Damian, Adam, Jędrzej i Łukasz odpowiedzieli na zaproszenie Jezusa: „Pójdź za mną”
Czterech diakonów Wyższego Seminarium Duchownego w Obrze kilkanaście dni temu przyjęło święcenia prezbiteratu. Dziś wracam do tego wydarzenia i na koniec cyklu artykułów na misyjne.pl pod wspólnym hasłem: „Po co nam sakramenty?” pytam także ich: po co im sakrament kapłaństwa?
Pytanie może wydawać się zadane zbyt obcesowo, ale chodzi w nim o poszukanie głębokich odpowiedzi na temat wyboru drogi kapłańskiej. Pytanie to kieruję do wyświęconych niedawno księży, zakonników – misjonarzy oblatów: Damiana Majcherczaka, Jędrzeja Baranowskiego, Łukasza Orłowskiego i Adama Jończaka. Każdy dał nieco inną odpowiedź, każdy stawiał akcenty na inne aspekty kapłańskiego powołania, ale wszystkich łączy radość, ale i pokora. I przekonanie, że Jezus na tej drodze będzie im cały czas towarzyszyć.
Droga
– Po co mi sakrament kapłaństwa? Pytanie „po co” to pytanie, które związane jest z odkrywaniem życiowego powołania, z odpowiedzią na pytanie ot o, co mi daje szczęście – odpowiada o. Adam Jończak. I dodaje: „Kapłaństwo to proces, tak jak życie chrześcijańskie każdego z nas. To proces stawania się coraz bardziej uczniem Chrystusa. Kapłaństwo jest drogą, która potrafi być inspirująca. To, że mogę być księdzem sprawia, że jestem szczęśliwy. Oczywiście to wszystko będzie się zmieniało, wraz z życiem. Teraz, na samym początku, jest dużo emocji, później to doświadczenie będzie głębsze. To naturalne.
Z kolei o. Damian Majcherczak, odpowiadając na to pytanie, od razu kieruje swoje myśli ku innym ludziom. – Kapłaństwo nie jest tylko dla mnie, jest przede wszystkim dla innych. Sakramenty nie są celem samym w sobie, ale drogą do spotkania z Bogiem. Tak samo patrzę na kapłaństwo, które jest środkiem do uświęcenia ludzi, ale także mnie samego. To droga, na którą zaprosił mnie Bóg. Jego zaproszenie rozeznawałem przez ostatnie lata i zdecydowałem się odpowiedzieć na nie pozytywnie – podkreśla.
Z propozycją odwrócenia mojego pytania wyszedł o. Jędrzej Baranowski. – Odważyłbym się zapytać: „Po co Bogu sakrament kapłaństwa?”. To sam Pan Bóg zapragnął tego sakramentu, wybierając dwunastu apostołów. Bóg chciał być obecny w Kościele i tak jest do dziś dzięki sakramentowi Eucharystii i kapłaństwa. Odpowiadając więc na zaproszenie do drogi kapłańskiej, odpowiadamy na wielkie pragnienie Boga, który chce być ze swoim ludem – odpowiada.
Misja
Ojciec Łukasz Orłowski przywołuje swoje doświadczenia z przeszłości. – Dla mnie – od zawsze – każde spotkanie z księdzem miało podwójny wymiar. Wiedziałem bowiem, że nie spotykam się tylko z księdzem, ale także z “przedstawicielem” Boga. Także więc i dziś, gdy sam jestem księdzem, to swoją rolę widzę nie jako zawód, ale jako misję. Gdy spotykam człowieka to zawsze, także w sytuacjach poza kontekstem kościelnym, jestem księdzem. Moja misja polega na tym, żeby człowiek, którego spotkam, doświadczył obecności Boga. Kapłaństwo ma więc służyć temu, żeby ułatwić ludziom spotkanie z Bogiem – tłumaczy.
O. Jędrzej Baranowski podkreśla, że na powołanie kapłańskie nie należy patrzeć jak na jakieś zadanie, bo to nie jest umowa o dzieło. – To droga, w czasie której jeszcze bardziej chcę być jak On, chcę kształtować swoje człowieczeństwo i chrześcijaństwo na Jego wzór. Kapłaństwo jest więc po to, by wypełnić tę misję Kościoła, która jest zawarta we wzajemności tego, że jedni są dla drugich. Droga do zbawienia nie jest drogą indywidualną. Oczywiście w Kościele jest przestrzeń do osobistego przeżywania wiary, ale ten wymiar wspólnotowy jest równie ważny i konieczny. Potrzeba tej wspólnoty, tej wymiany. Kapłani są po to, by uobecniać Boga we wspólnocie – podkreśla.
Zadanie
Z kolei ojciec Damian zaznacza, że kapłaństwo jest darem A dar można wykorzystać, ale można też go zmarnować. – Na rekolekcjach prosiłem Pana Boga o wskazówkę, jak mam wzrastać jako prezbiter. A ta odpowiedź przyszła w trakcie akademii, w czasie której dostajemy pierwszą obediencję (posłanie). Jej motywem przewodnim było hasło: „Już i jeszcze nie”. Wtedy dotarło do mnie, że już jestem kapłanem, ale jeszcze nie do końca, bo kapłaństwo to droga. Droga naśladowania Chrystusa – Najwyższego Kapłana, i to jest zadanie na całe życie – wyjaśnia.
>>> Manutergium – najpiękniejsze podziękowanie, jakie ksiądz może złożyć swojej matce
Moich rozmówców zapytałem o to, czy pamiętają moment, kiedy zrodziło się w nich kapłańskie powołanie. Wszyscy zgodnie podkreślają, że był to raczej proces niż jedna konkretna chwila, choć w tym procesie potrafią wskazać ważne momenty, które wpłynęły na ich życiową decyzję. Ojciec Damian Majcherczak ten proces dzieli na dwa etapy. Pierwszy to czas, gdy był dzieckiem. – Już w szkole podstawowej miałem pragnienie kapłaństwa. Uparcie twierdziłem, że będę księdzem – mimo sprzeciwu moich ciotek, które widziały mnie w roli urzędnika albo prawnika. Później, w czasie gimnazjum i liceum to pragnienie w sobie stłumiłem. Nieco o nim zapomniałem. Później studiowałem administrację, jednak nie czułem tego kierunku. Wiedziałem, że to nie jest moje. I wtedy zaczął się czas powrotu do bliskiej relacji z Bogiem, czas szukania sensu życia. Był to więc proces, który doprowadził mnie do dnia, kiedy usłyszałem konkretne wezwanie: „Pójdź za mną” – opowiada.
Proces
Ojciec Adam Jończak pamięta momenty, w których Pan Bóg dawał mu wskazówki. – Było wiele sytuacji, które podpowiadały mi, którą drogą iść. Zaczęło się od liturgii, od służby przy ołtarzu. Tam poznawałem Boga, tam nauczyłem się modlić. Później były kolejne grupy parafialne i kościelne, do których należałem – wylicza. Podkreśla też, że zawsze cenił spotkania z inspirującymi ludźmi, nie tylko duchownymi, ale także świeckimi. – Z ludźmi, których wiara mnie umacniała i którzy otwierali mnie na Boga. To także były ważne etapy na mojej drodze do kapłaństwa. Oczywiście ważną rolę odegrał także dom rodzinny i Obra, czyli seminarium. To wszystko miało znaczenie. Tam poznawałem siebie, swoje mocne i słabe strony – dodaje.
Droga do kapłaństwa to – zdaniem o. Jędrzeja Baranowskiego – proces. – Dziś widzę, że wszystko potrzebowało czasu dojrzewania. To był m.in. czas oblackich rekolekcji dla młodzieży w Łebie. Był też szczególny moment jednej spowiedzi świętej, w czasie której doświadczyłem ogromu Bożego miłosierdzia. Jednocześnie pojawiło się wtedy pytanie: „A co by było, gdybym tobie zaproponował drogę kapłaństwa?”. I pamiętam, że we mnie – przez kolejne miesiące – toczyła się walka, czy zdobędę się na taki krok – mówi.
U ojca Łukasza Orłowskiego w rozeznawaniu powołania kluczowe były dwa momenty. – Po pierwsze to był czas studiów. Byłem przez rok na studiach ekonomicznych w Warszawie. Doświadczyłem wtedy dużej samotności, byłem daleko od rodziny i przyjaciół. I w tym doświadczeniu samotności modliłem się do Boga, by mi pomógł. Jego odpowiedzią było zaproszenie do udziału w rekolekcjach powołaniowych u oblatów. W ich trakcie wielokrotnie przewijał się wątek wspólnotowej rysy oblackiego charyzmatu – wyjaśnia. Był też drugi moment. – Nieco przypadkowy, choć pewnie to nie był przypadek – komentuje. – Podczas wizyty na Jasnej Górze modliłem się przed obrazem Matki Bożej Jasnogórskiej. Spotkałem tam oblackich nowicjuszy. Nie spodziewałem się, że tam wtedy będą. Myślę, że to było działanie Pana Boga. Jednak, co chcę podkreślić, w drodze do kapłaństwa pomogły mi nie tylko takie konkretne momenty, ale cały okres nowicjatu, seminarium i staże pastoralne – dodaje.
Skarb
Ojciec Jędrzej podkreśla, że dla niego bardzo istotne są słowa św. Pawła, który w Liście do Koryntian o posłudze apostolskiej mówi tak: „Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych”. – Powołanie to wielki skarb, który otrzymałem. Ten wybór, którego dokonał Jezus, zawsze mnie szokuje. Z jednej strony to ogromna łaska, ale towarzyszy mi też świadomość mojej słabości i kruchości. Wiem jednak, że łaska Boża jest uprzedzająca. Pan Bóg najpierw daje, a kolejne lata kapłaństwa są na to, by mi wytłumaczył, co mi dał – wyjaśnia.
Z kolei ojciec Adam – na progu swojej kapłańskiej drogi inspiracje – czerpie z ikony, którą otrzymał w trakcie uroczystości święceń. To ikona ze świętym Menasem z Egiptu. – Bardzo mi się spodobała. Przedstawia Jezusa obejmującego Menasa, a Menas w tym czasie błogosławi. Odczytałem to w ten sposób, że Jezus przekazuje Menasowi moc, a on wychodzi z tym błogosławieństwem do drugiego człowieka. Bardzo bliskie jest też dla mnie motto naszego zgromadzenia: „Być zawsze blisko ludzi”. Dla mnie to konkret i wskazówka na przyszłość – podkreśla o. Jończak.
Góra
Moich rozmówców pytam też o emocje, refleksje związane z czasem święceń. To czas szczególny i – jak podkreśla wielu księży z dłuższym stażem – czas, w którym człowiek jest na swego rodzaju górze (także tej emocjonalnej). Ważne jest wtedy, by umiejętnie z tej góry schodzić. Porównania do góry użył też o. Damian Majcherczak. – Widzę podobieństwa do historii z góry Tabor, gdzie na jej szczycie dokonało się przemienienie Jezusa w obecności trzech uczniów: Piotra, Jakuba i Jana. Mówili oni wtedy: „Dobrze nam tu być”. Także ja mogę powiedzieć: „Dobrze jest tu być, dobrze jest być kapłanem, dobrze jest przeżywać te emocje”. Oczywiście, gdzieś z boku, pojawia się pytanie o przyszłość, jest świadomość ogromnej odpowiedzialności, jaką się podjęło. Jeden z bliskich mi ojców powiedział mi jednak tak: „Zostań w tych emocjach, nie schodź jeszcze tak szybko z tej góry” – wyjaśnia.
>>> Br. Sebastian Jankowski OMI: w tych dniach Ukraińcy odnaleźli Boga
Na jeden szczególny moment z uroczystości święceń zwraca uwagę o. Jędrzej Baranowski. To moment nałożenia rąk. Ten gest – w czasie mszy świętej – wykonuje nie tylko biskup, ale wszyscy obecni kapłani. – To uświadomiło mi ciągłość Ewangelii. Chodzi o to, że Ewangelia nie jest historią, że Dobra Nowina realizuje się tu i teraz. To, co czytamy na kartach Pisma Świętego, o wspólnocie pierwszych chrześcijan, to również dzieje się dziś w Kościele. To pozwoliło mi uświadomić sobie, że nie jestem rodzynkiem, od którego zaczyna się Kościół, ale że jestem częścią większej całości, że jestem we wspólnocie, która już długi czas idzie tą drogą, wielu już tę drogę przeszło. To daje mi poczucie bezpieczeństwa. Wiem, że Kościół w niebie oręduje za tymi, którzy zdecydowali się na tę drogę wejść. Towarzyszy mi więc z jednej strony pokora, świadomość słabości i kruchości, ale z drugiej strony ufność w wielkie orędownictwo całego Kościoła – mówi.
Lekkie brzemię
Z kolei o. Adam Jończak wspomina moment namaszczenia dłoni krzyżmem. – To wyraźny symbol tego, że będę sprawował Eucharystię, że będę sprowadzać Boga na ziemie. Ja – grzesznik – Adam. I to jest niesamowite – mówi z przejęciem. Wspomina też wizytę nowo wyświęconych oblatów na Jasnej Górze. – Usłyszałem tam takie słowa, że kiedy ręce przestaną się trząść przy ołtarzu, to niech drga serce. I kiedy pierwszy raz przewodniczyłem mszy świętej i wypowiadałem słowa przeistoczenia, to mówiłem je z łamiącym się głosem, musiałem nawet zrobić małą przerwę. Po prostu się wzruszyłem, że teraz i ja to robię, że mam Chrystusa w rękach a On ma mnie w swoich. I wtedy zrozumiałem, że wyzwania, które mnie czekają nie będą takie straszne, bo będą przeżywane razem z Nim. Bo przecież brzemię, które nosi się z Jezusem, to brzemię lekkie – dodaje.
A dlaczego oblaci? Dlaczego wybór padł właśnie na to zgromadzenie? To pytanie też przewijało się w naszych rozmowach. O. Baranowski, który wcześniej mówił o bitwie myśli, która toczyła się w jego głowie w czasie rozeznawania powołania, przy pytaniu o wybór zakonu odpowiada, że w tej kwestii nie miał żadnych wątpliwości. – Od razu wiedziałem, że to będą oblaci. W czasie spotkań organizowanych przez oblatów widziałem ludzi szczęśliwych, którzy żyją we wspólnocie. I było to świadectwo przekonujące – podkreśla. Ojca Damiana Majcherczaka zainspirowała historia założyciela zgromadzenia oblatów – św. Eugeniusza de Mazenoda. – W jego historii widziałem odbicie także swojego życia. Najbardziej przełomowym w jego życiu był moment adoracji krzyża, to był czas jego nawrócenia, doświadczenia bliskości Boga – mówi.
Przekonujące świadectwo
– Oblaci zainspirowali mnie szczególnie ludzką stroną swojego życia zakonnego. Zwróciłem uwagę na to, jak dużą wagę przykładają do różnych gestów, do przywitania, chwili rozmowy. Od początku zauważyłem, że zawsze mają czas dla drugiego człowieka. Ja często jeździłem do Kodnia, to moje diecezjalne sanktuarium. To tam poznałem oblatów – tak swój wybór opisuje o. Adam Jończak.
Nowych oblackich misjonarzy zapytałem też o generalną kondycję Kościoła i kapłaństwa w Polsce. Statystyki nie pozostawiają złudzeń – powołań kapłańskich jest mniej, niektóre seminaria nie otwierały nawet kolejnych roczników studiów. Czy kapłani, którzy dopiero co rozpoczynają swoją misję, mają to z tyłu głowy? Jak ta sytuacja może wpłynąć na ich posługę?
Wyzwanie
– To wielkie wyzwanie, bo liczba księży się zmniejsza, ale nie biadoliłbym, że jest nas mniej. Trzeba dbać o jakość kapłaństwa. By być wśród ludzi, trzeba mieć im co dać, więc i ja sam muszę znaleźć czas na modlitwę, na medytację słowa Bożego. Ważna jest dobra organizacja czasu. Dopiero zaczynam, więc tego się uczę, ale już z czasu seminarium wiem, że jeśli czas się dobrze rozplanuje, to znajdą się przestrzenie na spotkanie z innymi. Jako ludzie jesteśmy przecież relacyjni, potrzebujemy kontaktu z innymi, a Kościół to wspólnota. Dla każdego kapłana ważne jest więc to, by nie zamknąć się w swoim światku, ale by być blisko ludzi – mówi o. Adam.
– Gdy słyszy się o odejściach ze stanu kapłańskiego, to oczywiście pojawia się pytanie, czy i sam wytrwam. Umacnia mnie jednak przykład starszych ojców, którzy są w zakonie do końca życia. Na moich prymicjach byli ojcowie Brunon Wielki i Antoni Lesz, którzy w kapłaństwie przeżyli 69 lat. Nawet nie wiem, co robili w trakcie swojego życia, w trakcie swojej posługi, ale sam fakt, że szczęśliwie przeżyli życie w zakonie pomaga mnie samemu trwać na tej drodze. Dzięki ich przykładowi mam świadomość, że skoro Pan Jezus mnie wybrał, to będzie udzielać mi łask, które będą mi potrzebne w konkretnych sytuacjach. Także teraz, gdy jestem w Kijowie – mówi z kolei o. Łukasz.
O. Łukasz Orłowski jest już na misjach, pracuje w Ukrainie. Ojcowie Adam, Damian i Jędrzej swoje misyjne kierunki na razie jeszcze rozeznają.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |