Gdy pielgrzymka nieco się wydłuża…
Pierwsza taka pielgrzymka, pierwsza raz taka trasa. Z Warszawy do Kostomłotów, na polsko-białoruską granicę. W intencji pokoju, na Białorusi, w Ukrainie i Polsce i na całym świecie. Białorusini, którzy mieszkają w Warszawie przeszli pierwszą taką pielgrzymkę. Po drodze odwiedzili oblackie sanktuarium maryjne w Kodniu.
Wrócili już do stolicy i opowiadają jak było. Zwracają uwagę na otwartość i gościnność ludzi, których spotkali na drodze. – W jednej wsi, gdy dowiedzieli się, że idziemy niedaleko, zadzwonili do nas i poprosili żebyśmy przyszli też o nich. Nadrobiliśmy nieco drogi, może z kilometr albo dwa, ale koniecznie musieliśmy ich odwiedzić. Przygotowali stół, dużo jedzenia – wspomina Artiom Tkaczuk, współorganizator pielgrzymki. Śmieje się, że pielgrzymka się przez to trochę wydłużyła.
>>> Jerzy – w wieku 70 lat – po raz pierwszy poszedł w pielgrzymce na Jasną Górę
Słowiańska gościnność
Na trasie gościnności i jedzenia było tyle, że pątnicy w ogóle nie musieli się o nie martwić. – Ludzie przygotowywali dla nas na obiad pierwsze i drugie dania. W czasie pielgrzymki raczej więc nie schudliśmy – żartuje Tkaczuk. Podkreśla, że wszyscy Białorusini doświadczyli słowiańskiej otwartości i gościnności.
A jakie przeżycia towarzyszyły pielgrzymom na samej granicy? W Kostomłotach widzieli już swoją ojczyznę – Było to trudne… Większość z nas nie może wrócić na Białoruś… Towarzyszyło nam wzruszenie. Jedna dziewczyna podzieliła się refleksją… Wyjechała z kraju. Jest dziennikarką, więc groziły jej represje (obecnie mamy już ponad trzydziestu więźniów politycznych – dziennikarzy). Gdy przyjechała do Polski, to nie chciało jej podejmować żadnej aktywności związanej z Białorusią. Czuła, że to nie ma sensu. A na pielgrzymce poczuła, że można być ze swoimi rodakami także na odległość. Zobaczyła, że Białorusini są tutaj, w Polsce, w Warszawie. Zobaczyła swoją sytuację z innej perspektywy – wyjaśnia Artiom.
W pielgrzymce szło dwudziestu kilku Białorusinów – katolików. Towarzyszył im ich duszpasterz – ks. Wiaczesław Barok. W sumie przeszli około 200 kilometrów. Pogoda dopisała, raz był deszcz, raz słońce, ale obyło się bez ekstremalnych warunków. W Sanktuarium Matki Bożej Kodeńskiej (Królowej Podlasia – Matki Jedności) uczestniczyli we mszy świętej. Później przeszli siedem kilometrów dalej do Kostomłotów – tam, w cerkwi, był wieczór uwielbienia, któremu towarzyszył koncert białoruskiego katolickiego zespołu.
Rozmowy w drodze
Artiom Tkaczuk mówi, że ten tydzień był dla nich bardzo ważnym czasem. – Po drodze bardzo dużo rozmawialiśmy, potrzebowaliśmy tego. – Zastanawialiśmy się, jaka jest słuszna postawa chrześcijanina, także w kontekście trudnej sytuacji na Białorusi. Jaka postawa jest Boża? Kiedy trzeba coś przemilczeć, a kiedy podnieść mocny głos? Gdzie leży granica? Rozmawialiśmy o tym, czy mamy współczesnych proroków, kto dziś jest takim prorokiem. Dyskutowaliśmy o prorockiej misji Kościoła – wylicza.
W jednej wsi padła propozycja, by ideę tej pielgrzymki rozszerzyć. By w przyszłym roku była wspólna – Białorusinów i Polaków. – Nic nie jest wykluczone – odpowiadają organizatorzy tegorocznej modlitewnej wyprawy. Przyznają, że blisko granicy z Białorusią czuli się prawie jak u siebie w domu. – Jest tam dużo cerkwi unickich. Ludzi mówią już prawie jak my. To było miłe doświadczenie – mówi Artiom. Dodaje, że kiedyś życie na tym terenie wyglądało inaczej; granica była bardziej otwarta, ludzie jeździli do siebie, było więcej kontaktów. Dziś oba kraje są jakby dalej od siebie. Może się to kiedyś zmieni?
Galeria (9 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |