Czy Polska jest narodem wybranym? [RECENZJA]

Refleksje wokół książki Pawła Rojka „Liturgia dziejów. Jan Paweł II i polski mesjanizm”

 

Co Niebo mówi o Polsce?

Czy Polska jest narodem wybranym przez Boga i Mickiewiczowskim „Mesjaszem narodów”? To postawione przeze mnie pytanie brzmi jak herezja, a przynajmniej jak forma jakiegoś duchowego nacjonalizmu lub religijnej i narodowej pychy. I rzeczywiście mogłoby tak być, jeśli rozumienie wybraństwa Bożego sugerowałoby „ontyczną”, „rasową” wyższość jednego narodu nad drugim. Dlaczego takie pytanie przyszło mi do głowy? Ponieważ raz po raz słyszymy o szczególnej roli, jaką ma odegrać naród polski w odniesieniu do innych społeczeństw Europy i świata. Tego typu słowa słyszymy od wielu współczesnych katolickich i protestanckich charyzmatyków z innych krajów, głoszących szczególne powołanie Polski dotyczące duchowego przebudzenia Europy i innych pozaeuropejskich narodów. Zresztą nie jest to nic nowego. Również wielu świętych i mistyków Kościoła przepowiadało, że Polska – jeśli pozostanie wierna Bogu, Krzyżowi Chrystusa, Najświętszej Maryi Pannie Królowej Polski, Kościołowi, Papieżowi i swoim tradycjom duchowym i patriotycznym – ma odegrać wyjątkową rolę w ewangelizacji narodów. Bł. Bronisław Markiewicz, sługa Boża Wanda Malczewska, Mikołaj Sikatka (widzący z Lichenia), kard. August Hlond, św. Faustyna Kowalska i Helena Majewska należą do mistyków i wizjonerów głoszących z woli Bożej szczególną misję Polski. Każdy z nas zna słowa Jezusa skierowane do św. Faustyny o Bożej iskrze, która ma wyjść z Polski i przygotować świat na powtórne przyjście Chrystusa. Natomiast fatimskie proroctwo zapowiadające triumf Niepokalanego Serca Maryi kojarzone jest z nałożonym na nasz naród  powołaniem Polski jako Królestwa Maryi. Już w siedemnastym wieku możemy odnotować objawienia Matki Bożej włoskiemu jezuicie Giulio Mancinelliemu (zm. 1618), w których Maryja zwróciła się do niego: „Dlaczego nie nazywasz mnie Królową Polski? Ja to królestwo bardzo umiłowałam i wielkie rzeczy dla niego zamierzam, ponieważ osobliwą miłością do Mnie płoną jego synowie”. Jestem głęboko przekonany, że w polskiej teologii katolickiej przedstawiona przeze mnie powyżej kwestia wymaga gruntownej, pogłębionej, systematycznej refleksji. Nie można przejść obok niej obojętnie. Nie może zostać zignorowana. Musi zostać rozwinięta w tzw. teologii narodu, która przeciwstawiając się narodowemu szowinizmowi stawiającemu jeden naród ponad inny, z głębokim zrozumieniem pochyli się nad koncepcją chrześcijańskiego narodu jako adresata Boskiego powołania i partnera Chrystusa w dziele duchowej przemiany świata. Bóg jest bowiem Bogiem pojedynczych ludzi, ale i Bogiem narodów. Powołuje jednostki, lecz i narody. Jest Bogiem Abrahama, Izaaka i Jakuba, a jednocześnie Bogiem całego Izraela. Jak mówi Pismo, „Bóg króluje nad narodami” (Ps 47,9).

Duchowe dziedzictwo polskich romantyków

Jednakże nawet pomijając objawienia maryjne, w wypowiedziach wielu świętych i błogosławionych można znaleźć przekonanie o głębokim sensie cierpień naszego narodu połączonych z Ofiarą Chrystusa i duchowych skutkach z nich wypływających. Wystarczy choćby pobieżnie przejrzeć homilie wygłoszone przez bł. Jerzego Popiełuszkę w kościele św. Stanisława Kostki na warszawskim Żoliborzu. W ten sposób uświadamiamy sobie duchowe dziedzictwo polskich romantyków i mesjanistów głęboko zakorzenione w polskiej historiozofii i duchowości.  Można je odkryć również w wypowiedziach papieża Jana Pawła II. Powyższą problematykę podejmuje książka „Liturgia dziejów. Jan Paweł II i polski mesjanizm” autorstwa dra Pawła Rojka z Klubu Jagiellońskiego. Nie jest moim zamiarem dokładna analiza książki, lecz raczej chcę ją uczynić pretekstem do własnych rozważań dotyczących obecnej w pracy problematyki. Publikacja ta stanowi próbę systematycznej refleksji na temat polskiego mesjanizmu w nauczaniu Jana Pawła II nie tyle z perspektywy teologicznej, co z punktu widzenia historyka idei, filozofa i socjologa.  Autor książki dostrzega duchowe i intelektualne związki Jana Pawła II z mesjanistycznymi tradycjami polskiego romantyzmu, sytuując „papieża Słowianina” w długim szeregu wielkich romantycznych poetów i intelektualistów takich jak: Mickiewicz, Słowacki, Krasiński, Norwid czy Cieszkowski. Analizując tradycje polskiego romantyzmu, Paweł Rojek podejmuje temat naszego mesjanizmu, wyróżniając w nim trzy podstawowe aspekty: millenaryzm, pasjonizm i misjonizm. Millenaryzm polskich romantyków odnosi się do apokaliptycznej metafory Tysiącletniego Królestwa i oznacza budowanie królestwa Bożego na ziemi, to jest wcielenie w społeczeństwie idei Chrystusowej, urządzenie życia społecznego i narodowego na sposób chrześcijański. Nie ma on nic wspólnego z fałszywym idealizmem lub pseudomesjanizmem, którego celem jest zbudowanie doskonałego społeczeństwa bez Boga, jak to chciał uczynić marksizm. Ten aspekt polskiego mesjanizmu obecny był w wezwaniu Jana Pawła II, „Bożego Romantyka” do budowania cywilizacji miłości i społeczeństwa solidarnego oraz otwarcia Chrystusowi drzwi nie tylko serc poszczególnych ludzi, ale też „granic państw, systemów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju”. Pasjonizm natomiast polega na uznawaniu duchowej wartości i sensu cierpienia zbiorowego połączonego z Ofiarą Chrystusa na krzyżu. Jest to idea zbawczego współcierpienia z Chrystusem nie tylko pojedynczych ludzi, ale całych narodów, po którym musi nastąpić „zmartwychwstanie” i z którego Bóg wyprowadza jakieś wielkie dobro. Idea połączonego z Chrystusem  cierpienia Polski i innych narodów  była obecna w pismach, utworach i wypowiedziach Karola Wojtyły. Głębokie refleksje w tym temacie można znaleźć choćby w jego biblijnych dramatach „Jeremiasz” i „Hiob”. Z kolei w „Przekroczyć próg nadziei” z cierpieniem Mesjasza Papież łączy holocaust narodu żydowskiego. Trzecią ideą polskiego mesjanizmu jest misjonizm, czyli uznawanie szczególnej roli narodów w dziejach. Wynika on z przekonania, że nie tylko poszczególny człowiek, ale również naród ma swoje miejsce w Bożym planie stworzenia i zbawienia. Główny nurt polskiego mesjanizmu dostrzegając szczególną rolę i wybranie Polski nigdy nie głosił wyższości naszego narodu ponad inne narody, ale przeciwnie wiązał go z misją innych narodów chrześcijańskich, na przykład z Francją, ale też, co warto podkreślić, z narodem żydowskim. Prawdopodobnie pierwszym chrześcijaninem, który nazwał Żydów „starszymi braćmi” był polski mesjanista Andrzej Towiański. W tym kontekście nie powinno dziwić, że Jan Paweł II podzielał przekonanie o dziejowej misji narodu polskiego wraz z innymi narodami słowiańskimi. I całkowicie świadomie używał wobec siebie określenia „papież Słowianin”, nawiązując w ten sposób do wiersza Juliusza Słowackiego „Słowiański Papież”. Oryginalnym wątkiem książki Pawła Rojka jest również zestawienie trzech wyżej wymienionych idei mesjanistycznych z nauczaniem Soboru Watykańskiego II na temat potrójnej misji Chrystusa i Kościoła: królewskiej, kapłańskiej i prorockiej. W ten sposób budowanie Królestwa Bożego (millenaryzm) został połączony z królewską funkcją Ludu Bożego,  współcierpienie z Chrystusem (pasjonizm) z funkcją kapłańską Kościoła oraz misjonizm ze współuczestnictwem Ludu Bożego w prorockim urzędzie Chrystusa. Podobna soborowa perspektywa obecna jest również w dokumentach i przemówieniach Jana Pawła II.  A zatem jako katolicy i Polacy, jako jednostki i jako naród, powinniśmy w jedności z Chrystusem wypełnić swoją misję królewską, kapłańską i prorocką. Nie ma w tym żadnej herezji i niczego niestosownego.  Przeciwnie! Zdaniem Pawła Rojka Jan Paweł II spośród wszystkich dwudziestowiecznych papieży najbardziej podkreślał duchową rolę narodu, wnosząc do nauki Kościoła polską refleksję teologiczną o narodzie, począwszy od ks. Piotra Skargi, przez polskich mesjanistów, ojców zmartwychwstańców, a skończywszy na kard. Stefanie Wyszyńskim.

Uniwersalny Kościół Chrystusa „z narodów” czy „bez narodów”?

Oczywiście w perspektywie chrześcijańskiej (i muzułmańskiej) wszyscy ludzie bez względu na narodowość czy rasę są Bożymi stworzeniami posiadającymi tą samą godność przed Bogiem Stwórcą. Wizja Kościoła jako uniwersalistycznej wspólnoty Boga zrzeszającej  ludzi z narodów, plemion, ludów i języków jest fundamentalną prawdą objawioną w Ewangelii Jezusa Chrystusa. Czy to oznacza negację podmiotowości narodów? W żadnym razie. Miłość do narodu jest głęboko wpisana w pisma Starego i Nowego Testamentu. Kościół nie stanowi globalnej rodziny Bożej, w której nie ma już państw i narodów, granic, odmienności kultur i tożsamości. Uniwersalizm chrześcijański głoszący jedność wszystkich ludzi połączonych więzią miłości, wiary i powszechnego braterstwa nie wykorzenia miłości do swojej rodziny, rodu, klanu, lokalnej ojczyzny czy całego narodu. Przeciwnie: ogłasza braterstwo narodów w Chrystusie. Otwartość na tradycje innych narodów i kultur nie wyklucza zakorzenienia w swoich tradycjach duchowych, narodowych, kulturowych i historycznych. Przykazanie miłości „Miłuj bliźniego jak siebie samego” można rozwinąć i odnieść do narodów – jak to uczynił Władimir Sołowiow  – „Miłuj inne narody jak swój własny”. Nie można kochać bliźnich, nie kochając siebie. Nie można rzeczywiście rozumieć i kochać inne narody, nie rozumiejąc własnego. Kosmopolityzm wykorzeniony z własnej kulturowej, religijnej i narodowej gleby jest pustą ideą; głęboko ukrytym kompleksem wobec swojej narodowo-społecznej i religijnej tożsamości, z której się wyrosło.

Przemiana społeczeństw – wcielenie idei Chrystusowej

Sobór Watykański II nie chciał upodabniać Kościoła do współczesnego świata, lecz pragnął zrozumieć go, aby skuteczniej trafić do niego z Ewangelią. Nie chodzi zatem o akceptację tego, co niemoralne i iluzoryczne w nowoczesnym świecie, lecz o właściwą wrażliwość i odpowiednie formy głoszenia przesłania ewangelicznego. Chodzi o przemianę współczesnej cywilizacji poprzez wcielenie w społeczeństwo idei Chrystusowej.

Trzeba być ignorantem, żeby nie widzieć globalnej antyewangelizacji świata, a zwłaszcza Europy. Fakty są takie, że całe pokolenia na naszym kontynencie i w wielu zachodnich społeczeństwach odeszły w ostatnich dekadach od chrześcijańskiej pobożności i moralności. Ponad 50% Francuzów, Brytyjczyków i Belgów nie uczestniczy w żadnych obrzędach religijnych, choć zwykle uznaje istnienie „siły duchowej” rządzącej światem lub wierzy w bliżej nieokreślonego Boga. W Niemczech tylko 10% katolików uczestniczy regularnie w niedzielnej Mszy świętej. W Hiszpanii liczba ta jest niewiele większa (13%). Publiczna zgoda na związki bez ślubu czy społeczne przyzwolenie na relacje seksualne nastolatków już w okresie gimnazjalnym i wzajemne obściskiwanie się czternastoletnich chłopców i dziewczynek w miejscach publicznych są niemoralne, choć promowane w kulturze masowej i kolorowych pismach. Nie może być zgody na psucie społeczeństwa już na progu dojrzewania i kształtowania własnej tożsamości osobowej i płciowej. Nawet w Polsce są już miasta, w których ponad 40 % małżeństw się rozpada. W 1980 roku 5% dzieci urodziło się poza małżeństwem, a obecnie takich dzieci rodzi się około 25 %. Takie są statystyki. Walka o Boga i sumienie rozgrywa się w duszy poszczególnych ludzi, ale w gruncie rzeczy toczy się na płaszczyźnie kultury masowej, na poziomie polityki, mediów i sztuki filmowej. Dlatego potrzebna jest gruntowna przemiana społeczeństwa. Nie wystarczą kampanie ewangelizacyjne organizowane przez żywe, choć małe, wspólnoty odnowy Kościoła. Wyglądają one jak próby ratowania jednostek przy aprobacie systemu, który niszczy psychikę i sumienie wszystkich pozostałych. Rezygnacja z odważnej polityki prorodzinnej i socjalnej oraz aktywności medialnej, kulturalnej i edukacyjnej uprawianej w duchu chrześcijańskim (polityka jest wedle słów papieża Franciszka najwyższą formą miłości miłosiernej!), jak również z publicznego wyznawania wiary chrześcijańskiej jest kapitulacją. Przekonanie, że liczy się tylko jakość, a nie ilość, jest fałszywe i nieludzkie. Chrystus pragnie zbawienia wszystkich, pragnie dusz wszystkich narodów. Pragnie budowania cywilizacji miłości we wszystkich zakątkach ziemi. Pragnie, aby jak najwięcej dzieci doznawało rodzicielskiej miłości, jak najwięcej nastolatków było wychowywanych w silnych wiarą i kochających rodzinach, jak najwięcej kobiet i mężczyzn mogło godnie pracować i żyć w pokoju.

Budowanie jedności, ale z kim?

Można zauważyć, że wielu chrześcijan (niestety również hierarchów Kościoła) ulega utopijnej wizji dążenia do jedności i braterstwa ze wszystkimi, nawet z tymi, którzy reprezentują interesy „cywilizacji śmierci”. Chrystusowe wezwanie z Wieczernika do trwania w jedności dotyczy uczniów Jezusa budujących Królestwo Boże na mocnym fundamencie. Dotyczy też zjednoczenia w słusznej sprawie z wszystkimi ludźmi dobrej woli (agnostykami i inaczej wierzącymi). W żadnym wypadku nie zawiera się w tym wezwanie do kapitulacji w walce z tym, co Jan Paweł II nazywał „cywilizacją śmierci” i „antyewangelizacją”. Co do walki z „cywilizacją śmierci” aktualne są słowa Jezusa: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową” (Mt 10,34n). Przykład naszego Pana jest ewidentny: solidaryzował się ze wszystkimi, którzy szukali prawdy i miłości, odnajdując nawrócenie serca, ale równocześnie wchodził w jawne konflikty z tymi, którzy byli skorumpowani i zepsuci, to jest z elitami polityczno-religijnymi, Herodem i starszyzną Izraela. Podobne wzorce można znaleźć u starotestamentalnych proroków, którzy stając w obronie biednych i uciskanych obywateli (wdowy, sieroty, ubodzy), ostro występowali przeciwko przekupnym sędziom, przedstawicielom arystokracji i okrutnym władcom. Jak w tym kontekście można postrzegać zachowanie niektórych katolickich (?) środowisk sympatyzujących ze zwolennikami „czarnych protestów” i propagandowych haseł w stylu „aborcja jest ok”, „poliamoria jest super”?  Oczywiście politycznej i kulturowej bitwie o chrześcijańską duszę Polski i Europy nie może towarzyszyć z naszej strony uczucie pogardy i nienawiści wobec ideologicznych oponentów, gdyż są oni Bożymi stworzeniami i naszymi bliźnimi. Tak, polityczny i ideologiczny oponent jest naszym bliźnim, za którego powinniśmy się modlić i któremu winniśmy okazywać szacunek i dawać świadectwo wiary przy równoczesnej stanowczości i wierności swoim chrześcijańskim zobowiązaniom społecznym i narodowym. A zatem łagodność w jednym i surowość w drugim powinny charakteryzować nasze postępowanie w walce o silną i chrześcijańską Polskę. Tak postępował Jezus, głosząc Królestwo Boże: był równocześnie cichy i łagodny sercem wobec tych, którzy chcieli go słuchać – jeśli nawet mieli poszarpane życiorysy i zbrukane sumienia – oraz wymagający, „ostry” i wręcz prowokatorski w stosunku do zepsutych elit i upartych apostołów (jednych nazywał „lisami” i „grobami pobielanymi”, innych „szatanami”). Podobna równoczesna łagodność i surowość charakteryzowały proroków, w tym również Proroka islamu.

Marzenie o silnej i katolickiej Polsce czy chrześcijański uniwersalizm?

Dostrzegam w naszym kraju niepokojącą tendencję, która polaryzuje społeczeństwo polskie i pogłębia między nami przepaść.  Z jednej strony rozwijają się środowiska powołujące się na patriotyzm, nacjonalizm (prymas Wyszyński – inaczej niż Jan Paweł II – używał słowa „nacjonalizm” na określenie miłości ojczyzny, nie w znaczeniu pejoratywnym, jak dzieje się to obecnie), na wiarę i tradycję, lecz równocześnie przeciwstawiające się chrześcijańskiemu uniwersalizmowi, szerzące niechęć do tego, co niepolskie i niekatolickie, do tego, co na przykład żydowskie i muzułmańskie. Z drugiej strony słyszymy dziki krzyk kosmopolitycznych grup, które nienawidzą tego, co polskie i katolickie, pałają niechęcią do  Kościoła, patriotyzmu, tradycji narodowych. I z przyjemnością skarżą się zagranicznym elitom na swoich rodaków. Jedni i drudzy mają kompleks. Jedni nienawidzą obcych, drudzy nienawidzą swoich. Nawet wśród środowisk katolickich widać ten rozdźwięk. Część katolików poddaje się niechęci wobec innych, ignorując nauczanie papieży Jana Pawła II i Franciszka. Inna część katolickich środowisk wyrzeka się chrześcijańskiej tożsamości, zachwycając się socjaldemokratycznym (żeby nie powiedzieć marksistowskim!) internacjonalizmem, który ruguje religię z sektora publicznego, neutralizując transformującą społeczną i kulturotwórczą moc Ewangelii. To droga prowadząca donikąd. Jedni i drudzy sprzeciwiają się Chrystusowi. Nie można budować chrześcijańskiej tożsamości Polski i Europy, głosząc nienawiść do islamu i żydowskości, jak również wyrzekać się w imię poprawności politycznej i ideologicznego pluralizmu obowiązku dawania świadectwa swojej chrześcijańskiej wiary w sposób odważny i bezkompromisowy, lecz z poszanowaniem odmienności wyznaniowej i narodowej. Z całą pewnością można połączyć marzenie o wielkiej i silnej Polsce z chrześcijańskim uniwersalizmem stanowczo głoszonym przez ostatnich papieży oraz z szacunkiem do zwykłych muzułmanów, co nie oznacza naiwności wobec nurtów radykalnego salafizmu i ekstremizmu. W tym miejscu przypomnijmy, że w polskiej tradycji patriotycznej istnieje świadomość głębokich związków z polskimi Tatarami, muzułmanami, walczącymi w obronie Rzeczypospolitej. Nawet Jan III Sobieski, obrońca Europy przed turecką nawałą, równocześnie zafascynowany był  – jak wiele elit w tamtym czasie – wspaniałą kulturą osmańską. Wielu też dziewiętnastowiecznych polskich patriotów i romantycznych mesjanistów widziało w Imperium Osmańskim sojusznika w walce z zaborcami. Nie przez przypadek opiewany przez Norwida gen. Józef Bem – podobnie jak Michał Czaykowski czy Konstanty Borzęcki – przyjął islam, służąc w tureckiej armii, a Mickiewicz dokonał żywota w Stambule, szukając tam sprzymierzeńców sprawy polskiej.

Jezus – lewak czy narodowiec?

Jezus nie był ani obalającym tradycyjne instytucje rodziny i narodu rewolucjonistą-lewakiem, ani szerzącym niechęć do obcych narodowym szowinistą. Kochał swój żydowski naród, jego tradycje i obyczaje, ale równocześnie uzdrawiał znienawidzonych przez Żydów Samarytan, łamiąc narodowościowe i religijne bariery. Nie może zniknąć z naszych umysłów i serc niezideologizowane i zawsze aktualne przesłanie Chrystusa. Dopiero wtedy będziemy w stanie zrealizować misję, którą wyznaczył naszemu narodowi Bóg. Jezus był przywiązanym do żydowskości patriotą, ale nigdy nie postrzegał swojego narodu w opozycji do innych narodów i ludów. A nade wszystko Jezus widział swój naród jako miejsce budowania Królestwa Bożego i narzędzie duchowej przemiany ludzkości. My, Polacy, podobnie jak Jezus powinniśmy postrzegać swoją narodową tożsamość przez pryzmat zbiorowego zakorzenienia w Bogu i misji głoszenia Ewangelii innym narodom.

Kwintesencja polskości Jana Pawła II

Jana Pawła II postrzegam jako kwintesencję polskości (polskiej tożsamości i duchowości), wyraźnie dostrzegając jego romantyczny mesjanizm, misjonizm (papież był prorokiem cywilizacji miłości zbudowanej na Chrystusie). Był on „człowiekiem uniwersalnym”  zakorzenionym w polskiej i katolickiej tradycji, ale równocześnie charakteryzującym się pełnym szacunkiem do duchowych i kulturowych dóbr innych narodów, wyznań i religii. To papież od Norwida i Słowackiego, Wawelu i polskich królów, ale też radykalny ekumenista i miłośnik szczerego dialogu, papież przekraczający progi synagogi i meczetu, całujący Koran i zaprzyjaźniony z Dalajlamą. To papież z miłością pochylający się nad każdym człowiekiem, a jednocześnie stanowczy obrońca i krzewiciel „cywilizacji życia” wzywający do chrześcijańskiego odnowienia narodu:

„Francjo, najstarsza córo Kościoła, co zrobiłaś ze swoim chrztem?” (1985).

„Z tego trzeba zrobić rachunek sumienia u progu III Rzeczypospolitej! Może dlatego mówię tak, jak mówię, ponieważ to jest moja matka, ta ziemia! To jest moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! Was też powinny boleć! Łatwo jest zniszczyć, trudniej odbudować. Zbyt długo niszczono! Trzeba intensywnie odbudowywać! Nie można dalej lekkomyślnie niszczeć!” (1991).

Brakuje mi TAKIEJ Polski. Polski Karola Wojtyły. Polski odważnie i publicznie świadczącej o Chrystusie i Polski otwartej na innych. Piszę to w kontekście obecnych podziałów. Społeczeństwo rozjeżdża nam się w przeciwne kierunki, w niebezpieczne ślepe zaułki. Uważam, że książka Rojka to bardzo ważna pozycja i milowy krok we właściwym rozumieniu polskiej tożsamości i duchowości oraz chrześcijańskiej teologii narodu.

Wnioski końcowe

Odpowiadając na postawione w tytule pytanie, muszę stwierdzić, że Polska jest narodem wybranym – ale nie bardziej niż inne narody chrześcijańskie. Bóg powołuje i prowadzi jednostki i narody, choć nie wszyscy w danym momencie są gotowi odpowiedzieć pozytywnie na Boże wezwania. Jedni się wahają, inni odwracają plecami, jeszcze inni są dojrzali i otwarci na Boże wołanie. Podobna sytuacja dotyczy również narodów, które mają do wypełnienia swoją misję daną im przez Boga. Być może, obecnie naród polski jest – poprzez zachowanie żywej i silnej wiary w społeczeństwie oraz trudne doświadczenia z przeszłości znoszone z Bogiem – gotowy bardziej niż inne narody europejskie odpowiedzieć pozytywnie na głos Boży wzywający ludzi i społeczeństwa do duchowej przemiany i moralnej odnowy oraz ewangelizacji świata.  Nasz naród zwlekał jak prorok Jonasz z wypełnieniem powierzonej mu przez Boga misji, to jednak w końcu – zgodnie ze słowami Jezusa wypowiedzianymi do siostry Heleny Majewskiej, duchowej córki bł. Michała Sopoćki i kontynuatorki posłannictwa świętej Faustyny, – podejmie się tego zadania. Co prawda, zaprzepaścił wielką szansę, którą dostał pod koniec XIX wieku i w dwudziestoleciu międzywojennym, odrzucając – z winy jednej i drugiej strony! –  objawienie Dzieła Wielkiego Miłosierdzia. Objawienie to zostało powierzone znamienitej polskiej poprzedniczce Faustyny, matce Marii Franciszce Kozłowskiej, zmarłej w Płocku w 1921 roku kilkaset metrów od miejsca, w którym św. Faustyna  10 lat później (1931 rok) otrzymała nakaz namalowania obrazu Jezusa Miłosiernego z napisem „Jezu, ufam Tobie”.  Oznacza to, że wzbudzona w narodzie polskim iskra Bożego Miłosierdzia nie zgasła, a Bóg nie cofnął swoich obietnic względem Polski mimo grzechów i słabości strony rzymskokatolickiej i mariawickiej. Musimy zrobić wszystko, aby sprostać temu zadaniu i pociągnąć inne narody, które wraz z naszym są narodami wybranymi przez Boga dzięki łasce chrztu i poznania przed wieloma wiekami Ewangelii Chrystusa w powszechnym Kościele apostolskim.  

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze