fot. EPA/JIM LO SCALZO

Jak dobrze krytykować Kościół?

Tytuł można zrozumieć dwuznacznie. „Dobrze krytykować”, czyli krytykować tak, by de facto nie krytykować? Albo krytykować „na miękko”? Można by tak pomyśleć. Ja jednak chcę się zastanowić nad tym, czym jest sensowna krytyka Kościoła. Bo – jak przekonują autorzy, których za chwilę zacytuję – to ona właśnie jest dobra i słuszna. A jest ona Kościołowi (czyli nam wszystkim wiernym) nieustannie potrzebna.  

To nie będą wyłącznie moje, autorskie przemyślenia. Oprę się na dwóch bardziej doświadczonych i o wiele bardziej kompetentnych ode mnie publicystach. Będzie to Zbigniew Nosowski (redaktor naczelny Więzi) i ks. Józef Tischner (przedstawiać nikomu nie trzeba). W minionym tygodniu na naszym portalu zajmowaliśmy się miejscem, rolą i zadaniami świeckich we wspólnocie Kościoła. Warto zastanowić się też i nad tym, jak świeccy mogą i powinni podejmować krytykę Kościoła. Wiemy, że nie jest to łatwe. I to z wielu względów…

Fot. PAP/EPA/JIM LO SCALZO

Krytyka Kościoła: rzecz niełatwa, ale konieczna  

Po pierwsze – krytykując (nawet jeśli słusznie) Kościół (jego konkretnych członków, konkretne działania) świeccy mogą narażać się na atak pod hasłem „jesteście wrogami Kościoła”, „kalacie własne gniazdo”. Po drugie – czasem nawet, gdy wierny wie, że jego krytyka jest słuszna i potrzebna, robi to z wielkim trudem, bo ciężko jest krytykować coś, na czym bardzo mu zależy. A zależy mu na Kościele, który jest jego Matką, wspólnotą, domem, w którym mieszka Bóg Ojciec. Po trzecie – często słyszymy w Kościele, że zło powinniśmy zacząć naprawiać przede wszystkim od siebie. Co po części jest prawdą i słusznym stanowiskiem, ale oczywiście nie do końca. Jeśli wierny widzi ewidentne zło i problem, to interwencja jest wręcz jego obowiązkiem. W takich sytuacjach często można usłyszeć źle interpretowane słowa św. Matki Teresy z Kalkuty, która pytana przez jednego dziennikarza „co jest złego w Kościele”, odpowiedziała: „ja i ty”. Na tym „ja” i „ty” nie można przecież poprzestać. Poprzez „ja” i „ty” nie możemy zamykać oczu na zło. 

>>> Po spotkaniu Kongresu Katoliczek i Katolików z Radą ds. Apostolstwa Świeckich. Co mówią obie strony dialogu?

Zbigniew Nosowski, fot. Wikipedia

Jak podkreśla w swojej książce „Krytyczna wierność” Zbigniew Nosowski, nie można używać tych słów jako argumentu uciszającego krytykę. Nie można tym stwierdzeniem zamykać ust tym, którzy alarmują o problemach, z którymi trzeba się zmierzyć. Redaktor Nosowski zachęca, by zbudować pewną analogię ze znanym powiedzeniem św. Ignacego Loyoli („Postępuj tak, jakby wszystko zależało od ciebie; pamiętaj, że wszystko zależy od Boga”). „W naszym przypadku oznaczałoby to: z głębokim zaangażowaniem piętnuj przejawy zła w Kościele, a z największa pasją zwalczaj je w samym sobie zachęca Nosowski i przypomina znaną ewangelicką modlitwę, której refrenem są słowa: „Panie, odnów swój Kościół … i zacznij ode mnie”.  

Ks. Tischner: przez krytykę do afirmacji  

Zbigniew Nosowski przywołuje wystąpienie ks. prof. Józefa Tischnera ze szkicu „Krytyka i obrona Kościoła” opublikowanego w Tygodniku Powszechnym. Był to tekst – jak przypomina redaktor Więzi” – który dla wielu ówczesnych uczestników debaty publicznej był niemałym zaskoczeniem. Otóż ks. Tischner, który nie stronił od ostrych i cierpkich słów pod adresem Kościoła, zachęcał w nim do „sensownej krytyki Kościoła”. Krótki fragment: „Kościół, który poddaje radykalnej krytyce ten świat, z natury rzeczy prowokuje krytykę. Ale bywają puste i bywają sensowne krytyki Kościoła. Sensowna krytyka Kościoła to taka krytyka, która wcześniej czy później musi stać się afirmacją Kościoła – musi przerodzić się w jego obronę. Bronić Kościoła znaczy: pokazywać, czym on naprawdę jest”. 

>>> Kościół naucza: świeccy mają powołanie i misję, są niezbędni 

Ks. prof. Józef Tischner, fot. YT

W tych zdaniach zawiera się istota przekazu ks. Tischnera, z której wierni Kościoła (szczególnie świeccy) mogą korzystać również i dzisiaj. Zbigniew Nosowski w „Krytycznej wierności” rozbiera tę postawę na czynniki pierwsze i robi to w bardzo merytoryczny, przekonujący i jednocześnie dostępny dla każdego sposób. Zachęcam do lektury, nie moją tu rolą jest przekazanie wszystkich tych myśli. Skupię się na kilku, które wydają mi się szczególnie cenne. Po pierwsze trzeba rozróżnić krytykę uzasadnioną od sensownej. Uzasadniona bowiem może nie być jednocześnie sensowna. Sensowna to taka, która zmierza do naprawy Kościoła. Z kolei uzasadniona może opierać się na faktach, na prawdzie, ale tak naprawdę zmierza tylko do krytyki, samej dla siebie. Sensowna więc jest jednocześnie konstruktywną krytyką, podającą rozwiązanie, wypowiadaną z miłości do Kościoła. Jednak! Tu ważne zastrzeżenie. Krytyka sensowna może być wypowiadana także przez ludzi spoza wspólnoty Kościoła, nawet przez tych, którzy z Kościołem walczą. Jak to możliwe? 

>>> Dk. Marcin Gajda dla misyjne.pl: czkawką odbija nam się to, że Kościół stał się częścią struktury państwowej [WIDEO]

fot. EPA/MOHAMMED BADRA

Przez miłującą krytykę odsłonić piękne oblicze Oblubienicy  

Otóż, jak przekonuje naczelny Więzi, każda krytyka, nawet najostrzejsza i nawet wypowiadana ze strony przeciwników Kościoła, może zawierać w sobie ziarno (albo i wiele ziaren) prawdy. To już od ludzi Kościoła zależy, czy z góry odrzucą te słowa, czy jednak potraktują taką krytykę, jako okazję do wewnętrznej naprawy. Oczywiście potrzeba przy tym sporo roztropności, by oddzielić atak od krytyki. To jest trudne i wymagające, ale to nie zwalnia katolików (także świeckich) od podjęcia tego zadania. O tym, że sensowna krytyka Kościoła jest potrzebna mówił też Jan Paweł II. W tekście papieskiego aktu skruchy z marca 2000 r. Kościół nazwano Oblubienicą, której oblicze zostało „zeszpecone” przez ludzkie grzechy. „Krytyka ma ujawniać to zło i zeszpecenie, a tym samym odsłaniać dobro i piękno Oblubienicy ukryte pod zasłoną grzechów” pisał papież. W takim ujęciu – podkreśla Zbigniew Nosowski – podejście krytyczne staje się formą miłości do Kościoła, wyrazem troski o to, aby był on skutecznym znakiem zbawienia. Jak pisze dalej naczelny Więzi: „Im bardziej miłuję Kościół, tym więcej od niego wymagam, tym bardziej jestem wobec niego krytyczny i tym lepiej go rozumiem. Im bardziej jestem krytyczny, tym bardziej czuję się wezwany do miłości. Takiej miłującej, sensownej krytyki bardzo Kościołowi w Polsce dzisiaj potrzeba”. 

>>> Świeccy w Kościele niemieckim

fot. cathopic

Krytyka zadanie katolika  

Swego czasu, do podobnej refleksji doszedł cytowany przez redaktora Nosowskiego o. Tadeusz Rydzyk. W 2002 r. rozmowie ze Stanisławem Krajewskim „Tak – tak, nie – nie” założyciel Radia Maryja i Telewizji Trwam mówił: „Katolik musi widzieć dobro i zło w Kościele. Nie może być bezkrytycznym. Trzeba rozróżniać sakrament od tych, którzy go udzielają. Trzeba rozróżniać  czyn i człowieka. (…) Dlaczego nie napominać się wzajemnie? Krytyka to jest forma dialogu. Jeżeli krytykujemy z miłością, to jest przecież troska o prawdę”. Śledząc te stwierdzenia pomyślałem, że to też bardzo dobre rady w pracy dziennikarskiej, szczególnie dla dziennikarzy katolickich. Naszym zadaniem (najczęściej jednocześnie świeckich wiernych) jest to, by nie zamykać oczu na problemy Kościoła, ale widząc je, opisywać je i starać się przez to „odsłaniać dobro i piękno Oblubienicy”. Niejednokrotnie już, w rozmowach z innymi dziennikarzami i znajomymi, podkreślałem, że sytuacją idealną byłoby to, gdyby trudne tematy Kościoła podejmowali przede wszystkim dziennikarze katoliccy. Wiemy, że często tak nie jest. Robią to często dziennikarze mediów świeckich, których także głównym zadaniem jest (i powinno być) dążenie do prawdy. O ile jednak lepiej by było, gdyby bez obaw przed środowiskowym ostracyzmem, takie tematy podejmowali też dziennikarze katoliccy. Kto, jak nie oni znają realia, struktury i życie wspólnoty Kościoła. Mają narzędzia, wiedzę, kompetencje i doświadczenie, by taką sensowną krytykę podejmować. Doświadczenie ostatnich miesięcy i lat pokazuje jednak, że takie sytuacje się zdarzają. Cytowany tu Zbigniew Nosowski jest tego najlepszym przykładem. 

>>> Tomasz Terlikowski: wykluczenie świeckich z debaty wewnętrznej to pozostałość kultury klerykalnej 

fot. więź.pl

Dekalog sensownej krytyki  

Na koniec – ponownie zachęcając do lektury „Krytycznej wierności” nakreślę „dekalog sensownej krytyki Kościoła” (w formie skróconej, całość w książce). Od razu zastrzeżenie – nie zawsze da się wypełnić wszystkie te „przykazania”. Kościół to nie Królestwo Boże, tutaj nigdy nie będzie sytuacji idealnej, ale to nie zwalnia nas z dążenia do nieustannej poprawy, do rozwoju (indywidualnego i wspólnotowego).   

Po pierwsze – w duchu wolności 

Człowiek wierzący, na mocy chrztu i bierzmowania, współtworzy Kościół i współodpowiada za niego. Nie musi zatem pytać o pozwolenie na wypowiedzenie słów krytyki. Powinien z tego prawa po prostu mądrze i odpowiedzialnie korzystać.  

Po drugie – odważnie  

Kościół nie potrzebuje chrześcijan zalęknionych, nie potrzebuje też zalęknionych krytyków.  

Po trzecie – pokornie  

Połączenie odwagi z pokorą wydaje się sprawą o fundamentalnym znaczeniu dla sensownej krytyki Kościoła. A do czego prowadzi sama pokora bez odwagi? Poznał to zapewne każdy z nas, gdy czuł, że powinien był coś w jakiejś sprawie zrobić, ale z lęku nic nie uczynił. 

Po czwarte – zawsze w prawdzie i kompetentnie 

Trzeba mówić z własną znajomością rzeczy, a nie tylko powtarzać zasłyszane opinie. Zanim kogoś skrytykuję, warto, abym spróbował go zrozumieć, bym przyjrzał się danemu problemowi z perspektywy osoby, którą będę krytykował. 

Po piąte – z szacunkiem i miłością  

W Kościele jakość wewnętrznego dialogu powinna być wyjątkowo wysoka, zatem i w krytyce nie należy zapominać o przykazaniu miłości bliźniego.

Po szóste – bez uproszczeń i uogólnień  

Krytyczne uwagi powinny być zawsze konkretne. Nie wolno generalizować, nie należy także upraszczać sobie zadania, dzieląc rzeczywistość na dwa obozy.  

Po siódme – trafnie i głęboko  

W sensownej krytyce Kościoła powinno chodzić nie o samą ostrość, lecz o trafność i skuteczność. Najtrafniejsze uwagi krytyczne to te, które docierają do najgłębszych poziomów czyjejś wrażliwości, a nie tylko oskarżają kogoś o określone zachowania lub wypowiedzi. Do takich uwag nie trzeba słów ostrych, lecz trafnych i głębokich.

Po ósme – z bólem i troską o jedność  

W sensownej krytyce można wyczuć nie satysfakcję z demaskacji zła, lecz ból, że Kościół cierpi z powodu grzechu.

Po dziewiąte – w duchu dialogu  

Krytyczny dialog może być znakomitą okazją do własnego rachunku sumienia, do oczyszczenia myśli i uczuć. Dialog zakłada zatem także gotowość do przyjęcia krytyki, do zmiany własnego stanowiska, gdy to okaże się zasadne, a także do uczciwego przyznania się do popełnionych błędów – zwłaszcza, gdy pojawiły się one w publicznie formułowanej krytyce pod adresem innych. 

Po dziesiąte – rozróżniając ziarno od plew 

W każdej krytyce może być coś słusznego, ale jednocześnie nie wolno zapomnieć o drugiej stronie medalu: w każdej krytyce może też być coś, czemu trzeba się sprzeciwić. Te dwa podejścia nie powinny być sobie przeciwstawiane; najlepiej, gdy są połączone w spójnym myśleniu. To jest umiejętność rozróżniania. 

Warto do tych zasad wracać. Szczególnie przed publikacją komentarza, artykułu czy przed wypowiedzeniem krytycznej opinii wobec Kościoła i ludzi go tworzących. Nie po to, by krytyki zaniechać, ale po to, by była ona sensowna. Wtedy będzie też i skuteczna.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze