Henryk Suzo. Głosiciel Przedwiecznej Mądrości
„Stało się to już Bożym zwyczajem w stosunku do niego, że kiedy jedno utrapienie się kończyło, przychodziło następne. Bóg bez przerwy ćwiczył go w ten sposób. Jeden raz tylko dał mu wytchnienie, ale jedynie na krótko” – czytamy w „Legendach dominikańskich”.
„Przyszedł wtedy do jakiegoś klasztoru mniszek i duchowe córki pytały go, co się z nim dzieje. Odpowiedział, że obawia się czegoś niedobrego: Bóg chyba o nim zapomniał, bo wbrew temu, co go spotykało dotychczas, już przez cały miesiąc nie doznał uszczerbku ani na zdrowiu, ani na sławie”. Ten krótki fragmencik z „Legend dominikańskich” pokazuje, że Henryk Suzo nie miał łatwo, a historia jego życia bogata była w przeróżne wydarzenia.
Znak miłości
Być może dlatego Henryk Suzo stał się bohaterem niejednej opowieści, a wielu faktów z jego życia nie da się ustalić. Jedna z legend mówi, że pewnego dnia Henryk, kierowany miłością do Boga, znalazł ustronne miejsce i tak zaczął się modlić: „Chciałbym znaleźć, najłaskawszy Boże, jakiś znak miłości, aby był nieprzemijającym dowodem miłości między Tobą a mną i aby świadczył, że ja dla Ciebie, a Ty dla mnie jesteś najukochańszy. Chciałbym, aby tego znaku żadne wspomnienie nie zdołało wymazać”. Pozostając w stanie modlitewnego uniesienia, miał wziąć rylec, odsunąć szkaplerz i wyryć sobie na piersi imię „Jezus”. Kiedy skończył, udał się do pobliskiego kościoła i nie zważając na lejąca się krew, padł na kolana przed krzyżem: „Panie — wykrzyknął — jedyna miłości mojego serca i duszy, spójrz na wielkie moje pragnienie. Wiesz, że nie mogę wypisać Cię w moim wnętrzu. Błagam Cię więc ze wszystkich sił, dokonaj reszty. Panie, zapisz się jak najgłębiej w moim sercu, zanurz się tam i przypieczętuj, abym nie mógł Cię nigdy wymazać ani wyrzucić”. Wszystko wskazuje na to, że Bóg wysłuchał Henryka i wyrył w jego sercu znak swojej obecności – nie bez powodu Henryk Suzo zaliczany jest do grona tzw. mistyków nadreńskich.
Doświadczenie Boga
„Gdy człowiek kocha, w jego miłości nie ma dwóch, lecz tylko jeden, w miłości jestem też bardziej Bogiem niż samym sobą” – pisał, uważany za twórcę i przedstawiciela mistyki nadreńskiej, Mistrz Eckhart. Choć nie każdy potrafił zrozumieć te słowa, a wielu odbierało je jako bliskie herezji, to właśnie Eckhartowi zaufał młody Henryk Suzo, i obrał go sobie za nauczyciela i przewodnika po rzeczywistości doświadczania Boga. Eckhart wywarł duży wpływ na Henryka, jego nauka pozwoliła mu teologicznym językiem opisywać drogę do zjednoczenia z Bogiem, którą znał z osobistego doświadczenia. „Z punktu widzenia modlitwy wewnętrznej ważne jest trwanie tu i teraz – zwykł mawiać mistrz Eckhart, nazywając ten stan «sakramentem chwili obecnej» – sięganie pamięcią wstecz, zwłaszcza takie, które przeradza się w jakieś wspominki jest godzeniem w dobre przeżywanie naszego życia, jako bycia tu i teraz przed Bogiem . Nasze życie nie realizuje się w przeszłości, którą trzeba umieć z ufnością zawierzyć Bożemu miłosierdziu, ani w przyszłości, o której nie wiemy, czy w ogóle będzie, lecz w chwili obecnej. Jednym z owoców modlitwy wewnętrznej jest uczenie się życia chwilą obecną”. Tu spotykamy Boga. Sprowadza się czasem mistycyzm do „momentu doświadczenia mistycznego”. Doświadczenie to jednak nie byłoby możliwe bez życia codziennego, skoncentrowanego chwila po chwili na Bogu. Taką właśnie drogę zaproponował swojemu uczniowi Mistrz Eckhart.
Owoce kontemplacji
Przyjmuje się, że Henryk Suzo urodził się 21 marca 1295 r. w Konstancji. Nazwisko, a także religijność przejął od matki, ojciec był zupełnie na – można powiedzieć – drugim biegunie religijności i przyzwoitości. Życie Henryka, które przypadło na trudny dla Kościoła XIV w., z jednej strony pełne było fizycznego i duchowego cierpienia, a z drugiej – głębokich mistycznych przeżyć. Do zakonu dominikanów wstąpił – za opłatą – w rodzinnym mieście, gdy miał trzynaście lat. Za przyjęcie chłopca poniżej 15 roku życia, klasztor otrzymał wysokie wparcie finansowe – po kościelnemu to symonia, po naszemu – łapówka. Okoliczności, które towarzyszyły rozpoczęciu jego drogi duchownej były dla chłopaka przyczyną dużych wątpliwości w wierze i wieloletnich zmagań duchowych. W wieku 18 lat Henryk przeżył mistyczne nawrócenie. Porzucił dotychczasowe nawyki i uczynił się „sługą Przedwiecznej Mądrości”. Od tej pory wielokrotnie przeżywał ekstatyczne wizje i podejmował rozmaite umartwienia. Równocześnie był zakonnikiem wiernym dominikańskiej zasadzie contemplata aliis tradere, zgodnie z którą owocami kontemplacji i swojej osobistej więzi z Bogiem dzielił się z innymi, na różne sposoby. Życie klasztorne zaczął od formacji intelektualnej. Dzięki studiom z teologii mógł spotkać dwóch wielkich mistyków nadreńskich: Jana Taulera w Strasburgu, a w 1320 r. wspomnianego Mistrza Eckharta – w Kolonii.
Wątpliwości
Doświadczenia mistyczne i religijne w ogóle mają do to siebie, że nie są do końca przekazywalne. Tak naprawdę mamy dostęp tylko do swoich przeżyć. Wszystko, co jest poza nimi, jest dla nas dostępne na tyle, na ile zostało opisane. Jest jasne, że w przypadku opisów prywatnych doświadczeń religijnych bardzo łatwo o nadinterpretację albo o interpretację dowolną, jak w poezji, do której zresztą mistyczne opisy często są porównywane. Być może dlatego Mistrz Eckhart został oskarżony o herezję i sądzony był przez inkwizycję – dziś wiemy, że nie do końca niesłusznie. W czasie, gdy Mistrz borykał się z zarzutami, jego uczeń – Henryk – pozostał mu wierny i stał się jego obrońcą. W „Księdze Prawdy” przedstawił doktrynę Eckharta oczyszczoną z wszelkich wątpliwych stwierdzeń, które mogły rodzić podejrzenia o twierdzenia niezgodne z wiarą. Lojalność Suzo wobec swego nauczyciela uniemożliwiła mu ewentualną dalszą karierę naukową i około 1330 r. zaprowadziła przed kapitułę zakonną, w charakterze oskarżonego. Mimo głębokiej wiary i doświadczenia Boga Henryk przez lata sam borykał się z wątpliwościami. „Miał bezbożne myśli przeciw wierze. Duszę jego ogarniały natrętne wątpliwości: «Jakże Bóg mógł stać się człowiekiem?» i inne tego rodzaju. Im bardziej chciał je zwalczyć argumentami, tym bardziej go ogarniały. Przez dziewięć lat męczył się z tymi pokusami, płacząc przed Bogiem zarówno oczyma, jak sercem, i błagając Go oraz prosząc o pomoc wszystkich świętych. Wreszcie Pan, kiedy to uznał za właściwe, zupełnie go od nich uwolnił i udzielił mu potężnej stałości w wierze, która jest Jego darem” – czytamy w „Legendach dominikańskich”.
Kierownik duchowy
Henryk Suzo był cenionym kaznodzieją, dostawał zaproszenia do różnych miast, a jednak nie to było jego główną działalnością. Nie tylko przemawiał do tłumów, o wiele częściej rozmawiał z pojedynczymi osobami, przedstawicielami wszystkich stanów, których przyciągała do niego jego wyjątkowa osobowość. Dla wielu stał się kierownikiem duchowym. Szczególną uwagę poświęcał towarzyszeniu duchowemu mniszkom w klasztorach żeńskich. To właśnie dzięki nim znamy tak wiele szczegółów z biografii Henryka. Nazywano go „trubadurem Przedwiecznej Mądrości” (albo Miłości i Piękna) i „świętym naznaczonym tajemnicą Męki Chrystusowej”. Mówiono też o nim (i podpisywano tak jego dzieła) „Frater Amandus”, na znak tego, że zakochany był w Mądrości Przedwiecznej, której ludzkie oblicze rozpoznał w Ukrzyżowanym.
Zmarł w 1366 r. W 1831 r. jego beatyfikacji dokonał papież Grzegorz XVI. Wspominamy go w Kościele 23 stycznia.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |