ft. Mikhail Vasilyev / unsplash

Dopuść do siebie smutek w Boże Narodzenie [FELIETON] 

Czy ktoś pomyśli kiedyś o mnie, patrząc na puste miejsce przy stole? Czy będzie mnie wspominał? Nie bójmy się w tym świątecznym czasie smutku. Ta emocja jest wpisana w Boże Narodzenie. 

Mocno w czasie okołoświątecznym dotknęły mnie w tym roku słowa „Kolędy dla nieobecnych” Zbigniewa Preisnera i Beaty Rybotyckiej. Utwór ten znam nie od dziś, jednak to właśnie w tym roku, gdy szedłem na jakieś zakupy, słuchałem tej współczesnej kolędy, a w moich oczach zaczęło pojawiać się coraz więcej łez. Zacząłem płakać. Boże Narodzenie to święto o narodzinach Boga. Ale to też dni, w których chyba szczególnie uświadamiamy sobie, że jesteśmy tu tylko na chwilę. Stąd te moje łzy. 

Krzesło jak wspomnienie

Może Cię, czytelniku, zaskoczę, ale refleksja o przemijaniu przychodzi do mnie najmocniej wcale nie pierwszego i drugiego listopada. Ani też w Wielkanoc. To Boże Narodzenie najbardziej przypomina mi, że na tym świecie jestem tylko na chwilę, że przeminę, a po mnie przyjdą kolejne pokolenia. Bagatelizujemy często puste miejsce przy stole. Owszem, ustawiamy serwetkę, talerz i sztućce. Może i szklankę na kompot z suszu. Ale przecież wiemy, że to tradycja, że przecież nikt nie przyjdzie. Żadnego zbłąkanego wędrowca się naprawdę nie spodziewamy. Ale ten pusty talerz, to krzesło, na którym nikt nie usiądzie to nie tylko quasi zaproszenie, z którego najpewniej nikt nie skorzysta. To także – a może przede wszystkim – wspomnienie. Jak śpiewa Beata Rybotycka – „nieobecnych pojawią się cienie”. Mamy za sobą kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt lat życia. Im więcej lat przeżyliśmy – tym za sobą mamy też więcej strat, odejść. W naszej historii pojawia się coraz więcej owych „nieobecnych”. Tak, to dla nich jest to miejsce. Dla tych, którzy na jakimś etapie byli obecni w naszym życiu, a których już tutaj nie ma. Stąd te wspomniane łzy. Bo kończy się kolejny rok i „zabrakło znów czyjegoś głosu”. Wielu z nas mogłoby już pewnie ustawiać osobny stół dla tych nieobecnych… 

Trochę goryczy 

Ci nieobecni sprawiają, że Boże Narodzenie przestaje być takie ckliwe i przesłodzone. Dodają trochę goryczy naszemu świętowaniu. Może to i dobrze? Bo przecież to narodzenie opisane w Biblii rozgrywało się w dramatycznych okolicznościach, w sytuacji odrzucenia, lęku, strachu. A my je tak sobie oswoiliśmy i przerobiliśmy na „magię świąt”. Puste miejsce i nieobecni pozwalają nam poniekąd wrócić do korzeni. Do tego, że to wcale nie jest taki łatwy czas, że nie mamy komfortowo. Bo świętujemy – ale już w niepełnym składzie. Znów kogoś brakuje. I łzy, także te smutne, są bardzo na miejscu w tym czasie. To naturalne, że świętowanie bez bliskich osób zaprawione jest goryczą. Od sentymentów i wspomnień nie ma co uciekać. Nie ma co zagłuszać ich wizytą Gwiazdora, kolejnym seansem „Kevina” i piętnastym kawałkiem sernika (z rodzynkami lub bez). To wszystko też będzie, owszem. Ale pozwólmy wybić się w tym świątecznym czasie wspomnieniom, sentymentom, myślom trochę trudniejszym. Pozwólmy pomyśleć trochę o własnym przemijaniu. Skoro kogoś nam brakuje przy tym stole, to znaczy, że ta osoba coś dla nas znaczyła, była ważna, zapisała się w naszym sercu, w naszej historii. Może pomyślmy kto za kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt lat usiądzie do wigilii i jego puste miejsce przy stole będzie miejscem dla nas? Kiedyś Ty czy ja też będziemy nieobecnymi.  

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Możemy się smucić

Nie bójmy się w tych świętach smutku. Maryi też było nie do śmiechu, gdy zabrakło dla Niej miejsca, gdy Ją wyrzucano. Żeby święta były prawdziwe – to potrzeba nam tego sentymentalnego połączenia z bliskimi, których już nie ma. Za którymi po prostu tęsknimy – a więc możemy być smutni. Choć nie zapominajmy też o wpisanej w to wszystko nadziei – „a nadzieja znów wstąpi w nas”. Znów sięgnijmy do słów „Kolędy dla nieobecnych”: „(…) nie trzeba żałować przyjaciół, (…) gdziekolwiek są, dobrze im jest, bo są z nami, choć w innej postaci”. Jest im dobrze – proste słowa, które powinny dodać nam otuchy. Jesteśmy tu na chwilę, przemijamy. Kiedyś odejdziemy – jak nasi bliscy – „po to by żyć”. I tym razem „żyć wiecznie”. Często, gdy zakończy się spotkanie z drugim człowiekiem, to już za nim tęsknimy, czekamy na to kolejne spotkanie. I tak samo jest przecież z tymi nieobecnymi – z nimi też się kiedyś spotkamy. Nie ma ich teraz fizycznie. Nie porozmawiamy, nie napiszemy do nich, nie zobaczymy ich. Ale są – „choć w innej postaci”. Miejmy nadzieję na to spotkanie kiedyś – ono nas zaskoczy, nie wątpię. Pewnie w życiu niejednego z nas w tym roku „zabrakło znów czyjegoś głosu”. Ale nie żałujmy tych ludzi. Oni mają już lepiej. A my spróbujmy oswoić ten smutek, bo on jest częścią Bożego Narodzenia. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze