Iluzjonista Ozi: Bóg wciąż na mnie czekał, chociaż wcale mi się do Niego nie spieszyło [ROZMOWA]
Oskar Zachara, znany jako Iluzjonista Ozi, już od kilku lat prowadzi konto na TikToku, na którym dzieli się swoją wiarą oraz zdradza sekrety iluzji. Jak jednak podkreśla, dziś nie byłby w tym miejscu, gdyby nie Bóg, do którego jeszcze niedawno wcale mu się nie spieszyło…
Karolina Binek (misyjne.pl): Twoja relacja z Bogiem zawsze była bliska?
Oskar Zachara: – Zostałem ochrzczony i poszedłem do pierwszej Komunii, ale później moja droga z Bogiem poszła innymi ścieżkami. Mimo to Bóg wciąż na mnie czekał, chociaż wcale mi się do Niego nie spieszyło. Momentem, w którym sobie o Nim przypomniałem były przygotowania do bierzmowania. Na jednej z katechez ksiądz powiedział, że aby się lepiej przygotować, możemy sobie wybrać wspólnotę, w której będziemy posługiwać przez ten czas. Obok mnie było zgromadzenie salezjanów, więc wybrałem oratorium. Dzięki temu tak bardzo zbliżyłem się do Boga i poznałem Jego prawdziwą miłość, że poczułem pragnienie, by dzielić się nią z ludźmi. Wszystko to trwa aż do dzisiaj i jestem wdzięczny temu księdzu, że kładł taki lekki nacisk na dołączenie do wspólnoty, bo teraz mam o wiele lepszą relację z Bogiem i z drugim człowiekiem.
Zainteresowanie iluzją pojawiło się w takim razie w Twoim życiu wcześniej niż taka głęboka wiara?
– Iluzją pasjonowałem się już w dzieciństwie. Używałem wtedy najprostszych rekwizytów i zestawów dla dzieci. Oglądałem też iluzjonistów w programach telewizyjnych lub na YouTubie – chociażby Macieja Piskorza czy Piotra Denisiuka. Poczułem, że fajnie byłoby robić coś podobnego i szybko wkręciłem się w ten temat. Już w piątej klasie szkoły podstawowej miałem swój pierwszy pokaz. Były to głównie proste sztuczki z kartami. Ale muszę też podkreślić, że również ta pasja w moim życiu zaczęła rozwijać się dzięki księdzu Krzysztofowi Rudzińskiemu. Poza tym – założyciel salezjanów św. Jan Bosko też był iluzjonistą, więc tym bardziej poczułem, że to jest moja droga i że powinienem iść nią dalej, bo dużo nas łączy. Mogę więc dzisiaj powiedzieć, że już od pięciu lat występuję przed publicznością.
Twoim zdaniem każdy może zostać iluzjonistą?
– Myślę, że tak, jednak potrzebne są do tego pewne cechy, na przykład cierpliwość. Bo niektóre sztuczki i triki ćwiczy się czasami przez rok lub przez dwa lata. Sam długo przygotowywałem się do mojej pierwszej sztuczki z kartami. Przedstawiała ona historię o asach. Dzieliłem wówczas karty na trzy części – dwie z nich były komisariatem policji, jedna bankiem, a asy złodziejami. Karty przeskakiwały z miejsca na miejsce, aż w końcu pojawiały się na samej górze. Tą sztuczką do dzisiaj zaskakuję moją rodzinę.
Sam wymyślasz wszystkie sztuczki czy na przykład bierzesz udział w jakichś kursach?
– Najpierw zaczynałem od oglądania filmików, później wykupywałem też kursy. Ale już od dwóch lat staram się sam wymyślać swoje sztuczki i je udoskonalać, żeby były coraz ciekawsze. Oczywiście każdą z nich ćwiczę przed lustrem lub nagrywam, żeby sprawdzić, czy aby na pewno wszystko wygląda tak, jak to sobie założyłem. Oprócz tego mam też duże wsparcie w rodzicach, bracie i babci, którzy oglądają moje przygotowania do występów.
Ćwiczenie przez kilka lat jednego triku to nie tylko oznaka dużej cierpliwości, ale też wytrwałości. Nie masz czasem chwili zwątpienia i ochoty, żeby powiedzieć „dość”?
– Miałem taki moment, kiedy było naprawdę mało pokazów. Wiedziałem, że potrafię robić sztuczki i bardzo chciałem występować, jednak nie miałem gdzie. Dzisiaj natomiast jeżdżę po całej Polsce i występuję w oratoriach właśnie dzięki salezjanom. Czuję wręcz w sobie tę moc Ducha Świętego, który mi w tym pomaga i za Jego sprawą mogę dzielić się swoimi umiejętnościami z innymi oraz poprzez zabawę pokazywać im Chrystusa.
>>> Bądźmy uważni. Dajmy się zaskoczyć codzienności [FELIETON]
Jak wygląda to pokazywanie Chrystusa przez zabawę? Można dać świadectwo wiary nawet podczas pokazu iluzji?
– Zawsze, kiedy występuję, to opowiadam historię, jak to wszystko zaczęło się w moim życiu i wspominam wówczas o ks. Krzysztofie Rudzińskim, który pomógł mi rozwinąć tę pasję. Uważam, że gdyby nie on, moja modlitwa i pomoc Boża, to dzisiaj nie byłbym w miejscu, w którym jestem i nie miałbym takiej energii do działania. Dlatego też za każdym razem podczas występu staram się zasiać chociaż takie ziarenko ewangelizacji, nawet jeśli występuję dla niewierzących. Nie chcę ich oczywiście „zalać” swoją wiarą, ale chociaż wspomnieć o tym, jak to się stało, że jestem tu, gdzie jestem.
Czy od kiedy występujesz przed publicznością miałeś jakąś sytuację, że ktoś dzięki Tobie się nawrócił?
– Raz zdarzyło się tak, że występowałem na urodzinach, na których były głównie dzieci. Opowiedziałem im o oratorium, a niedługo później jedno z dzieci do nas dołączyło i właśnie dzięki temu zbliżyło się do Boga.
Trudno jest złapać kontakt z dziećmi i zainteresować je podczas występu?
– Kluczem jest tutaj zrobienie dobrego pierwszego wrażenie. Ukończyłem dużo kursów, od pięciu lat jestem animatorem, więc mam też podejście do dzieci i wiem, w jaki sposób do nich zagadać. Czasami trzeba na przykład powiedzieć coś niezbyt mądrego, żeby je rozbawić. Ale właśnie ten kontakt z publicznością jest dla mnie bardzo ważny.
Iluzja to chyba też trochę sztuka improwizacji? Zdarzyło się, że coś poszło nie tak podczas Twojego występu?
– Oczywiście, i to wiele razy. Nawet mam jedną sztuczkę, podczas której specjalnie coś mi nie wychodzi. Ale nie raz zdarzyło się, że musiałem improwizować, bo mój plan legł w gruzach. Było tak chociażby, kiedy zaplanowałem trik z kajdankami i chciałem podczas występu się z nich uwolnić. Widziałem tę sztuczkę wykonywaną przez jeden z kabaretów, gdzie występował iluzjonista, który był schowany w dużym worku. Publiczność liczyła, a jemu nagle pojawiły się kajdanki między nogami, nałożono mu maskę do pływania i wszyscy bardzo się z tego śmiali. Chciałem więc zrobić coś podobnego, ale nie mogłem uwolnić się z kajdanek, a klucze nie były wtedy nawet w zasięgu mojego wzroku. Mimo to dobrze wspominam ten występ, bo przecież nie myli się tylko ten, kto nic nie robi.
>>> Życie ma termin ważności. I jest krótszy, niż ci się wydaje [FELIETON]
Iluzjonistów czasem nazywa się magikami. Lubisz to określenie?
– Myślę, że to temat do dyskusji. Wiemy, że niektórzy różnie reagują na słowo „magia”. Ja używam go tylko podczas występów dla małych dzieci, bo słowo „iluzjonista” jest czasami dla nich za trudne. Na co dzień mówię jednak, że magicy byli tylko w bajkach i w filmach, a ja zdecydowanie nie jestem jednym z nich.
Jesteś za to jedną z osób, które dzielą się swoją wiarą na TikToku. Ty od razu chciałeś poświęcić swoje treści właśnie tej tematyce, a nie iluzji, która teoretycznie mogłaby przyciągnąć do Ciebie więcej osób?
– Konto na TikToku założyłem już trzy albo cztery lata temu. Przez ten czas wydarzyło się w moim życiu wiele, m.in. bardziej zaangażowałem się we wspólnotę i poczułem, że naprawdę chcę ewangelizować. Wcześniej oczywiście myślałem też o tym, że może dzięki TikTokowi uda mi się osiągnąć sławę, ale po kilku miesiącach na szczęście mi to minęło i zacząłem prowadzić swoje konto po prostu z pasji. Ponadto, patrząc na filmiki sprzed kilku lat, widzę, jak bardzo się zmieniłem i jak bardzo rozwinięta jest dziś moja formacja duchowa. Poza tym na TikToku jest dużo młodzieży. Jestem wychowankiem salezjanów, więc lubię pracować z młodzieżą. Dlatego chcę też pokazać, że nawet poprzez media społecznościowe można ewangelizować. A fakt, że dzięki mojej internetowej działalności mam dzisiaj kontakt z iluzjonistami, którzy od dawna są dla mnie wzorami, to taki bardzo pozytywny „skutek uboczny” tej ewangelizacji, który jest niesamowicie budujący.
Masz dzisiaj ponad 12 tysięcy obserwujących na TikToku. Często do Ciebie piszą?
– Tak, zdarza się, że ktoś do mnie pisze tam, na Facebooku lub na Instagramie. Rozmawiamy nie tylko na luźne tematy, bo czasami są to też rozmowy o trudnościach i problemach. Raz nawet zdarzyła się taka sytuacja, że dziewczyna poprosiła mnie, żebyśmy połączyli się na Instagramie i wspólnie pomodlili. Takie chwile sprawiają, że wiem, iż jestem na właściwym miejscu.
Można więc powiedzieć, że dzięki wierze i dzięki TikTokowi zmieniło się Twoje życie…
– To prawda. Z takich dość prozaicznych, ale miłych sytuacji – dzięki temu, że prowadzę konto na TikToku, na Dniach Młodości w Chojnicach ktoś chciał zrobić sobie ze mną zdjęcie. Ale gdyby nie moja chęć ewangelizacji i gdyby nie moja wiara, to pewnie taka sytuacja nie miałaby miejsca. Widzę więc każdego dnia, jak Bóg działa w moim życiu i cały czas mnie zaskakuje. Wręcz nie mogę się doczekać kolejnego miesiąca czy roku, bo wiem, że to, co przygotował dla mnie On na pewno jest dobre.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |