Fot. unsplash/Paige Muller

Jak zrobić z życia „wow” [FELIETON]

Samotność, pustka, brak poczucia bycia ważnym. To niektóre z wielu odczuć, które coraz częściej towarzyszą na co dzień młodym ludziom. Można było to zauważyć m.in. podczas ostatniego dnia Festiwalu Życia, kiedy to uczestnicy dzielili się swoimi świadectwami. 

„Ostatnio przeżyłam też kilka porażek, m.in. nie dostałam się na studia. A teraz, mimo tych porażek, odczuwam niesamowity pokój serca i jestem bardzo wdzięczna, że mogłam tego znowu doświadczyć”. 

„Ten Festiwal Życia jest dla mnie ważny, bo już pierwszego dnia Bóg do mnie przemówił, mówiąc, że jestem ważna, że jestem chciana. A od dłuższego czasu było to dla mnie problemem. Wątpiłam w to”. 

„Zawsze byłem sam, czy to w szkole, czy w innych miejscach. W tamtym roku zacząłem jednak prosić Boga o większe poczucie wspólnoty. […] Pierwszy raz doświadczyłem tego, że ktoś sam chce ze mną rozmawiać i nie muszę się starać i o ten kontakt zabiegać”. 

„Podczas adoracji zaczęłam rozmawiać z Bogiem i naprawdę Go wtedy doświadczyłam, usłyszałam Jego głos, że On mnie kocha, że jestem ważna i że jestem potrzebna. To są trzy rzeczy, które wiem, że potrzebowałam usłyszeć od tak dawna, a ich nie usłyszałam”. 

To tylko jedne z wielu wypowiedzi uczestników Festiwalu Życia, którymi podzielili się ostatniego dnia tego wydarzenia. I choć każdy z nich był z innej części Polski, i choć poznali się dopiero w momencie dzielenia się swoimi świadectwami, to coś ich łączyło. Poczucie bycia niewystarczającym, nieważnym, niekochanym, niepotrzebnym. I z jednej strony owszem, wielkim szczęściem było słuchanie o zmianie, jaka zaszła w tych osobach dzięki Festiwalowi. A z drugiej – to niezwykle przykre, że każda z tych osób przyjechała do Kokotka właśnie z takim przeświadczeniem. I z pustką spowodowaną nie tylko brakiem doświadczenia Bożej obecności, ale też relacjami z drugim człowiekiem. 

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi/misyjne.pl

>>> Koncert Arki Noego. I nagle każdy staje się znowu dzieckiem [FELIETON]

Nie jestem? 

Wielu festiwalowiczów w swoich świadectwach wspominało też o zastanawianiu się nad tym, co dla nich znaczyło hasło tegorocznej edycji. Hasło, które najbardziej wymownie zostało przedstawione na plakacie, na którym woda przykrywa słowo „nie”, dzięki czemu o wiele bardziej widoczne staje się „jestem”. Były przykłady nawiązujące do modlitwy „Ojcze nasz” i do fragmentu „Panie, nie jestem godzien”. Ale pojawiły się też takie, których autorzy odnosili ten motyw konkretnie do swojego życia, bo tak trudno było im być, kiedy czuli się samotni, opuszczeni, pozostawieni sami sobie ze swoimi problemami, dylematami i rozterkami.  

Czy to światło wciąż świeci? 

Chociaż minęło już trochę czasu od tego wydarzenia, to te kwestie wciąż nie dają mi spokoju. Bo trudno jest patrzeć na młodych ludzi, w których na co dzień jest tak wiele smutku. I tak, oczywiście bardzo mnie cieszy, że Festiwal był dla nich jakimś światełkiem w tunelu, w którym znaleźli się w ostatnim czasie. Cieszy, że dostali nadzieję, że będzie lepiej. Tylko czy rzeczywiście dziś nadal tak jest? Czy wraz z festiwalowym nastrojem nie ulotniło się również poczucie tak wielkiej wspólnoty i sensu, a zamiast niego nie wróciło to, co było? Czy nie pojawiło się znów przeświadczenie, że wcale nie jestem aż tak wartościowa? Bardzo chciałabym wierzyć, że tak nie jest, że dziś każda z osób dzielących się swoim świadectwem wciąż ma w sobie tak wiele optymizmu, co w tamtą niedzielę. Ale wiem też, że czasami rzeczywistość bardzo boleśnie weryfikuje nasze przekonania. I sama tego wielokrotnie doświadczyłam. Również w kontekście bycia ważną, potrzebną, wartą zainteresowania i Bożej miłości. Bo czasem łatwo o tym wszystkim mówić w tłumie albo chociaż wśród znajomych. A później przychodzi zwykły dzień, który spędza się w pustym pokoju. I zdarza się, że trudno w takich okolicznościach z pełnym przekonaniem powiedzieć do siebie: „dobrze, że jestem”.  

>>> Dlaczego jesteś na Festiwalu Życia? [SONDA]

Zrób z życia wow 

Kiedy piszę ten tekst i kiedy myślę o tych wszystkich świadectwach, mam przed oczami Monikę Hoffman-Piszorę – mamę Dzieciaków Cudaków, która prowadziła na Festiwalu jedną z konferencji. Powiedziała wtedy, że jej życie wcale nie jest nadzwyczajne, że przecież składa się z wczesnego wstawania, z przebierania pieluch i innych zwykłych obowiązków domowych. Ale w tym wszystkim Monika stara się robić ze swojego życia „wow”. Stara się, by każdy dzień był oryginalny. Nawet w tej swojej prostocie. W tym wszystkim nie zapomina też o sobie. Mimo że ma piątkę małych dzieci i obowiązki z tego wynikające, każdego dnia znajduje choć chwilę, którą poświęca na coś, co sprawia jej radość. I może to postawa, którą warto naśladować?  

Fot. KarolinaBinek/MisyjneDrogi/misyjne.pl

>>> Monika od Dzieciaków-Cudaków: gdyby nie Bóg, nie byłabym tym, kim jestem [RELACJA]

Spotkaj się ze sobą 

Ja dzisiaj po wielu kryzysach wiem, że często stawiam sobie za wysokie wymagania. Wymagania, które oczywiście pochodzą z zewnątrz. I przez to tak trudno mi czasami spotkać się samą ze sobą. Z tą Karoliną, która jest tam w środku, która czasem ma już dość wymyślania kolejnych celów, dążenia do nich i pustki, która pojawia się po ich osiągnięciu. Pustki, której nie czuję, gdy jestem wśród ludzi, a która przychodzi z większą siłą, gdy wracam do mieszkania, gdy pojawia się ta prozaiczna codzienność. Codzienność, z której dopiero od niedawna staram się robić „wow”.  

Bo „wow” może być ugotowanie na obiad czegoś, czego jeszcze nigdy wcześniej się nie zrobiło. „Wow” może być przeczytanie wciągającej książki, a nawet wyjście samemu na spacer. „Wow” jest dla mnie zapach powietrza po deszczu i widok mojego psa cieszącego się na widok ulubionej zabawki. I właśnie te „wow” – te momenty wypełniają we mnie jakąś pustkę i każdego dnia uczą mnie odkrywania świata na nowo. A oprócz tych wielkich celów staram się też wprowadzać do swojej codzienności te mniejsze, które może nie cieszą tak samo bardzo, ale też powodują uśmiech i sprawiają, że chce się powiedzieć – w myśl wspomnianego już plakatu – „jestem”. Tak po prostu. Czasem wątpiąca w siebie, ale wciąż z poczuciem, że jestem ważna dla Boga i w Jego oczach. Bo poprzez spotkanie z samą sobą – zbliżam się też do Niego. Bo to On jest w stanie wypełnić pustkę w życiu każdego człowieka. I mam wielką nadzieję, że u każdej osoby, która na Festiwalu podzieliła się swoim świadectwem wciąż tak jest. A jeśli jeszcze nie – może to właśnie Festiwal był momentem, w którym odbyło się Wasze spotkanie nie tylko z Bogiem, ale też z tym, co macie wewnątrz siebie – z własnymi słabościami, zranieniami i emocjami. I może to jeszcze nie całość. Ale fundament, na którym możecie budować.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze