Gdy zamachowiec zaatakował w raju…
To kraj, o którym śmiało można powiedzieć, że znajduje się na końcu świata. Sami mieszkańcy przyznają: „wszędzie mamy daleko”. Najbliżej do Australii, dalej do Azji, a wszędzie indziej – jeszcze dalej.
Sam się o tym przekonałem. W styczniu dane mi było spędzić dwa tygodnie w Nowej Zelandii. Ludzie mili, przyjaźni, widoki piękne. Jak napisałem wtedy na kartce wysłanej do naszej redakcji: „trudno tu nie dostrzec dowodów na istnienie Boga”. By tam dotrzeć, trzeba przesiedzieć całą dobę w samolocie. Przez lata zdawało się, że ten wyspiarski kraj leży nie tylko daleko od reszty świata, ale także daleko od problemów tego świata. Tydzień temu okazało się, że tak niestety tak nie jest. W Christchurch – nazwa miasta jest w tej sytuacji też symboliczna – zamachowiec zaatakował modlących się ludzi. I cierpią wszyscy, nie tylko muzułmanie, co dobitnie pokazuje poniższe zdjęcie:
Ofiary zamachów to my
I pewnie niejeden z nas (ja także) pomyślał, że to pewnie atak ludzi związanych z ISIS na społeczności zachodnie, może na chrześcijan? Katolików? Okazało się jednak, że to sytuacja odwrotna. Zaatakowani zostali muzułmanie. Sytuacja dobitnie pokazała, że nienawiść nie ma religii, nienawiść to choroba umysłu. Choroba, która zatruwa serce, która może dotknąć przedstawiciela każdej religii, każdego kręgu kulturowego. „Oni – ofiary – to my” – napisała premier Nowej Zelandii w księdze kondolencyjnej. Trudno się z nią nie zgodzić. Niestety.
Przez lata Nowa Zelandia nie miała problemu z nienawiścią. Szerzenie nienawiści nie było tu akceptowalne. Ekstremizmy były u nas zawsze marginesem (Anna Gruczyńska, prezes Stowarzyszenia Polaków w Christchurch).
Uchodźcy i migranci ofiarami
To wydarzenie wpisało się w słowa papieża wypowiedziane podczas jego niedawnej pielgrzymki do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Franciszek mówił wtedy o tym, by religii nie wykorzystywać w złych celach, by jej nie wypaczać – tu się stało niestety na odwrót. Jednak tak jak w prawie – można ten tragiczny przykład potraktować jako zasadę a contrario: jako wyjątek od reguły, co na szczęście obywatele Nowej Zelandii pokazali w ostatnich dniach jasno i wyraźnie. Oby te tragiczne wydarzenia nie spowodowały braku zaufania, wzrostu napięć czy wręcz aktów agresji między przedstawicielami różnych religii, wyznań i środowisk. To byłoby tylko smutną kontynuacją tego, co zrobił zamachowiec.
Nowozelandczycy przez lata szczycili się tym, że mieszkają w kraju, w którym każdy może czuć się bezpiecznie, który jest miejscem przyjaznym dla migrantów. „To jeden z najczarniejszych dni w Nowej Zelandii” – mówiła po ataku premier kraju. Wśród ofiar są migranci z Turcji, Indii, Arabii Saudyjskiej, Jordanii, Bangladeszu, Afganistanu, Malezji. Najmłodszą ofiarą jest trzyletni synek somalijskich uchodźców. Premier Jacinda Ardern podczas pierwszego posiedzenia nowozelandzkiego parlamentu po tym wydarzeniu powiedziała, że nie wymówi nazwiska zamachowca. Nie chce dać mu rozgłosu, na którym pewnie mu zależało. Nie chce, by jego nazwisko wpisało się w historię tego kraju. Mówi o nim tylko tymi słowami: „terrorysta”, „morderca”. „Musimy pamiętać nazwiska ofiar” – mówiła premier.
Dodawała, że w ich obywateli zostało wymierzone ostrze ideologii zła. Do Nowej Zelandii z całego świata płynęły kondolencje i słowa wsparcia. Nawet doświadczeni ratownicy medyczni przyznają, że to doświadczenie momentami ich przerastało. To, co zobaczyli na miejscu, było przerażające. „Próbowaliśmy wejść do meczetu z noszami, ale nie mogliśmy, bo ciała leżały jedno na drugim. Ci ludzie bardzo krwawili…”
Trwało kazanie, modliliśmy się i nagle usłyszeliśmy strzały. Wszedł do meczetu i zaczął strzelać. Schowałem się pod ławkę i modliłem się, by nic mi się nie stało (Ramzan Ali, świadek zamachu).
To spokojny, wyspiarski kraj. Widać to już na pierwszy rzut oka. Nawet największe miasto, Auckland, ma portowy, wakacyjny klimat. Drugie co do wielkości jest właśnie Christchurch, trzecie Wellington – to stolica kraju. Piękne miasto, bardzo zielone, z malowniczą górą Mount Victoria. Mniejsze miasteczka mają często klimat małego Dzikiego Zachodu, obowiązkowo z pubem, knajpą „fish and chips” i barberem. W większości ludzie się znają, lubią razem spędzać czas. Mieszkańcy Christchurch stracili w zamachach przyjaciół, których znali od wielu lat. W relacjach zagranicznych mediów przez ostatni tydzień, widać było, ile te dramatyczne wydarzenia ich kosztują – ile bólu, ile emocji. Towarzyszy im szok i niedowierzanie, że coś takiego mogło się stać u nich, jak mówią – „na końcu świata”, w miejscu gdzie niewiele się dzieje, które niektórzy określają jako „raj na ziemi”. Mówi się też, że to kraj, w którym wiele jest cudów natury nietkniętych ręką ludzką, a przynajmniej tą ręką niezniszczonych. Jednym z tych cudów był też pokój, którego na świecie często brakuje. Był? Może nadal będzie? Na to liczą i w to wierzą Nowozelandczycy.
Religia, ideologia i historia w rękach terrorysty
Tych ludzi nie zabiła religia, tak jak ofiar zamachów przeprowadzanych przez islamistów nie zabija islam, ale jego wypaczenie, instrumentalne wykorzystanie. Zamachowiec na broni umieścił daty, nazwy bitew i nazwiska dowódców znanych z walk przeciwko muzułmanom. W Europie odwiedzał miejsca związane z walkami o wyzwolenie spod tureckiej niewoli – był na Węgrzech, w Chorwacji, Bułgarii, Rumunii czy Turcji. Miał być też także w Polsce. Na jego sprzęcie znalazł się też generał Feliks Kazimierz Potocki i Wiedeń z 1683 r. Historia posłużyła jako usprawiedliwienie zbrodni. Premier zapowiedziała, że nie pozwoli ekstremistom odnieść zwycięstwa i podzielić pokojowo nastawionego społeczeństwa. Podobnie mówią mieszkańcy Nowej Zelandii.
Chciałeś podziału? Nie udało ci się – osiągnąłeś zupełnie coś innego (mieszkanka Christchurch).
„Obchodzi nas los tych ludzi”
Rodziny i bliscy ofiar przeżywają teraz trudny czas pogrzebów, a przed politykami czas wyzwań. Już zabierają się do zmian w prawie. Dla mieszkańców to poważny wstrząs. Organizują czuwania, młodzież oddawała ofiarom cześć i pamięć przez tradycyjny maoryski taniec – haka. Zorganizowano też zbiórkę dla poszkodowanych i rodzin ofiar. Bardzo szybko przyniosła dobre efekty. Premier obiecała, że śledztwo będzie szczere i skrupulatne. Jego główny cel, to sprawdzić, gdzie popełniono błąd, czego władze nie wiedziały, co mogły wiedzieć, co powinny wiedzieć. Niedługo w życie wejdą zmiany w prawie – dostęp do broni (jeden z najbardziej liberalnych na świecie) ma być mocno ograniczony. Ludzie jednak już teraz, sami, dobrowolnie oddają broń. A to kraj, w którym na 5 mln mieszkańców 1,5 mln ma broń. „Poczucie bezpieczeństwa nie może być ważniejsze od ryzyka i bólu, jakie może przynosić powszechne posiadanie broni” – mówią.
Może to zabrzmieć patetycznie, ale solidarność mieszkańców to jedna z największych wartości, którą udało się w tych dramatycznych dniach obronić. Jacky Plato – mieszkanka Christchurch – mówiła podczas ekumenicznego czuwania: „Nowa Zelandia taka nie jest. Takie rzeczy się tu nie zdarzają. Obchodzi nas los tych ludzi. Darzymy ich miłością”.
Nowa Zelandia nazywana „rajem na ziemi”, teraz zmaga się z tym, co na tej ziemi najokrutniejsze – nienawiścią prowadzącą do mordu. Ta sytuacja ludziom wiary przypomina i dobitnie uświadamia, że doskonałego miejsca na tej ziemi nie ma. Może być pięknie, może być dobrze, ale prawdziwy raj jest tam, gdzie zło nie dociera nigdy. A to bardzo, bardzo daleki kraj. Dalej nawet niż Nowa Zelandia. To kraj, dom, w którym „mieszkań jest wiele”.
Na zdjęciach poniżej (fot. PAP/EPA) m.in. ranni w atakach – wśród nich Zafid Mustafa, które ojciec i brat stracili życie w zamachach, podczas modlitwy w Christchurch. Na zdjęciach także mieszkańcy tego miasta pogrążeni w żałobie i smutku. Także miejsce zamachu:
Galeria (9 zdjęć) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |