fot. EPA/VALDRIN XHEMAJ

Jeśli na pogrzeb spojrzymy oczami wiary to wiemy, że zaczyna się wtedy coś dużo lepszego [ROZMOWA]

Praca kapelana cmentarnego jest wymagająca. Ksiądz, który towarzyszy rodzinom przy pogrzebie musi zachować się profesjonalnie a jednocześnie współodczuwać, towarzyszyć w tym trudnym czasie, nie tracąc przy tym perspektywy radości życia wiecznego. Jak to wszystko mądrze połączyć? Rozmawiamy o tym z ks. Andrzejem Muńko.

– Ludzie nie oczekują od nas złotych rad, oczekują że po prostu będziemy z nimi i będziemy się wspólnie modlili – mówi ks. Muńko w rozmowie z Maciejem Kluczką. Przyznaje jednak, że są pogrzeby szczególnie trudne. A tych sytuacjach z pomocą przychodzi przede wszystkim modlitwa (np. Koronka do Miłosierdzia Bożego) oraz Słowo Boże. – W Księdze Mądrości czytamy: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka”. To jest dla mnie kwintesencja myślenia o pogrzebie i życiu wiecznym – mówi ks. Andrzej.

fot. EPA/VALDRIN XHEMAJ

>>> (Mini)vademecum życia wiecznego 

Maciej Kluczka (misyjne.pl): Pogrzeb to sytuacja bardzo trudna, także dla osób wierzących. Jak oprócz słowa w czasie homilii czy kazania może kapłan wesprzeć rodzinę zmarłego?

Ks. Andrzej Muńko (kapłan archidiecezji poznańskiej, w latach 2014 – 2019 kapelan cmentarza na Miłostowie): – Trzeba rozróżnić mszę od samego pogrzebu. Przed mszą pogrzebową pierwszym kontaktem jest biuro parafialne, tam jest kontakt z rodziną zmarłego. Nie spotkałem się jeszcze z parafią, w której te formalności odbywałyby się niejako z automatu. Najczęściej robią to księża, starają się być podczas tej rozmowy delikatni, zapewnić o modlitwie, zapytać o ważne szczegóły, poznać rodzinę. Drugim takim miejscem jest spowiedź, niektórzy – przed pogrzebem – przychodzą do tego sakramentu po wielu latach. Taka sytuacja może zmienić życie takiej osoby. W czasie mszy świętej to jest to moment kazania. A gdy mówimy o samym pogrzebie, to dużo zależy od rodziny. Spotkałem się z rodzinami, które nie chcą rozmawiać o śmierci członka swojej rodziny. Jednak większość chce o tym porozmawiać, opowiedzieć. Zarówno o sprawach eschatologicznych, ale proszą też o to, by wytłumaczyć im poszczególne etapy ceremonii. Sam też zadaję pytanie, czy mam powiedzieć kilka słów do zebranych, szczególnie w sytuacjach gdy sami nie są w stanie tego zrobić.

Czy każdy cmentarz komunalny ma wyznaczonego kapelana?

– Każda diecezja ma inne rozwiązania. Z reguły w dużych miastach na cmentarzach tzw. parafialnych, pojawiają się proboszczowie czy wikariusze z danej parafii. Na cmentarzach komunalnych (miejskich) są kapłani delegowani do tego. To najczęściej księża, którzy głównie się tym zajmują, bo mają np. większą empatię, mają do takich spraw większe predyspozycje. Nie mamy przed tym specjalnych szkoleń. To jest trudne doświadczenie, nie powiem że nie. Jeżeli pojawia się kremacja 13-letniego dziecka to sam jako kapłan mam dużo pytań. Jednak ludzie nie oczekują od nas złotych rad, oczekują że po prostu będziemy z nimi i będziemy się wspólnie modlili.

Ksiądz jest także obecny przy kremacji, prawda? Ona jest częścią ceremonii pogrzebowej.

– Tak, według wytycznych ustalonych przez KEP: najpierw jest msza w kościele z trumną, potem obrzęd kremacji i na samym końcu pogrzeb z urną na cmentarzu.

Rodzina jest przy kremacji?

– Może być, ale nie musi. Bywa tak, że nie są w stanie przy tym być. To sprawa bardzo indywidualna.

A czy liczba kremacji w stosunku do innych form pogrzebu w ostatnich latach wzrosła?

– Dwa lata temu – gdy jeszcze byłem kapelanem cmentarnym – było ich całkiem sporo. W okresie pandemii ta liczba, z tego co wiem, się jeszcze zwiększyła. Co ciekawe – częściej wolę kremacji wyrażają ludzie starsi niż młodsi.

Trumny w krematorium, fot. PAP/Sebastian Kahnert

Z punktu widzenia eschatologii i naszej wary w życie wieczne forma pochówku nie ma znaczenia; czy po skremowaniu czy z ciałem złożonym do grobu. A, gdy przypomnimy sobie słowa ze Środy Popielcowej („z prochu powstałeś i w proch się obrócisz”) to kremacja powinna być czymś naturalnym.

– Powinna, ale dla wielu nie jest. Jeśli mówimy o eschatologii, to jednocześnie mówimy o szacunku do ciała, które jest świątynią Ducha Świętego. Dlatego tak bardzo dbamy, aby ciało czy też prochy zostały godnie pożegnane. Nie ma więc możliwości, by przy pogrzebie katolickim na przykład rozsypać gdzieś prochy. Prochy ludzkie muszą być złożone w ziemi, w grobie lub w tzw. kolumbarium, czyli ścianie z urnami. Ale nie może być tak, że „mama zostanie z nami na kominku” albo że odsypiemy część prochów i zrobimy sobie z tych prochów diamencik jako ozdobę..

A szacunek do ciała w kontekście kremacji? Dla niektórych to właśnie jest główny argument przeciwko kremacji. Skoro szanujemy ciało – nie palmy go.

Zaznaczam jeszcze raz, nikogo do kremacji nie zmuszajmy. Faktycznie kremacja troszkę nam zaciemnia obraz tzn. „snu” w oczekiwaniu zmartwychwstania, jednak i tak jak wierzymy zmartwychwstaniemy czy to mając nasze doczesne szczątki czy będąc prochem. W Liście Episkopatu Polski z o szacunku dla ciała zmarłego i obrzędach pogrzebu (w przypadku kremacji) czytamy, że zaleca się pogrzeb ciała, jednak kilka wersetów później czytamy jak powinien wyglądać obrzęd w przypadku kremacji.

A zdarzają się prośby, by włożyć coś do grobu? Np. różaniec, krzyżyk albo Pismo Święte? A może również bardziej „oryginalne” rzeczy?

– Tak, zdarza się, np. pamiątki rodzinne (zdjęcia, obrazki). Chyba nie zdarzyło się, żeby w rękach zmarłego nie pojawił się Różaniec. Dużo rzadziej jest modlitewnik. Przy pogrzebach dzieci zdarza się, że do trumny rodzice składają ulubioną maskotkę. Częstym zwyczajem jest wrzucenie już bezpośrednio do grobu czerwonych lub białych róż, najczęściej czynią to dzieci czy wnuki.

>>> Czyściec jest pełen nadziei. Największe cierpienie to tęsknota za Bogiem

Kosowo, zwyczaj przynoszenia jedzenia na dzień Wszystkich Świętych, fot. EPA/VALDRIN XHEMAJ

Czyli na taki symbol Kościół się zgadza, nie zabrania się takich praktyk, to nie jest profanacja świętości ciała.

– Dla rodziny to jest ogromna tragedia, szczególnie gdy żegna dziecko. Wyobraźmy sobie sytuację, że ksiądz zabrania jeszcze takiej formy pożegnania. Możemy jedynie podpowiedzieć, by było to coś symbolicznego, by nie zostawiać w grobie zbyt wielu rzeczy. My, księża, też to przeżywamy, nie jesteśmy ze skały. Śmierć i odchodzenie drugiej osoby jest bardzo intymną, delikatną i prywatną sytuacją. Staramy się tej prywatności nie naruszać, nie mamy do tego prawa. Staramy się na tyle, ile możemy, przypomnieć, że to nie jest koniec, że śmierć to jest dosłownie bramą do tego lepszego życia. Pracując w krematorium często mówiłem o tym, że to jest tak jakby osoba weszła do drugiego pokoju, my wiemy że ona tam jest, ale nie możemy jeszcze tam wejść. Prędzej czy później jednak się z nią spotkamy.

Czy jest przyjęte, by kapelanem cmentarnym być przez dwa, trzy lata, nie dłużej, by to się nie odbiło na psychice księdza.

– Nie ma takiego określonego czasu. Jesteśmy tam tyle, ile potrzeba. Niektórzy mają ku temu większe predyspozycje. My przeżywamy to wszystko, ale jednocześnie nie możemy popadać w rozpacz. Śmierć dla kapłana, w sumie dla każdego chrześcijanina to przede wszystkim radość życia wiecznego. My – chrześcijanie – powinniśmy tak naprawdę wtedy się cieszyć, że nasi bliscy idą do życia wiecznego. Staram się to rodzinie zmarłego (w sposób delikatny i dostosowany do sytuacji) przekazać, że prędzej czy później naszych bliskich spotkamy. My mówimy im „do widzenia”. Bywały tygodnie, że w krematorium i na cmentarzu pracowałem jako kapelan pięć dni w tygodniu. Miałem taki zwyczaj, że codziennie modliłem się Koronką do Miłosierdzia Bożego za tych, których odprowadziłem na ostatnią drogę. To dawało mi duży pokój serca. Słyszałem też niekiedy pytanie, czy nie przychodzi załamanie, depresja. Po ludzku to jest dramat, ale jeśli popatrzymy przez pryzmat życia wiecznego to wiemy, że wtedy zaczyna się coś nowego i dużo lepszego. Skoro sam na to spotkanie w niebie czekam, to dlaczego mam się smucić?

A czy były jednak takie pogrzeby, kiedy księdzu było trudno, bo – jak to się mówi – była to niesprawiedliwa śmierć. Albo było trudno dlatego, że rodzinie zmarłego było niezwykle ciężko przez to przejść, czuć było wielką rozpacz.

– Tych sytuacji było sporo… Trzeba było sobie z tym jakoś poradzić. Pamiętam, że bardzo przeżyłem kremację mężczyzny w moim wieku. Był tak przepracowany, że zasnął w wannie i się utopił. Był tak zmęczony, że nie obudził się nawet wtedy, gdy się topił! Zdałem sobie sprawę, że to mój rówieśnik, mogliśmy się spotkać w szkole… To było to dla mnie trudne. Wtedy nie wiedziałem, jak się zachować, co powiedzieć rodzinie i zresztą im to powiedziałem w czasie mowy przy trumnie. Nie chodzi jednak o to by mieć jakieś dobre rady, ale o to by z tymi ludźmi być i nawet przyznać, że nie rozumiem tej śmierci, ale że wierzę, że Bóg ma jakiś plan, choć ja go teraz nie rozumiem. Takie sytuacje dopisuję sobie do listy pytań, które będę mieć do Pana Boga, gdy sam trafię do nieba. Ta lista jest coraz dłuższa, więc to najpierw będzie długa rozmowa przy bramie… Zdziwiłbym się, gdyby któryś z księży przy tak zwanej niesprawiedliwej śmierć powiedział: „Bóg tak chciał”. To niestety najgorsza ze wszystkich odpowiedzi.

>>> Dobre przygotowanie do śmierci zmienia życie doczesne

fot. EPA/VALDRIN XHEMAJ

Tak, wtedy lepiej nic nie mówić… Lepiej milczeć i być.

– Bóg nigdy nie chce zła i śmierci, On jest Panem życia. On chce żebyśmy byli szczęśliwi i żebyśmy żyli z perspektywą życia wiecznego.

Posługa kapelana cmentarnego – tak mi się wydaje – wymaga różnych umiejętności (niekiedy stających wobec siebie w sprzeczności). To jest balansowanie między niewczuwaniem się w smutek rodziny (profesjonalne podejście do sprawy) z jednoczesnym współodczuwaniem. Profesjonalizm oznacza po części pewną rutynę, standardy a jednocześnie trzeba do każdego pogrzebu podejść indywidualne. Pewnie to nie jest łatwe. Na pewno nie na początku.

– To jest bardzo ważne, co pan powiedział. Nie można patrzeć na to rutynowo („a kolejny pogrzeb”), ale jednocześnie trzeba zachować pewien zdrowy dystans. Każdy chowany zmarły to człowiek, który miał swoją historię, pasje, marzenia. I sztuką jest to w tej osobie odkryć. Każdy ksiądz – w mniejszym lub większym stopniu – spotyka się ze śmiercią, każdy prowadzi msze pogrzebowe, mamy realny kontakt ze śmiercią. Przyznam się, że zawsze pytam o zmarłego, pozwalam rodzinie opowiedzieć, powspominać, chociażby przez chwilę. Dla nich to jest ważne, dla mnie również, bo to nie „pogrzeb z 11:20”, ale „ pan Hubert, który był wspaniałym ojcem dla swoich dwóch córek”.

A zdarzały się samotne pogrzeby? Czy takie sytuacje są szczególnie trudne?

– Paradoksalnie, przy pogrzebie osoby samotnej, z DPSu czy bezdomnej zawsze są ludzie, którzy uczestniczą w tej ostatniej drodze. Ale było kilka takich pogrzebów, kiedy nikt się nie pojawił. Bardzo to przeżywałem, to takie smutne… Człowiek żyje np. 70 lat na tym świecie i nikogo nie obchodzi, czy jesteś czy cię nie ma. Miałem dwa takie pogrzeby i to mnie wtedy przeraziło.

Pomyślałem o tym w Dniu Zadusznym. Ksiądz mówił wtedy na kazaniu, że my się teraz modlimy za zmarłych a kiedyś ktoś tak samo za nas będzie się modlić. Pomyślałem wtedy, że warto zadbać o to, żeby mieć bliskich, którzy będą się za nami wtedy wstawiać. A z tym też może być w przyszłości trudniej, bo religijność spada, zanika też transmisja wiary w rodzinach…

– Zgadzam się, ale pamiętajmy też o jednym. W naszej mentalności mamy duży szacunek dla zmarłych. Polacy mogą być poza Kościołem, mogą być nawet antyklerykałami, ale jednak za zmarłych się modlą albo przynajmniej pamiętają, by zapalić znicz na grobie. To widać po tłumach na cmentarzach 1 listopada. Ludzie przychodzą na te groby, czynią znak krzyża, zapalają znicz, który jest symbolem modlitwy i najczęściej mówią też „Wieczny odpoczynek…”. Mówią to nawet ci, którzy są daleko od Kościoła.

>>> Franciszek do Polaków: modlitwa za zmarłych jest aktem miłości

Cmentarz Rakowicki – cmentarz komunalny w Krakowie, fot. PAP/Łukasz Gągulski

Czy ma Ksiądz fragment Ewangelii, który w prostych słowach dodaje w takich momentach otuchy i nadziei? Po który często Ksiądz sięga w czasie pogrzebów?

– Mam taki fragment, choć to nie jest Ewangelia, a Księga Mądrości: „Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka”. To jest dla mnie kwintesencja myślenia o pogrzebie i życiu wiecznym. Człowieku, jeśli jesteś duszą sprawiedliwą to jesteś w ręku Boga i nie ma szans, by spotkała cię męka. Idziesz do Taty, do swojego domu.

W tym zdaniu jest pewność, nie ma żadnych warunków i trybu przypuszczającego.

– Często czytam ten fragment, także w trudniejszych chwilach. W krematorium żegnałem często osoby, które umierały na raka, często przeszły przez ogromne cierpienie i za każdym razem rodzinie starałem się wytłumaczyć, że ich bliski zmarły już nie cierpi, że mu naprawdę jest już lepiej. Nawet gdyby dla nas to była największa tragedia, to tej osobie jest już lepiej, ona już odpoczywa, jest wolna od bólu i cierpienia, od tego co ją zniszczyło. Ten człowiek, ta dusza już czeka na swoich bliskich w tym drugim, lepszy świecie. Przygotowuje miejsce na spotkanie, a tam będziemy z nim nie kilkadziesiąt lat, ale całą wieczność.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze