Chrześcijanie to specjaliści od pokonywania kryzysów
Asia długo nie mogła się pozbierać po rozwodzie rodziców. Chociaż była już prawie dorosła, kiedy oni zdecydowali się na taki krok, czuła się zdruzgotana. Przestała wierzyć, że cokolwiek, co robi, ma znaczenie. Skoro miłość jest „na chwilę”, to dlaczego inne rzeczy miałyby trwać dłużej? Pojechała pracować za granicę. Zarabiała niezłe pieniądze, które natychmiast wydawała, np. na podróże. Tam alkohol, narkotyki, imprezy, mężczyźni. Bo dlaczego nie?
Tego dnia długo rozmawiałyśmy przez telefon. „Znalazłam się w momencie, w którym zdałam sobie sprawę, że albo będę jeszcze ostrzej imprezowała, jeszcze bardziej udawała, że to jest to, o co mi w życiu chodzi. Ale wtedy prędzej czy później przyjdą kłopoty. I co wtedy? Co, jeśli zabraknie mi pieniędzy, zachoruję i nie będę mogła już w ten sposób się znieczulać?”. Asia opowiadała o tym, że stanęła przed wyborem: albo coś zmieni albo się pogrąży. Kiedy jednak przystopowała, dopadła ją pustka, beznadzieja i ogromny ból. Była wewnętrznie sparaliżowana. Nie wiedziała, po co miałaby dalej żyć.
Jezus pewnie mógłby się doszukać wielu powodów do oskarżenia jej. Tak jak może doszukać się powodu do oskarżenia każdego z nas. Ale On tego nie chce. On szuka powodu, by nas usprawiedliwić i podnieść. Szuka szczeliny, przez którą mógłby dotrzeć ze swoją miłością.
Czeski ksiądz Tomaš Halik pisze w swojej książce „Noc spowiednika”, że chrześcijaństwo może docierać do samego dna każdego naszego smutku i pustki. Chrześcijaństwo powstało w momencie kryzysu, na fundamencie „wstrząsu” paschalnego, dlatego możemy powiedzieć, że ma doświadczenie w przekraczaniu tego, co wydaje się końcem, w dostrzeganiu sensu i Bożego działania tam, gdzie wydaje się, że Bóg umarł, a wraz z nim cały sens. Tam, gdzie sami jesteśmy jak martwi. Bo końcem ziemskiej historii o Jezusie z Nazaretu nie jest grób. Jest jeszcze zmartwychwstanie. A potem „pojawia się nieznajomy wędrowiec, który wysłuchuje doświadczeń, żalów i bolesnych pytań, każe sobie o wszystkim opowiadać i sam potem na nowo streszcza im Pisma. W tym kontekście umieszcza ich bolesne doświadczenie” (ks. T. Halik).
Asia szła kiedyś przez miasto. Widziała, że jacyś ludzie śpiewają piosenki religijne, coś opowiadają. Podeszły do niej dwie dziewczyny i zapytały, co słychać. Mówi, że sama nie wie dlaczego opowiedziała im o tym wszystkim, co nie pozwala jej żyć. Pomodliły się razem. Potem przyszła na spotkanie wspólnoty. Poznała nowych ludzi. Odkryła coś, co stało się jej sensem życia, co sprawia, że czuje jakby dopiero teraz żyła naprawdę.
Historia każdego człowieka, którego możemy spotkać na stronach Pisma Świętego, może się powtórzyć w naszym życiu. Możemy spotkać ludzi, którzy „zaniosą” nas do Jezusa, tak jak przyjaciele przynieśli paralityka, by uzdrowił nas z tego, co tak bardzo przygniata do ziemi, że nie pozwala się ruszyć. Możemy, tak jak uczniowie idący do Emaus, spotkać „nieznajomych wędrowców”, którzy pokażą nam, że nasze życie cały czas jest w Bożych rękach, że historia naszego zbawienia wcale się nie skończyła. Bo Bóg nie zrezygnuje z żadnego człowieka. Każdego chce zanurzyć w Swoim miłosierdziu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |