Hubert Piechocki: zdawałem maturę z Janem Pawłem II
W kwietniu 2005 r. miałem 19 lat. Jak każdy młody człowiek w tym wieku – przygotowywałem się do egzaminu dojrzałości. Miał to być wyjątkowy sprawdzian – bo była to pierwsza tzw. nowa matura. Ale żyłem wtedy nie tylko nauką – wpatrzony byłem też w Watykan i dziejące się tam ważne dla świata i Kościoła wydarzenia.
Jestem z pokolenia ludzi, dla których Jan Paweł II „od zawsze był papieżem”. Urodziłem się w 1986 r., a więc już kilka lat po rozpoczęciu jego pontyfikatu. Towarzyszył mi przez całe dziecięce i młodzieńcze życie. Gdy na katechezie uczyliśmy się o papieżu – to zawsze był to „papież Polak”. Opowieści o tym, że ktoś inny był następcą św. Piotra – brzmiały trochę jak legendy. Nawet wtedy, gdy słyszałem je od bliskich mi osób, które pamiętały poprzednie pontyfikaty. Jan Paweł II był zawsze i był „nieśmiertelny” – trudno mi, młodemu człowiekowi, było wyobrazić sobie Kościół na ziemi bez niego. I choć logika podpowiadała, że jest już w sędziwym wieku i jak każdy człowiek umrze – to jednak trudno było to pojąć…
>>> Kard. Dziwisz: słowa Jana Pawła II „Nie lękajcie się!” nabierają dziś nowego znaczenia
Towarzyszyliśmy w odchodzeniu
Dlatego z tak ogromnym zdziwieniem na początku 2005 r. słuchałem doniesień z Watykanu. Papież już w poprzednich latach powoli gasł – nie był już taki aktywny, widać było po nim zmęczenie i ciężar choroby. Ale choć odchodził, to wciąż był pełen ducha, którym zarażał wierzących. Już w styczniu czy w lutym dochodziły zza Spiżowej Bramy niepokojące, szokujące mnie wieści. 15 lat temu media społecznościowe nie były jeszcze tak rozwinięte jak dzisiaj. Ale Internet miał już moc – i wespół z innymi mediami – na bieżąco relacjonował to, co działo się w Watykanie. Były już też w telewizji też stacje informacyjne – wielu z nas było wpatrzonych w ekrany swoich telewizorów. Ten, który „od zawsze był papieżem” odchodził – i cały świat (nie tylko ludzi wierzących) towarzyszył mu w tym umieraniu.
Jak tu się przygotowywać do matury?
Dla mnie to był rok szczególny, bo przecież w kwietniu miałem zacząć zdawanie matury. Tak, w kwietniu, a nie w maju. Była to bowiem pierwsza tzw. nowa matura. Wymyślono wtedy, żeby abiturienci najpierw zdawali egzaminy ustne, które miały się odbywać od połowy kwietnia do końca tego miesiąca. A potem już w maju zaplanowano matury pisemne. Egzamin dojrzałości – na co wskazuje sama nazwa – ma kluczowe znaczenie dla każdego z nas. Dlatego nie powinno nikogo dziwić, że się do niego przez wiele miesięcy przygotowywałem. Zwłaszcza, że wyniki matury miały mieć potem wpływ na rekrutację na studia. I nagle, tak gdzieś pod koniec marca – w okolicach Wielkiej Nocy – przygotowania do matury zeszły na dalszy plan. Najpierw poruszająca droga krzyżowa z Koloseum w Wielki Piątek, a potem kolejne dni. Cały świat wpatrzony był w pl. Św. Piotra w Watykanie. Powtarzanie do egzaminu maturalnego było wplecione pomiędzy kolejne doniesienia z Watykanu. Nie oszukujmy się – nauki było w tym naprawdę niewiele… Pamiętam 2 kwietnia. Już dzień czy dwa dni wcześniej myślano, że Jan Paweł II odejdzie do Domu Ojca. Z drżeniem i niepokojem chyba cały dzień śledziłem relację w telewizji. Papież odszedł w tamtą sobotę, w wigilię Niedzieli Miłosierdzia. Gdy ogłoszono, że papież zmarł zabiły dzwony, a ludzie spontanicznie ruszyli do kościołów. Było już bardzo późno, ale świątynie wypełniły się wiernymi, więc księża zdecydowali się na odprawienie mszy świętej w intencji duszy zmarłego. Tak było też w mojej parafii. Pamiętam, jak nagle rozgrzał się Internet – każdy chciał podzielić się jakimś swoim wspomnieniem czy myślą o Janie Pawle.
Tydzień bycia razem
Najbardziej niezwykłe były dni prowadzące nas ku pogrzebowi papieża. W ciągu dnia jakoś toczyła się rzeczywistość, próbowaliśmy „normalnie żyć”. To nie było łatwe, bo wszystkich pochłaniały emocje. „Co teraz będzie dalej z Kościołem?”. Dla mnie były to ostatnie dni nauki w liceum. Pamiętam, jak zebraliśmy się na naszych dość zabytkowych, kolorowych schodach na apelu poświęconym Ojcu Świętemu. Nawet wieczorami nie było czasu na naukę do egzaminów. Biegło się wtedy na pl. Adama Mickiewicza, pod Poznańskie Krzyże. Tam w 1997 r. obecny był Jan Paweł II. I każdego wieczoru – co wyszło bardzo spontanicznie – zaczęły przychodzić tam tłumy ludzi na harcerski apel. Młodzi – w mundurach i nie tylko, ale też starsi poznaniacy. Byliśmy tam wszyscy razem, tworzyliśmy wspólnotę. Wspominaliśmy i modliliśmy się. A każde spotkanie kończyliśmy kręgiem i śpiewem pięknej „Modlitwy harcerskiej” i „Bratnim słowem”. Byliśmy tam razem. I wierzę, że to doświadczenie wspólnoty zawiązanej po śmierci ważnej dla nas osoby w jakiś sposób w życiu każdego zaowocowało (lub dopiero zaowocuje).
>>> Modlitwa do Jana Pawła II o rozwiązanie trudnych spraw. Dziś mija 15 lat od Jego śmierci
Pogrzeb na Jasnej Górze
Już dużo wcześniej wiedziałem, że 8 kwietnia będę po raz pierwszy w życiu na Jasnej Górze – na tradycyjnej pielgrzymce maturzystów. Okazało się jednak, że nasza pielgrzymka będzie miała nietypowy program. Tego dnia wszak odbywał się pogrzeb Jana Pawła II. W Częstochowie – tłumy. Zamiast realizacji typowego programu – msza św. na wałach jasnogórskich – a dokładnie transmisja mszy pogrzebowej z Watykanu. Udało nam się też odprawić drogę krzyżową. Na miejscu było tylu ludzi, że nawet nie pamiętam, czy udało mi się wejść choć na chwilę do kaplicy cudownego obrazu… Czy żałuję, że mój pierwszy pobyt na Jasnej Górze był tak nietypowy? Że nawet nie było czasu na spokojne porozmawianie z Matką? Nie. Bo dzięki temu pobytowi jeszcze mocniej poczułem się członkiem Kościoła, który ma wymiar globalny, a nie tylko lokalny. Kościoła, który łączy wszystkich ludzi na całym świecie. Dla młodego człowieka było to doświadczenie kluczowe.
Matura z JP2, choć bez kremówek
Po tygodniu czuwań i po pogrzebie trzeba było powoli wrócić do normalności. Owszem, z ciekawością patrzyło się na Watykan, w którym odbywało się pierwsze za mego życia konklawe. Ale to już matura była tym najważniejszym dla mnie wydarzeniem. Kilka dni po pogrzebie – egzamin ustny z języka polskiego, potem ustny niemiecki, a w maju część pisemna – polski, niemiecki, historia, wiedza o społeczeństwie. A Jan Paweł II – zapewne już święty, choć wtedy jeszcze niekanonizowany – gdzieś pewnie z boku towarzyszył maturzystom A.D. 2005 i ich wspierał. Jestem daleki od mówienia o pokoleniu JP2. Nie używam też sformułowania „nasz papież”. Mimo to odczuwam sentyment do Jana Pawła II, bo był papieżem przez – na tę chwilę – większą część mojego życia. I towarzyszył mojej maturze; myślę, że mogę mówić, że ją z nim zdawałem. Wspominaliśmy go mocno już chwile po egzaminach na Polach Lednickich na czerwcowym spotkaniu, które było mu zawsze tak bliskie. Matura z papieżem – doświadczenie niezwykłe. Szkoda tylko, że po żadnym z egzaminów nie postanowiłem pójść na kremówki…
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |