest zbliżenie się do Boga przez samych jego uczestników.

Co istotne – ewangelizacja ma odbywać się nie tylko w wojsku, ale na każdej płaszczyźnie życia żołnierzy – w ich rodzinach oraz w różnych codziennych sytuacjach. Chociaż głównym targetem samego szkolenia było oczywiście środowisko wojskowe.

– Mamy wiele różnych pragnień i pomysłów związanych z tym, do czego zostaliśmy posłani. W przyszłości chcielibyśmy zacząć działać w mediach społecznościowych. Ale na razie nie chcemy rozdrabniać głównego celu na mniejsze działania, tylko skupić się przede wszystkim na czymś dużym, dzięki czemu wieść o naszych działaniach rozniesienie się naturalną drogą. Tak samo jak rozniosła się informacja o tym kursie, na który przyjechali żołnierze z różnych stron Polski i za swoje pieniądze. Był to konkretny krok wiary z ich strony – przyznaje mój rozmówca.

W planach jest organizacja ogólnopolskich rekolekcji dla żołnierzy. W tej sprawie osobą decyzyjną jest biskup Wiesław Lechowicz. – Jest na to duża nadzieja, bo ankiety po kursie wypadły rewelacyjnie i widzimy, że mamy niedosyt formacji. Byłoby fajnie, gdyby grupą organizacyjną byli żołnierze, którzy wzięli udział w naszym kursie – zauważa por. Jarosław.

fot. Uczestnicy Kursu

Hej, muszę opowiedzieć ci o Bogu

Najlepsza ewangelizacja, zdaniem Jarosława, mogłaby się odbywać oczywiście za sprawą pytań, które będą zadawane żołnierzom po tym, jak ktoś zobaczy ich podejście do życia. Nie jest to jednak takie łatwe. Ważne, żeby słuchać Bożych natchnień i szukać do tego okazji.

– Najgorzej byłoby zaczepiać kogoś na terenie jednostki i mówić do niego „Hej, muszę ci opowiedzieć o Bogu”. Nie o to chodzi. Bardziej o to, by dać komuś wsparcie, gdy ma problemy, albo pocieszyć go w jakiś sposób swoim świadectwem życia, wskazać, kto może z nim to ponieść. Każdy z nas ma inny charakter, inne posłanie i inną osobowość. I to jest dobre – mówi żołnierz, dodając, że i tak w sercu każdego uczestnika kursu Bóg złożył pragnienie ewangelizacji. Większość z nich była związana z Kościołem już od dawna i należała do wspólnot formujących, a na kurs zdecydowała się po zobaczeniu plakatu, który został rozesłany do kapelanów poszczególnych jednostek.

>>> Kościół przyszłości – nie tylko technologicznie rozwinięty, a autentyczny, otwarty i wierny Ewangelii [FELIETON]

Jedną z takich osób był Janek. Wziął udział w kursie, aby jeszcze lepiej pojąć ewangelizację i zrozumieć jej różne formy oraz etapy w odniesieniu do środowiska służby wojskowej.

– Rozpamiętując ten czas spędzony z braćmi i siostrami żołnierzami, jestem przekonany, że Duch Święty prowadził nas i obdarzał wszelkimi potrzebnymi łaskami, aby ta nauka owocnie zakorzeniła się w naszych głowach i sercach. Resztę, a więc prędkość wzrostu, pozostawiam Bogu. W dzisiejszych czasach jesteśmy otwarci na wiele zranień, począwszy od ogniska domowego, które w wielu miejscach nazwać można by było kupką dogasającego żaru, przez placówki oświaty, aż po małżeństwo. Tymczasem ewangelizator musi pochylić się nad krzywdą drugiego człowieka, nad jego cierpieniem i lękami, i dostosowując się do czynników sytuacyjnych wystawić go na kerygmat – zaznacza żołnierz.

fot. Uczestnicy Kursu

Jak zauważa Jan – w samej ewangelizacji mamy obowiązek – czasem nie od razu – przeprowadzić przez następujące etapy głoszenia (kerygmat): miłość Boża, grzech, zbawienie Jezusa, wiara i nawrócenie, Duch Święty, wspólnota. Kolejność ta nie jest przypadkowa. Na samym „końcu” wymieniono wspólnotę i to szczególny etap, bo podtrzymujący wszystkie poprzednie i pozwalający zamknąć całe koło. Człowiek jest grzeszny, potrzebuje więc zdać sobie sprawę z nieograniczonej miłości Boga, a co za tym idzie, z Jego miłosierdzia. Kolejno uświadamia sobie swoje przewinienie i przypomina sobie, że jedynie starając się naśladować Chrystusa, może osiągnąć zbawienie. Żal za grzechy oraz świadomość możliwości zbawienia wypływają z wiary, a za tym idzie też chęć nawrócenia. Następnie Duch Święty obdarza człowieka wszelkimi łaskami do walki ze słabościami, przeciwnościami, a także wspomaga w ogólnym powrocie do Boga. By jednak ten stan utrzymać, warto odnaleźć wspólnotę, w której razem będzie można wzrastać i się wspierać.

Realne spotkanie

Łukasz od kilku lat jest świadkiem oddolnego ruchu osób świeckich w Kościele polegającym na charyzmatycznej posłudze we wspólnotach. O kursie dowiedział się podczas rozmowy telefonicznej z ks. mjr. Mateuszem Korpakiem, którego poznał na międzynarodowej pielgrzymce żołnierzy do Lourdes.

– Widzę jakie owoce przynosi ewangelizacja w tych kręgach, jak Bóg objawia swoją obecność wśród wiernych, którzy świadomie i z pełną odpowiedzialnością odpowiedzieli Mu „Tak” i idą za Nim w swojej codzienności. Cieszy mnie fakt, że coraz więcej księży i hierarchów naszego Kościoła z otwartym sercem przyjmuje służbę tych osób deklarując wsparcie duchowe i organizacyjne. To piękne, że tyle osób czuje odpowiedzialność za głoszenie Dobrej Nowiny o bezgranicznej Miłości bazując na codziennej, żywej relacji z Bogiem, który umiłował nas do końca – opowiada.

Z tego powodu Łukasza bardzo ucieszyła informacja, że w Ordynariacie Polowym pojawiła się oddolna inicjatywa zorganizowania weekendowego Kursu Wojskowego Ewangelizatora. Zdaniem żołnierza najpiękniejsza homilia wygłoszona w majestatycznym kościele może nie trafić tak do człowieka jak realne spotkanie i towarzyszenie osobie, która doświadczyła Bożej Miłości.

Wspominają kurs – żołnierz odnosi się do dewizy Wojska Polskiego widniejącej na sztandarach wojskowych, która rozpoczyna się od wskazania Boga.

>>> Żołnierz NATO: kiedyś to Bóg walczył o mnie, dziś to ja walczę dla Niego

Żołnierz w czasie wojny broni

A czy samo bycie w wojsku nie kłóci się z wiarą? Co jeśli nadejdzie wojna i żołnierz będzie miał za zadanie kogoś zabić? To pytania, które pojawiają się od lat. Jak można to wytłumaczyć?

– Jako żołnierze bronimy wolnej woli innych ludzi, dlatego myślę, że nie kłóci się to z wiarą. W naszym wojsku dominuje doktryna obronna, nie natarcia. Dodatkowo jesteśmy stronami wielu konwencji, z których wynika m.in. humanitarne traktowanie jeńców – wyjaśnia Jarosław.

Jan, odpowiadając na powyższe pytanie, podkreśla, że wojsko to służba. Zarówno w czasie wojny, jak i w czasie pokoju. W tych drugich okolicznościach żołnierze podejmują wiele inicjatyw charytatywnych. W zeszłym roku zaangażowali się m.in. w akcje pomocowe związane z powodzią, o czym szeroko mówiło się w mediach.

Natomiast jeśli chodzi o czas wojny – zdaniem Jana należy rozgraniczyć pewne kwestie. – Żołnierz w czasie wojny broni. Warto mieć ten aspekt szeroko rozpostarty przed oczami. Naszym obowiązkiem jest bronić obywateli naszego kraju. Taka obrona sprowadza się do walki na śmierć i życie. Każdy człowiek posiada wolną wolę, a w tym i wolę życia. Gdyby nie nasza służba, to w trakcie konfliktu ginęłyby kobiety, dzieci i starcy. Tak więc ich wolna wola nie byłaby poszanowana i w obronie tej woli staje żołnierz do walki. W sumie jest to wniosek z rozmowy, która nawiązała się w czasie wolnym na kursie między nami. To kolejny dowód na owoce tego spotkania – wiele merytorycznych rozmów z poszanowaniem zdania i obfitością argumentów – opowiada mój rozmówca.

fot. Uczestnicy Kursu

Łukasz zaznacza, że nawet żołnierzom trudno jest postawić się w sytuacji, które trzeba by było zadecydować o tym czy w obronie koniecznej pociągnąć za spust broni wycelowanej w drugiego człowieka.

– Nie da się tego jednoznacznie ocenić, jednak perspektywa ochrony życia oraz wolnej woli osób bezbronnych, które nie zadecydowały dobrowolnie o tym, czy chcą brać udział w konflikcie zbrojnym lub ofiarować życie w imię politycznych interesów pozwala w moim przekonaniu na świadome działania przeciwdziałające zgodnie z wojskowym powołaniem do służby. Być może zabrzmi to kontrowersyjnie, ale co, jeśli ten obezwładniający strzał, będzie dla napastnika wkraczającego na obce terytorium z jednoznacznymi intencjami siły atakującej, zbawienny? Co jeśli strzelający do niego okaże się narzędziem powstrzymującym go od kolejnych morderstw, dalszego zatracania swojej duszy? Każda sytuacja wymaga indywidualnego rozpatrzenia, ale posługując się prostym przykładem – złego człowieka napadającego z bronią na sklep pełen bezbronnych ludzi może powstrzymać tylko dobry człowiek z bronią ratując potencjalne ofiary napastnika. W tym miejscu należy podkreślić, że odporność państwa na zagrożenie napaścią zależy od każdego z nas, naszego wkładu w codzienne obowiązki służbowe, kultywowanie tradycji, pamięci historycznej, udziału w wyborach czy też innych przejawach szeroko rozumianego patriotyzmu – tłumaczy.

>>> Żona żołnierza: nigdy nie wiem, kiedy mąż wróci i kiedy znów wyjedzie [ROZMOWA]

By nie ograniczać Pana Boga

Kurs Wojskowego Ewangelizatora odbył się dopiero pierwszy raz. Jednak każdy z moich rozmówców podkreśla, że ma nadzieję na to, że to dopiero początek.

– Mamy nadzieję, że trafimy do serc jak największej liczby żołnierzy z całej Polski. Ale jednocześnie nie chcemy ograniczać Pana Boga. Tym kursem chcieliśmy trafić również do całego środowiska okołowojskowego, czyli na przykład do pracowników resortu obrony narodowej. Chcielibyśmy też pogłębić współpracę z księżmi kapelanami. Wszystko po to, aby budzić w sobie wzajemnie to posłanie i podchodzić kerygmatycznie do rozmów o Panu Bogu. Ksiądz wspominał o czterech elementach ewangelizacji. Pierwszym z nich jest preewangelizacja, czyli naturalne budowanie relacji z drugim człowiekiem, bez krzyczenia „Bóg cię kocha”. Następnie jest etap ewangelizacji, gdy pojawi się już zaufanie i konkretna przestrzeń do tego. Dopiero później przychodzi czas na etap katechezy, zaproponowanie wspólnoty i przybliżenie danej osobie na przykład istoty sakramentu spowiedzi, który jest głębią – dzieli się Jarosław. 

fot. Uczestnicy Kursu

Jego zdanie podziela Jan.

– Wierzę, że nasze spotkanie na kursie pokazało, że w wojsku jest miejsce na ewangelizację oraz że są ludzie gotowi podjąć się tego zadania. Oczywiście to dopiero początek. Jest nas garstka, ale czy tak nie było z uczniami naszego Pana? Było ich zaledwie dwunastu. A jak jest dzisiaj? Właśnie dlatego czuję ogromny potencjał w tym kursie i mam nadzieję, że wejdzie on do cyklicznych spotkań. Pod koniec kursu każdy z nas miał możliwość napisania i podzielenia się propozycjami rozwoju i kierunku, jaki warto byłoby obrać w przyszłości. W najbliższym czasie wypracujemy wspólne stanowisko w tej sprawie, jednak jedno jest pewne. To nie koniec, to dopiero początek!

Również do początku w swojej wypowiedzi odnosi się Łukasz:

–  Kurs Ewangelizatora Wojskowego jest w mojej opinii początkiem większego dzieła, które pozwoli dotrzeć z Dobrą Nowiną do Żołnierzy Wojska Polskiego. Trudno stwierdzić na początku tej drogi dokąd ona zaprowadzi. Wśród uczestników Kursu wręcz roi się od pomysłów na to, w jaki sposób kontynuować i rozszerzyć ewangelizacyjną działalność w Ordynariacie Polowym. Nie zapominajmy, że żołnierze w czasie pokoju należą do cywilnych parafii, w których również mogą wzrastać w wierze, dlatego przed nami szczególne zadanie. Stanowimy bowiem szeroką grupę zawodową. Wyjeżdżamy na misje poza granicę kraju, ćwiczenia, poligony, zabezpieczamy granicę przed atakiem hybrydowym ze wschodu. Wszędzie tam jest potrzebna wieść o kochającym Ojcu. Najważniejsze, żeby stale podlewać zasiane ziarno, zakasać rękawy do pracy i zbytnio nie przeszkadzać Duchowi Świętemu, On wie najlepiej co przyniesie ta posługa – podsumowuje.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze