Fot. PAP/Marian Zubrzycki

Co mówili biskupi w Wielki Czwartek?

Publikujemy wybrane wypowiedzi polskich biskupów z wielkoczwartkowych liturgii – mszy świętej krzyżma oraz mszy świętej wieczerzy Pańskiej.

Kard. Grzegorz Ryś: zawsze możesz spełnić czyn miłości

W homilii metropolita łódzki odniósł się do czytania z Księgi Wyjścia, fragmentu o przepisach wieczerzy paschalnej.

– Jesteśmy na wieczerzy paschalnej. Bardzo potrzebujemy być na tej pierwszej wieczerzy paschalnej, która odbyła się w Egipcie. Potrzebujemy siedzieć przy tym stole, próbować potraw, by uświadomić sobie własną kondycję, kim jesteśmy i kim nas Bóg tej nocy czyni – mówił kard. Ryś.

Następnie duchowny odniósł się do dwóch opisów o ustanowieniu Eucharystii i obrzędzie obmycia nóg.

– Nie chodzi o teatr, że chcemy odegrać to, co Jezus zrobił tamtej nocy. My nie chcemy odgrywać żadnego teatru! Chcemy być z Nim w Wieczerniku i z Nim to przeżyć, że On klęka przed nami i myje nam nogi. To jest noc działania Boga – podkreślił. – „Czyńcie to na moją pamiątkę”, to znaczy bierzcie chleb, bierzcie wino i celebrujcie liturgię. Przełamujcie chleb, wypowiadajcie nad nim słowa „to jest ciało moje”, wypowiadajcie nad kielichem „to jest krew moja”. To czyńcie! I podobnie to czyńcie na moją pamiątkę, klękajcie przed sobą nawzajem i myjcie sobie nogi – tłumaczył kard. Ryś.

Podkreślił zebranym, że konieczne jest usłyszenie tych dwóch wezwań, aby zachować Wieczerzę Pańską we wspólnocie.  Metropolita łódzki odniósł się do nauki św. Pawła dotyczącej Eucharystii.

– Jeśli nie ma wrażliwości na siebie nawzajem, jeśli nie ma tego wzajemnego, w duchu, klęknięcia przed sobą, żeby nawzajem obmyć sobie nogi, to spożywanie Ciała i Krwi Pańskiej z ołtarza, jest spożywaniem potępienia, to mówi św. Paweł – powiedział homlieta. – Nie ma takiego momentu, w którym nie możesz kochać. Kończą się możliwości, nie możesz komuś obmyć nóg? Zawsze możesz! Zawsze możesz spełnić czyn miłości w tym sensie, że zawsze możesz celebrować Eucharystię – podsumował metropolita łódzki.

Fot. PAP/Marian Zubrzycki

Prymas Polski: życie kapłańskie jest radosne, gdy zostawia się inicjatywę Duchowi Świętemu

W homilii mszy św. krzyżma celebrowanej w wielkoczwartkowe przedpołudnie w katedrze gnieźnieńskiej metropolita dziękował kapłanom za ich posługę, wiarę i codzienne świadectwo wierności, „która zdolna jest pokonywać i przekraczać pojawiające się pokusy znużenia, kompromisu i zniechęcenia”.

„Jestem Bogu wdzięczny za każdego z was. Jestem wdzięczny za świadectwo braterskiej jedności, w której ujawnia się prawdziwy duch wspólnoty Kościoła i odpowiedzialności za siebie nawzajem” – mówił Prymas podkreślając, że to właśnie ona broni przed mentalnością korporacyjną, interesownością i szkodliwą manipulacją. To właśnie z niej – zaznaczył – „płynie odwaga do upominania siebie nawzajem, do nietolerowania i nie przymykania oczu na nasze własne i innych słabości, do nie przyklaskiwania obłudnym sądom i siania zwątpienia w to, co robimy”.

„Jeśli ludzie widzą w nas osoby wciąż niezadowolone i rozgoryczone, krytykujące i obmawiające innych za plecami i wytykające ich palcami, to gdzie tak naprawdę mogą zobaczyć harmonię i jedność?” – pytał za papieżem Franciszkiem arcybiskup gnieźnieński.

„Na nic się zda – kontynuował – nasze nawoływanie do jedności, nasze upominanie się o nią w życiu społecznym, nasze apele i wzniosłe słowa, gdy wpierw nie będzie ona w naszych własnych szeregach, w jasnych i przejrzystych relacjach między nami, w trosce o to, by przekraczać dzielące nas różnice i bariery” – stwierdził abp Polak przywołując ubiegłoroczny list do kapłanów, w którym biskupi akcentowali potrzebę budowania braterskiej wspólnoty gotowej „służyć sobie wsparciem, dzielić się wiarą, braterskim upomnieniem i zrozumieniem w słabości”.

Fot. PAP/Jakub Kaczmarczyk

Nawiązał też do tegorocznego listu, cytując odpowiedź jednego z kapłanów na postawioną w nim tezę, że „podstawową przyczyną bolesnych dramatów kapłańskich jest przede wszystkim osłabienie i utrata wiary”. W odpowiedzi na tą uwagę cytowany duchowny przyznał, że w jego odczuciu „największym naszym wrogiem jest zmęczenie, wypalenie, coraz większa frustracja spowodowana narastającym wciąż niezrozumieniem dziejących się procesów społecznych, demograficznych, kulturowych”

„Wobec tak szybkich i nagłych wyzwań, jakie dziś przeżywamy, wobec ich skali i rozmiaru, czujemy się po prostu zagubieni i zdezorientowani” – zgodził się abp Polak przyznając, że może to rodzić w kapłanach pokusę ucieczki, zamknięcia w sobie, włączenia trybu przetrwania. Ale momenty kryzysu i próby – jak stwierdził – są i zawsze będą się pojawiać, ale odpowiedzią nie może być lęk i ucieczka, ale ufność, że „namaszczając nas swym Duchem, Bóg udziela nam Jego mocy nie tylko do tego, aby przetrwać, ale by wzrastać i stawiać czoło nowym wyzwaniom”.

„Odkryjemy wówczas na nowo – powtórzył za papieżem Franciszkiem abp Polak – że nasze życie i posługiwanie kapłańskie staje się wolne i radosne wcale nie wtedy, gdy ocala się formy i przyszywa łatę, ale wówczas, gdy zostawia się inicjatywę Duchowi Świętemu, i zdając się na Jego zamysły jesteśmy gotowi służyć tam, gdzie, i w jaki sposób zostajemy wezwani: bo nasze kapłaństwo nie wzrasta za sprawą łatania, lecz przez przeobfitość! Nie jesteśmy więc od łatania dziur, ale otwierając się na działanie Ducha Świętego, ufamy w przeobfitość Bożej miłości” – mówił na koniec Prymas.

Kard. Kazimierz Nycz: w misji Kościoła nie może zabraknąć świeckich

W homilii metropolita wskazał najpierw, że zanim tym olejem namaszczona zostanie głowa niektórych w konsekracji biskupiej, a wcześniej przystępujących do święceń prezbiteratu, to są tym świętym olejem konsekrowani wszyscy w sakramencie chrztu świętego, na początku życia. Wtedy następuje namaszczenie Duchem Świętym i Jego mocą.

– Rzeczywiście wtedy człowiek zostaje konsekrowany na mieszkanie Ducha Świętego, staje się dzieckiem Boga i wtedy wszystko się zaczyna – mówił kard. Nycz. – I nawet jeśli później niektórzy z nas są wybrani do prezbiteratu czy episkopatu, to przecież nie przestajemy być ludźmi ochrzczonymi. To, co się wtedy zaczęło, trwa przez całe życie człowieka. Wtedy stajemy się uczestnikami kapłaństwa królewskiego, powszechnego, wspólnego w Kościele, jak mówimy po Soborze II Watykańskim. Zaczynamy uczestniczyć jak cały Lud Boży w tym najwyższym kapłaństwie Jezusa Chrystusa, który po to przyszedł na ziemię, aby w ludzkim ciele wziąć na siebie misję głoszenia Ewangelii o miłości Boga do człowieka i Jego miłosierdziu, ale i wziął na siebie krzyż po to, by nas zbawić – tłumaczył.

Dalej wyjaśniał, że Chrystus niejako dzieli się swoim kapłaństwem i swoim pośrednictwem z nami, ludźmi, czy to u każdego w sakramencie chrztu świętego czy u niektórych w sakramencie kapłaństwa.

– Każdy otrzymuje namaszczenie Duchem Świętym na miarę swojego powołania życiowego, aby to, do czego jest wezwany – jako katolik świecki czy jako kapłan i biskup – pełnił misję Kościoła i w niej uczestniczył – „nie uważając, że tylko niektórzy są powołani do tego, by pełnić tę misję wyrażoną słowami 'Idźcie i nauczajcie wszystkie narody'”. Tylko wtedy ta misja Kościoła jest komplementarna i pełna, dlatego nie może w niej zabraknąć świeckich; trzeba, aby jak najwięcej ludzi, którzy otrzymali zostali konsekrowani w sakramencie chrztu, w tej misji uczestniczyli – dodał kardynał.

Zwracając się do kapłanów, ponownie podziękował za liczny udział w wielkoczwartkowej Eucharystii. – Potrzebujemy tej wspólnoty przede wszystkim wokół ołtarza Eucharystii, która została ustanowiona właśnie w Wielki Czwartek – mówił, przypominając, że są jeszcze tacy kapłani, których wyświęcił kard. Stefan Wyszyński, większa liczba wyświęcona przez kard. Józefa Glempa oraz ci wyświęceni do kapłaństwie przez 17 lat posługi biskupiej przez niego samego, kard. Nycza.

– Sam sobie stawiam pytanie: co chciałbym wam dzisiaj powiedzieć po 17 latach tych naszych spotkań? Po pierwsze, chcę podziękować, że dzięki waszej służebności w parafiach archidiecezji, na ambonie, w konfesjonale, przy ołtarzu, przez świadectwo waszego kapłańskiego życia, Kościół warszawski żyje i rozwija się – podkreślił kard. Nycz.

Fot. PAP/Rafał Guz

„Nawet jeśli się nam powie po staremu – kapłaństwo hierarchiczne, to staramy się zawsze mieć na myśli kapłaństwo służebne – wobec wiernych przychodzących do Jezusa Chrystusa. Zawsze mamy na myśli braterskie i ojcowskie zarazem podejście do wiernych w Kościele. Innego już dziś być nie może, a jeżeli czasem się zdarzy i bywa, to nasz lud protestuje natychmiast. Mam na myśli wszelkie objawy dominowania czy pomijania wiernych świeckich w istotnych decyzjach dotyczących Kościoła w parafii” – tłumaczył kard. Nycz.

Głoszenie Ewangelii, posługa sakramentów i świadectwo życia codziennego – to zawsze aktualne elementy misji i zadania Kościoła – kontynuował. – Chodzi o to, aby w tej misji, zwłaszcza w świadectwie życia, bo bez tego my kapłani nie dotrzemy nigdy tam, gdzie trzeba – do rodziny, miejsc pracy i poświęcania się sprawom społecznym. Potrzeba w tym „pełnego, jak najszerszego zaangażowania wszystkich ludzi ochrzczonych” – dodał.

Chodzi zatem o włączenie w życie parafii „nie tylko tych wszystkich, którzy przychodzą, aby być obsługiwani pobożnościowo przy ołtarzu i w konfesjonale – to jest oczywiście podstawowe i zawsze potrzebne – ale to samo w sobie już dziś nie wystarcza”

– Potrzeba, aby ci, którzy wyrastają z sakramentu chrztu, uczestniczyli także w tym, do czego nas posyła Jezus Chrystus: byli nie tylko biernymi odbiorcami łaski Ewangelii w Kościele, ale i tymi, którzy ją głoszą i przepowiadają – wskazał metropolita.

Podkreślił, że każdy ksiądz, który przeżył w kapłaństwie kilkanaście lat wie, że jeśli zgromadził wokół siebie ludzi, nie koncentrując ich jednak na swojej osobie, ale na Chrystusie i wspólnocie, nie jest samotny, ale też bardzo pomaga w angażowaniu świeckich w misję Kościoła.

– Te misję dziś, wobec nowych wyzwań, trzeba pełnić razem z katolikami świeckimi i we współpracy z rozmaitymi ruchami, grupami, wspólnotami, które są apostolskie i ewangelizujące przez to, że są w stałym, codziennym kontakcie z tymi, którymi Ewangelię trzeba głosić – powiedział kard. Nycz.

– To taki Kościół, w którym zmniejsza się podział na czynnych i biernych, na obsługujących duchowo i obsługiwanych. To jest wyzwanie Kościoła jutra – powiedział, wskazując na zakończenie na potrzebę formowania rodziców w parafii, którzy potem będą prowadzić w takiej podstawowej formacji religijnej swoje dzieci. To samo dotyczy formacji do małżeństwa przez inne zaangażowane we wspólnotach małżeństwa, dzielące się swoim doświadczeniem i świadectwem życia.

Abp Stanisław Gądecki: świętość kapłaństwa jaśnieje taką właśnie radością

W homilii abp Gądecki podkreślił, że kapłaństwo biskupów i prezbiterów służy wiernym, przyczyniając się do rozwoju łaski chrztu wszystkich chrześcijan, jest jednym ze środków, przez które Chrystus nieustannie buduje i prowadzi swój Kościół. Nawiązując do rekolekcji przygotowujących do synodu o synodalności, wygłoszonych przez o. Timothy Radcliffa OP, metropolita poznański zastanawiał się nad przyczynami przygnębienia współczesnych kapłanów.

„Wierzę, że skoro kapłani mają być głosicielami Dobrej Nowiny, winni prowadzić takie życie, w którym już teraz można zauważyć okruchy nieśmiertelności. Nie wystarczy jedynie utrzymywać się przy życiu; trzeba się rozwijać. Wszyscy powinniśmy żyć tak, aby było to prawdziwe życie, w którym doświadczalibyśmy przedsmaku życia wiecznego. W przeciwnym razie przygniotą nas smutki teraźniejszości i poddamy się współczesnej kulturze trywialności” – mówił abp Gądecki.

Metropolita poznański zauważył, że istnieje fundamentalna sprzeczność między kapłaństwem a przygnębieniem.

„Najwcześniejszym określeniem życia chrześcijańskiego był termin droga. Musimy pokazać, że jest to droga dokądś prowadząca, a nie jedynie kręcenie się wkoło po pustyni” – podkreślił abp Gądecki.

Fot. Jan Jeliński

„Istotną cechą autentycznego kapłaństwa jest radość z istnienia innych ludzi, ze wszystkimi ich nieporadnymi próbami życia i miłości, czy będą to małżeństwa, ludzie rozwiedzeni czy żyjący samotnie, czy ich życie przebiega w zgodzie z nauczaniem Kościoła, czy też nie. Świętość kapłaństwa jaśnieje taką właśnie radością. Kościół musi być społecznością, w której ludzie odkryją boską radość z samego faktu ich istnienia” – mówił metropolita poznański.

Bp Damian Muskus: sensem Eucharystii jest spotkanie z miłością

– Bóg, który pokornie schyla się do ziemi, by umyć nogi człowiekowi, nie wywołuje entuzjazmu. Ten osobisty i czuły gest budzi sprzeciw i zgorszenie wielu – mówił bp Muskus, zauważając, że obraz Boga, który obmywa nogi uczniom, kojarzy się z upokorzeniem.

– Paradoksalnie łatwiej przyjąć fakt, że Jezus cierpiał i poniósł śmierć na krzyżu, niż zaakceptować Boga, który z miłości obmywa ludzkie stopy – dodał. 

Krakowski biskup pomocniczy podkreślał, że przy stole w wieczerniku, oprócz Jezusa, „nie było idealnych ludzi”.

– Jeden z nich okazał się zdrajcą, drugi chwilę potem wyparł się znajomości z Mistrzem, pozostali, oprócz Jana, rozpierzchli się w popłochu. Jezus wiedział z kim siada do stołu, ale żadnego z nich nie wykluczył, nawet Judasza – wyjaśniał.

Jak podkreślił, każdy z nich mógł wybrać miłość lub ją odrzucić.

– Taka jest Eucharystia. Przy jednym stole spotykają się z Jezusem biedacy, grzesznicy, słabi i poranieni ludzie. To nie jest uczta w nagrodę za dobre sprawowanie, uroczysta kolacja dla wybrańców, którzy zasłużyli na zaproszenie. Bóg zgina kolana przed ludzką słabością i prosi, byśmy pozwolili Mu na to, by nas kochał – mówił duchowny.

Zaznaczył, że na Eucharystii Bóg wyznaje człowiekowi miłość, „tę z wysokości krzyża i tę schyloną do ziemi, tę zhańbioną na drodze krzyżowej i tę, która pełnym blaskiem zalśni w poranek zmartwychwstania”.

– Miłość, którą Jezus dzieli się na Eucharystii ze swoim Kościołem, ma nas przeistoczyć tak, jak chleb przeistacza w swoje Ciało, a wino w Krew. Bóg pochylony przed nami prosi z pokorą, byśmy pozwolili Mu umyć nasze utrudzone, biedne stopy. Byśmy pozwolili na to, by nas przemieniał. W Eucharystii spotykamy Boga, który prosi: pozwól mi cię kochać – podkreślał bp Muskus.

Jak dodał, sensem Eucharystii jest spotkanie z miłością.

– Przychodzimy na Eucharystię, by doświadczać miłości, karmić się nią i dzielić. Ta uczta nie kończy się z chwilą końcowego błogosławieństwa. Miłość budzi do życia, do zaangażowania, do wzajemności – wyjaśniał hierarcha. – Człowiek, który pozwala Bogu kochać, staje się znakiem Jego obecności. Wspólnota, która doświadcza miłości, ma moc przyciągania ku życiu, które nigdy się nie kończy – stwierdził.

Bp Muskus zaznaczył jednak, że takiej miłości nie da się przyjąć, jeśli nie przyjmie się prawdy o sobie.

– O tym, że nasze nogi są brudne, że jesteśmy słabi, skłonni do zdrad i porzucania miłości. O tym, że nie jesteśmy Kościołem doskonałym, ale wspólnotą grzeszników. O tym, że niełatwo nam być jak Bóg, który pochyla się w uniżeniu, bo wciąż wolimy demonstrować siłę i karmić się przywilejami – wyliczał.

Nawiązując do słów Jezusa: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem”, bp Muskus tłumaczył, że „tak jak Jezus” to znaczy „z pokorą, bez wywyższania się nad innymi, bez wytykania im ich braków, bez oceniania i segregowania na godnych i niegodnych miłości”, a także „bez wykluczania z uczty – również tych, których czasem trudno znieść przy jednym stole”. Dodał, że jako uczniowie Jezusa jesteśmy powołani, by kochać jak On, do końca, „przyjaciół i nieprzyjaciół, bliskich i dalekich, czystych i ubrudzonych życiem, wiernych Ewangelii i tych, którzy nie potrafią jej zrozumieć”.

Na koniec bp Muskus zwrócił się do kapłanów. Jak mówił, przywilej sprawowania Eucharystii otrzymali oni „w pakiecie z obowiązkiem umywania nóg, czyli pokornej służby”.

Bp Krzysztof Nitkiewicz: czy potrafimy kochać do końca, służyć nawet naszym wrogom?

W homilii bp Nitkiewicz przytaczając opis Ostatniej Wieczerzy podkreślał, że jest odniesieniem do wyjścia Narodu Wybranego z Egiptu ale dzięki Jezusowi nabrała nowego znaczenia.

– Z woli Chrystusa, starotestamentalna wieczerza nabrała nowego wymiaru. Antycypowała bowiem Jego zbawczą ofiarę, jaka dokonała się następnego dnia, w Wielki Piątek, na Golgocie. Tak właśnie należy rozumieć stwierdzenie, że Jezus umiłował swoich do końca, do ostatniego oddechu, do ostatniego uderzenia serca. „Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości” – mówił On sam, przywołując obraz pasterza i owczarni. Z miłości do nas oddaje swoje życie. A wcześniej umywa nogi apostołom, staje się ich sługą, również tych, którzy Go zdradza, Judasza i Piotra. Każda Msza św., odprawiana codziennie miliony razy uobecnia tę Chrystusową miłość – mówił kaznodzieja.

Następnie odnosząc się do pytania Chrystusa skierowanego do uczniów po obmyciu nóg „Czy rozumiecie, co wam uczyniłem?”, bp Nitkiewicz pytał czy nasza miłość przypomina miłość Jezusa.

– Bardzo często mówimy o miłości, zapewniamy, że kogoś kochamy. Na ile jednak nasza miłość przypomina miłość Chrystusa? Czy potrafimy kochać do końca, służyć nawet naszym wrogom? Jeśli tak nie jest, to mamy jeszcze sporo do zrobienia. Przypomina o tym każda Msza św., każda przyjęta Komunia. Jednocześnie Kościół celebruje co roku Mszę Wieczerzy Pańskiej, będącą szkołą miłości. Trzeba pewnie całego życia, aby zrozumieć co się na niej dokonało – mówił biskup.

Na zakończenie Ordynariusz Sandomierski przywołał postać św. Jana, który był wierny Mistrzowi z Nazaretu do końca.

– Na naszym życiu, podobnie jak w przypadku Ostatniej Wieczerzy kładzie się cień zdrady. Jej brunatne plamy bezczeszczą śnieżnobiałą szatę chrzcielną oraz biel kapłańskiej alby. Największa niewierność nie potrafi jednak powstrzymać czy choćby tylko ograniczyć Chrystusowej miłości. Pocieszające jest to, że obok Judasza spotykamy na Ostatniej Wieczerzy św. Jana apostoła. Umiłowany uczeń położył swoją głowę na piersi Jezusa, słuchając jak bije serce Mistrza. Uczy się w ten sposób miłości. W godzinie zdrady, podczas gdy wielu zapiera się Chrystusa, pozostańmy Mu wierni – zachęcał kaznodzieja.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze