Fot. Przymierze Miłosierdzia

Najtrudniejsze nawrócenie [FELIETON] 

Czasami jesteśmy przekonani, że w nawróceniu najtrudniejsze jest porzucenie grzechów. Ale jest coś znacznie bardziej wymagającego. Zmiana myślenia i mentalności na ewangeliczny radykalizm.

Radykalizm ewangeliczny nie polega na bezwzględności względem siebie czy względem innych. Nie polega także na potępianiu świata ani nawet na wierze pozbawionej wątpliwości.

Żeby było normalnie i żeby była Ewangelia

W czwartkowy wieczór byłam na mszy świętej. Ksiądz Jakub miał kazanie. Bardzo szczere, bez uciekania w intelektualizm czy poezję. Po prostu spojrzał na współczesność w świetle Ewangelii. Bardzo mi się to podobało. Tego właśnie szukam w Kościele: odczytania życia, dostrzeżenia, że w każdym naszym dniu chodzi o coś więcej. Wieczorem napisałam do księdza wiadomość, że bardzo mu dziękuję. Bo znów na nowo poczułam, że w Kościele są miejsca, w których Ewangelia jest żywa. Co więcej, że jest ona ożywcza. W odpowiedzi przeczytałam, że chciałby, by Kościół był bardziej ewangeliczny i by było normalnie.

Nie zrozumiana rewolucja

Tak niewiele, a jednak kiedy tego nie ma to trudno przyjąć Ewangelię jako swoją tożsamość. Nie jako dodatek, pozę, jako zbroję czy jako schron. Raczej jako autentyczny sposób myślenia i życia. To często najbardziej nierozumiany i najtrudniejszy krok w naszym nawracaniu.

Rzeczą oczywistą jest, że w Kościele są katolicy bardziej przywiązani do konserwatywnych poglądów, ale także ci, którzy są bardziej liberalni. I w zasadzie jedni i drudzy mogą czuć się rozczarowani, kiedy na przykład patrzą na papieża Franciszka i na jego głoszenie Ewangelii.

Osoby bardziej konserwatywne mogą czuć się zawiedzione, że papież Franciszek pewnych kwestii nie wyjaśnia czy nie dyscyplinuje w sposób kategoryczny i ostateczny. Na przykład kwestii Komunii św. dla osób rozwiedzionych. Jako metodę duszpasterską zaleca rozeznawanie. Zachęca do przyjmowania do wspólnoty Kościoła ludzi ubogich, inaczej myślących, słabych. Przeprasza za to, że homoseksualiści są odrzucani, przeprasza prostytutki. Dla kogoś, kto oczekuje „wyrwania chwastów” to delikatne i czułe podejście jest niezrozumiałe.

Z drugiej strony papież Franciszek może rozczarowywać także tych, który czekali na rewolucję doktrynalną. Tych, którzy chcieliby, aby miłość i czułość łączyła się z ignorowaniem czy chociażby wybiórczym traktowaniem zasad czy nauki Kościoła. Jeśli spojrzymy na teologiczne aspekty decyzji papieża Franciszka, to nie zmienia on niczego, co jest fundamentem chrześcijaństwa.

Podobnie jest z Ewangelią. Rozczarowuje tych którzy chcieliby znaleźć w niej łatwe odpowiedzi i jednoznaczne rozwiązania wszystkich kwestii życiowych. Ale często zawiedzeni są też ci, którzy chcieliby widzieć w niej manifest miłości.

>>>Justyna Nowicka: będziesz kochał nadaremno [FELIETON]

Fot. cathopic

Bardziej radykalnym już być nie można

Największym, ale też najtrudniejszym radykalizmem jest miłość. Miłość ściśle złączona z prawdą. Na stałe z nią zrośnięta. Miłość, która pozwala zobaczyć siebie w prawdzie, pozwala zobaczyć w prawdzie drugiego człowieka i Kościół. Zobaczyć rany. Dotknąć ich i nie uciec. Ale wziąć je na siebie i zanieść na Golgotę.

Taka miłość nie jest naiwna. Ale może przez to także o wiele trudniejsza. Radykalizm nie polega tutaj na odrzuceniu innych. On polega na przyjęciu ich ze wszystkimi ranami, słabościami jakie mają. Także z całą świadomością trudności, zranień i nieodwzajemnienia, jakie mogą mi zafundować. Tutaj nie wystarczą już puste hasła i deklaracje.

Miłość bez prawdy jest tanią obietnicą, a bywa, że i hipokryzją. Co z tego, że ktoś mówi, że kocha, skoro nie widać tego w jego życiu? Wiele osób zastanawiających się nad odejściem z Kościoła albo przeżywających kryzys mówi o tym, że w Kościele pada wiele pięknych słów. Wiele pięknych postulatów znaleźć można w dokumentach Kościoła, ale to nie przekłada się na realne życie. W imię Jezusa, z religijną pieśnią na ustach, my – katolicy – potrafimy wdeptać kogoś w ziemię. Odrzucić. Wystarczy poczytać komentarze w mediach społecznościowych, żeby się przekonać, że nie są to słowa na wyrost. Potrafimy prorokować potępienie, zamiast zafascynować Ewangelią, która może przemienić nawet największego grzesznika.

Wielu tęskni za prawdą o Kościele. Nawet tą trudną. Z prawdą możemy zmierzyć się tylko wtedy, kiedy ją widzimy. Tylko wtedy możemy zaufać. Nie da się mieć relacji z kimś, kto chowa się za pozorami, nawet najpobożniejszymi. Wydaje się, że mamy coraz bardziej dość własnego i cudzego udawania. Gdzieś odkrywamy, że takie relacje wcale nas nie napełniają, a czasami wręcz pogłębiają wewnętrzna pustkę.

Ambitny cel

„Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą. Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła” (Dz 10, 38). Radykalizm zaczyna się od mojego życia. Od mojej decyzji, że nic nie powstrzyma mnie przed tym, żeby być tak jak Chrystus.

Czasami powstrzymuje nas paraliżująca świadomość tego, że radykalna miłość jest ambitnym celem. Niestety, często słyszę, że dlatego należy się pogodzić z tym, że „jest jak jest” i że „marzy ci się niebo na ziemi”. Ale zawsze wtedy przypominają mi się – na szczęście – słowa Steve’a Jobsa: „Ci którzy są wystarczająco szaleni, by myśleć, że są w stanie zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają”. Tylko ci, którzy chcą być świętymi nimi zostają. Tylko ci, którzy chcą szalonej miłość krzyża są w stanie pojąć na czym ona polega.

>>>Czy wierzysz w swoje nawrócenie? [FELIETON]

Szalona normalność

Okazuje się, że normalność może być czymś wyjątkowym. Że możemy naprawdę tęsknić za wyjściem z ról i zdjęciem masek. Po to, żebyśmy mogli autentycznie się spotkać. Tylko w takiej prawdzie o nas możemy doświadczyć miłości. Kiedy wiem, że ktoś mnie zna do szpiku kości, a i tak przyjmuje, wtedy mogę doświadczyć, czym jest miłość, która uwalnia i leczy.

Normalny to też trochę szalony. Czasami zupełnie nieracjonalny w pragnieniach. Bo kto normalny dzisiaj pragnie, by na świecie było więcej ofiary z siebie, więcej przebaczenia? By nie stawiać na to, że chcę mieć rację, ale że mogę z niej zrezygnować, by budować relację? I wreszcie – by więcej czasu, pieniędzy i uwagi dawać innym niż sobie?

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze