fot. PAP/Tomasz Gzell

Hubert Piechocki: w uroczystość Wszystkich Świętych nie musisz iść na cmentarz, by modlić się za zmarłych

Po chwilowej, letniej odwilży, koronawirus znów zmusił nas do zmiany zachowań religijnych. Od kilku dni w kościołach ponownie może przebywać ograniczona liczba wiernych. Warto na to spojrzeć, jak na… szansę. 

W minioną niedzielę miało odbyć się tradycyjne już, październikowe liczenie wiernych w kościołach. Tego dnia w każdej parafii sprawdza się, ile osób przyszło na mszę świętą, a także ilu wiernych przyjmuje Komunię św. (tzw. dominicantes i comunicantes). Jeszcze w zeszłym tygodniu informowano, że choć trwa pandemia – to liczenie się odbędzie… Na szczęście pod koniec tygodnia zrezygnowano z liczenia – słusznie, bo jego wyniki w czasie epidemii byłyby niemiarodajne. Niemniej, swoiste liczenie wiernych w wielu miejscach i tak odbywało się. Gdy wchodziłem na niedzielną Eucharystię, to przy drzwiach stał jeden z ojców z miejscowego klasztoru, który liczył osoby wchodzące na liturgię. Liczył, bo od kilku dni żyjemy znów w rzeczywistości ograniczeń związanych z pandemią i z życiem duchowym. Mieszkam w czerwonej strefie, więc w kościołach może obecnie przebywać jedna osoba na 7 metrów kwadratowych (w strefie żółtej – jedna osoba na cztery metry kwadratowe). W niedzielnej liturgii, w której wziąłem udział, fizycznie mogły więc uczestniczyć maksymalnie 123 osoby. 

>>> Apel o rozłożenie w czasie wizyt na cmentarzach i w miejscach pamięci

fot. PAP/Art Service 2

Zmieściłem się 

Oczywiście, jest to pewne ograniczenie. Dla niektórych bardzo bolesne, bo po prostu nie mogą wziąć fizycznie udziału w niedzielnej mszy św. Nie ukrywam, że idąc w niedzielę na liturgię zastanawiałem się, czy się zmieszczę. I liczyłem się z tym, że nie będzie dla mnie miejsca – wtedy planowałem grzecznie wrócić do domu i skorzystać z transmisji online. Nie jest to oczywiście idealna forma uczestnictwa w liturgii (jeśli w ogóle można tu mówić o uczestnictwie – to pewnie bardziej jakaś forma łączenia), ale jeśli nie dałbym rady wejść do kościoła – to bym z niej skorzystał. Pozwala mi na to dyspensa, której udzielił akurat abp Stanisław Gądecki, biskup diecezji, w której mieszkam. Wielu z nas nie potrafi wyobrazić sobie niedzieli bez Eucharystii. Wielu używa w tym kontekście słowa „muszę”. „Muszę pójść do kościoła” – słyszymy nieraz. Co ciekawe, w tych słowach często słyszymy właśnie o „pójściu do kościoła” – a nie o „pójściu na mszę świętą”. To może czasem świadczyć o naszym instrumentalnym, bardzo rytualnym podejściu do liturgii. 

>>> Zofia Kędziora: trwa druga fala epidemii ignorancji

Wartość dyspensy 

Podobne dyspensy od uczestnictwa w niedzielnej liturgii zostały wydane też przez innych polskich biskupów – co zresztą zrozumiałe. Hierarchowie mają świadomość, że najważniejsza jest teraz ochrona życia i zdrowia ludzi. Sami zresztą mogli w ostatnim czasie brutalnie przekonać się, że koronawirus może dopaść każdego – kilku biskupów zmaga się właśnie z zakażeniem SARS-CoV-2. Ogólna dyspensa to powrót do sytuacji z wiosny, kiedy to również zostaliśmy zwolnieni z obowiązku uczestnictwa w niedzielnej Eucharystii (w wielu miejscach zresztą przez cały czas obowiązywała dyspensa np. dla osób starszych i tych, którzy czują lęk przed zarażeniem). Wiosną był nawet czas (obejmował m.in. Triduum Paschalne), kiedy to w kościołach mogło przebywać tylko 5 osób. Teraz póki co aż takich ograniczeń nie ma, ale i tak mogą pojawić się, zwłaszcza w niedziele, problemy z wejściem do kościołów. Dlatego dyspensa jest ważną rzeczą i bardzo potrzebną. Nie wiemy zresztą, czy zaraz nie pojawią się jakieś kolejne obostrzenia rzadowe. Codzienne raporty Ministerstwa Zdrowia o kolejnych zarażonych nie napawają wszak póki co optymizmem. Tylko dziś poinformowano o wykryciu kolejnych 9291 nowych zakażeń (drugi wynik po sobotnim rekordzie). 

unsplash

Przyjąć ograniczenia 

Nie można wykluczyć, że za chwilę jeszcze bardziej zostanie ograniczona liczba osób mogących uczestniczyć we mszy świętej. Może znów będzie to tylko 5 osób? Ale nie możemy się na te ograniczenia burzyć – trzeba nam je pokornie przyjąć. Zastosowanie się do nich jest wyrazem troski o bliźniego. Dotyczy to zresztą wszystkich „niewygód” związanych z koronawirusem. Bez dwóch zdań wolałbym uczestniczyć w liturgii bez maseczki. Ale ją zakładam – bo to wyraz mojego szacunku względem innych. I dlatego też oczekuję tego od współbraci i współsióstr, którzy modlą się w czasie tej samej Eucharystii. Oczekuję, że oni uszanują mnie. Ostatnio nawet zwróciłem uwagę chłopakowi, który w ławce przede mną modlił się bez maseczki. Powiedziałem, żeby zasłonił usta i nos, bo „jesteśmy przecież w kościele”. Odparł: „No właśnie!”. Przykłady biskupów i wielu księży, tragiczne doniesienia z łódzkiego klasztoru franciszkanów – najlepiej pokazują, że wirus nie omija kościołów. Dlatego butne zachowanie skwitowane słowami „no właśnie” pokazuje ignorancję, a może i złą wolę. Dla dobra siebie i innych – zasłaniajmy usta i nos w kościołach. To niewiele kosztuje, a może zdziałać bardzo wiele!

fot. PAP/Leszek Szymański

Pójdź na mszę… w tygodniu! 

Z dwóch powodów koronawirusa warto potraktować teraz jako szansę. Wielu biskupów w swoich dekretach o dyspensie niedzielnej zachęca do uczestnictwa we mszach św. w tygodniu. Dla niektórych katolików to może i odkrycie, ale tak – w kościołach Eucharystia sprawowana jest codziennie, choć tylko ta niedzielna wiąże się z obowiązkiem (o ile oczywiście nie ma akurat dyspensy). W mszach w ciągu tygodnia uczestniczy zawsze mniej osób. Dlatego i teraz, pomimo obostrzeń związanych z pandemią, nie powinno być większego problemu z wejściem na liturgię w dzień powszedni. To zatem dla nas szansa na to, by odkryć piękno liturgii sprawowanej poza niedzielą. To, paradoksalnie szansa na to, by pojawiać się częściej w kościele i być może odkryć piękno codziennego uczestnictwa w Eucharystii. Znam wiele osób, które chodzą w ciągu tygodnia na msze św. Niektórych kojarzę po prostu z widzenia, z kościelnych ławek, z innymi czasem nawet wymieniam się spostrzeżeniami o Ewangelii, kazaniu itp. To ogromne bogactwo Kościoła – możliwość uczestnictwa codziennie w Najświętszej Ofierze. Jesteśmy zaproszeni, by z tego bogactwa korzystać. Pandemia może być czasem, gdy zaczniemy z niego obficie korzystać (oczywiście z zachowaniem wszystkich obowiązujących zasad!).

fot. PAP/Roman Zawistowski

Nie idź na cmentarz 1 listopada 

Druga szansa dotyczy pierwszych dni listopada. Choć 1 listopada przypada uroczystość Wszystkich Świętych, to i tak to właśnie tego dnia najwięcej osób odwiedza cmentarze (choć Dzień Zaduszny to przecież 2 listopada). Pamięć o zmarłych to ważny element naszej kultury i tradycji. Wpisana jest zresztą nie tylko w tradycję chrześcijańską, podejmowana jest też przez inne religie. Wokół czci oddawanej bliskim zmarłym osnuta jest m.in. akcja antycznej „Antygony” Sofoklesa. Bez dwóch zdań należy pamiętać o tych, którzy nas poprzedzili w pielgrzymce do nieba. Ale niekoniecznie pamięć ta musi wyrażać się w obowiązku pójścia na cmentarz 1 lub 2 listopada.

>>> Maciej Kluczka: wyjdź na pustynię. Tam spotkasz Boga

fot. PAP/Tomasz Gzell

Trwa pandemia, ważne jest unikanie dużych zbiorowisk. Jeśli ruszymy na cmentarze tłumnie, jak to robimy co roku, to na pewno nie pomożemy w walce z pandemią. I nawet jeśli na dworze trudniej się zarazić – to już w zatłoczonym pojeździe komunikacji miejskiej wiozącym nas na cmentarz znacznie łatwiej. 1 listopada to uroczystość poświęcona świętości. Dlatego w tym roku, jak nigdy, ten czas zaprasza nas do zadbania o własna świętość! A możemy o nią zadbać poprzez troskę o… żywych! W trosce o nich – nie idźmy tłumnie na cmentarze 1 listopada. Przecież 4, 12, 17 czy nawet 28 listopada też można zapalić znicz. Cmentarz nam nie ucieknie – a może akurat dzięki temu, że nie pójdziemy na cmentarz 1 listopada uratujemy życie komuś żywemu? I wiem, jest jeszcze kwestia odpustów. Od 1 do 8 listopada można za zmarłych codziennie uzyskać jeden odpust zupełny – za spełnienie zwykłych warunków oraz nawiedzenie cmentarza. Ale pandemia nie jest dobrym czasem, by być „łowcą odpustów”. Nie trzeba codziennie zdobyć odpustu. Nie traktujmy tego daru Bożego jak jakiejś karty lojalnościowej, która pozwala nam na zdobywanie kolejnych punktów. W tym roku skupmy się na żywych. Pandemia od wiernych wymaga pokory.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze