Dzisiaj spotkamy się w niebie
„Ciemnooka dziewczynka spojrzała na swoją mamę w oczekiwaniu na jej decyzję?Wcześniej tego ranka milicjanci skrępowali matkę dziewczynki, ich pastora i dwadzieścia sześć innych osób z północnokoreańskiej wioski Goksan i zaprowadzili ich przed wrzaskliwy tłum komunistów.
– Wyprzyjcie się Chrystusa albo umrzecie – jeden ze strażników powiedział rozkazującym tonem pastorowi Kimowi i pozostałym chrześcijanom. – Słowa te zmroziły krew w żyłach dziewczynki. Jak mogą prosić ją, żeby wyparła się Jezusa? W swoim sercu była przecież przekonana, że jest On prawdziwym Bogiem. Wszyscy ze spokojem odmówili. Potem strażnik krzyknął wprost do dorosłych chrześcijan: – Wyprzyjcie się Chrystusa albo powiesimy wasze dzieci. – Dziewczynka spojrzała na swoją mamę. Chwyciła ją za rękę, wiedząc, jak bardzo mama ją kocha. Mama nachyliła się do niej i z głęboką ufnością i pokojem powiedziała: – Dzisiaj, kochanie, spotkamy się w niebie. Wszystkie dzieci powieszono. Pozostałych wierzących zaprowadzono następnie na drogę asfaltową i zmuszono do położenia się przed dużym walcem parowym. Komuniści dali im ostatnią szansę: – Wyprzyjcie się swojego Jezusa albo zostaniecie zmiażdżeni przez walec. – Chrześcijanie poświęcili już jednak swoje dzieci. Nie było więc dla nich żadnego odwrotu. Gdy kierowca uruchomił silnik ciężkiego walca, wierzący zaczęli spokojnie śpiewać pieśń: – Bardziej kochać Cię, o Chryste, bardziej kochać Cię” (Bezgraniczne oddanie Chrystusowi, The Voice of Martyrs, Wydawnictwo „I AM”, Bielsko Biała 2007).
Już pierwszy misjonarz został męczennikiem
To jedna z najbardziej przejmujących historii o chrześcijańskim męczeństwie, jakie kiedykolwiek czytałem. Wydarzyła się w Korei Północnej (oficjalnie – Koreańskiej Republice Ludowo-Demokratycznej), jednym z najbardziej zamkniętych i tajemniczych krajów współczesnego świata. Jest jednym z ostatnich reliktów komunizmu powstałych w wyniku zimnej wojny. Choć państwo to jest w bardzo trudnej sytuacji gospodarczej, a ludzie nadal umierają z głodu (choć już nie na taką skalę jak 20 lat temu), dysponuje czwartą co do wielkości armią świata, ale największą w stosunku do liczby mieszkańców. Choć to kraj formalnie komunistyczny, jednak od 1945 r. rządzony jest przez jedną rodzinę: Kim Ir Sena, którego po śmierci w 1994 r. zastąpił najpierw jego syn – Kim Dzong Il, a gdy ten zmarł w grudniu 2011 r., władzę objął jego syn, 27-letni wówczas Kim Dzong Un. Żaden z Kimów nie różnił się niczym od swego poprzednika pod względem nienawistnego stosunku do chrześcijan.
Już początki misji w tym kraju naznaczone były męczeństwem. W 1866 r. Walijczyk Robert Thomas, będący misjonarzem w Chinach, popłynął do Korei, by rozprowadzić Biblię wśród ludzi mówiących tam po chińsku. Wszyscy jego towarzysze zostali zabici przez tamtejszych strażników granicznych, a on sam, zanim zginął, zdołał wcisnąć w ręce swych morderców kilka egzemplarzy Biblii. Kilkanaście lat później Japonii udało się zmusić Koreę do otwarcia się na wpływy zewnętrzne, czego skutkiem było m.in. przybycie tam w 1884 r. pierwszych misjonarzy. Ich działalność od początku XX w. zaczęła przynosić efekty. Zanim Korea w 1945 r. została podzielona na dwie części: komunistyczną Północ i demokratyczne (choć przez długi czas w ograniczonym stopniu) Południe, przeżyła w 1907 r. przebudzenie, swoją intensywnością przypominające to, które miało miejsce trzy lata wcześniej w Walii. Jednak od zakończenia II wojny światowej dzieje tych krajów potoczyły się różnie pod każdym względem. Zatrzymajmy się na tej ich części, która dotyczy rozwoju chrześcijaństwa. O ile w Korei Południowej Ewangelia od kilkudziesięciu lat przyjmowana jest z wielką otwartością – o czym świadczy fakt, że chrześcijanie stanowią tam 31 proc. populacji będąc największą grupa religijną – w tym samym czasie w Korei Północnej cierpią oni niekończące się prześladowania. Od 16 lat państwo to w opinii organizacji Open Doors uchodzi za najbardziej wrogo nastawiony do chrześcijan kraj na świecie.
Powiedz „Jezus”, a zginiesz
Od samego początku swego panowania koreańscy komuniści zamykali kościoły, ale nie byli w stanie zatrzymać ruchu mnożących się spotkań modlitewnych. Jeszcze w pierwszych latach XX w. w Pjongjang (Phenianie), obecnej stolicy KRLD, istniało 100 kościołów i był on zwany Jerozolimą Wschodu. Bez względu na pogodę, o wschodzie słońca spotykały się tysiące ludzi. Władze zareagowały na to okrutnymi prześladowaniami. Pomagający koreańskim komunistom Chińczycy ukrzyżowali kilku pastorów, ewangelistom obcinano języki, dzieciom spotykającym się na nielegalnych zajęciach szkółki niedzielnej przebijano bębenki uszu. Kościół choć straszliwie prześladowany (większość chrześcijan, około 3 mln, w 1950 r., zaraz na początku wojny koreańskiej, uciekła na południe) dotrwał do naszych czasów.
Z racji prowadzonych przez ponad pół wieku działań ateizacyjnych, dzisiejsza Korea Północna jest krajem, w którym największą grupę stanowią ludzie niereligijni (69,3 proc.), wyznawcy lokalnych wierzeń to 15, 5 proc. populacji, zaś chrześcijanie stanowią niecałe 1,5 proc. ludności tego kraju (355 tys. ludzi) i choć wolność religijna w tym kraju nadal jest pojęciem obcym, kościoły rosną w tempie 5,2 proc. rocznie. Dwie trzecie tej liczby stanowią chrześcijanie ewangeliczni (246 tys.), a jedna trzecią charyzmatycy (121 tys.). Ocenia się, że przynajmniej co piąty chrześcijanin w tym kraju jest uwięziony w obozie pracy. Posiadanie Biblii, uczestniczenie w chrześcijańskich spotkaniach, a nawet wypowiedzenie słów „Bóg” czy „Jezus” zagrożone jest karą śmierci.
Zwierzęta bez ogona
Ocenia się, że w kraju tym funkcjonuj 30 obozów koncentracyjnych, w których przebywa 200 tys. więźniów, z czego 70 tys. stanowią chrześcijanie. O jednym z nich, placówce więziennej nr 1 Kaechon, pisze w książce Oczy zwierząt bez ogona (tak się nazywa chrześcijan w Korei Północnej Soon-Ok Lee: „chrześcijanie dostawali mniej jedzenia i byli dotkliwiej karani niż inni. Raz czy dwa razy w miesiącu wszyscy (ok. 6 tys. więźniów) musieli zbierać się w sobotę lub niedzielę na placu, a jednemu lub dwóm chrześcijanom kazano publicznie wyrzec się swojej wiary. Jeśli tego nie zrobili, byli bici lub dźgani ostrym kijem bambusowym. Byłam zdumiona, gdy chrześcijanie wybierali cierpienie i nie chcieli zdradzić swego Boga. Często śpiewali pieśni albo po prostu mówili: Amen. Strażnicy wściekali się i często ich zabijali. Chrześcijanie musieli też wykonywać najcięższe i najbardziej niebezpieczne prace, jak te w fabryce gumy. Jeśli strażnikowi udało się zmusić kogoś do wyparcia się wiary, otrzymywał wówczas awans. Czasami musieliśmy chodzić po ciele chrześcijanina, aż do jego śmierci”.
Jedną z wielu takich ofiar stał się Son Jong-nam (1958-2008). Do 1983 r. służył w Koreańskiej Armii Ludowej, należąc do jednostki ochrony osobistej Kim Ir Sena, gdzie doszedł do stopnia starszego sierżanta. W 1997 r. jego ciężarna wówczas żona została aresztowana pod zarzutem rzekomego obrażenia Kim Dzong Ila przez oskarżanie go o złe zarządzanie gospodarką kraju i głód. Kobieta ta, bita w areszcie, poroniła.
W styczniu 1998 r. Son Jong-nam wraz ze swą żoną i córką uciekł do Chin, gdzie przebywał już jego brat. Południowokoreański misjonarz, który w tym samym rejonie działał pod przykrywką prowadzenia interesów, od czasu do czasu im pomagał. Kiedy żona Sona, siedem miesięcy po przybyciu do Chin zmarła na białaczkę, on sam przybity tą tragedią zaczął chętniej słuchać zwiastowania Ewangelii przez wspomnianego misjonarza, aż się nawrócił. Son Jong-nam zaczął pomagać swojemu rodakowi z Południa w głoszeniu Ewangelii innym koreańskim uchodźcom. Niestety jakiś czas później został aresztowany przez chińskie służby bezpieczeństwa i w 2001 r. deportowany do Korei Północnej. Tam torturowano go, w wyniku czego zaczął kuleć i stracił na wadze 32 kg. Kiedy w 2004 r. został uwolniony, ponownie przekradł się do Chin, aby zobaczyć się z córką.
Wkrótce jednak wrócił do Korei, przemycając Biblie i kasety magnetofonowe z ewangelizacyjnymi nagraniami, by głosić swym rodakom Dobrą Nowinę. W styczniu 2006 miejscowa służba bezpieczeństwa wykryła w jego domu w Hoeryong zakazane materiały, w związku z czym Son został aresztowany. Oskarżono go o nielegalne przekraczanie granicy, kontaktowanie się z wrogami państwa i rozprowadzanie antypaństwowej literatury. Został skazany na karę śmierci. Jego brat, Son Jong-hun prowadził działania na rzecz uwolnienia Son Jong-nama nie tylko w Korei Południowej, ale nawet w USA, spotykając się z urzędnikami Departamentu Stanu i kilkoma senatorami. Żadne działania nie przyniosły jednak rezultatu. Międzynarodowa presja wywierana na władze Korei Północnej poskutkowały jedynie tym, że odstąpiono od planu przeprowadzenia publicznej egzekucji, na rzecz zamęczenia Sona na śmierć podczas torturowania. Stało się to najprawdopodobniej w grudniu 2008 r.
W Korei Północnej ludzie giną właściwie każdego dnia, choćby jak w przypadku żony Son Jong-nama za przypadkową uwagę czy komentarz, za przeprawę do Chin po żywność dla rodziny, a bardzo często właśnie za bycie chrześcijaninem. Wyszukiwaniem ofiar zajmuje się mocno rozbudowana służba bezpieczeństwa, którą wspierają liczni tajni agenci, komitety sąsiedzkie, zwykli donosiciele. A wszystko po to, aby wyłapywać wrogów ludu. Dzieje się tak za sprawą niezwykle rozwiniętej propagandy i indoktrynacji obejmującej całe społeczeństwo. Już małe dzieci w szkołach zachęcane są do donoszenia na swoich kolegów; wpaja się im, iż system, w którym żyją, jest najlepszy i najsprawiedliwszy, a świat zewnętrzny stanowi zagrożenie. Świat Koreą Północną interesuje się właściwie jedynie w związku z próbami z bronią jądrową i rakietami dalekiego zasięgu prowadzonymi przez reżim Kimów, czyli w kontekście własnego bezpieczeństwa. Los chrześcijan właściwie nikogo nie interesuje.
fot. Open Doors
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |