Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Duszpasterz powołań: podczas pandemii wielu młodych poczuło się opuszczonych przez Kościół [ROZMOWA]

Najważniejsze, żeby młodzi zawsze, w każdej sytuacji, nawet w pandemii, mieli towarzyszenie ze strony swoich duszpasterzy – mówi brat Juan Manuel Mendéz OFM.

Brat Juan jest duszpasterzem powołań we franciszkańskiej prowincji św. Franciszka i Jakuba w Meksyku, która obejmuje aż 11 stanów tego kraju. Opowiada o metodach poszukiwania powołań, o pracy z młodzieżą oraz o trudnościach, jakie dotykają tak młodych, jak i ich duszpasterzy.

>>> Ta archidiecezja nie przeżywa kryzysu powołań. „Przyciąga nas bliskość księży z ludźmi” [ROZMOWA]

Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Jak obecnie wygląda sytuacja powołań w Waszej prowincji franciszkańskiej? Kryzys jest odczuwalny?

Brat Juan Manuel Mendéz OFM: – Myślę, że temat powołań mocno dotknęła pandemia. Teraz już wracamy do takiej bardziej normalnej pracy duszpasterskiej, ale myślę, że młodzież została mocno dotknięta przez ten czas zamknięcia. Lęk, odosobnienie i ograniczenie kontaktów społecznych – czyli problemy, które wiązały się z pandemią – uderzyły w nich.  Dla niektórych skończyło się to depresją. To też wpływa na podejmowane przez nich decyzje oraz ich trwałość. Kiedy proponujesz jakiś projekt, który jest długoplanowy, na całe życie – aż do życia wiecznego, to dla tych chłopaków jest to propozycja, która może ich pociąga, ale jednocześnie napełnia ogromnym lękiem. Paradoksalnie uświadomienie sobie kruchości życia powoduje, że niektórzy z nich szukają zabawy, życia łatwego i przyjemności. Dobrze jest mieć dobrą pracę, żyć w luksusie, korzystać z tego danego nam na ziemi czasu. To pokazują influencerzy w mediach społecznościowych. Zaangażowanie się w projekt służby na całe życie może wydawać się mniej atrakcyjny.

Grupa młodzieżowa Pandillas de Vida Cristiana w Meksyku/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Chociaż pandemia była ciężkim czasem, to my nigdy nie zaprzestaliśmy całkowicie naszej działalności, chociaż oczywiście zachowywaliśmy wszelkie środki ostrożności przed koronawirusem. Dzięki temu podtrzymywaliśmy relacje z młodymi w naszej franciszkańskiej kongregacji. Najważniejsze bowiem, żeby oni zawsze, w każdej sytuacji, nawet w pandemii, czuli, że towarzyszą im duszpasterze. Znajoma psycholożka opowiedziała mi, że wielu z nich w tym trudnym czasie czuło się opuszczonych przez swoich proboszczy i księży, czuli się niejako odseparowani od życia Kościoła.

Te bezpośrednie relacje z młodymi są jednak bardzo istotne.

– Staramy się tworzyć dla nich atmosferę rodzinną. Przyjmujemy ich z dewizą naszego zgromadzenia, czyli z „pokojem i dobrem”. Chcemy, żeby czuli się częścią naszego projektu. Ponadto formacja, której im udzielamy, jest adekwatna dla nich. Nie z jakimiś wzniosłymi definicjami czy super teologicznymi terminami, których nie mogą zrozumieć, lecz koncentrujemy się na trzech typach formacji: ludzkiej, chrześcijańskiej i franciszkańskiej.

Jak znajdujecie młodzież chętną do podjęcia życia zakonnego?

– W lipcu organizujemy Franciszkańskie Dni Powołania. Mamy trzy centra w naszej prowincji: Monterrey, Zacatecas, Guadalajara. Przez te trzy dni prezentujemy nasz charyzmat.

To, co nam bardzo pomaga, to oczywiście media społecznościowe. Mamy stronę na Facebooku, Instagramie, YouTubie, TikToku. Regularnie aktualizujemy te kanały, ogromną popularnością cieszą się przede wszystkim krótkie wideo, rolki. 50% młodych, którzy odwiedzają nasze centrum powołaniowe, odnajduje nas właśnie za pośrednictwem mediów społecznościowych.

fot. PAP/EPA/RITCHIE B. TONGO

Poza tym są to parafie franciszkańskie oraz szkoły, które do nas należą. Praca w tych miejscach to praca żmudna i cierpliwa, ale przynosząca owoce. Niektórzy w końcu decydują się rozpocząć z nami rok rozeznawania powołania.

Jak wygląda ten czas?

– Przez ten rok odbywają się cotygodniowe spotkania w naszym centrum, w którym podejmowana jest wspomniana wcześniej formacja. Nasze centrum jest mieszane – formują się chłopcy i dziewczęta. Chłopacy u nas, dziewczęta u sióstr franciszkanek. Organizujemy też wspólne spotkania.  W tym roku w naszej prowincji formację łącznie zacznie ok. 55 młodych ludzi, mężczyzn i kobiet.

I to nie jest tak, że nakładamy w tym czasie na nich presję, że ich rekrutujemy i mówimy im, że trafiają już na naszą listę i są częścią zgromadzenia zakonnego. Nie, celem tego roku nie jest przyjęcie ich wszystkim do zakonu, lecz to, aby rozeznali swoje powołanie. Każdy ochrzczony ma jakieś powołanie, którego realizacja czyni go szczęśliwym i pomaga mu wnosić pozytywny wkład w Kościół i społeczeństwo.

W Meksyku jest wiele miejsc mocno oddalonych, górskich i pustynnych, gdzie często panuje ponadto ogromna bieda. Czy udaje się dotrzeć także do młodzieży z tych rejonów?

– Ci, którzy nie mogę przybyć do centrum powołaniowego osobiście, mogą dołączyć online. To niejako uboczny skutek pandemii. W każdej parafii czy wspólnocie mamy też promotora lokalnego, który pomaga tym, którzy mieszkają w miejscach oddalonych lub nie mogą przyjeżdżać regularnie. Organizujemy dla nich trzy specjalne doświadczenia: kontemplacyjne w pustelni w Nayarit, misyjne i służebne. Staramy się, aby chłopaki, którzy mieszkają daleko, mogli w nich uczestniczyć. Jeśli ktoś nie może z powodów ekonomicznych, to staramy się ich wspomóc w miarę możliwości, aby i oni mieli szansę poznać nas osobiście oraz współpracować z resztą chętnych.

Czy zdarza się, że ktoś chce wstąpić do zakonu, by uciec przed biedą, mieć zapewniony byt lub z powodu prestiżu czy presji rodziny? Rodzina w Meksyku jest bardzo ważna. Ma dużo większy wpływ na decyzję nawet dorosłych już dzieci niż w Polsce.

– Cóż, myślę, że w ramach naszego rocznego procesu powołaniowego, mamy na celu spotkanie się z kandydatem i poznanie intencji, dla których chce wstąpić do naszego zakonu. Pytamy, jak pojawiło się jego powołanie, jakie są środki i znaki, które pomogły mu podjąć decyzję o wejściu w ten proces rozeznania, a kiedy dostrzegamy, że nie jest on uczciwy, wówczas staramy się go zakwestionować i odkryć, czy ma on powołanie, czy też nie. Widzimy, że powołanie jest tajemnicą, ale istnieją pewne rzeczy (postawy, uzdolnienia, intencje), które pomagają nam odkryć, czy dana osoba ma powołanie, czy też nie. Innym sposobem poznania ich zamiarów są wizyty rodzinne, gdyż dzięki temu poznajemy ich środowisko rodzinne i społeczno-ekonomiczne. Kiedy odkrywamy, że chodzi tylko o pieniądze lub prestiż, to w tym momencie dajemy znać, że nie jest to autentyczne powołanie, ale raczej wyobrażone na to co dla tej osoby reprezentuje bycie zakonnikiem lub kapłanem.

fot. PAP/Mateusz Marek

A czy z drugiej strony często zdarzają się sytuacje, że rodzice kontestują decyzję swojego dziecka o wstąpieniu do franciszkanów?

– Raczej się to nie zdarza, jeśli kandydaci są dorośli, zwłaszcza że dbamy o to, żeby mieli dobre relacje rodzinne. Zapraszamy zresztą do nas całe rodziny, żeby je poznać, sprawdzić, czy wszystko się tam układa, opowiedzieć też rodzicom o tym, jak wygląda cały ten proces powołaniowy. Jeśli już zdarzy się, że rodzina nie popiera tego, to rozmawiamy osobiście z kandydatem i mówimy mu, że najważniejsze jest to, czego on chce. Jasne, że się czują źle, gdy rodzina ich nie wspiera, a nawet krytykuje ich wybór, ale to ich życie oraz ich decyzje. Są czasem przeszkody, kiedy jest niezdrowa atmosfera w rodzinie, kiedy rodzice nie pozwalają dziecku podejmować samodzielnych decyzji. Nie dają mu wzrastać. To jest okazja wtedy do tego, żeby taki młody człowiek zrobił krok naprzód.

Jeśli jest niepełnoletni, to oczywiście potrzebuje zgody rodziców. Jeśli jej nie ma, to cały proces musi poczekać.

Mówi się, że Meksyk to najniebezpieczniejszy kraj dla księży. W ostatnich latach wielu ich tutaj zamordowano. Czy nie wzbudza to obaw wśród wstępującej do seminarium młodzieży?

– Nie spotkaliśmy się jeszcze w naszej prowincji z tym, żeby jakiś młody człowiek nie chciał wstąpić do zakonu ze względu na niebezpieczną sytuację i przemoc w naszym kraju. Oczywiście, chłopacy wstępujący do seminarium i zostający księżmi mają świadomość, że na swojej drodze kapłańskiej mogą spotkać się z sytuacjami trudnymi oraz z przemocą. U nas w centrum się nie spotkaliśmy z tym, żeby ktoś miał z tego powodu rozterki. Myślę, że to dotyczy bardziej diecezji przygranicznych.

>>> Meksyk: kapłaństwo – zagrożeniem życia dla młodych ludzi?

Na koniec pytanie, które zawsze lubię zadawać, bo odpowiedzi potrafią mnie zaskoczyć. Czy młodzież dzisiaj jest „zła”?

– Myślę, że to, że niektórzy starsi ludzie postrzegają młodych jako „złych” wynika z nieco odmiennego stylu bycia. I to nie znaczy, że któryś z tych stylów jest gorszy sam w sobie. Młodzież dzisiaj lubi wyrażać bezpośrednio swoje emocje i opinie, co dla starszych pokoleń może być trudne to zaakceptowania. Z drugiej strony czasem rzeczywiście robią to w sposób niegrzeczny i niewłaściwy. Młodzież potrzebuje więc, żeby ją wysłuchać i zaakceptować taką, jaka jest, ale jednocześnie nauczyć ją właściwego i kulturalnego okazywania emocji czy sposobu dyskusji.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze