Fot. YouTube/Wanda Błeńska

Wanda Błeńska. Jest w jej życiu coś prowokującego [FELIETON]

Jest w jej życiu coś prowokującego. Dzisiaj powiedzielibyśmy, że była singielką. Potrafiła cieszyć się życiem, dobrym jedzeniem, spotkaniami z ludźmi. Nie wpisuje się w schematy myślenia o świętych. A jednak Kościół ponad dwa lata temu – 18 października 2022 – uroczyście rozpoczął proces beatyfikacyjny Wandy Błeńskiej. 

Wielu ludzi chciałoby widzieć w świętych cuda i niezwykłe zjawiska. Ale prawdziwa świętość to coś znacznie głębszego. To życie oddane Bogu. Nie (tylko) w wielkich gestach, ale często w cichości serca, w codziennych czynnościach, w zaangażowaniu w pracę, w swoje obowiązki. To podjęcie tego miejsca na ziemi, które nam przypadło i które sami budujemy. To radowanie się życiem i przywracanie życia innym, przez miłość.

Święta z sąsiedztwa

Wanda Błeńska jest naprawdę z mojego sąsiedztwa. Poznanianka, jeszcze kilka lat temu można ją było spotkać w tramwaju, w kościele czy na przykład przy okazji wykładu na uniwersytecie. To sprawia, że teraz, kiedy ruszył jej proces beatyfikacyjny, mogę sobie przypomnieć, jakie wrażenie sprawiała, w jaki sposób się wypowiadała. A jednocześnie mogę dzięki relacjom osób, które znały ją lepiej i dłużej, odkrywać jaka była – i jak swoim życiem pisała Ewangelię. Święty z sąsiedztwa to ktoś bliski. Ktoś, o kim możemy powiedzieć, że to jeden z nas. To ktoś, z kim możemy się zidentyfikować i zobaczyć, w jaki sposób, żyjąc w podobnych warunkach, osiągnął świętość.

>>> Wanda Błeńska. Kobieta z misją [FOTOREPORTAŻ]

fot. Archiwum Wandy Błeńskiej

Ewangeliczny radykalizm

Kiedy patrzymy na życie Wandy Błeńskiej, to można mieć wrażenie, że jej doba miała 48 godzin. Praca w szpitalu, dokształcanie siebie i innych, by mogli pomagać przy chorych, badania laboratoryjne. Lubiła pływać kajakiem po jeziorze Wiktoria, chodziła po górach, spotykała się z ludźmi, cieszyła się dobrym jedzeniem i pisała ogromną ilość listów. Do tego każdego dnia uczestniczyła we mszy świętej, modliła się w kaplicy. 

Jej radykalizm nie polegał na wyłączeniu się z życia, ale na miłości, którą wkładała we wszystko, co robiła. Nie była pozbawiona słabości. Zdawała sobie sprawę z tego, że bywa wybuchowa – pisała o tym w listach. Dlatego pracowała nad swoimi wadami – tak bardzo, że została zapamiętana jako starsza, bardzo spokojna pani. Przez to jej świętość staje się czymś realnym, sposobem na życie – a nie tylko przedmiotem kultu.

Wskrzeszenia do nowego życia

Te cuda są często przez nas niedostrzegane. Może dlatego, że wymagają od nas zatrzymania się na dłużej przy innym człowieku. Zwrócenia uwagi na jego historię. A na to najczęściej nie starcza nam cierpliwości.  

Wanda Błeńska przez swoją prace, kontakt z pacjentami nie tylko leczyła chorobę, ale także to, co trąd niszczył najbardziej. Sam trąd można wyleczyć lekami. Ale pozostają jeszcze głębokie rany w człowieku, które powstają po odrzuceniu przez rodzinę. Powstają po tym, jak społeczeństwo wyrzuca osobę chora na margines, odmawiając jej wszelkich praw. Człowiek przestaje wierzyć, że jego życie ma wartość, że ktoś może się go nie brzydzić.

>>> Wanda Błeńska. Kobieta, która przywróciła godność tysiącom osób [ROZMOWA] 

fot. Grzegorz Dembiński, „Głos Wielkopolski”

Przywrócenie takiej osobie zdrowia to jedno. Ale jest też wskrzeszenie do nowego życia, przywrócenie godności. I oczywiście to drugie nie należy do obowiązków medyka. Jednak Wanda Błeńska patrzyła szerzej. W chorym widziała nie tylko jednostkę chorobową, ale całego człowieka. Dlatego też w jej pracy najważniejsza była miłość do pacjenta. Wiedziała, że tylko miłość może przemienić to, co zniszczyła nienawiść i obojętność. 

Dotykała chorych bez rękawiczek, żeby inni mogli zobaczyć, że nie trzeba się ich bać. Chciała też sama pokazać chorym, że się nimi nie brzydzi ani nimi nie gardzi. 

Wiele takich wskrzeszeń do nowego życia miało miejsce w Ugandzie, gdzie przez lata pracowała Wanda Błeńska. Pokazywała ludziom na nowo, że są wartościowi. Ludzie, którzy wyzdrowieli z trądu, wracali do swoich rodzin albo sami stawali się pielęgniarzami i pomagali kolejnym osobom zdrowieć nie tylko na ciele, ale także na duszy. Tym przekonała wielu Afrykańczyków do siebie, ale też do Boga.

Nic z powietrza się nie bierze

Droga do świętości może też polegać na zmaganiu się z codziennością. Ale w zasadzie wszyscy święci powtarzają, że to z Eucharystii i modlitwy czerpią siłę. W niej jest źródło ich inspiracji. To miejsce i czas odkrywania tego, do czego Bóg ich powołuje. Ale także źródło siły, by tej misji podołać.

Fot. archpoznan.pl

Świętość to też decyzje życiowe. Pójście czasami w nieznane, wybór tego, co niekoniecznie jest dla nas komfortowe, co prowadzi do prestiżu czy bogactwa, ale jest pomnażaniem dobra w świecie.

Nie taki singlizm straszny

Dzisiaj powiedzielibyśmy, że Wanda Błeńska była singielką. Nigdy nie wyszła za mąż ani nie wstąpiła do żadnego zgromadzenia zakonnego. Studiowała, kształciła się, w wieku 39 lat wyjechała do Ugandy, by leczyć tam chorych na trąd. Dziś wielu ludzi wybiera taki sposób życia. Nie zakładają rodziny ani nie wybiera życia konsekrowanego czy kapłańskiego. Wanda Błeńska może być inspiracją, w jaki sposób wykształcenie i kompetencje można wykorzystać, by zbudować dobro w sercach innych ludzi. 

>>> 8 sposobów na świętość według Wandy Błeńskiej 

Pewnie z wielu różnych powodów ludzie nie decydują się na założenie rodziny. Nie będę teraz tego analizowała, jednak, jeśli mogę nieco zgeneralizować, to często u podstaw takiej decyzji leży kompilacja różnych lęków. Twarde słowa i oskarżenia w takim wypadku wzmagają lęk i naturalną chęć odcięcia się od tego, kto nasila lęki. Dlatego lepiej jest inspirować.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze