Drugi dzień podróży papieża Franciszka na Węgry
Minął drugi dzień wizyty Franciszka w stolicy Węgier, Budapeszcie. Potrwa ona do 30 kwietnia i przebiega pod hasłem: „Chrystus jest naszą przyszłością” (Krisztus a jövőnk).
Złożyły się na nią spotkania z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną oraz pracownikami katolickiego Instytutu błogosławionego László Batthyány-Strattmanna, ubogimi i uchodźcami w kościele św. Elżbiety Węgierskiej, węgierskimi grekokatolikami w parafii pw. Opieki Matki Bożej oraz młodzieżą w hali sportowej im. László Pappa. Jest to 41. podróż zagraniczna papieża w czasie jego dziesięcioletniego pontyfikatu.
>>> Węgry: młodzi uchodźcy z Ukrainy pomagają rodakom, ale i biednym Węgrom
Spotkanie z niepełnosprawnymi
Drugiego dnia wizyty na Węgrzech rano z papież Franciszek spotkał się z dziećmi i młodzieżą niepełnosprawną oraz pracownikami katolickiego Instytutu Błogosławionego László Batthyány-Strattmanna w Budapeszcie. Instytut składa się z kilku budynków, w których znajdują się pomieszczenia mieszkalne, przedszkole, szkoła, sale warsztatowe i terapeutyczne oraz kaplica. Opieką objętych jest tu około 70 dzieci i młodzieży z wadami wzroku, ale także z upośledzeniem intelektualnym.
Ojca Świętego powitał po łacinie słowami modlitwy o pokój przypisywanej św. Franciszkowi z Asyżu dyrektor instytutu, György Inotay. Zapewnił, że zarówno dla niewidomych dzieci jak i pracowników tej placówki papieska wizyta stanowi umocnienie w wierze, nadziei i miłości braterskiej. Zaśpiewano pieśń Ave Maria, Hymn do Miłosierdzia, dziewczynka zagrała na flecie „Arię na strunie G” Jana Sebastiana Bacha. Dzieci i młodzież w prezencie wręczyły papieżowi szalik w kolorach argentyńskich i watykańskich, którego części wykonał każdy z młodych mieszkańców, zrobiony przez siebie różaniec oraz list w języku Braille’a. Papież ofiarował Instytutowi figurę Marii Rozwiązującej Węzły, wizerunek Matki Bożej z kościoła św. Piotra w Augsburgu, która zawsze była bliska sercu Franciszka.
„Bardzo dziękuję wszystkim za przyjęcie i czułość. Dziękuję za wasze piosenki, za wasze gesty, za wasze spojrzenia. Dziękuję panu dyrektorowi, że zechciał pan rozpocząć to spotkanie modlitwą św. Franciszka, która jest programem życia, bo Święty zawsze prosi o łaskę, że tam, gdzie czegoś brakuje, można coś zrobić. Społeczeństwo nie powinno zamykać oczu na rzeczywistość”, powiedział papież.
Zwrócił uwagę, że osoby – a zwłaszcza dzieci – niepełnosprawne są odsuwane od społeczeństwa, trzymane w ukryciu.
„W podróży od rzeczywistości takiej, jaka jest, chodzi o to, aby przenieść rzeczywistość do przodu i to jest czysta Ewangelia. Jezus przyszedł, aby wziąć rzeczywistość taką, jaka była i przekazać ją dalej. Łatwiej byłoby wziąć idee i ideologie i przekazać je bez uwzględnienia rzeczywistości. Ale Ewangelia jest inna. Pokazać rzeczywistość, to jest droga Ewangelii, to jest droga Jezusa i to właśnie chciałeś, dyrektorze, wyrazić modlitwą św. Franciszka, za co dziękuję. I dziękuję wam wszystkim” – powiedział Ojciec Święty.
Opuszczając Instytut, papież Franciszek zatrzymał się, aby indywidualnie pozdrowić grupę około 100 dzieci i młodzieży z sąsiedniej parafii pod wezwaniem św. László. Po drodze czekali na niego z modlitwami i pieśniami. Wraz z nimi obecni byli także okoliczni mieszkańcy.
Wśród ubogich i uchodźców
Kolejnym punktem programu drugiego dnia wizyty papieża w Budapeszcie było spotkanie Franciszka z ubogimi i uchodźcami w kościele św. Elżbiety Węgierskiej. Witając Ojca Świętego, prezes Caritas Węgry bp Antal Spányi z Székesfehérvár stwierdził, że „dzięki tysiącom wolontariuszy i wielu profesjonalnym pomocnikom, instytucja ta wspiera osoby starsze i chore, pomaga potrzebującym rodzinom i osobom niepełnosprawnym, angażuje się w opiekę nad narkomanami, pomaga bezdomnym, pokrzywdzonym mniejszościom, wspiera prześladowanych chrześcijan i uchodźców oraz pomaga ofiarom katastrof humanitarnych”. Praca ta jest prowadzona w parafiach poprzez posługę wolontariuszy oraz w zorganizowanych i profesjonalnych środowiskach, gdziekolwiek jest potrzebna, w tym w innych częściach świata, gdzie profesjonaliści są wzywani do pomocy w miejscach katastrof humanitarnych lub naturalnych. Jest też ona wspierana przez Zakon Maltański, różne grupy duchowości i wspólnoty, a także organizacje innych wspólnot wyznaniowych, zjednoczone we współpracy ekumenicznej.
Następnie złożono świadectwa. O trudnych, przez długi czas bardzo pokrętnych kolejach swego życia opowiedziała Ojcu Świętemu Brigitta Kanalas, żona, matka trójki dzieci z Máriapócs (eparchia greckokatolicka Nyíregyháza). Kobieta rozpoczęła swe świadectwo od stwierdzenia, że od dziecka, wraz ze swymi braćmi i siostrami, doświadczyła wielu wyrzeczeń. Zarabiali na jedzenie jako sezonowi robotnicy na roli. Gdy miała 17 lat, wyszła za mąż. Początkowo wszystko układało się dobrze, ale po urodzeniu trzeciego dziecka popadli w długi, toteż musiała pracować na dwie zmiany. Wtedy też jej mąż zaczął pić i na nią spadł ciężar utrzymania rodziny.
Gdy życie stało się nie do zniesienia, zamieszkali w prawie zrujnowanym domu, z dziurawym sufitem, bez prądu i wody. Pewien znajomy zaproponował, że przyjmie jej najmłodszą córkę do swego domu do czasu, aż ona znajdzie mieszkanie, „ale rodzina męża doniosła na mnie, ponieważ nie zajmowałam się dziećmi i opieka społeczna chciała mi je odebrać”. Kobieta była zrozpaczona, płakała i nawet nie myślała, że są ludzie, którzy spróbują jej pomóc. „I to miejscowa parafia greckokatolicka stanęła przy mnie” – tłumaczyła Brigitta. Dodała, że modliła się, aby Bóg pomógł jej odnaleźć drogę, błagała Najświętszą Maryję Pannę, aby jako Matka uratowała jej dzieci.
„I poczułam, że Pan jest ze mną, po prostu musiałam Mu zaufać” – wyznała matka trzech córek.
I oto w szkole greckokatolickiej zawarto z nią nową umowę o pracę, na czas nieokreślony i z wyższą pensją. Pozwolono im również przenieść się na działkę nieużywaną już przez Kościół, wspierali ich życzliwie grekokatolicy, których – jak zapewniła – nigdy nie zapomni. I gdy wszystko wydawało się zmierzać w dobrym kierunku, jej dusza była jeszcze ogarnięta chęcią odpłaty tym, którzy ją skrzywdzili, była urażona, porywcza. W dodatku nagle zachorowała jej najmłodsza córeczka, a niedługo potem ojciec jej dzieci trafił do szpitala, gdzie kilkakrotnie go reanimowano. Najstarsza córka wiele płakała, współczując ojcu. Po kilku dniach udręk i modlitw poszła do kościoła i tam poprosiła Matkę Bożą, aby wybaczyła jej wszystkie krzywdy, jakie ona, Brigitta, wyrządziła innym i aby za Jej wstawiennictwem wyzdrowiał ojciec dzieci. Nazajutrz kobieta pojechała do szpitala i tam po raz pierwszy od tygodnia wybudzono go.
„Odtąd z każdym dniem było coraz lepiej… A ja całkowicie wtuliłam się w Bożą dłoń” – zakończyła swe świadectwo matka trójki dzieci.
Przejmujące świadectwo życia w ostrzeliwanym Dniepropietrowsku z pierwszych miesięcy wojny złożył przed papieżem Ołeh Jakowlew, który wraz z żoną i pięciorgiem dzieci znalazł schronienie na Węgrzech. W maju 2022 przez całą noc wybuchały rakiety, w Dniepropietrowsku i w innych miastach burzono budynki i gdy nasza rodzina znalazła się w sytuacji zagrożenia, postanowiliśmy wyjechać – rozpoczął swe świadectwo Ukrainiec. Wyjaśnił, że razem z żoną Ludmyłą wychowują pięcioro dzieci: Daniela, Marię, Ołeksandrę, Ilię i Jelizawetę, toteż aby obronić ich życie, uznali, że jedynym rozwiązaniem jest wyjazd. Gdy zastanawiali się, dokąd się udać, Ołeh przypomniał sobie, że 46 lat temu służył w wojsku jako kucharz na Węgrzech i od tamtego czasu zapamiętał gościnność i życzliwość miejscowych mieszkańców, a nawet nauczył się trochę węgierskiego. I choć Budapeszt leży ponad 1500 km od jego Dniepropietrowska, rodzina postanowiła pojechać właśnie tam.
Podróż trwała kilka dni, była bardzo męcząca, miele niewiele z sobą. Po przybyciu na Węgry dobrzy ludzie z wielką troską dali jego rodzinie miejsce do przeżycia i udzielili im niezbędnej pomocy – wspominał Jakowlew. Podkreślił, iż z czasem z miłością przyjęto ich w Ośrodku Integracyjnym Caritasu, gdzie otrzymali znaczące wsparcie finansowe w postaci voucherów, które pozwoliły licznej rodzinie przetrwać pierwsze najtrudniejsze dni oraz podniosły ich na duchu i dały im nadzieję.
„Dla nas i dla naszych dzieci Węgry były początkiem nowego życia i nową szansą, tu znaleźliśmy nowy dom” – wyznał uchodźca z Ukrainy.
Zaznaczył, że bardzo dużo ludzi ucierpiało i nadal cierpi z powodu wojny, a on i jego rodzina są bardzo wdzięczni Ojcu Świętemu nie tylko za to, że podtrzymuje i głosi pokój oraz wstawia się za ofiarami wojny, ale też za prawdziwą i czynną pomoc oraz wiernym katolickim za ich modlitwy, które nie tylko pomagają, ale też dają nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Na zakończenie swego wystąpienia ojciec rodziny powiedział, że jego dzieci na znak wdzięczności dla pracowników Caritasu i Ojca Świętego przygotowały podarunek muzyczny, który zaraz wykonają. Utwory te chcą wyrazić szacunek dla ofiar, wdzięczność tym, którzy pomagają oraz życzenia pokoju, a zarazem modlitwę. Dzieci na akordeonie i saksofonie odegrały „Libertango” argentyńskiego kompozytora Astora Piazzoli.
Następnie świadectwo złożyli: diakon stały Zoltán Kunszabó, przewodniczący katolickiej Wspólnoty Nowe Jeruzalem, obchodząca w tym swe 25-lecie oraz jego żona Anna Pataki Kunszabóné, założycielka Służby „Uno Solo”. Przedstawiając Katolicką Wspólnotę Nowe Jeruzalem, istniejącą od 25 lat, jej szef powiedział, iż głosi ona Ewangelię Jezusa Chrystusa wszystkim, toteż od początku swego istnienia pozostaje ona w kontakcie z ubogimi, starając się pomagać im tak, jak to tylko było możliwe. Jej członkowie czuli jednak, że to nie wystarcza i w czasie Misji Miejskiej w Budapeszcie w 2007 roku „Duch Święty umieścił w naszych sercach myśl, że potrzebujemy miejsca, w którym można będzie pozostawać z ubogimi cały dzień i tak powstała Służba «Uno Solo»” – stwierdził Kunszabó.
Oznajmił, że w stolicy jest 2246 osób w ośrodkach (dormitoriach) dla bezdomnych i dalszych 436 żyjących na ulicy. Jednakże liczba osób zagrożonych bezdomnością jest znacznie wyższa, gdyż wśród naszych podopiecznych są osoby bez rodzin, które wzrastały w tej instytucji, są osoby z zaburzeniami psychiatrycznymi, narkomani, byli więźniowie. Ale są też matki i babcie samotnie wychowujące dzieci oraz starcy – wyliczał.
Wskazał, że jego ośrodek wydaje śniadania i obiady średnio 150 osobom, są w nim łazienki, pralnie, świadczy usługi w zakresie szukania mieszkania i pracy oraz pomaga w załatwianiu spraw urzędowych. „Jako jedyni w mieście możemy opłacać lekarstwa przepisane dla wszystkich, a nasz program «Podaj mi rękę» służy pomocą długofalową” – zakończył przełożony Nowego Jeruzalem.
Jego żona zwróciła uwagę, iż głównym problemem ich bezdomnych nie jest mieszkanie, lecz wyczerpanie ich zasobów wewnętrznych i brak stosunków międzyludzkich, które by ich wspierały. To Jezus – Żyjące Słowo uzdrawia ich serca i ich stosunki, gdyż osoba odbudowuje się, zaczynając od wnętrza. Każdy, kto doświadczy własnej wartości, choćby tylko przez chwilę, w obecności Boga, może rozpocząć nowe życie z Chrystusem, odzyskują swoją godność. Dlatego właśnie mamy regularne modlitwy poranne, liturgie, spowiedź i adorację eucharystyczną oraz umożliwiamy przygotowanie się do sakramentów na szczeblu lokalnym – powiedziała Pataki.
Zaznaczyła, iż proponowane przez nich programy nie są obowiązkowe, ale ich podopieczni często z nich korzystają w duchu otwarcia.
„Jest dla nas wielką radością uczestniczenie w pełnym odzyskiwaniu zdrowia danej osoby, jak to się wydarzyło np. z naszymi braćmi, obecnymi tu Gyulą i Tamásem!” – zapewniła przewodnicząca Służby „Uno Solo”.
Dodała, że niemal połowa ich załogi to ich byli podopieczni, którzy stali się ich prawdziwymi kolegami. Zaznaczyła tez, że ich posługi byłyby niemożliwe bez codziennego wsparcia modlitewnego ich obojga jako małżonków oraz pomocy ze strony ich pięciorga dzieci, pracujących wraz z nimi.
„Za to wszystko niech będzie chwała Bogu, bo możemy jedynie świadczyć o Jego działaniu wśród ubogich, że On ich bardzo kocha” – zakończyła Pataki.
Na wstępie swego przemówienia Ojciec Święty przypomniał, że ubodzy i potrzebujący znajdują się w sercu Ewangelii. Wskazują oni, aby wiara, którą wyznajemy, nie była zakładnikiem kultu oddalonego od życia i nie stała się ofiarą duchowości, którą buduje się na miarę własnego spokoju wewnętrznego i zadowolenia.
„Natomiast prawdziwa wiara to ta, która wzbudza niepokój, która podejmuje ryzyko, która sprawia, że wychodzimy na spotkanie ubogich i która uzdalnia do tego, by nasze życie przemawiało językiem miłości” – podkreślił papież.
Franciszek przypomniał, że św. Elżbieta posługiwała się językiem miłości, wiążąc się z Bogiem otwierała się na miłosierdzie wobec ubogich. „Troszczyła się o nich osobiście i nosiła w swoich ramionach. To jest właśnie język miłosierdzia” – wskazał. Stwierdził, że „potrzebujemy Kościoła który biegle posługuje się językiem miłosierdzia, i używa go w mowie powszechnej, którą słyszą i rozumieją wszyscy, nawet ci najbardziej oddaleni, nawet ci, którzy nie wierzą”.
Papież wyraził wdzięczność węgierskiemu Kościołowi za jego zaangażowanie w działalność charytatywną a także przyjęcie nie tylko wielkodusznie, ale i z entuzjazmem tak wielu uchodźców z Ukrainy. Podkreślił, że pamięć o doświadczonej miłości rozpala nadzieję i zachęca do podjęcia nowych dróg życiowych, pomaga wierzyć, że nie wszystko jest stracone i że możliwa jest inna przyszłość.
„Miłość, którą daje nam Jezus i którą nakazuje nam żyć, przyczynia się do wykorzenienia zła obojętności i egoizmu ze społeczeństwa, z miast i miejsc, w których żyjemy. Budzi też nadzieję na nową ludzkość, bardziej sprawiedliwą i braterską, w której każdy może czuć się jak w domu” – wskazał Ojciec Święty.
Mówiąc następnie o pomocy świadczonej samotnym i bezdomnym papież zwrócił uwagę, że nie wystarczy dawać chleb, który karmi żołądek, ale trzeba karmić ludzkie serca!
„Dobroczynność nie jest jedynie pomocą materialną i socjalną, ale troszczy się o całą osobę i pragnie postawić ją na nogi miłością Jezusa: miłością, która pomaga ludziom odzyskać ich piękno i godność” – wyjaśnił Franciszek.
Na zakończenie zachęcił Kościół na Węgrzech do mówienia językiem miłosierdzia. „Kiedy podejmujecie się przynieść chleb głodnym, Pan sprawia, że rozkwita radość i napełnia wasze życie wonią miłością, której udzielacie. Życzę wam, abyście zawsze nieśli w Kościele i w waszej ojczyźnie woń miłosierdzia” – powiedział papież.
Odmówiono modlitwę „Ojcze nasz”, a Franciszek udzielił błogosławieństwa. Spotkanie zakończył, entuzjastycznie przyjęty, występ zespołu węgierskich Romów.
Wewnątrz kościoła św. Elżbiety zgromadziło się około 600, a na placu Rózsák przed świątynią około 1000 osób z całego kraju. Oprócz ubogich i uchodźców przywiezionych przez Caritas uczestniczyli przedstawiciele innych organizacji katolickich, innych wyznań i państwowe. Wśród zgromadzonych byli m. in.: węgierscy Romowie, Ukraińcy, Pakistańczycy, Afgańczycy, Irakijczycy, Irańczycy, Nigeryjczycy, Sudańczycy. Były też obecne osoby niepełnosprawne.
Z węgierskimi grekokatolikami
Po spotkaniu w kościele św. Elżbiety Węgierskiej papież przybył do kościoła Opieki Matki Bożej, oddalonego o kilkadziesiąt metrów, entuzjastycznie oklaskiwany przez zgromadzonych. U drzwi świątyni Franciszka powitał zwierzchnik węgierskich grekokatolików, arcybiskup metropolita Hajdúdorog, Péter Fülöp Kocsis i proboszcz parafii.
W świątyni witając Ojca Świętego abp Kocsis nawiązując do określenia św. Jana Pawła II podkreślił, że Kościół w jego ojczyźnie oddycha dwoma płucami: wschodnim i zachodnim, we wspólnocie obrządku łacińskiego i greckokatolickiego żyjących razem w Mistycznym Ciele Chrystusa.
„Dla nas, grekokatolików, przynależność do Kościoła katolickiego jest szczególnie ważna. Od naszych narodzin, od pierwszych związków, musieliśmy wiele cierpieć za tę podwójną przynależność. Nasi męczennicy zginęli nie tylko za swoją wiarę chrześcijańską, ale także w sposób szczególny za przynależność do Kościoła katolickiego, Dlatego nikt nie może mieć wątpliwości, że choć staramy się pozostać wierni naszym wschodnim korzeniom, nie chcemy być oddzieleni, ale chcemy być pomostem między dwoma siostrzanymi Kościołami, ponieważ w jakiś sposób należymy do obu” – podkreślił hierarcha.
Stwierdził, że papieska wizyta w jego wspólnocie podkreśla równą godność obydwu obrządków i zapewnił o zaangażowaniu węgierskich grekokatolików w szerzenie orędzia jedności i braterstwa wśród wszystkich. W imieniu wspólnoty greckokatolickiej złożył w darze różaniec Kościoła Wschodniego, chotki. Zakończył prosząc Franciszka o włączenie się w modlitwę o pokój według obrządku wschodniego. Od wspólnoty parafialnej papież otrzymał w prezencie także ikonę. Ze swej strony Franciszek ofiarował kielich mszalny.
Z kościoła pw. Opieki Matki Bożej papież odjechał do nuncjatury apostolskiej na obiad. Spotkał się tam na 20-minutowej rozmowie z rosyjskim prawosławnym metropolitą Budapesztu i Węgier Hilarionem, który wcześniej był przewodniczący Wydziału Zewnętrznych Kontaktów Kościelnych Patriarchatu Moskiewskiego. Informując o tym wydarzeniu, Biuro Prasowe Stolicy Apostolskiej określiło atmosferę spotkania jako serdeczną, nie podając dalszych szczegółów.
Spotkanie z młodzieżą
Do podejmowania w życiu wzniosłych celów i pielęgnowania dialogu z Bogiem zachęcił papież Franciszek węgierską młodzież podczas spotkania w budapesztańskiej hali sportowej im. László Pappa. Ojciec Święty najpierw objechał w meleksie halę, pozdrawiając młodych ludzi, którzy powitali go śpiewem, owacją i okrzykami. Następnie biskup Debreczynu-Nyíregyházy Ferenc Palánki, który w episkopacie Węgier odpowiada za duszpasterstwo młodzieżowe, powitał Franciszka w imieniu obecnych tam 10 tys. młodych ludzi, ponad 45 tys. studentów szkół wyższych prowadzonych przez Kościół, 17 tys. słuchaczy uniwersytetów katolickich, duszpasterstw akademickich, ruchów duszpasterstwa młodzieżowego i młodych działaczy parafialnych oraz młodych Węgrów przybyłych z sąsiednich krajów.
Zdaniem biskupa wiek młodzieńczy jest czasem wielkich pytań: o sens życia, o wybór drogi życiowej, o szczęście, skąd bierze się cierpienie i śmierć, czy naprawdę istnieje życie wieczne itd. Ale jest to również okres wielkich odpowiedzi, przy czym dorośli nie powinni ich udzielać, ale mają pomagać młodym je znaleźć – stwierdził przewodniczący duszpasterstwa młodzieżowego Konferencji Biskupów Węgier. Podkreślił, że „dlatego ważne jest, abyśmy im towarzyszyli, przeżywali prawdziwie swoją wiarę i w ten sposób ją przekazywali, wskazując, iż nie jest to tylko nauczanie, ale spotkanie i więź z żywym i zmartwychwstałym Jezusem, od którego możemy się uczyć życia”.
Zachęcające są wyniki badania ogólnokrajowego, przeprowadzonego z okazji Synodu Biskupów nt. młodzieży [w 2018 roku – KAI], że ogromna większość młodych praktykujących katolików zna kogoś w Kościele, do kogo może się zwrócić z zaufaniem ze sprawami osobistymi i z pytaniami dotyczącymi ich życia. Badania to pokazało również, że młodzi są gotowi wspierać ubogich i pokrzywdzonych, brać udział w inicjatywach charytatywnych, jeśli się ich do tego zachęci – powiedział hierarcha. Dodał, że z sondażu wynika także, iż jest to pokolenie znacznie bardziej wyczulone na zachowanie stworzenia.
Wskazał ponadto, że przygotowując się do Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie w sierpniu br., „spoglądamy na Maryję, naszą niebieską Matkę, czczona te jako Pani Węgrów i prosimy o Jej wstawiennictwo i pomoc, abyśmy również my byli gotowi do pójścia z pośpiechem i czynienia dobra”. W prezencie bp Palánki wręczył papieżowi piłkę z autografem najwybitniejszego węgierskiego piłkarza Ferenca Puskasa, kostkę Rubika i butelkę Tokaju.
Bardzo osobiste, niewolne od przykrych akcentów, świadectwo złożył 15-letni Bertalan Krabót – uczeń prowadzonego przez pijarów liceum im. Árpáda Dugonicsa w Szegedynie. Na wstępie Berci, jak mówią na niego jego koledzy – najstarszy z braci w rodzinie katolickiej – wyznał, że często niepokoi się z powodu niepotrzebnych spraw. Nierzadko uczucie to wręcz go paraliżuje i tak dzieje się np. teraz, gdy składa swoje świadectwo wiary, o tym, że Bóg i Jezus to nie postaci z jakiejś dalekiej od nas książki z bajkami ani nie supermeni z komiksów, ale nieskończenie więksi niż oni.
W przeszłości ten młody człowiek stał daleko od zagadnień religijnych, które go po prostu nie interesowały, co więcej – chciał żyć „bez”: nie chciał chodzić na Mszę, uważał za niepotrzebne spowiadanie się, pytając samego siebie o to, komu potrzebne są jego przeprosiny. Nie rozumiał, co mają wspólnego niedzielne kazania księży, często abstrakcyjne i skomplikowane i Bóg siedzący w niebie, z jego codziennymi problemami, bardzo konkretnymi. Wszyscy święci są tam, daleko, zwyciężyli, zakończyli swój mecz, a ja nie – tłumaczył chłopak.
Później, gdy – jak powiedział – po raz 625 podejmował problemy wieku dojrzewania, w pewien piątkowy wieczór wziął udział w pierwszym spotkaniu ministrantów. „Ze zdumieniem stwierdziłem, że chociaż było dużo śmiechu, nie oznaczało to, że nikt nawet przez chwilę nie traktował poważnie Boga, zbawienia i ważności naszej służby. Później reszta przyszła sama, z biegiem lat: pierwsza komunia, skauting, a ostatnio bierzmowanie, które było, jak dotychczas, najważniejszym momentem w moim życiu” – wyznał Berci. Dodał, że jego historia nie składa się z jakichś objawień, ale jest wytrwałym wzrostem.
Wskazał, iż udało mu się przez długie lata małych, trwałych decyzji, nie bez wzlotów i upadków, dojść do punktu, w którym może zaświadczyć, że Bóg istnieje i jest z nim „nie tylko w piątkowe popołudnia, ale także w poniedziałkowe poranki, że Jezus umarł na krzyż nie tylko za geniuszy i za zwycięzców olimpijskich, ale dlatego, że kocha nieskończenie wszystkich ludzi, łącznie ze mną i dlatego, że życie każdego człowieka ma cel i znaczenie”.
O ponownym odkrywaniu obecności Boga w swoim życiu opowiedziała 17-letnia Dóra Csóka – uczennica prowadzonego przez cystersów liceum im. Ludwika Wielkiego w Pécsu. Ona sama mieszka wraz z rodziną w małym miasteczku w komitacie (prowincji) Baranya na południu Węgier. Chociaż wzrastała w środowisku o zdrowych wartościach, to ona sama i jej rodzina byli obojętni wobec religii i Boga. Uczęszczała na lekcje religii, przystąpiła do I komunii świętej, a później poszła do liceum katolickiego, ale nie odczuwała obecności Boga. W miarę jednak rozwoju coraz bardziej uświadamiała sobie, że czegoś brakuje jej duszy, mimo że miała przyjaciół, rodzice zapewniali jej dobre warunki życia a ona sama żyła w świecie pozornie idealnym. Młoda dziewczyna przyznała, że tamten okres je życia naznaczony był głębokim kryzysem duchowym, nigdy nie czuła prawdziwego szczęścia i nie zdołała znaleźć swego miejsca w życiu.
W 2021 dzięki swej szkole miała okazję wziąć udział w wydarzeniu dla młodych o nazwie „Forráspont” (Źródło), które uświadomiło jej, że Bóg pozwolił jej znaleźć drogę do Siebie. „Tamtego wieczoru po raz pierwszy poczułam, że On jest ze mną, wypełnił pustkę we mnie i tego właśnie zawsze szukałam” – wyznała Dóra. Podkreśliła, że stopniowo coraz lepiej Go poznawała. Drugim kamieniem milowym w jej życiu wiarą stało się bierzmowanie – doświadczyła wówczas nieskończonej miłości Boga i od tej pory jej życie „stało się wielką przygodą” – powiedziała 17-latka.
Wskazała, że przeżyła wiele doświadczeń, mogła uczestniczyć w wielu różnych wydarzeniach religijnych i w ten sposób znalazła się „w pięknej wspólnocie”, w której nawiązała cenne przyjaźnie. „Znalazłam też swoje powołanie dzięki Bogu i ufam, że z Jego pomocą będę mogła jako nauczycielka towarzyszyć dzieciom na ich drodze do Niego” – wyznała licealistka. Przyznała, że codziennie napotyka różne trudności z powodu swego dorastania, ale teraz wie, że „jest Ktoś obok mnie i że w obliczu każdej przeszkody, której będę musiała stawić czoła, mam Kogoś, do kogo się zwracam z prośbą o pomoc”. Mimo swego młodego wieku Dóra doświadczyła już wielu cudów i i przeżyła wiele prób, ale – jak podkreśliła na zakończenie swego świadectwa – „wiem, że znacząca ich część jest jeszcze przede mną”.
Do pokazania, że siłą wiary i pokoju można pokonać podziały i spory, zachęcił w swym świadectwie 17-letni Tódor Levcsenkó (Teodor Lewczenko) – syn kapłana greckokatolickiego z eparchii mukaczowskiej na Ukrainie, obecnie uczeń prowadzonego przez jezuitów liceum im. Gyuli Fényiego w Miskolcu. Chłopiec powiedział, że swe imię otrzymał na pamiątkę błogosławionego Teodora Romży – biskupa-męczennika, będącego postacią bardzo zasłużoną nie tylko dla Kościoła greckokatolickiego, ale dla całego Zakarpacia, skąd pochodzi. Jego dziedzictwo skłania często młodego Tódora do przemyśleń na temat jego wiary, nad powołaniem wobec własnego pokolenia, do pytania o to, czy moje wyznanie wiary ma jakąś wartość, czy ktoś mnie słucha.
Uczeń jezuickiej szkoły przyznał, że uczy się w Miskolcu, gdzie może żyć bezpiecznie i w równowadze duchowej z wieloma swymi rówieśnikami.
„Ale widzę i doświadczam tego, co się dzieje w mojej ojczyźnie i coraz bardziej odczuwam potrzebę świadczenia o swojej wierze w moim środowisku” – tłumaczył Levcsenkó.
Wyjaśnił, że również tu ma o co walczyć: wiele osób jest obojętnych wobec swej wiary, nie przywiązują wartości dziedzictwu swych rodziców i przodków, o które oni walczyli. Zwrócił też uwagę, że „nasze poczucie misji jest często uśpione przez fakt, iż możemy żyć w bezpieczeństwie i pokoju, ale powinniśmy dostrzegać to, że kilka kilometrów stąd wojna i cierpienie są na porządku dziennym”.
„Teraz, gdy mogę stanąć przed Ojcem Świętym, chciałbym was zachęcić! Pokażmy, że siłą wiary i pokoju możemy pokonać spory, że możemy mieć odwagę obrony swojej wiary i przyjęcia naszego powołania do budowania pokoju! Nie powinniśmy się wstydzić, ale nieśmy dumnie nasze imię w Chrystusie! Nie uciekajmy, jeśli niektórzy uważają nas za małych, niemocnych lub niepasujących do świata dorosłych” – zaapelował młody Ukrainiec. Na zakończenie poprosił papieża o modlitwę za młodzież węgierską.
Fakt, iż mogę uczęszczać na uczelnię katolicką, daje mi spokój i oznacza, że mogę odważnie praktykować w swoim życiu studenckim swoją wiarę, której piękno możemy dzielić z innymi w różnych okolicznościach – powiedziała 20-letnia Krisztina Nagy, studentka Uniwersytetu Katolickiego im. Karola Eszterházego w Egerze. Przyznała, że bycie młodym w tym szalonym świecie, które proponuje człowiekowi wszystko, bywa niekiedy trudne. Młodzi ludzie szukają samych siebie i nie znajdują już czasu na chwilę ciszy pośród zgiełku, gdyż boją się samotności i każdy dzień kończą zmęczeni. „Ja także często przychodzę zmęczona na wykłady, ale w tych trudnych dla mnie chwilach wystarczy, że spojrzę na krzyż w naszych aulach i pytam sama siebie: «Panie, co chcesz, abym zrobiła?». I wiem, że Jezus odpowiedziałby mi: «Nie bój się, wierz tylko!» (Mk 5, 36). To On daje mi siłę każdego dnia” – powiedziała studentka z Egeru.
Podkreśliła, iż możność studiowania na uczelni katolickiej napełnia ją spokojem i oznacza, że może odważnie praktykować w swym środowisku uniwersyteckim wiarę, której piękno „możemy dzielić z innymi dzięki różnym wydarzeniom, konferencjom, spotkaniom wspólnotowym i podczas Mszy świętych. Kościół, włączony w życie akademickie, przybliża Boga młodym pokoleniom i niczym dobry pasterz prowadzi i wspiera nas zarówno na studiach, jak i w życiu chrześcijańskim” – podkreśliła Krisztina. Stwarza też możliwości do odkrywania na nowo Boga w milczeniu wśród hałasu świata – dodała na zakończenie.
Odpowiadając na te świadectwa, przyjmowane entuzjastycznie przez zgromadzonych, Franciszek wskazał młodym na znaczenie przyjaźni z Jezusem, Bogiem, który staje się bliski, aby wraz z Nim iść przez życie. Chce On, abyśmy jako Jego uczniowie byli ludźmi młodymi, wolnymi i pozostającymi w drodze; byśmy byli towarzyszami drogi Boga, który wysłuchuje ich potrzeb i zwraca uwagę na ich marzenia. Jezus nie burzy marzeń, lecz „cieszy się, że osiągamy wielkie cele. Nie chce, byśmy byli leniami i próżniakami, nie chce nas milczących i nieśmiałych; chce abyśmy byli żywi, aktywni, czynnie kształtujący rzeczywistość. I nigdy nie deprecjonuje naszych oczekiwań, ale wręcz przeciwnie, podnosi poprzeczkę naszych pragnień” – powiedział papież.
Ojciec Święty zachęcił młodych Węgrów, by mierzyli wysoko, wykorzystywali swoje talenty i zainteresowania. Podkreślił wymiar wspólnotowy życia chrześcijańskiego i przy tej okazji zaprosił do udziału w bliskich już Światowych Dniach Młodzieży w Lizbonie.
Franciszek zwrócił uwagę na znaczenie milczenia dla rozwoju duchowego człowieka, wbrew tendencjom kultury współczesnej popychającej do większej szybkości i wydajności. „Milczenie jest przestrzenią, w której można pielęgnować korzystne relacje, ponieważ pozwala nam ono powierzyć Jezusowi to, co przeżywamy, zanieść Mu konkretne twarze i imiona, zrzucić na Niego nasze smutki, przedstawić Mu naszych przyjaciół i pomodlić się za nich” – wskazał papież stwierdzając, że milczenie jest bramą modlitwy, a modlitwa jest bramą miłości.
Ojciec Święty nakłaniał młodych do pielęgnowania dialogu z Panem Bogiem, pozwalającego także na ukazanie Jemu naszych słabości. Przestrzegł przed poleganiem na sobie samych i swoich zdolnościach, żyjąc pozorami. Zaznaczył, że dialog z Bogiem czyni nas ludźmi prawdziwymi, których tak bardzo potrzebuje współczesny świat. Podkreślił także potrzebę zaangażowania młodych w obliczu konfliktów:
„niewiele kilometrów stąd na porządku dziennym są wojna i cierpienie. Oto zatem zachęta: weźmy życie w swoje ręce, aby pomóc światu żyć w pokoju. Niech zaniepokoi to każdego z nas, zapytajmy siebie: co robię dla innych, dla Kościoła, dla społeczeństwa? Czy żyję z myślą o własnym dobru, czy też narażam się dla kogoś, nie obliczając własnych korzyści? Zapytajmy samych siebie o naszą bezinteresowność, o naszą zdolność do miłowania na wzór Jezusa, czyli służby” – zachęcił Franciszek.
Papież przypomniał także, iż wiara prowadzi do wolności dawania, do entuzjazmu dawania, do przezwyciężania lęków, do narażania siebie na ryzyko.
„Przyjaciele, każdy z was jest cenny dla Jezusa, i dla mnie też! Pamiętajcie, że nikt nie może zająć waszego miejsca w historii Kościoła i świata: nikt nie może zrobić tego, co tylko wy możecie uczynić. Pomóżmy więc sobie nawzajem uwierzyć, że jesteśmy umiłowani i cenni, że jesteśmy stworzeni do wielkich rzeczy” – powiedział Ojciec Święty na zakończenie swego przemówienia do młodzieży. Jej odpowiedzią była długa owacja na stojąco.
Spotkanie, w czasie którego nie zabrakło śpiewu i tańca, zakończyło się wspólnym odmówieniem modlitwy „Ojcze nasz” i papieskim błogosławieństwem.
Po powrocie do nuncjatury apostolskiej Franciszek spotka się jeszcze prywatnie ze swymi zakonnymi współbraćmi – jezuitami, pracującymi na Węgrzech.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |