Hałas – problem zdecydowanie ekologiczny
Rzadko się mówi o hałasie w kontekście ekologii czy zrównoważonego rozwoju. Czasem nam głośno i już. Tymczasem hałas jest dużo bardziej skomplikowanym problemem. Wyjaśnia to dr Jan Felcyn z Katedry Akustyki Wydziału Fizyki Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Hubert Piechocki (misyjne.pl): Rozmawiamy w bloku. To głośne czy ciche miejsce?
Jan Felcyn: – To zasadniczo zależy od definicji, co jest głośne, a co ciche. Dla jednych słyszalny jest najmniejszy szmer, a innym nie będzie nawet przeszkadzał ciągły szum wody gdzieś za ścianą. W badaniach, które robiliśmy już dawno, wyszło, że generalnie ludzie na hałas sąsiedzki narzekali najczęściej w blokach z tzw. wielkiej płyty i w „szesnastkach” – tych wysokich wieżowcach. Wynika z tego, że pewnie tam rzeczywiście te problemy wystąpiły. Ale słyszy się też dosyć często o nowych blokach, w których ściany są dosyć cienkie i sąsiedzi siebie nawzajem słyszą. Wydaje mi się, że hałas jest zatem problemem, który łączy pokolenia różnych budynków.
Mówiąc o ekologii wspominamy o różnych rodzajach zanieczyszczeń – powietrza, wody, o śmieciach itd. Ale o zanieczyszczeniu hałasem prawie w ogóle się nie mówi i nie podkreśla się, że jest to problem także ekologiczny.
– To też zależy gdzie. W różnych światowych gremiach, jak np. w Światowej Organizacji Zdrowia, Unii Europejskiej czy w Europejskiej Agencji Środowiska – o tym temacie już dużo się mówi. Natomiast w Polsce rzeczywiście jest to temat mocno przemilczany i pojawia się głównie w sytuacjach bardziej interwencyjnych. Mamy np. jakąś budowę, na której długo po 22 jest głośno – to wtedy temat pojawia się w mediach. Pojawiają się też np. tematy ogródków piwnych w centrum miasta. Ale szerszego spojrzenia na ten problem, spojrzenia na długoterminowe skutki hałasu nie ma. Wciąż mało się o tym w Polsce mówi. Choć, jak podkreśla UE, obok smogu zanieczyszczenie hałasem jest najpowszechniejszym rodzajem zanieczyszczenia w Europie.
>>> Katolicka ekologia. Integralnie albo wcale
Przyjrzyjmy się temu zanieczyszczeniu. Wiemy, czym skutkuje zanieczyszczenie powietrza, gleby czy wody. Namacalnie możemy tego doświadczyć. A jak jest z hałasem? Może się wydawać, że jak go nie ma – to problem znika, bo to tylko taka doraźna dokuczliwość.
– Nie ma konsekwencji od razu i dlatego hałas jest taki zdradliwy. Smog zresztą też jest takim czynnikiem, który nie zabija nas z dnia na dzień. Trudno powiedzieć wprost, że hałas kogoś zabił. Są jednak zdrowotne i pozazdrowotne skutki oddziaływania hałasu. Wśród nich jedną z najlepiej udokumentowanych relacji jest relacja między natężeniem hałasu a chorobą niedokrwienną serca. To już poważne schorzenie. Hałas może też powodować zaburzenia snu – możemy się wybudzać. Zakłócony sen to niewyspanie, a niewyspanie skutkuje brakiem wypoczęcia, organizm nie regeneruje się prawidłowo. Długofalowo to będzie miało poważne konsekwencje. Gdy ktoś przejedzie pod oknami w nocy i się obudzimy, to pewnie nie pomyślimy nawet, że to może mieć jakieś poważne skutki. Ale istotna jest długotrwała ekspozycja na hałas. Jeśli ktoś nam dwa razy w roku zakłóci ten sen, to nic nam się nie stanie.
A czy hałas ma wpływ na nasz słuch?
– Tak, aczkolwiek znów – to nie ma takiego bezpośredniego przełożenia. Bezpośrednie przełożenie jest tak naprawdę tylko wtedy, gdybyśmy stali przy np. startującym F16. Wtedy nasz słuch od razu oberwie. Ale jeżeli jesteśmy długotrwale wystawieni na hałas to nasz słuch może się pogorszyć. Warto wspomnieć o chorobie, która staje się coraz powszechniejsza, czyli tzw. szumy uszne (tinnitus). To choroba, która dla chorego jest bardzo irytująca, ponieważ daje objawy neurologiczne. W żaden sposób nie da się wtedy ograniczyć tego pisku czy szumu, który słyszymy gdzieś w uszach. I ta dolegliwość może pojawić się także przez to, że przez wiele lat mieliśmy do czynienia z hałasem. Na słuch mogą też wpływać różnego rodzaju impulsy, które mamy np. w zakładzie pracy – choćby w fabrykach. Znane są przypadki ludzi, którzy np. trafiali w wojsku do artylerii i ciągłe wystrzały spowodowały u nich ubytki słuchu. Wpływ stałego hałasu na ubytek słuchu to zatem temat zbadany, choć efekt pojawia się po kilku czy kilkunastu latach.
Sporo mówiłeś o tych zdrowotnych skutkach hałasu. A te pozazdrowotne?
– Najpoważniejszą rzeczą jest tzw. dokuczliwość. Wrażenie zmęczenie, uciążliwości, problemy z koncentracją… Tę niemożliwość koncentracji obserwuje się choćby u najmłodszych. Dzieci, które chodzą do szkoły w miejscu, w którym panuje duży hałas trochę wolniej uczą się i przyswajają pewne umiejętności od dzieci, które uczą się w szkołach, gdzie tego hałasu jest mniej. To nie są duże różnice, mierzy się je w kilku tygodniach, ale ich występowanie jest faktem. Jeśli dziecko zawsze będzie chodzić do szkoły w miejscu hałaśliwym, to pytanie, czy to nie wpłynie jakoś długofalowo na jego umiejętności i zdolności. Skutki pozazdrowotne związane są z ogólnym poczuciem rozdrażnienia i trudnościami, w niemożliwości skoncentrowania się na określonych czynnościach.
Czy dla każdego ten sam poziom głośności oznacza hałas?
– Zdecydowanie jest tak, że każdy z nas jest trochę inny. Trzeba pamiętać, że o naszej wrażliwości na hałas świadczy np. to, co jest nas w stanie obudzić. Są ludzie, którzy potrzebują pięciu budzików i nawet na ten piąty nie wstaną. A są tacy, których obudzi pierwszy dźwięk pierwszego budzika. Każdy z nas może więc różnie reagować na dźwięki. Można być na nie nadwrażliwym, a można je mieć z tyłu głowy i się nimi nie przejmować. Mówi się o tym, że wpływ na naszą percepcję hałasu ma tzw. czułość na hałas.
Jakiś czas temu głośna była sprawa jednej z poznańskich parafii, w której mieszkańcy skarżyli się na bardzo głośne dzwony.
– Myślę, że to jest dosyć oczywisty przykład. Dzwony kościelne to dźwięk, do którego trudno się zaadaptować, bo to tzw. hałas impulsowy. Ten dzwon uderza, wybrzmiewa, uderza, wybrzmiewa… Gdyby to był jednostajny szum, to łatwiej byłoby nam zaadoptować się do niego. To już sprawa, która nie dotyczy tylko samego hałasu, ale też takiego wzajemnego rozumienia się w społeczeństwie. Dlatego wpływ na to ma cała masa pozaakustycznych czynników. Moim ulubionym przykładem jest sytuacja, gdy chcemy zrobić imprezę urodzinową. Jeżeli mieszkamy w bloku i zrobimy znienacka imprezę urodzinową to na 100% ktoś przyjdzie i powie, że jest za głośno. Ale jeżeli powiesimy kartkę i napiszemy: „Drodzy sąsiedzi, chcemy zrobić małą imprezę, postaramy się skończyć do 2 w nocy. Jakby co – proszę pukać”, to zupełnie inaczej będzie wyglądał odbiór takiej imprezy. Nasze podejście do hałasu to jest zatem także kwestia tego, na ile my potrafimy ze sobą rozmawiać, na ile rozumiemy potrzeby drugiej strony. To jest szkoła wzajemnego zrozumienia.
>>> Pościć od hałasu. Bóg jest w ciszy
Wiadomo, że czasem hałasu nie unikniemy. Ale co możemy zrobić, żeby ograniczyć naszą ekspozycję na hałas? Jakie możemy podjąć środki profilaktyczne?
– To jest skomplikowana sprawa, ponieważ najskuteczniejszym ograniczeniem hałasu jest ograniczenie jego powstawania – u samego źródła. A to często nie jest proste. Np. ruch drogowy to najczęściej dokuczający typ hałasu w Europie. Ale nie zamkniemy przecież z dnia na dzień dróg i nie powiemy, że od dzisiaj wszyscy zostawiają samochody w domach. Jest bardzo silna relacja pomiędzy prędkością samochodu i jego głośnością czy natężeniem emitowanego przezeń dźwięku. Dlatego takim podstawowym ograniczeniem może być ograniczenie prędkości. Do tego dochodzi często na drogach krajowych czy wojewódzkich. Często jedziemy przez wioskę i widzimy ograniczenie do 30 czy 40 km na godzinę. Kierowcy zastanawiają się, dlaczego na prostej drodze mają ograniczać prędkość. To ograniczenie często wynika właśnie z hałasu. Gdy jedziemy za szybko, to generujemy duży hałas i zwyczajnie przekraczamy normy.
Prowadziłeś badania nad hałasem miejskim. Chyba nie każdemu badanemu tak bardzo ten hałas przeszkadzał. Sam brałem udział w tych badaniach i o dziwo nie miałem problemu ze skupieniem się na różnych czynnościach, choć towarzyszył mi wciąż hałas.
– To mocno zależy od tego, gdzie mieszkamy, gdzie się wychowaliśmy, jakie mamy poglądy na transport. Działa tu bardzo wiele czynników. Zdecydowanie można powiedzieć, że jest część osób, które są mocno wrażliwe na dany rodzaj hałasu i są też tacy, którym ten hałas nie będzie przeszkadzał. Znaczenie ma nawet to, czy np. ktoś jest fanem lotnictwa. Dla niego taki F16 nad głową będzie wielkim wydarzeniem, a dla osoby, która próbuje pracować będzie to czynnik utrudniający pracę. Jesteśmy pod tym względem mocno zróżnicowani.
Poza ruchem i ograniczeniem prędkości – co jeszcze możemy zrobić dla ograniczenia hałasu?
– Warto pamiętać, że często źródłem hałasu jesteśmy my sami. To jest też kwestia uświadomienia sobie tego, że nasze niektóre działania emitują ten hałas. Jeżeli np. musimy przeprowadzić remont w domu, to powinniśmy pamiętać o tym, by nie robić tego wcześnie rano czy późnym wieczorem. Jest oczywiście coś takiego jak cisza nocna, ale w polskim prawie nigdzie jej nie zdefiniowano. Jest to bardziej rodzaj umowy społecznej. Musimy też pamiętać, że jeśli np. gwałtownie dodajemy gazu na drodze, to wtedy generujemy wysoki poziom hałasu. Warto na ten problem spojrzeć szerzej – w sposób ekologiczny – jak na element zrównoważonego rozwoju. Jeżeli będziemy starali się ograniczać używanie różnych środków transportu, które generują hałas – to będzie go mniej. A jak będzie go mniej – to będzie się nam lepiej żyło. Oczywiście, nie da się tego zrobić z dnia na dzień. Ale możemy po prostu starać się zmieniać nasze ogólne zachowania. Jeśli mamy gdzieś blisko – pójdźmy pieszo, niekoniecznie musimy od razu jechać samochodem. Hałas się mocno łączy z polityką antysmogową, z polityką zielonego rozwoju. Te sfery się zazębiają.
My chyba sami sobie dodajemy też sporo niepotrzebnego hałasu. Idziemy ulicą ze słuchawkami – i narażamy się na bardzo głośne dźwięki.
– Dobrym przykładem są tzw. didżejowie komórek, którzy generują niepotrzebny hałas. Jadą w tramwaju czy w autobusie i na głos puszczają głośną muzykę… A wspomniane słuchawki mają znaczenie znów długofalowe. Mówi się, że nie powinniśmy zbyt dużo słuchać na słuchawkach, bo to może pogorszyć nasz słuch. Tutaj jest taka sama zasada jak z każdym innym hałasem, który może nam długofalowo pogorszyć słuch. Problem ze słuchaniem muzyki na ulicy jest taki, że wokół często jest głośno, więc my podkręcamy sobie głośność, żeby mieć jeszcze głośniej i dobrze słyszeć. I te wszystkie dźwięki nakładają się na siebie, więc hałas jest spory. Polecam, żeby kiedyś przejść się po mieście i świadomie posłuchać, co i gdzie wydaje różne dźwięki. Nagle okaże się, że jesteśmy w stanie idealnie zlokalizować różne źródła i te źródła częściowo możemy ograniczyć, a częściowo nie. Powinniśmy też dążyć do tego, żeby, zgodnie z zaleceniami UE, tworzyć tzw. ciche przestrzenie. Takie małe miejsca, w których powinno być cicho – jakiś skwer, obok którego będzie uspokojony ruch. Może fontanna, ptaki… Wszystkie naturalne dźwięki wpływają na nas uspokajająco. Często dąży się do tego, że skoro w mieście jest już hałas, to próbuje się chociaż ograniczyć związane z nim negatywne odczucia właśnie przez dźwięki przyrody. Znane są nawet eksperymenty, gdzie montowano na drzewach czy słupach głośniki, z których emitowano śpiew ptaków – tylko po to, żeby ludziom było milej. Twarde wartości w decybelach da się zmierzyć, ale zawsze jest też to subiektywne, osobiste nastawienie do hałasu. Często ludzie narzekają na hałas, bo nie wiedzą, skąd on się bierze. Coś im hałasuje i się denerwują. Jeśli ktoś przyjdzie i im wyjaśni, co się stało – to już zmieni się nasze nastawienie.
Wspomniane ciche przestrzenie kojarzą mi się też z wychodzeniem ku np. ludziom ze spektrum autyzmu, dla których hałas często jest szczególnie dokuczliwy. Już nawet w niektórych marketach pojawiają się specjalne ciche godziny właśnie z myślą o tych ludziach.
– To jest ta perspektywa włączająca. W internecie ludzie piszą, żę „w mieście musi być głośno, jak ci to przeszkadza, to wyprowadź się na wieś”. To tak nie działa. Jesteśmy często uwarunkowani rozmaitymi czynnikami. Możemy nie mieć prawa jazdy, możemy opiekować się starszą osobą i musimy mieszkać w mieście. Trzeba spojrzeć poza czubek swoje nosa i zapytać, czy aby na pewno to, co mówimy jest perspektywą każdej osoby, która w tym mieście żyje. Często tak nie jest.
Wieś zresztą chyba też nie jest współcześnie wolna od hałasu.
– Tak, zwłaszcza w tych miejscach, które są satelitami dużych miast. Tam jest bardzo duży ruch drogowy. Rano wszyscy jadą do pracy do miasta, wieczorem z niego wracają, to generuje spory hałas. Wszystkie problemy ekologiczne są od siebie zależne, przenikają się. Transport, smog, hałas, bliskość przyrody… To wszystko razem tworzy swoisty patchwork związany z tym, jak i w jakich warunkach chcemy żyć. Na początku warto sobie zdać w ogóle sprawę z tego, że hałas jest problemem ekologicznym i ma wpływ na nasze życie.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |