Justyna Janiec Palczewska, Fundacja Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”

Justyna Janiec-Palczewska, Fot. Zofia Kędziora/MisyjneDrogi

Justyna Janiec-Palczewska: marzę o świecie bez pomocy humanitarnej

19 sierpnia przypada Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej. To pomoc, w którą zaangażować się może każdy z nas. – Pomaganie nie polega na tym, żeby nagle oddawać cały swój majątek i zaczynać chodzić boso. W ogóle nie o to chodzi w pomaganiu. Chodzi o to, żeby choć trochę uszczknąć  ze swojego budżetu i podzielić się z tymi, którzy mają mniej – mówi Justyna Janiec-Palczewska, prezes Fundacji Pomocy Humanitarnej „Redemptoris Missio”. Rozmawia z nią Hubert Piechocki. 

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Czy wyobrażasz sobie świat bez pomocy humanitarnej? Jakby wyglądał? 

Justyna Janiec-Palczewska (prezes Fundacji Pomocy Humanitarnej Redemptoris Missio”): – Moim wielkim marzeniem jest, żeby na tym świecie pomoc nie była w ogóle potrzebna! Ale wszystko wskazuje na to, że pomoc będzie jeszcze bardzo długo potrzebna. Będzie potrzebna coraz bardziej. Świat, w którym żyjemy dzieli się na tę szczęśliwą i nieszczęśliwą część – na kraje globalnej Północy i globalnego Południa. Kiedyś te kraje nazywano Trzecim Światem, teraz tej nazwy już się nie używa, bo była deprecjonująca. Kiedyś mówiło się też o tych krajach, jako o krajach rozwijających się. Ale de facto te kraje nie rozwijały się. I dlatego pomoc jest coraz bardziej potrzebna. To mnie martwi. Są sytuacje i kraje, o których media jeszcze pamiętają, ale jest wiele krajów i miejsc, do których media nie docierają. Są miejsca oddalone od lotnisk, od głównych dróg. Jeśli się wyjedzie z miasta i trafi się do buszu, to widzi się tę prawdziwą Afrykę. Właśnie tam pracują polscy misjonarze. Tam też pomaga Fundacja „Redemptoris Missio”. 

pomoc tanzania redemptoris missio
fot. Fundacja Redemptoris Missio

Czyli gdyby teraz kraje globalnej Północy zamknęły się i przestały pomagać krajom globalnego Południa, to byłaby to klęska humanitarna? 

– My wszyscy, choć może sobie z tego nie zdajemy sprawy, żyjemy dzięki temu, że czerpiemy zyski z krajów globalnego Południa. Większość krajów z Afryki leży na terenach bogatych w złoża mineralne. My z nich żyjemy, eksploatujemy je, okradamy Afrykę. Wywozimy stamtąd złoto, drewno z tropikalnych lasów. Pomagając, spłacamy jakoś nasz dług. Ktoś kiedyś zbadał, jak duża jest pomoc z naszej strony. I okazało się, że wartość pomocy nie przewyższa zysków, które czerpiemy z tych biedniejszych krajów. Te zyski czerpią przede wszystkim bogate koncerny. Co my możemy zrobić? Zachęcam do tego wszystkich – żeby wspierać regularnie wybraną organizację. To nie muszą być wielkie kwoty. Pomaganie nie polega na tym, żeby nagle oddawać cały swój majątek i zaczynać chodzić boso. W ogóle nie o to chodzi w pomaganiu. Chodzi o to, żeby choć trochę uszczknąć ze swojego budżetu i podzielić się z tymi, którzy mają mniej. 

>>> Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej w cieniu wydarzeń w Afganistanie

Żyje nam się tutaj dobrze i dostatnio i nawet chyba nie mamy wyrzutów sumienia, że często za naszą wygodę płacą kraje globalnego Południa. Bywa że nawet nie zdajemy sobie z tego sprawy.  

– Tak, nie zdajemy sobie z tego sprawy. Myślę, że pomaganie nie powinno wynikać z wyrzutów sumienia. Powinniśmy pomagać, bo to nam po prostu daje szczęście. To, że komuś pomogliśmy sprawia, że nasze życie ma większy sens, staje się bardziej wartościowe. I nie mówię, że koniecznie trzeba pomagać komuś daleko. Wokół nas też są ludzie. Czasem powiedzenie komuś dobrego słowa, uśmiech – może zmienić cały dzień. To jest bardzo ważne – żebyśmy dzielili się tym, co mamy. W ogóle życie to jest ciągła wymiana dobrej energii, dobra. Dobro krąży, dobro się rozprzestrzenia. Warto się włączyć w ten łańcuch i być jego częścią. 

pomoc tanzania redemptoris missio
fot. Fundacja Redemptoris Missio

Pomoc humanitarna to szeroka dziedzina. To widać już po Waszej Fundacji – z jednej strony zbiórki, a z drugiej organizowanie wyjazdów wolontariuszy medycznych. I takich różnych fundacji jest wiele. Ale chyba trzeba pamiętać o tym przymiotniku „humanitarna” – bo każdy z tych rodzajów pomocy skupia się na człowieku. 

– To prawda. W pomocy humanitarnej nie chodzi o to, żeby ona trwała ciągle. Pomoc humanitarna to pomoc w kryzysie. Ona nie powinna być ciągłą „dietą”, nie powinna uzależniać. Powinna być jednorazowym zastrzykiem, lekarstwem, które pomoże stanąć ludziom na własnych nogach i iść dalej o własnych siłach. O to chodzi w pomocy humanitarnej.  

To dobrze pokazują Wasze akcje, które są celowe i konkretne. 

– Wielki nacisk kładziemy w naszych akcjach pomocy humanitarnej na to, aby np. nawet przy wyjazdach lekarzy pomoc trwała także po ich powrocie z dalekich krajów. Dlatego stawiamy na to, aby oni szkolili miejscowy personel, dostarczali mu wiedzy. Tam są miejscowe pielęgniarki, a częściej nawet pielęgniarze, felczerzy, lekarze. Trzeba dostarczyć im wiedzę i sprzęt, aby to wszystko mogło działać bez nas, bez białych ludzi. Tak zwyczajnie, normalnie, na co dzień. 

>>> Światowy Dzień Pomocy Humanitarnej: małymi krokami na wielką górę

Ostatnio znów byłaś w Afryce z lekarzami, którzy polecieli leczyć wzrok Tanzańczyków. Jakie jest wrażenie, gdy pojawia się w Afryce i zderza z tamtejszą biedą? 

– Powiem bardziej nie o wrażeniach, które mam tam, ale o tych, które mam w Polsce! Ja już wiem, czego mniej więcej tam mam się spodziewać. Ludzie, którzy tam żyją mają bardzo trudne życie. Mieszkają w spartańskich warunkach. Czasem wchodzi się do chaty i nie ma w niej nic, jedynie maty do spania. Czasem cały majątek to garnek do gotowania. To wszystko. Człowiek do życia dużo nie potrzebuje. Dopóki jest zdrowy – jest dobrze. Problemy zaczynają się wtedy, kiedy to zdrowie zaczyna szwankować. Gdy ma się te 60, 70 lat. Ludzi w takim wieku nie spotyka się w Afryce, jest ich tam garstka. Ludzie zwyczajnie nie dożywają do tego wieku. Wielki przeskok mam, gdy wracam do Europy. Pamiętam, jak weszłam po drodze na stację benzynową i zobaczyłam, ile towarów jest na półkach. To jest coś niesamowitego, w jakim luksusie tutaj żyjemy! Gdziekolwiek wejdziemy – wszędzie luksusy! Wtedy też uzmysłowiłam sobie, jak wiele sama posiadam rzeczy, które używa się czasem raz w miesiącu. Albo rzadziej. Niesamowite jest, jak bardzo obrastamy w przedmioty – a tak naprawdę niewiele nam potrzeba do życia. 

Fot. Facebook/Redemptoris Missio

Może w takim razie pomoc humanitarna może pomóc nam docenić to, co mamy. 

– O tak, to prawda! Ja swego czasu nawet mówiłam, że każdy z nas powinien raz w życiu pojechać do Afryki. To naprawdę zmienia percepcję, to zmienia wiele w głowie. Afrykańczycy mają coś, czego my w Europie nie mamy – mają czas. Oni się tak nie spieszą, jak my. Ale przede wszystkim mają relacje. Relacje ze swoimi bliskimi, z ludźmi z wioski. Tworzą wspólnoty, w których żyją razem. Nie potrzebują psychoterapeutów. Żyją wśród swoich. Tego możemy im pozazdrościć i tego możemy się od nich uczyć. Ale wiadomo, mają wiele innych problemów. Kiedy chorują – idą do uzdrowiciela. Ale idą do niego i tak tylko wtedy, kiedy ich na to stać. Kiedy nie mają pieniędzy, to nikt nie jest w stanie im pomóc. Czasem na leczenie jednego chorego składa się cała rodzina. Bywa też, że taki chory nie ma rodziny. I co wtedy zrobić? A jeśli jest to wdowa, która żyje bezdzietnie i jest zupełnie pozbawiona pomocy? Niełatwy jest ten świat.

>>> Przez pandemię podwoiła się liczba głodujących na świecie 

Czy Polacy chętnie pomagają, angażują się w różne akcje pomocowe.  

– Polskie społeczeństwo jest bardzo ofiarne. Bardzo lubimy pomagać! Każdego dnia jesteśmy w Fundacji świadkami tego, jak bardzo lubimy pomagać. Widzimy, jak bardzo ofiarni są Polacy. Gdy organizowaliśmy nasze akcje to zdarzało się, że ktoś z kilkoma bandażami jechał do nas z drugiego końca miasta i przywoził nam je. Czasem na nasze konto wpłacano bardzo duże kwoty. Gdy spojrzę wstecz i widzę, ile udało nam się zrobić, to wiem, że to wszystko mogło się wydarzyć tylko dzięki ludziom dobrej woli. Fundacja bez ludzi, bez naszych darczyńców zwyczajnie nie istniałaby. My jesteśmy jedynie pośrednikami pomiędzy tymi, którzy tej pomocy potrzebują, a tymi, którzy tę pomoc niosą. 

FOT. REDEMPTORIS MISSIO

Myślę jeszcze o tym marzeniu o świecie bez pomocy humanitarnej. Pewnie rzeczywiście nie da się go zrealizować. Ale każdy z nas może dorzucić codziennie małą cegiełkę, by świat stał się odrobinę lepszy. 

– Oj tak! Dobro się rozprzestrzenia. Już nawet nie trzeba powtarzać, że dobro powraca – każdy z nas o tym słyszał. Zastanawiamy się zawsze, kiedy do nas powróci. Ale już samo czynienie dobra jest zwyczajnie ważne i dobrze robi naszej psychice. Życie w dobrych emocjach, tych jasnych emocjach, jest zdecydowanie lepsze niż życie w złości, zapiekłości, rozgoryczeniu. Komfort życia jest zupełnie inny. Warto o tym mówić. 

Pomagaliście dużo w Afganistanie. Trafiło tam mnóstwo czapeczek zrobionych przez włóczkersów. W ostatnich dniach talibowie opanowali Afganistan. Pewnie teraz niełatwo będzie tam pomagać? 

– Na tę chwilę wiem, że my nie będziemy w stanie tam pomagać. To będzie zwyczajnie niemożliwe. Znajomi Afgańczycy, z którymi współpracujemy, mówili, że prawdopodobnie talibowie nie będą zezwalać na jakąkolwiek pomoc humanitarną. I to tylko z powodu źle pojętej dumy. Myślę o tamtejszych kobietach – co się z nimi stanie? Nie tylko z tymi wykształconymi, które w tej chwili mogą swoje dyplomy zwyczajnie podrzeć, bo nic już z nimi nie zrobią, bo nie będą mogły pracować. Myślę też np. o wdowach, które nie będą mogły wychodzić z domu bez towarzystwa mężczyzny z rodziny – a to jest niemożliwe w przypadku samotnych wdów. Ogromnie mi żal, że tak się stało. Jest mi ogromnie przykro. Nie znajduję słów, żeby wyrazić swoje emocje. W tych dniach odzywają się do mnie znajomi, panie z klubów włóczkersów i pytają, czy słyszałam, co dzieje się w Afganistanie. Oczywiście, że słyszałam. Ale gdy o tym myślę, gdy oglądam materiały stamtąd, to trudno mi zebrać myśli. Nie lubię słowa bezsilność. Już dawno wykreśliłam je ze swojego słownika. Ale czasem do niego wracam – jak w tej chwili. 

Afganistan

Zwłaszcza, że Wy naprawdę włożyliście dużo serca w działanie na terenie Afganistanu. Wysłano tam dziesiątki tysięcy darów.  

– Wysłaliśmy tam ponad sto tysięcy czapeczek. To tak, jakbyśmy chcieli ubrać całe, duże miasto w wełniane czapeczki. To tysiące godzin pracy naszych wolontariuszek i wolontariuszy. Tych transportów było ponad 30. To były tony pomocy humanitarnej, którą wysłaliśmy. To zresztą były nie tylko czapeczki. Cieszyło nas to, dostawaliśmy stamtąd cudowne zdjęcia. Zaangażowało się w to mnóstwo ludzi – żołnierze, panie z klubów włoczkersów, dziennikarze. Pomagaliśmy tam przez 11 lat. Wielki żal, że to wszystko się skończyło. 

Spójrzmy jednak na koniec z nadzieją. Bo pomoc wciąż niesiecie, choć w innych regionach. Gdzie teraz będziecie pomagać? 

– Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że wygraliśmy w Ministerstwie Spraw Zagranicznych konkurs na trzy nasze projekty. Będziemy pomagać w Senegalu w dożywianiu dzieci, będziemy też organizować oddział ratunkowy w Kenii i skrzydło szpitala w Tanzanii. Będziemy pomagać w ten sposób rodzącym matkom. Czyli dziś też otrzymaliśmy dużo dobrych wiadomości. Takie jest życie – naprzemiennie plecie się w nim dobro i zło. Dla nas najważniejsze jest, aby nie gasić ducha, aby iść do przodu. Niech ta pomoc się niesie. 

Nadzieja rzeczywiście przyświeca Waszej pracy. Takim symbolem nadziei była nieżyjąca już prawie od roku Monika Pacholak. Teraz pewnie z góry bacznie obserwuje i patronuje Waszym akcjom.  

– O Monice myślimy każdego dnia, to jest nasza opiekunka. Jej imienia jest sala, w której pracują nasi wolontariusze. Jak dostawaliśmy zdjęcia z Afryki, to Monika zawsze mówiła, że przyszły zdjęcia naszych „dzieciaszków”. W Afryce powstała nawet szkoła imienia Moniki. Uczy się w niej kilkadziesiąt „dzieciaszków” z Kamerunu. Każdego dnia Monika jest obecna w uśmiechach tych dzieci, w ich nauce, to najpiękniejszy pomnik tej wspaniałej osoby. I jest tez obecna tutaj z nami.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze