Hubert Piechocki: Kościół powszechny – czyli jaki? [FELIETON]
„Wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół” – powtarzamy w Credo. Cztery przymioty Kościoła. Ja dziś chcę skupić się na jednym z nich – na powszechności. Miałem okazję doświadczyć jej podczas wyjazdu do Hiszpanii.
Niedawno na naszym portalu pojawił się felieton skupiony wokół tego, czy znamy i pamiętamy treść modlitw, którymi modlimy się podczas mszy świętej. Podczas liturgii często bowiem mówimy je z pamięci, ale jesteśmy trochę „napędzani” wspólnotą. Problem pojawia się, gdy jesteśmy za granicą – i nagle możemy nie pamiętać treści modlitw. Ja chcę dziś nawiązać właśnie do uczestnictwa we mszy za granicą – ale w trochę innym ujęciu. Dla mnie osobiście było to bowiem doświadczenie powszechności Kościoła.
Nic nie rozumiem
Spędziłem trzy tygodnie w Hiszpanii, szedłem pieszo do Santiago de Compostela. Na trasie uczestniczyłem we mszach świętych – oczywiście w języku hiszpańskim. Nie ukrywam, że ni w ząb nie znam tego języka. Msza oczywiście była taka sama jak w Polsce – sprawowana była przecież wg tego samego mszału. Wiedziałem więc, jaka część mszy akurat trwa. Ale niczego nie rozumiałem. Ograniczała mnie nieznajomość języka. Owszem, czytania mogłem śledzić po polsku za pomocą telefonu komórkowego- nie brakuje miejsc w polskim internecie, gdzie publikowane są codzienne czytania. Ale poza czytaniami nic więcej zrobić nie mogłem. Byłem bezradny, jakbym błądził w ciemnym lesie. Nie mam pojęcia nawet, o czym były kazania. Bo niby skąd miałbym mieć to pojęcie? A jednak byłem na tej mszy. Choć byłem zagubiony, to w niej uczestniczyłem w niej. Byłem członkiem wspólnoty Kościoła – choć nie rozumiałem słów.
Przychodzimy dla Jezusa
Powszechność Kościoła oznacza dla mnie właśnie to, że niezależnie od narodowości, kultury miejsca na świecie – zawsze w Kościele jesteśmy wielką rodziną. I możemy uczestniczyć w liturgii, choć nie znamy jakiegoś języka. Znamy bowiem inny język – język wiary, właśnie język liturgii. On jest uniwersalny – powszechny. Podczas każdej mszy świętej czytane jest słowo Boże, a potem chleb i wino stają się Ciałem i Krwią naszego Pana Jezusa. I niezależnie od barier językowych możemy podejść, powiedzieć „amen” i przyjąć Komunię św. W tym kontekście żadne różnice narodowościowe, kulturowe, językowe itd. nie mają znaczenia. Znaczenie ma nasza wiara. Jesteśmy wspólnotą ludzi, których łączy Jezus Chrystus. I to dla Niego przychodzimy na mszę – niezależnie od miejsca, w którym się aktualnie znajdujemy. Dlatego, jeśli tylko mamy możliwość, to także za granicą nie powinniśmy unikać uczestnictwa we mszy świętej. Nie przejmujmy się barierą językową. Dla Boga nie ma znaczenia, czy wszystko rozumiemy. Dla Boga znaczenie ma to, czy jesteśmy.
>>> Bp Nitkiewicz: skarbem parafii nie są mury świątyni, lecz wspólnota Ludu Bożego
Doświadczenie, które scala
Tak, msza za granicą jest trudnym doświadczeniem. Poniekąd czułem się jakbym był „obok” całej akcji liturgicznej. Uczestniczyło się w niej trudno. W pewnym sensie było to nawet wrażenie nie-uczestnictwa. Wszyscy odpowiadają, ja milczę, bo nie znam języka. Ale to tylko wrażenie, bo ja w rzeczywistości uczestniczyłem w tej liturgii – choć w inny sposób niż wtedy, gdy język rozumiem. Byłem członkiem wspólnoty. Nie potrzebujemy wszystkiego rozumieć, by wejść w przestrzeń sacrum. Liczy się przede wszystkim wola uczestnictwa w liturgii, chęć przebywania z Bogiem. Na całym świecie w każdej chwili sprawowana jest gdzieś Eucharystia. Liturgia jest powszechnym doświadczeniem Kościoła. Doświadczeniem, które nas łączy, scala. Niezależnie od szerokości i długości geograficznej jest to ta sama liturgia. Przyznam, że świadomość powszechności Kościoła wzrusza mnie. Świadomość, że bariera językowa nie jest przeszkodą w przystępowaniu do sakramentów. Zresztą, wielu z nas pewnie uczestniczyło choćby w mszach papieskich. Sam brałem w niej udział w podkrakowskich Brzegach podczas Światowych Dni Młodzieży. Nie była po polsku – a mimo to była ogromnym, duchowym przeżyciem.
Doświadczyć powszechności
Kościół jest powszechny właśnie dlatego, że Bóg nas nie dzieli. Bóg patrzy na każdego z nas tak samo. Nie ma znaczenia, czy ktoś mieszka w amazońskim buszu, na kazachskim stepie, na wyspie oceanicznej czy gdzieś w Polsce. Jeśli wierzymy w Boga – to jesteśmy członkami Kościoła (a zgodnie z konstytucjami soborowymi nawet bez wiary w Boga jesteśmy członkami Kościoła). I to Kościoła powszechnego, w którym każdy ma takie samo – równe – znaczenie. Na co dzień często zamykamy się na naszym polskim podwórku i zapominamy, że Kościół jest powszechny. Przypomnieć nam mogą w tym właśnie wyjazdy wakacyjne, kiedy to nie idziemy do znanego kościoła, tylko do świątyni, która akurat znajduje się na naszej drodze. I jest w niej sprawowana ta sama ofiara Chrystusa, w której możemy uczestniczyć w Polsce. Owszem, zawsze zostaje jej nadany jakiś lokalny koloryt (tak jest nawet w Polsce – np. msza akademicka z wielkiego miasta może bardzo różnić się od mszy parafialnej w małej wiosce). Ale ten koloryt nie przekreśla najważniejszego – sacrum, z którym stykamy się w czasie liturgii. Zatem – niech bariera językowa nie będzie nam straszna. Więcej, niech będzie czasem zaproszeniem do doświadczenia powszechności wspólnoty, której jesteśmy przecież członkami.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |