Fot. Vatican Media

Dlaczego głos Leona XIV w sprawie Gazy ma znaczenie większe, niż się wydaje?

Na mapie świata, na której konflikty rozciągają się jak rany bez granic, głos papieża Leona XIV w sprawie wojny w Strefie Gazie może wydawać się jedynie kolejnym apelem w chórze dobrych intencji. W końcu mamy dziś największą liczbę konfliktów zbrojnych po II Wojnie Światowej, a głosy kolejnych papieży, wzywających do pokoju, są ignorowane od dłuższego czasu.

Najlepszym przykładem apel Jana Pawła II o opamiętanie, skierowany do George’a W. Busha w kwestii amerykańskich interwencji na Bliskim Wschodzie. Ale to tylko złudzenie. Niedawne bowiem dołączenie biskupa Rzymu do dramatycznego wezwania Greckiego Prawosławnego Patriarchatu Jerozolimy oraz Łacińskiego Patriarchatu Jerozolimy, w którym obaj przywódcy religijni wezwali społeczność międzynarodową do natychmiastowych działań na rzecz zakończenia wojny, to nie tylko gest dyplomatyczny. To interwencja o ciężarze historycznym, moralnym, politycznym i teologicznym jednocześnie.

>>> Michał Kłosowski: studniówka papieża [KOMENTARZ]

Strefa Gazy, fot. PAP/EPA/HAITHAM IMAD

Patriarchowie Bliskiego Wschodu, duszpasterze w cieniu rakiet i ruin, proszą o to, co dziś brzmi jak minimum człowieczeństwa: przerwanie ognia, dostęp dla pomocy humanitarnej i powrót do rozmów a nawet o natychmiastowe działanie społeczności międzynarodowej. Papież Leon XIV, świadomy, że każde jego słowo mierzone jest na wagę złota i propagandy,podpisał się pod tym apelem. Nie jest to jednak tylko banalna solidarność. To potwierdzenie, że chrześcijaństwo – wbrew cynizmowi realpolitik – nie rezygnuje z roli sumienia świata. I właśnie konsekwencja tych apeli jest tym, co nadaje im szczególną wagę. Leon XIV mówi bowiem o pokoju w momencie szczególnym. Ledwie kilka miesięcy temu świat dyskutował o nowej Nicei, tej idei powrotu do jedności chrześcijan, która ma w sobie echo Soboru sprzed szesnastu wieków. W tym projekcie, który patriarcha Konstantynopola Bartłomiej nazwał „nadzieją na wspólną odpowiedź Kościołów na wyzwania epoki”, rozbrzmiewały słowa o pokoju, pojednaniu, przekroczeniu starych podziałów, zakopaniu przepaści i odbudowaniu mostów. W Gazie, po wspólnym apelu i wzrastającej współpracy różnych Kościołów, słowa te stają się faktem i testem. Jak bowiem mówić o jedności, jeśli milczy się wobec wojny?

Wywiad patriarchy Bartłomieja sprzed kilku dni, udzielony z okazji Festiwalu w Rimini, pełen rozczarowania „milczeniem globalnych liderów” ale też nawoływaniem do współpracy i wspólnoty, był czytelnym wyrzutem sumienia. Teraz papież odpowiada nie wywiadem, lecz czynem: staje obok patriarchów Jerozolimy, tych, którzy nie mówią z pałaców, lecz z piwnic, gdzie schroniły się rodziny w obliczu śmiertelnego zagrożenia. To znak, że chrześcijaństwo Wschodu i Zachodu potrafi mówić jednym głosem, gdy w grę wchodzi życie ludzkie.

>>> Patriarcha Bartłomiej: nie ma pokoju bez sprawiedliwości

Fot. Vatican Media

Oczywiście, nie ma się co łudzić: ten apel nie zatrzyma czołgów. Ale w świecie, w którym polityka i religia zbyt często stają się narzędziem nienawiści, takie gesty budują coś trwalszego niż linie frontu, budują wspólną wrażliwość i dają nadzieję, zwłaszcza na miejscu. A może także przypominają, że moralna geopolityka wciąż istnieje, choć wielu chciałoby ją pogrzebać.Bo jeśli w Gazie, w miejscu gdzie zaczyna się Ewangelia, nie będzie pokoju, to co zostanie z wiary w moc dialogu? Leon XIV rozumie, że chrześcijaństwo i wiara nie mogą być tylko komentarzem do historii, ale muszą być jej protagonistą. Ten głos i te działania będą zapewne kontynuowane na 80. sesji generalnej Zgromadzenia Ogólnego ONZ, która pod koniec września odbędzie się w Nowym Jorku. Zapewne i tam głos Watykanu wybrzmi mocno i oby również, towarzyszyły mu głosy wsparcia z innych części świata.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze