fot. Unsplash

Dorothy Day. Dziennikarska droga do Boga

Życie Dorothy Day to droga od młodej feministki zafascynowanej komunizmem do żarliwej katoliczki. Dziennikarka wierzyła, że może zobaczyć twarz Boga we wszystkich, którzy są zniszczeni, odrzuceni lub zapomniani przez społeczeństwo.

W młodości silna potrzeba walki o prawa wykluczonych zbliżyła ją do komunizmu. Widziała w nim nadzieję na równy podział dóbr i szansę na zbliżenie się do idei sprawiedliwości społecznej, która zawsze zajmowała w jej duszy szczególne miejsce. W wieku 18 lat zapisała się do Partii Socjalistycznej. W magazynach „The Masses” i „The Liberator” pisała o socjalizmie i feminizmie. Mówiła głośno o prawie wyborczym kobiet. Współpracowała też z dziennikiem „The Call”, który w pierwszej fazie sprzyjał rewolucji w Rosji i dla którego przeprowadziła między innymi wywiad z Lwem Trockim. Brała udział w licznych protestach i manifestacjach. Nie sposób zliczyć, ile razy była aresztowana.

Osobiste doświadczenia coraz bardziej kierowały ją jednak w stronę Kościoła katolickiego. Odczuwała potrzebę modlitwy, uczestniczenia we Mszy św. i czytania Biblii. Chęć kontaktu ze Słowem Bożym została zresztą zaszczepiona w niej już w dzieciństwie.

– Nie pamiętam nic z tego, co przeczytałam, jedynie uczucie świętości wypływające z samego faktu trzymania tej księgi w rękach – pisała Dorothy w swoim pamiętniku. Lubiła modlić się na różańcu. – Być może nie odmawiałam go poprawnie, ale robiłam to, bo mnie to uszczęśliwiało – czytamy w jej zapiskach.

Skomplikowane losy dziennikarki na różnych etapach jej życia oddalały ją jednak od Boga, mimo że wiara wciąż była w jakiś sposób obecna w jej duszy. Miała romans z Lionelem Moisem, z którym zaszła w ciążę. Po namowach mężczyzny dokonała aborcji. Wyszła za mąż za zamożnego wydawcę, Berkeleya Tobeya, jednak małżeństwo szybko zakończyło się rozwodem. Następnie związała się z Forsterem Battinghamem. Z tego związku miała córkę Tamar. Myśl o tym, że jest odłączona od Boga i nie może w pełni cieszyć się relacją z Nim, nie dawała jej spokoju. W grudniu 1927 r. przyjęła chrzest, ale nikt z jej środowiska nie akceptował tego wyboru. Day, pomimo ciągle pojawiających się kryzysów w życiu duchowym, odnajdywała w Kościele coś, czego nie znajdywała nigdzie indziej – troskę o najuboższych, która nie jest tylko bardziej lub mniej doskonałym systemem społecznym lub działalnością charytatywną, ale jest przede wszystkim dostrzeżeniem niezbywalnej godności w każdym człowieku bez względu na jego pochodzenie czy status materialny.

Wiara była dla niej nowym wyznacznikiem także w życiu zawodowym. 1 maja 1933 r. założyła wraz z Peterem Maurinem pismo „The Catholic Worker” („Katolicki Robotnik”). Wokół gazety powstał ruch o tej samej nazwie, tworzący przytuliska dla bezdomnych. Pierwszym takim ośrodkiem było jej własne mieszkanie. Przez pierwsze trzy lata powstało ponad trzydzieści domów, w których najbiedniejsi mogli znaleźć schronienie i pomoc. Mawiała: „Miłujesz Boga tak jak tych, których kochasz najmniej”. Bóg był w jej życiu na pierwszym miejscu i choć bywało, że linia programowa czasopisma nie zawsze była dla Kościoła wygodna (krytykowała hierarchów, kiedy w sumieniu uznawała to za konieczne), to jednak niezmiennie deklarowała posłuszeństwo biskupowi. W 1965 r. Dorothy napisała: „Uważam, że utrata wiary jest największą katastrofą, największym nieszczęściem”. Zaangażowaniem w życie duchowe dawała świadectwo swoim najbliższym i współpracownikom. Nigdy nie narzucała jednak wiary. 

– Z tego, co pamiętam, ani razu nie zasugerowała mi, żebym poszła na Mszę, ale kiedy już poszłam, było to dla niej tak ważne, że pisała o tym w swoim dzienniku. Dopiero teraz widzę, jaką delikatność, jaki szacunek miała Dorothy dla mnie jako nastolatki – wspomina jej najmłodsza wnuczka, Kate Hennessy.

W latach siedemdziesiątych Dorothy Day dużo podróżowała. Spotkała się między innymi z Matką Teresą z Kalkuty, która wysyłając jej kartkę urodzinową napisała: „Tak dużo miłości, tak dużo poświęcenia, wszystko dla Niego Jednego. Jesteś piękną gałęzią owej winorośli, Jezusa, i podążasz drogą jego Ojca, opiekuna winnicy, by tak często wydawać liczne owoce. Wszystko przyjmujesz z wielką miłością”. W 1967 r. podczas Międzynarodowego Kongresu Osób Świeckich przyjęła Komunię św. z rąk papieża Pawła VI. – Nie myślałam o niczym, nic nie czułam, mogłam jedynie odmówić gorącą modlitwę w intencji Ojca Świętego – relacjonowała dziennikarzowi po kongresie w Watykanie.

Dorothy Day stała się rozpoznawalna, a „The Catholic Worker” notował bardzo wysoki nakład. Także dzisiaj jej wkład w publicystykę katolicką, ale także działalność społeczną jest doceniany. Franciszek wymienił ją w gronie przykładnych Amerykanów podczas wystąpienia przed Kongresem Stanów Zjednoczonych. 

Na zakończenie swojego wystąpienia na Kapitolu Ojciec Święty podkreślił: „Naród może być uznany za wielki, kiedy broni wolności, podobnie jak czynił to Lincoln, kiedy krzewi kulturę, która pozwala ludziom »marzyć« o pełnych prawach dla wszystkich swoich braci i sióstr, jak starał się to czynić Martin Luther King; gdy dąży do sprawiedliwości i stara się o sprawy uciśnionych, jak czyniła to swoim niestrudzonym działaniem Dorothy Day, będącym owocem wiary, która staje się dialogiem i sieje pokój w kontemplacyjnym stylu Tomasza Mertona”.

Day zmarła w 1980 r. Siedemnaście lat później John O’Connor, ówczesny arcybiskup Nowego Jorku, rozpoczął jej proces beatyfikacyjny. Droga, którą przeszła, może być inspiracją dla każdego dziennikarza. Nie szła na kompromis z ideami, w które mocno wierzyła i nie traciła z oczu człowieka, a to właśnie sedno dobrego warsztatu. Dziennikarz ma pośredniczyć w przekazywaniu ludzkich historii i dramatów, wydobywać na światło dzienne to, co niesłusznie chowa się w cieniu ludzkiej uwagi i obojętności.

Życie Dorothy Day to przykład tego, że dziennikarstwo to coś więcej niż zawód – to zobowiązanie wobec czytelników, którzy oczekują prawdy wyrażonej nie tylko na papierze na łamach gazety, ale także w codziennym życiu.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze