Jak nieszczęście przemienić w błogosławieństwo?
Ten, kto kroczy za Jezusem, na wszystko patrzy z perspektywy zbawienia i dlatego nawet przeszkody i przeciwności losu stara się uczynić sposobem na to, by być bliżej Chrystusa i by Go naśladować.
Kto naprawdę w życiu jest wolny i szczęśliwy? Czy ten, kto dopuszcza do siebie najtrudniejsze uczucia, myśli, wspomnienia? Czy też ten, kto czyni wszystko, by tego nie odczuwać i szukać czegoś, co pozwoli od siebie odsunąć to, co trudne? Wtedy albo szuka tego w różnych „zapychaczach”, Internecie, nadmiernym jedzeniu, imprezowaniu, leżeniu na kanapie z pilotem od telewizora albo manipuluje innymi tak, żeby cały czas być chwalonym i podziwianym. Wewnątrz jest nędzny i zrozpaczony, zalękniony i ciągle „na głodzie” emocjonalnym. Nie ma poczucia własnej wartości. Nie znajduje w sobie pokoju.
Dopuszczając do siebie to, co najtrudniejsze, możemy uczynić te doświadczenia bardziej zrozumiałymi i głębszymi, mogą stać się bardziej sensowne i wartościowe. Kiedy uciekamy, nie jesteśmy w stanie przemienić tych uczuć i już na zawsze pozostaną stłumione, stając się źródłem niepokoju, a czasami wręcz mogą być niebezpieczne. Zwłaszcza wtedy, kiedy ktoś jest w stanie zrobić wszystko, nawet wbrew jego przekonaniom i wartościom, tylko po to, by zdobyć uznanie innych.
Zastanówmy się nad czymś jeszcze.
Schodząc z góry, na której wygłosił kazanie o błogosławieństwach, spojrzał na uczniów. Choć wokół Niego były tysiące ludzi, to skierował spojrzenie właśnie na nich. Nie dlatego, że innych nie dostrzegał, ani nie dlatego, że byli mniej ważni. Chciał jednak, by tłumy wiedziały, do kogo kieruje wypowiadane przez Niego błogosławieństwa. Bo trzeba być uczniem Jezusa, żeby pojąć, jak bardzo nieszczęście może służyć szczęściu.
Musiało to być spojrzenie wyjątkowe. Ponieważ w innym wypadku Ewangelista w ogóle by o tym nie wspomniał.
Ewangelista używa tego samego słowa na określenie spojrzenia podczas opisu wydarzenia na Górze Tabor. Chodzi o pełne uwielbienia i zachwytu spojrzenie trzech apostołów na Mistrza. Wtedy to uczniowie wpatrywali się w Jezusa w sposób pełen zachwytu i uwielbienia. Poza Nim nie dostrzegali nikogo więcej. Możemy się domyślać, że tak samo Jezus patrzył na swoich uczniów. Jakby poza nimi na świecie nie było niczego godnego tego, by na to patrzeć.
Kiedy wobec trudności pozostajemy zapatrzeni w człowieka, nie dostrzeżemy wówczas wpatrującego się w nas Jezusa. A przecież to mocą Jego spojrzenia wszystko można przemienić w szczęście, nawet głód, smutek, nienawiść i płacz.
Fot. główne: polskieradio.pl
Zobacz też: [Potężne błogosławieństwo – modlitwa
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |