Dlaczego edukacja domowa w Polsce staje się coraz popularniejsza?
W Polsce tylko w ostatnim roku 80% więcej uczniów niż poprzednio pobierało naukę w domu i, jak wskazują statystyki, takiego wzrostu jeszcze nie było. Co ma tak duży wpływ na ten wzrost? I na czym właściwie polega nauczanie domowe?
Aby dziecko w wieku od 6 do 18 lat mogło podjąć edukację domową, należy w tym celu złożyć wniosek w odpowiedniej placówce oraz uzyskać zgodę dyrektora przedszkola lub szkoły znajdujących się na terenie województwa, w którym mieszka dziecko. Oprócz tego ważne jest uzyskanie opinii z publicznej placówki psychologiczno-pedagogicznej, oświadczenie informujące o zapewnieniu dziecku odpowiednich warunków do realizacji podstawy programowej oraz zobowiązanie, że dziecko będzie przystępowało do rocznych egzaminów klasyfikacyjnych. Jeśli wymogi te zostaną spełnione, wówczas nauczycielami dziecka mogą zostać jego rodzice, opiekunowie prawni lub też inne osoby przez nich wskazane. Co istotne, „domowi nauczyciele” nie muszą mieć ukończonych żadnych specjalistycznych studiów czy też szkoleń.
>>> Nauka i edukacja. Uczymy dlatego, że jesteśmy katolikami [MISYJNE DROGI]
Dlaczego rodzice i dzieci decydują się na edukację domową?
Jak podkreśla w rozmowie z serwis.gazetaprawna.pl Monika Kamińska-Wcisło z Centrum Nauczania Domowego, najliczniejszą grupą w edukacji domowej są uczniowie szkół podstawowych. W nowej, pocovidowej rzeczywistości na nauczanie domowe najczęściej decydują się rodzice dzieci uczęszczających do klas 1-3 oraz do klasy piątej. Ale wzrasta też liczba uczniów z ostatnich klas podstawówki, którym trudno jest się przestawić z powrotem na naukę w trybie stacjonarnym. Ten fakt potwierdzają nawet nauczyciele akademiccy. Sama miałam niedawno okazję porozmawiać z jednym z nich, który wspominał, że nawet podczas wykładu zdarza się, że robiona jest przerwa, gdyż studenci mają trudności ze skoncentrowaniem się i skupieniem na temacie przez pełne 90 minut. Tym bardziej nie dziwi więc brak takich umiejętności w przypadku młodszych osób.
Co ze sprawdzianami?
Wiele opinii przemawiających za edukacją domową dotyczy kwestii kartkówek i sprawdzianów, odpytywania oraz stresu, który jest związany z tą formą weryfikowania wiedzy. W przypadku prowadzenia nauczania w domu, testy nie są konieczne. Zamiast tego dziecko ma obowiązek przystąpić co roku do egzaminów kwalifikacyjnych, których zakres ustalany jest przez dyrektora placówki, do której uczeń formalnie należy.
Po uzyskaniu pozytywnych wyników dziecko otrzymuje świadectwo ukończenia klasy, na którym nie ma ocen z muzyki, plastyki, techniki i wychowania fizycznego. Nieoceniane jest również zachowanie.
Do plusów tego rozwiązania można zaliczyć również możliwość nauki w takich miejscach jak kuchnia, ogród czy nawet podczas wyjazdu. Dziecko może więc poznawać tabliczkę mnożenia na przykład podczas wspólnego gotowania z rodzicami, a liście i grzyby uczyć się rozpoznawać w lesie, a nie z podręcznika. Nie jest również wymagane, by uczeń w edukacji domowej miał ustalone konkretne godziny, w których muszą odbywać się lekcje.
Najlepsza decyzja?
Magda Węgierska z wykształcenia jest nauczycielem przedszkolnym i edukacji początkowej. Jeszcze 5 lat temu była całkowitym przeciwnikiem edukacji domowej. Dzisiaj natomiast sama zajmuje się nauczaniem swoich dzieci w domu.
„Pomysłodawcą nauczania domowego w naszej rodzinie był mój mąż, który zainteresował się tematem i zaczął go zgłębiać zanim opowiedział mi o swojej propozycji (zrobił to, gdy po kilku latach rodzenia i wychowywania trójki dzieci wracałam do mojej ukochanej pracy w przedszkolu). Na początku mocno protestowałam, ale on, niezrażony, drążył jak przysłowiowa kropla wody skałę – podsuwał mi wywiady i podkasty do słuchania, książki i artykuły do czytania oraz opowiadał ciekawostki. Ostatecznie przekonał mnie propozycją spróbowania choćby przez rok. Ustaliliśmy, że jeśli nie będzie nam odpowiadał ten system edukacji, to wrócimy do wcześniejszych planów. Ponadto, duży wpływ na tę decyzję miała moja praca – m.in. absurdy systemu nauki państwowej oraz biurokracja.
Jednak spróbowaliśmy i… tak już zostało. Jesteśmy w edukacji domowej już trzeci rok, obecnie mamy dwójkę dzieci – jedno w klasie pierwszej, jedno w trzeciej. Czas pokazał nam, że to było najlepsza decyzja dla naszej rodziny. Choć nie wykluczamy opcji nauki w systemowej szkole, gdyby dzieci wyraziły taką chęć.
>>> Jedyne takie studia w Polsce: edukacja muzyczna z muzyką kościelną
Czy się bałam? Oczywiście! I to jak! Ale to zupełnie naturalne! Mimo że jestem z wykształcenia nauczycielem, cały czas zastanawiałam się, czy podołam. Czy nadal się boję? Nie! Mimo kolejnych wyzwań (drugie dziecko w edukacji domowej, szkoła muzyczna itp.) mam ogromną ufność, że będzie dobrze i czuję wewnętrzny spokój. Przez te dwa lata wypracowaliśmy sobie wspólnie całą rodziną codzienną rutynę oraz system nauki, co nam bardzo ułatwia codzienne funkcjonowanie w tym systemie.
W sumie, jak się teraz nad tym zastanawiam, to widzę same plusy edukacji domowej: totalna wolność i swoboda pod względem doboru metod i środków do osiągnięcia wymagań z podstawy programowej, realizowanie swoich pasji i zainteresowań (przez dzieci i rodziców), przede wszystkim bycie razem (mamy to szczęście, że mój mąż pracuje w firmie rodzinnej, na miejscu). Dla mnie najważniejsze chyba jest to, że w początkowych latach kształtowania i rozwoju mam wpływ na edukację, rozwój moralny, wychowanie w wierze moich dzieci. I podobnie jak u młodych roślin, wspieram je, ochraniam i czekam na ich dojrzewanie, aby potem – puszczone w świat – nie złamały się przy pierwszym wietrze, deszczu czy chociażby burzy.
Jeśli chodzi o minusy, to chyba jedynie to, że rodzic odpowiedzialny za edukację domową swoich dzieci jest człowiekiem od wszystkiego i musi stać się mistrzem zarządzania oraz królem ogarniania.
Jak wygląda u nas domowe nauczanie w praktyce? Mamy swoją rutynę, której się pilnujemy, np. w dni wolne od zajęć dodatkowych czy szkoły muzycznej córki, jest określony grafik działania: mycie, ubieranie, śniadanie i modlitwa poranna. Potem tzw. lekcje, które robię z każdym z osobna (preferuję system 1:1) przez około godzinę, maksymalnie półtorej. Staram się, żeby dzieci każdego dnia wychodziły na dwór przed lub po obiedzie. W czasie nauki korzystamy z podręczników, ale mamy jeden dzień w tygodniu, w którym zgłębiamy jakieś zagadnienie, które szczególnie interesuje któreś z dzieci (przygotowujemy wspólnie tzw. kącik tematyczny, np. dinozaury, „Pies – najlepszy przyjaciel człowieka”, „Moje ciało” itp.). Codziennie czytamy bardzo dużo różnego rodzaju książek. W tym roku obraliśmy sobie rodzinnie patrona roku szkolnego (Henryk Sienkiewicz) oraz patrona duchowego (św. Jan Maria Vianney) – poznajemy życiorysy obu postaci, czytamy o nich książki lub lektury ich autorstwa.
W międzyczasie dzieci mają zajęcia dodatkowe, które sobie wybrały: judo, robotyka, ceramika, stolarstwo, lekcje pianina czy szkoła muzyczna”.
W przyszłości
W Stanach Zjednoczonych już od kilku lat popularnością cieszą się tzw. grupy homeschoolingowe. Zrzeszają się w nich rodziny, które zdecydowały się na edukację domową i dzielą się między sobą zadaniami lub zatrudniają nauczyciela, który prowadzi zajęcia w taki sposób, jak gdyby edukacja ta rzeczywiście odbywała się w domu, a nie w szkolnej ławce. Być może w przyszłości taki sposób nauczania stanie się popularny także w Polsce, gdy coraz więcej rodziców zdecyduje się na edukację domową swoich dzieci. Doświadczenie Magdy Węgierskiej pokazuje bowiem, że i w tym przypadku sprawdza się zasada „nigdy nie mów nigdy”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |