Fot. pexels

Jeśli walczysz o szczęśliwe małżeństwo, to się postaraj… czyli o mieszkaniu razem przed ślubem 

Wydaje się, że to już nikogo nie gorszy, że ma więcej zalet niż wad. Jednak Kościół obstaje przy tym, że mieszkanie przed ślubem jest grzechem. Dlaczego tak jest?  

Próbuję zmierzyć się z tym tematem w rozmowie z księdzem Adamem Pawłowskim, twórcą i duszpasterzem Akademii Miłości. Dzięki tej inicjatywie wielu już odnalazło szczęście w małżeństwie i wzajemnej, czułej relacji.  

Księże Adamie, mam takich znajomych, którzy mieszkali ze sobą przed ślubem, ale ważna była dla nich czystość przedmałżeńska. Mieli wspólnego spowiednika i jakoś to w ten sposób ułożyli. Więc myślę, że może pewną niesprawiedliwością jest wrzucanie wszystkich do jednego worka: że jak mieszkają ze sobą przed ślubem, to na pewno nie zależy im na czystości. 

Gdy się patrzy całościowo na kulturę, to normalne jest, że ludzie, którzy nie są ze sobą w związku małżeńskim, nie mieszkają ze sobą i nie współżyją. Czy to jest islam, judaizm, chrześcijaństwo, religie pierwotne – to jest to coś naturalnego, związanego z poczynaniem dzieci i opieką nad nimi. Dziś mamy plagę matek samotnie wychowujących dzieci i rozpadających się konkubinatów. 

To, że ludzie mieszkają dzisiaj ze sobą przed ślubem, jest pewnego rodzaju deformacją. I trzeba zobaczyć, dlaczego do tego dochodzi, co jest w trakcie i co będzie za 20 lat. To, że dzisiaj coś się sprawdza, nie oznacza, że nie będzie skutkowało za kilka czy kilkanaście lat. Mówiąc nieco metaforycznie – przy konstrukcji domu nie jest najważniejsze tylko to, że w danym momencie to się nie sypie. Więc jeśli człowiek chce stworzyć szczęśliwe i trwałe małżeństwo, to nie podejmowałbym działań, które na dzisiaj wydawałyby mi się korzystne, ale Bóg i nauka pokazują nam, że nie prowadzi to do dobrych rozwiązań.  

Czyli tak jak w przypadku budowy domu: trzeba zainwestować, zrobić projekt i potem dobrze go wykonać. A to oznacza, że może nie być łatwo… 

Jeśli walczysz o szczęśliwe małżeństwo, to się postaraj. Jeśli chcesz mieć szczęśliwe małżeństwo, to nie dlatego, że będzie łatwo, że wszystko będzie cacy, ale dlatego, że trzeba się postarać. A nie narzekać, że ja muszę do niej dojeżdżać godzinę przez całe miasto. No to dojeżdżaj, męcz się, bo jeśli nie ma zmęczenia, to nie ma efektu. Jeśli wszystko przychodzi łatwo, to później, kiedy przychodzi śmierć dziecka, śmierć rodzica, strata pracy czy żona wpada w depresję poporodową, robi się problem. Wszystko było tak łatwo i nie zahartowali się w tej codzienności.  

Może być na przykład trudniej ekonomicznie. 

Jaka jest różnica finansowa: kolega zamiesza z kolegą i koleżanka z koleżanką, albo ona zamieszka z nim? Jak będzie mieszkał z kolegą, będzie musiał się dokładać do czynszu i ona będzie musiała dokładać się do czynszu, kiedy będzie mieszkała z koleżanką. Tak samo będą dzielić się kosztami, jeśli będą mieszkać w parze. Nie ma podstawy ekonomicznej do tego, żeby mieszkać razem i to byłoby tańsze. 

Może być też kontekst społeczny. Mam znajomego, który miał dwójkę rodziców, musiał się wyprowadzić i by nie zostać bezdomnym, mieszkał ze swoją dziewczyną. Wytrwali w czystości, ale było bardzo ciężko. Opisywał sprawę dość mgliście, ale mówi, że nikomu tego nie poleca. 

Fot. pexels

Ale czy można powiedzieć, że mieszkanie osobno przed ślubem jest patentem na szczęśliwą rodzinę? 

Oczywiście to żadna gwarancja, że jak się mieszka przed ślubem, to się rozejdzie, a jeśli nie, to się nie rozejdzie. Jednak jest to na pewno jeden z czynników, który ma duży wpływ na szczęście małżeństwa, nie tylko teraz ale za 10, 20 lat, które mają przeżyć. W Stanach Zjednoczonych były robione badania nad tym, dlaczego małżeństwa się rozpadają. W 69% z tych, które się rozpadły, było poprzedzonych konkubinatem. A małżeństwa, które zachowały czystość przed ślubem, rozpadały się w 0,03%.  

Trudno na pierwszy rzut oka zrozumieć zależność między tym, że ktoś mieszka ze sobą przed ślubem, a tym, że później małżeństwo się rozpada. 

Bo widać to dopiero, jeśli weźmie się pod uwagę kilka płaszczyzn. 

Na przykład? 

Znam ludzi, którzy zaczęli mieszkać razem przed ślubem i się rozeszli. Niektórzy mogą powiedzieć, że to dobrze, bo się poznali i dobrze, że się rozeszli przed ślubem, a nie po. Ale to niekoniecznie tak musiało być. Czasami jak się zrobi coś za szybko, to może dopaść niestrawność. Jabłko ogólnie jest dobre, ale jak się je zje za szybko, to może boleć brzuch. Do przyjęcia wielu bodźców, ale też wykształcenia nawyków, takich jak sprzątanie szklanek czy brudnych skarpetek musi być zbudowana silna relacja.  

To rzeczywiście może być przekonujące. A inne kwestie? 

Kolejna płaszczyzna jest seksuologiczna. Wielokrotnie spotykam małżeństwa, które mają problemy ze współżyciem. Mają pewne blokady, lęki, także psychiczne problemy z poczęciem dziecka. Seksuologia mówi coś takiego: mam dziewczynę, którą kocham, której też pożądam, bo jestem normalnym facetem. I wystawiam się na silny bodziec, bo ona mieszka ze mną. Widzę ją w wielu intymnych sytuacjach i w konsekwencji występuje coś takiego, jak z jednej strony silny bodziec seksualny, a z drugiej strony tłumienie tej seksualności. I oni faktycznie mogą wytrwać w czystości, ale jest to raczej forma blokowania swojej seksualności niż jej integrowania. Może to powodować w małżeństwie dwa rodzaje problemów z seksualnością. Z jednej strony rozpasanie, bo tak ściśnięta sprężyna w końcu puści i zaczną stosować antykoncepcję, bo nie będą potrafili przeżyć kilku dni bez współżycia albo będą cały czas lękowo, w sposób zblokowany przeżywać seksualność w małżeństwie.  

Fot. pexels

A czy wpływa to także na ducha? 

Czasami może też chodzić o tworzenie sobie furtek mentalnych. Jest w duchowości coś takiego, że sobie wmawiamy, że dany grzech nie jest grzechem. Kiedyś znajomy mi opowiadał, że byli na wyjeździe integracyjnym i jeden z jego kolegów powiedział: „ja pójdę do nieba. Nikogo nie zabiłem nikogo nie okradłem, jak zdradzam żonę to tak, żeby nie wiedziała”. Proszę zobaczyć: ten mężczyzna sobie przedefiniował to, co to znaczy zdrada. Tak jak ludzie sobie tłumaczą, że niepłacenie podatków nie jest grzechem, tak samo sobie tłumaczą, że z mieszkaniem razem przed ślubem jest wszystko w porządku. Jak zaczynałem być księdzem, to sobie nie wyobrażałem, że ludzie potrafią sobie takie rzeczy wytłumaczyć: że kogoś molestują, że kradną pieniądze i tak dalej.  

Pytanie, czym takie przedefiniowanie tego, co mówi Kościół, będzie skutkowało w przyszłości, co ten człowiek sobie w inny sposób zdefiniuje. 

Kolejną kwestią jest element zgorszenia. To nie znaczy, że ich rodzeństwo, kuzynostwo, sąsiedzi, którzy wiedzą, że mieszkają bez ślubu, może nawet wiedzieć, że wytrwali w czystości i wtedy mogą sobie powiedzieć: to my też damy radę. I okazuje się, że zamieszkali razem i zaczynają cudzołożyć. 

Rzeczywiście, jeśli patrzy się bardziej całościowo, to nie wyglądto jednowymiarowo: że Kościół nie pozwala. 

Trzeba patrzeć bardzo całościowo, nie tylko w wymiarze: grzech czy nie grzech, ale także wpływ na relacje, na seksualność, na trwałość małżeństwa, na podejście do dzieci.  

 

Rozmawiała: Justyna Nowicka 

 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze