fot. Fundacja AVE

Historia siostry Umińskiej, która zabiła z miłości i która pomogła tysiącom „upadłym”

Warszawska Białołęka była świadkiem pewnej niezwykłej historii, która doczekała się już książek i spektaklu. Na pewno jest też idealnym materiałem na film. To historia kobiety, która kochała teatr, kochała też pisarza i malarza, którego jednak w pewnym momencie zabiła. A później? Później wstąpiła do zakonu i poświęciła się służbie „upadłym dziewczynom”. Niedawno warszawscy artyści z Fundacji AVE przygotowali spektakl „Jej przystań”. To spektakl o Stanisławie Umińskiej, znanej jako siostra Benigna Umińska.  

Sztukę wystawiono w parafii pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Warszawie – Płudach. Autorem spektaklu jest Justyna Bargielska, pisarka i poetka, za reżyserię odpowiada Tomasz Mitrowski.  

fot. Fundacja AVE

Teatr  

Sztuka towarzyszyła Umińskiej od najmłodszych lat. Była aktorką, już jako kilkunastoletnia dziewczyna skończyła Kursy Dramatyczno – Wokalne Heleny Hryniewieckiej i debiutowała w Teatrze Polskim w Warszawie. Udało się jej zagrać 25 ról, wystąpiła w filmie „Pan Twardowski” i w kabarecie. Specjalnie dla Umińskiej Julian Tuwim napisał „Małą Gigolette” – niestety tekst nie zachował się.  

Teatr, który był miłością Umińskiej przyniósł jej kolejną. Poznała o 12 lat starszego pisarza i malarza – Jana Żyznowskiego. Byli parą, zaręczyli się. Jednak ich szczęście bardzo szybko i brutalnie przerwała choroba nowotworowa Żyznowskiego. Lekarze – w tamtych czasach – byli bezradni. Razem spędzili ze sobą ostatnie dni jego życia. W szpitalu wzięli cichy, skromny ślub. Cierpienie młodego artysty stawało się coraz większe. Żyznowski błagał o śmierć. Miała ze sobą rewolwer, usilnie prosił żonę, by pomogła mu skończyć życie. Nad ranem 15 lipca 1924 r. Stanisława przerwała życie swojego ukochanego. Zrobiła to jednym strzałem w głowę. Sąd uniewinnił młodą kobietę od zarzutu zabójstwa, uznano, że zrobiła to by ulżyć cierpieniu ukochanego. Ją jednak dręczyły wyrzuty sumienia.  

„Przystań” przy Modlińskiej 257, fot. Fundacja AVE

Zakon i „Przystań” 

Wróciła do Polski, odeszła ze środowiska teatralnego. Przez wiele miesięcy była zupełnie samotna, cierpiała też na depresję. Z ratunkiem przyszedł zaprzyjaźniony ksiądz, który zaproponował jej pracę z chorymi. Umińska bardzo szybko dojrzała do decyzji o wstąpieniu do zromadzenia samarytanek. Została siostrą Benigną i zaczęła pracę w Zakładzie Rehabilitacyjnym dla Nieletnich Przestępczyń i Prostytutek. Miejsce nosiło nazwę „Przystań”. Było to w Henrykowie (wtedy około 20 kilometrów od centrum Warszawy) przy ul. Modlińskiej 257 (to dzisiejsza Białołęka). Dom istnieje do dziś, choć jest niestety ruiną (czeka na remont i rewitalizację).  

„Przy Modlińskiej 257 ponad tysiąc dziewcząt znalazło swoją przystań: prawdziwy, ciepły dom z nadzieją na lepszą przyszłość. I wyszły na prostą. Kiedy w archiwum czytałem pisane po latach ich podziękowania – popłakałem się ze wzruszenia”. (Bartłomiej Włodkowski, autor książki o historii kamienicy, prezes Fundacji AVE) 

Miejsce to odegrało istotną rolę w czasie wojny. Siostry prowadziły tam działalność konspiracyjną (ukrywały broń, opatrywali rannych partyzantów, pomagały dziewczynom wyprowadzanym z warszawskiego getta). Głównym zadaniem siostry Benigny była resocjalizacja młodych dziewczyn, które weszły na drogę łamania prawa. Resocjalizacja była oparta na pracy, edukacji, nauce praktycznego zawodu i (co w przypadku Umińskiej oczywiste) na sztuce. Jesienią 1942 r. siostra Benigna zwróciła się w liście do Leona Schillera z prośbą o udostępnienie manuskryptu „Pastorałki”, chciała go wystawić na Boże Narodzenie. Artysta z chęcią przystał na tę propozycję. Nie tylko udostępnił materiał, ale przez trzy tygodnie pracował z amatorkami teatru. Wystawione przedstawienie zostało okrzyknięte „najważniejszym teatrem czasu wojny”. Na premierę przyszli mieszkańcy Henrykowa, z kolei w Nowy Rok 1943 r. odbyło się drugie przedstawienie, na które przyjechała warszawska elita kulturalna (obecni byli m.in. Czesław Miłosz i Witold Lutosławski). Wielu widzów podkreślało nie tylko walory i wysoki standard artystyczny spektaklu, ale też silne duchowe przeżycia z nim związane. „Aktorkami były młode dziewczęta, o których zapomnieć chciał” – mówiła wtedy siostra Stanisława. I podkreślała, że akompaniował im najwybitniejszy twórca teatru XX wieku – Leon Schiller. Artysta zresztą po „Pastorałce” wystawił w Henrykowie jeszcze „Gody weselne” i „Wielkanoc”. W latach 1942-44 przy Modlińskiej 257 odbyła się ponad 20 przedstawień, które zobaczyło około 2 tysiące widzów.  

Stanisława Umińska na sali rozpraw, Paryż, 1925r., Autor Nienznay, fot. commons.wikimedia

Działalność „Przystani” została przerwana przez powstanie warszawskie. Siostry musiały bardzo szybko wyjechać, nigdy już tam nie wróciły. Siostra Benigna kontynuowała misję pomocy chorym, dzieciom z niepełnosprawnościami. W miejscach, do których docierała wracała także do wystawiania „Pastorałki”. Stanisława Umińska (matka Benigna) zmarła w 1977 r. Wszędzie powtarzała, że życie jest najcenniejszym darem. Odeszła w dzień symboliczny – w samo Boże Narodzenie, tak jakby otulona „Pastorałką”.  

Pomoc skuteczna i kompleksowa  

Pomoc dziewczynom, które trafiły do „Przystani” do dziś budzi wiele szacunku i uznania. Była to bowiem pomoc kompleksowa i bardzo skuteczna. Było to możliwe dzięki temu, że w 1925 r. w kamienicy (należącej do miejskiego magistratu) za sprawą radnej Warszawy Heleny Kołaczkowskiej urządzono zakład „dla upadłych dziewcząt” (jak je wtedy określano). Działo się to pod auspicjami Warszawskiego Chrześcijańskiego Towarzystwa Opieki nad Kobietami. Nieletnimi prostytutkami – najczęściej ubogimi dziewczynami z prowincji, które przyjeżdżały do stolicy w poszukiwaniu pracy – najpierw zajmowały się siostry pasterzanki. Jednak bez większych efektów. Sytuację zmieniło dopiero przekazanie placówki w 1927 r. nowo powstałemu Stowarzyszeniu Benedyktynek Samarytanek, założonemu przez Jadwigę Jaroszewską. Jako wolontariuszka w szpitalu wenerycznym św. Łazarza, do którego trafiały rzesze prostytutek, zrozumiała, że pomoc młodym kobietom jest wyzwaniem czasu. I zrozumiała też, że pomoc wyłącznie medyczna jest niewystarczająca. Władze miejskie ograniczały się wtedy jedynie do nakazania obowiązkowych badań i wieczornych kontroli w zaułkach miasta. Przeprowadzały je panie z organizacji dobroczynnych w asyście mundurowych. „Schwytane” w ten sposób dziewczyny trafiały do szpitala, gdzie stykały się z weterankami najstarszego zawodu świata, od których czerpały doświadczenie. Można powiedzieć: błędne koło. A skala problemu była gigantyczna, bo co wieczór na ulice stolicy wychodziło ponad 20 tysięcy kobiet. 

Chór Ave, na pierwszym planie prezes Fundacji Bartłomiej Włodkowski, fot. Fundacja AVE

Podziękowania po latach 

Jak podkreśla Bartłomiej Włodkowski (prezes Fundacji AVE, która wystawiła spektakl o siostrze Umińskiej), w Henrykowie samarytanki testowały zupełnie nowatorski jak na ówczesne czasy sposób resocjalizacji. „Nie próbowano na siłę moralizować i nawracać. Zakonnice stworzyły przede wszystkim prawdziwy dom. Taki, do którego można wrócić zawsze i o każdej porze. Nawet jeśli się wcześniej zawiodło i uciekło. A nie były to rzadkie przypadki” – mówi prezes Fundacji AVE. Szacuje się, że przez „Przystań” przeszło w okresie przedwojennym ponad tysiąc dziewcząt, a duża część z nich mogła tutaj urodzić i wychowywać swoje nieślubne dzieci. W tym czasie nadrabiały też zaległości w edukacji, uczyły się szycia, gotowania, uprawy ogrodu, odbywały kursy pielęgniarskie. „Czytałem setki listów, w których te dziewczęta, już jako mężatki i matki, po latach dziękowały zakonnicom za szansę za wyjście na prostą” – podkreśla Włodkowski, który oprócz szefowania Fundacji Ave jest też varsavianistą, przewodnikiem i aktywistą społecznym. Jest też współautorem książki „Modlińska 257”, w której razem z Anną Mieszkowską opisał historię tego niezwykłego miejsca na mapie Warszawy i Polski. Zainspirowanych tą historią zapraszam też do sięgnięcia po powieść „Przystań” Mariki Krajniewskiej. Ta pisarka, scenarzystka i wydawczyni pochodzi z Sankt Petersburga . Jej powieść, choć jest fikcją, została mocno osadzona w historii Modlińskiej 257, „Przytani” oraz siostry Benigny Umińskiej.  

Stanisława Umińska, fot. zdjęcie z archiwum Kurjera Codziennego

A artyści z Fundacji Ave podkreślają: „Mamy nadzieję, że nasza sztuka rozpocznie nowy okres dziejów Modlińskiej 257. Po długich zabiegach ze strony Fundacji AVE i innych społeczników, właśnie rozstrzygany jest przetarg na renowację kamienicy, która dzięki temu ma szansę odzyskać dawny blask. I zachować pamięć o siostrze Benignie i wielkim dobru, jakie tutaj się rozlewało”.

Galeria (7 zdjęć)
Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze