Justyna Sprutta: św. Marcin nie tylko od rogali
Dzień 11 listopada to nie tylko Święto Niepodległości, ale także wspomnienie liturgiczne jednego z najpopularniejszych świętych: Marcina z Tours. Najczęściej kojarzony jest z pysznym rogalem i pieczoną gęsią. Jednakże to nie rogal czy gęś jawią się jako najważniejsi „bohaterowie” tego dnia, lecz pewien rycerz, który nie chciał zostać biskupem.
Od legionu do sakry
Marcin z Tours urodził się około 316 r. w Panonii (obecnie Węgry). Jego ojciec był trybunem wojskowym. Gdy dorósł, przyszły święty poszedł w ślady rodzica. Będąc w armii, nawrócił się i przyjął około 339 r. chrzest. Po zwolnieniu w 354 r. ze służby wojskowej, oddał się życiu pustelniczemu i apostolskiej działalności. W 371 r., mimo iż ukrył się przed poszukującym go papieskim legatem, został wybrany, wbrew swej woli, biskupem Tours (Francja, wtedy Galia). Łącząc koncepcję mniszego życia z misyjną pracą, założył wiele klasztorów, między innymi w Ligugé. Zmarł około 397 r. w Candes. W VII w. ustanowiono w dniu 11 listopada święto ku czci owego biskupa. Ponadto w Tours wzniesiono bazylikę nad jego grobem, do której zmierzały rzesze pątników.
>>> 11 listopada w Poznaniu świętem nie tylko rogali
Z autentycznymi faktami z życia świętego Marcina z Tours splatają się dodające smaku jego biografii legendy. Najbardziej znana legenda mówi o podzieleniu się przez niego, gdy służył jeszcze w armii, wojskowym płaszczem z napotkanym żebrakiem. Tę scenę zresztą często ukazuje sztuka. Święty Marcin miał natknąć się na drodze na niemal nagiego z powodu biedy, proszącego o wsparcie nędzarza, a w związku z tym, iż nie miał akurat przy sobie pieniędzy, odciął połę kosztownego płaszcza i przekazał ją żebrakowi. Następnej nocy święty Marcin ujrzał we śnie owego żebraka, który wyjawił, że w jego osobie rycerz wspomógł samego Jezusa Chrystusa. Stąd zrozumiałe, że świętego Marcina uczyniono również patronem nie tylko żołnierzy, ale i ubogich. To wydarzenie upamiętniał w rodzimej tradycji żebrak, który w wieczór poprzedzający liturgiczne wspomnienie świętego Marcina, dzwoniąc oznajmującym swe przybycie dzwonkiem, prosił o żywność, po czym dzielił się nią z potrzebującymi. Inna wpleciona w życiorys świętego Marcina opowieść wyjaśnia, dlaczego marnie, bowiem na talerzu, kończy 11 listopada swój żywot gęś. Podczas gdy gęsi swym gęganiem uratowały niegdyś Rzym, w przypadku świętego Marcina zdradziły jego kryjówkę, gdy ten, nie chcąc przyjąć sakry biskupiej, ukrył się przed papieskim wysłannikiem. Za ową zdradę stanowią od dawna tego dnia pyszne, pieczone danie. Corocznie w ten sposób gęś jest „karana”. Nie brakuje też jeszcze innej fauny w biografii, po części legendarnej, świętego Marcina. Nie dość, że święty zmusił niedźwiedzia do niesienia swoich bagaży aż do Rzymu po pożarciu przezeń osła, na którym Marcin z Tours przemierzał drogę ku Wiecznemu Miastu, to jeszcze zdołał obronić zajączka przed ścigającymi nieszczęsne zwierzę dwoma psami.
Gęś, rogale i wino, czyli „uczta u świętego Marcina”
Znane przysłowie mówi: „Najlepsza gęsina na świętego Marcina”. Dawniej właśnie w liturgiczne wspomnienie tego świętego zanoszono gęsi do kościoła, klasztoru i dworu, gdyż późną jesienią były najtłuściejsze i najdorodniejsze. Ponadto na wsiach organizowano wtedy konkursy na najokazalszą gęś. Po spożyciu gęsi wróżono z jej kości piersiowej: biała kość zapowiadała zimę suchą i stałą, sinawa i czerwonawa słotną, a nakrapiana i cętkowana burzliwą oraz bardzo śnieżną. Mimo iż gęś zdradziła miejsce ukrycia się świętego Marcina, ten i dzisiaj uchodzi za niebiańskiego opiekuna ptactwa, zwłaszcza gęsi. Dlatego też odlatujące na zimę dzikie gęsi nazywano „gęsiami świętego Marcina” bądź „ptakami świętego Marcina”.
Nie może też zabraknąć na Marcińskim stole rogali wypiekanych w Wielkopolsce (regionalny przysmak) i na Śląsku. Rogale te naśladują podkowę rumaka dosiadanego przez świętego Marcina. Świątecznemu zajadaniu się rogalami towarzyszy w Poznaniu (gdzie ich receptura powstała, gdzie smakują najlepiej i gdzie nie ma 11 listopada bez rogala) na ulicy Święty Marcin festyn zwany „Imieninami ulicy Święty Marcin”. Organizuje się też „świętomarcińskie” korowody. Ponadto w tym właśnie dniu rogalami obdarowywały dziewczęta swoich wybranków, a rzemieślnicy pod kościołami ubogich. Więcej, w Jaworze wypiekano niewielkie pierniki, między innymi z konnym wyobrażeniem świętego Marcina. Co do koni, także ich opiekunem był ten święty, dlatego w jego dniu właściciele koni objeżdżali na ich grzbietach trzykrotnie noszącą wezwanie owego świętego kaplicę i składali przed wizerunkiem Marcina z Tours hojne dary, licząc na to, że uchroni on konie przed chorobami.
>>> Słodkie świętowanie. Poznański patent na niepodległość [ŚWIĘTO NIEPODLEGŁOŚCI]
Wino również musi znaleźć się na Marcińskim stole. Legenda mówi nawet, że święty Marcin cudownie przemienił wodę w wino, dlatego między innymi opiekuje się on nie tylko gęsiami i końmi, ale także winogrodnikami i winiarzami. Co więcej, kiedy święty Marcin był biskupem w Galii, powstawały tam pierwsze winnice. Dla upamiętnienia tych faktów, zwłaszcza w Europie Środkowej i w świecie habsburskim, spożywano wino z bieżącego rocznika w dniu świętego Marcina. Obecnie podaje się je do świętomarcińskiej, z pieczoną gęsią w roli głównej, kolacji. Owo wino, które rozdawano 11 listopada również ubogim, miało dodawać sił i urody. Nadto, nie zawsze dobrze kończyło się jego spożycie, stąd znane jest sformułowanie: „dolegliwości świętomarcińskie” jako konsekwencja przedawkowania trunku.
Z dniem świętego Marcina wiążą się jeszcze inne zwyczaje. Dzień ten wieńczył rok gospodarczy i gromadzenie zapasów na zimę, obfitujące w żywność piwnice zwano więc „Marcinowymi spichlerzami”. W tym dniu, jako „ostatecznym”, należało także zapłacić służbie za pracę. Zatrzymywano również młyny z obawy przed połamaniem za karę koła młyńskiego, gdyż 11 listopada był dniem wolnym od pracy. Świętemu Marcinowi zawdzięczano też uwolnienie młynów spod diabelskiej mocy, dzięki czemu mogły one mleć dla ludzi. Innym jeszcze zwyczajem było zapalanie lampionów świętego Marcina. Palono też wieczorem ognie, upamiętniając Marcinową umiejętność zatrzymywania płomieni pożaru. Ów święty miał bowiem uchronić od spalenia dom sąsiadujący z płonącą, pogańską świątynią, a także zostać cudownie ocalonym od płomieni w swej celi. Począwszy od XVI wieku, paleniu stosu wiklinowych koszy towarzyszyły pieśni ludowe, sławiące świętego Marcina. Jeszcze innym zwyczajem było zrywanie w nocy przez narzeczonych w ogrodzie gałązek z drzewa owocowego i wkładanie ich w domu do wody: jeśli obie gałązki zakwitły do Bożego Narodzenia, szczęścić się miało w przyszłym związku.
„Święty Marcin” w przysłowiach
Nie brakuje również w skarbcu rodzimych przysłów ludowych porzekadeł o świętym Marcinie. Oto ich garść:
- Na święto Marcina najlepsza gęsina. Patrz na piersi, patrz na kości, jaka zima nam zagości
- Od świętego Marcina zima się zaczyna
- Mróz na Marcina, będzie tęga zima
- Jak Marcin na białym koniu jedzie, to lekką zimę przywiedzie
- Gdy liście przed Marcinem nie upadają, to mroźną zimę przepowiadają
- Jeśli Marcin z chmurami, niestateczna zima przed nami
- Marcinowa pogoda mrozów zimie doda
- Jaki dzień świętego Marcina, taka będzie cała zima
- Na świętego Marcina lód, na Trzy Króle wody bród
- Na świętego Marcina gąska kozik przeklina
- Jeśli na Marcina sucho, Boże Narodzenie z pluchą
- Gdy Marcin po lodzie, to kolęda po wodzie
- Gdy święty Marcin w śniegu przybieżał, będzie po pas całą zimę leżał
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |