fot. Rafael

Kalisz św. Józefa na wielkim ekranie [RECENZJA]

Małżeństwo przezywa kryzys, w końcu żona odchodzi od męża. Wchodzi w nowy, początkowo sielski związek. Czy z pomocą św. Józefa małżonkom uda się wrócić do siebie?

Z filmami religijnymi nie od dziś mam problem – przede wszystkim przez ich zbyt nachalny (przynajmniej dla mnie) sposób ewangelizowania. Widz właściwie nie musi myśleć – interpretację tego, co dzieje się na ekranie ma podaną jak na tacy. Ja tego nie lubię, ale jest zapewne gros widzów, którym bardzo odpowiada ta stylistyka. I właśnie z myślą o nich takie filmy powstają. Tym schematem podąża również film „Opiekun”, który od kilku dni można oglądać w kinach. To filmowa opowieść, która zabiera nas do nieczęsto eksplorowanego w kinie Kalisza.

Zabijasz moje marzenia

„Opiekun” to historia małżeństwa – Roberta (Rafał Zawierucha) i Dominiki (Paulina Chapko). Dominika jest skrzypaczką. Jej mąż to dziennikarz radiowy. Dostaje od swojego szefa zadanie, by pomóc przy tworzeniu cyklu audycji poświęconych św. Józefowi. Święty ten jest mocno związany z Kaliszem. W tym mieście znajduje się sanktuarium poświęcone św. Józefowi. Równolegle z praca Roberta nad audycjami jego małżeństwo zaczyna przechodzić poważny kryzys. „Zabijasz moje marzenia. Czuję się, jakbym wpadała w otchłań. Ja się tu duszę” – mówi na samym początku historii Dominika do Roberta. Wkrótce od niego odchodzi i związuje się z Marcinem (Radosław Pazura), bogatym przedsiębiorcą, który handluje instrumentami muzycznymi. Fabuła wątku miłosnego nie jest zbyt skomplikowana. Dominice najpierw jest bardzo dobrze w nowym związku, z czasem pojawiają się jednak poważne zgrzyty, a w finale dostaje szansę powrotu na łono rodziny. Nie zdradzam wielkich tajemnic – widz od samego początku ma świadomość tego, co się wydarzy. Fabuła nie jest w tym filmie najważniejsza. Zaskakuje mnie jednak rola Roberta w tej opowieści. Dlaczego?

Milczący Robert

Wiadomo, że film ten ma skupiać się wokół św. Józefa. W Ewangelii to opiekun Maryi i Jezusa. Nie zanotowano żadnego słowa, które by powiedział – stąd często określa się go mianem „milczącego opiekuna”. Osobiście nie lubię tego określenia. Milczał w Ewangelii – ale to nie znaczy, że był niemową, że nie miał własnego zdania, że tylko obserwował, a nic nie mówił. Tymczasem filmowy Robert właśnie dostał taką rolę biernego obserwatora wydarzeń związanych z rozpadem jego małżeństwa. Przez cały film Robert pracuje nad wspomnianym materiałem o świętym Józefie. I właściwie nic więcej nie robi. Nie walczy o swoje małżeństwo. W sumie to największym „cudem” pokazanym na ekranie jest to, że małżonkowie do siebie wracają. Bo naprawdę nic w tym kierunku sami nie robią. Po seansie można naiwnie pomyśleć, że modlitwa załatwia wszystko (choć Robert nawet się nie modlił, przynajmniej na ekranie tego nie widzimy; nie jest też człowiekiem głęboko wierzącym). Można pomyśleć, że wystarczy zawierzyć się św. Józefowi (a właściwie to zobaczyć materiały na jego temat), a kłopoty same się rozwiążą i zatriumfuje miłość. Owszem, ostateczny ruch zrobił Robert. Ale powinien zrobić znacznie więcej i znacznie szybciej.

Film jest bardzo jednostronny, bo właściwie całą winę za rozpad związku zrzuca na Dominikę. A życie uczy nas tego, że to obie strony powinny zadbać o relację, o związek. I nawet jeśli ktoś konkretnie zawini – zdradzi, odejdzie – to nie znaczy, że źle nie działo się już wcześniej. A zło z obu stron mogło powoli kruszyć skałę związku. Nie myślę, by św. Józef milczał, gdy działo się coś złego w jego rodzinie (owszem, Maryja i Jezus nie czynili zła, ale już inni bliscy Józefa nie musieli być nieskazitelni – i pewnie Józef reagował, gdy działo się źle). I tak samo Robert nie powinien milczeć, powinien zawalczyć o relację. A on odpuścił jakąkolwiek walkę o to uczucie. Trzeba przyznać, że postawa Roberta mocno pokazuje słabą kondycję współczesnych mężczyzn. Mężczyźni dziś często boją się słabości, łez, boją się pokazywania emocji. No i właśnie taki – pozbawiony emocji, uczuć – jest Robert. A właśnie tych kwestii mężczyźni nie powinni się bać. Mogą nie znać się na tym, co powszechnie uznawane jest za „męskie”. To naprawdę drugorzędne kwestie. Ale powinno im zależeć na tym, by nauczyć się okazywania emocji, rozmawiania o uczuciach, mówienia o tym, co jest dobre i co jest bolesne.

„Opiekun” – oficjalny plakat

To też dokument

„Opiekun” zawiera w sobie też elementy filmu dokumentalnego, które zostały wplecione w fabułę. Robert ogląda kolejne materiały dotyczące św. Józefa, cudów, które rozegrały się za jego wstawiennictwem czy kultu w kaliskim sanktuarium. Wraz z nim te materiały śledzimy tez my – widzowie. Warstwa fabularna ma bardzo ewangelizacyjny wymiar, ta dokumentalna jest zaś mocno edukacyjna. Widz dostaje dawkę wiedzy józefologicznej podanej w przystępny sposób. Poszczególni rozmówcy opowiadają barwnie i ciekawie, moją uwagę zwróciła zwłaszcza opowieść abp. Grzegorza Rysia. Metropolita łódzki zabiera nas do Nazaretu i przypomina biblijną relację o św. Józefie. Wstawkom dokumentalnym towarzyszą ciekawe materiały fotograficzne (m.in. piękne ujęcia Nazaretu), a także fabularyzowane scenki związane z historią kultu św. Józefa. Nie jestem zwolennikiem łączenia filmu fabularnego z dokumentalnym. Któraś z warstw zawsze na tym traci – w przypadku „Opiekuna” straciła ta fabularna. Dokumentalna część filmu jest znacznie ciekawsza. Widz z chęcią jeszcze bardziej zgłębiłby historię kaliskiego sanktuarium i kultu św. Józefa.

Warto w tym miejscu wspomnieć jeszcze o samym Kaliszu. Nie jest to bardzo znane miasto, a już na pewno nieczęsto możemy zobaczyć je na ekranie. Dlatego cieszą oko ładne ujęcie tej wielkopolskiej miejscowości. Widz na pewno poczuje się zachęcony do tego, by odwiedzić to miasto. Film dystrybuowany od 24 lutego w całym kraju na pewno sprowadzi do Kalisza turystów i pielgrzymów – zainteresowanych poznaniem tego miasteczka. A do kin udadzą się na pewno liczne grupy parafialne – na pewno z seansu wyniosą sporo konkretnej wiedzy na temat św. Józefa.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze