Kard. Dziwisz: jestem człowiekiem Soboru
Służyłem Kościołowi i społeczeństwu. Nie związałem się z żadnym ugrupowaniem politycznym, bo jestem człowiekiem Soboru: Kościół ma być niezależny i pracować dla dobra wspólnego – mówi w rozmowie z PAP o latach swojej posługi w Archidiecezji Krakowskiej kard. Stanisław Dziwisz.
PAP: 11 lat temu podczas ingresu do Katedry na Wawelu Ksiądz Kardynał powiedział „z drżeniem serca pytam sam siebie, czy sprostam temu zadaniu, czy ono nie jest ponad moje siły”. To zadanie było trudne?
Kar. Dziwisz: Wracałem wtedy do Krakowa po dwudziestu siedmiu latach służby u boku Jana Pawła II w Watykanie. Sporo się zmieniło w Polsce i Krakowie. Stąd te słowa. A z każdą nominacją wiążą się oczekiwania. Zawsze miałem poczucie służby Kościołowi krakowskiemu, nie poszczególnym grupom, zwłaszcza politycznym. Służyłem społeczeństwu. Ocenę wydadzą inni, ale myślę, że mogę mieć poczucie, że nie zawiodłem. Dziś Kościół krakowski to prawie 450 parafii, blisko 1,2 tys. księży diecezjalnych, ponad 900 księży zakonnych, około 2,1 tys. sióstr zakonnych. To wiele instytucji kościelnych, placówek edukacyjnych i charytatywnych, a przede wszystkim półtoramilionowa rzesza wiernych. To Kraków z jego historią i kulturą. Kościół z wielkimi tradycjami, a równocześnie prężny i żywy.
Wielokrotnie w swoich wystąpieniach Ksiądz Kardynał apelował o pojednanie i jedność w społeczeństwie. Dlaczego dziś obserwujemy tak dramatyczny podział wśród Polaków?
Przykład, niestety nie najlepszy, idzie z góry, a ponieważ żyjemy w epoce natychmiastowej informacji, codziennie jesteśmy karmieni wiadomościami o sporach i konfliktach na szczeblach władzy, zwłaszcza na najwyższym szczeblu – w polskim parlamencie. To wszystko dzieli, antagonizuje społeczeństwo, a nawet rodziny. Istnieje zasadnicze nieporozumienie co do pojmowania celów polityki i środków jej realizacji. Polityka powinna być narzędziem roztropnej troski o dobro wspólne, a nie terenem walki o zdobycie władzy lub jej utrzymanie. Karygodne są niepotrzebne kłótnie, poniżanie przeciwników politycznych.
Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Czy wyciszenie sporów i pojednanie jest możliwe? Czy w ostatnich tygodniach Ksiądz kardynał interweniował, by politycy zakończyli spory?
Starałem się być człowiekiem wolnym. Nie pozwoliłem, chociaż próbowano, zaliczyć siebie do jakiejś grupy. Nie związałem się z żadnym ugrupowaniem politycznym, bo jestem człowiekiem Soboru: Kościół ma być niezależny i pracować dla dobra wspólnego. Spory w polityce same w sobie nie są złe. Odzwierciedlają różne punkty widzenia i sposoby realizacji celów. Odzwierciedlają również różne partykularne interesy osobiste i zbiorowe. O tym trzeba pamiętać, a nie wygłaszać wzniosłe słowa o pragnieniu służenia całemu narodowi. Potrzebny jest dialog rzeczowy, uważny, by unikać „dialogu” prowadzonego na ulicy, w formie protestów czy okupowania sali sejmowej. Pojednanie jest możliwe, ale pod warunkiem uczciwego rachunku sumienia, przyznania się każdej ze stron do błędów, wyciągnięcia wniosków. Prosiłem o to wielokrotnie, ale owoce tych wystąpień – jak widać – są raczej mizerne. Rolą Kościoła nie jest bycie pośrednikiem, tylko pokazywanie drogi wyjścia, a to Kościół robi.
Co najważniejszego udało się zrealizować w Archidiecezji Krakowskiej w wymiarze społecznym?
Chciałem kontynuować to, co zaczęli moi poprzednicy, a zwłaszcza kardynałowie Adam Sapieha, Karol Wojtyła i Franciszek Macharski. Bardzo dobrze działa krakowska Caritas, prowadząca wiele instytucji. Przykładami są dzieła miłosierdzia, które powstały w Brzegach koło Wieliczki w ramach przygotowań do ŚDM: dom dla starszych i niepełnosprawnych oraz magazyn żywności. Powstało wiele jadłodajni dla biednych i domy dla chorych. Udało się otworzyć pierwsze w Polsce „okno życia”, w którym w ciągu 10 lat znalazło się 20 dzieci. Jestem przekonany, że najważniejsza praca dokonuje się codziennie w setkach parafii, gdzie Kościół dociera do ludzi, do ich konkretnych, egzystencjalnych sytuacji.
Czy Kościół w Polsce zajął wystarczająco mocno stanowisko w sprawie uchodźców?
Kościół wielokrotnie wypowiadał się, że mamy moralny obowiązek przyjąć ludzi prześladowanych, ratujących życie swoje i swoich bliskich. Podkreślał również, że rozwiązaniem potężnego problemu migracji nie jest beztroskie otwieranie granic. Trzeba to czynić mądrze, dbając odpowiedzialnie o bezpieczeństwo ludzi. A przede wszystkim trzeba pomagać potencjalnym migrantom na miejscu, zarówno niosąc pomoc materialną, jak i przez odpowiedzialne decyzje polityczne, by ludzie nie musieli masowo opuszczać miejsc swojego zamieszkania. Kościół robi wiele: pomaga tam i jak trzeba tu. Mamy w Syrii szpital, wspieramy tych ludzi poprzez Caritas, Polacy są bardzo hojni. Polska nie jest dla uchodźców krajem docelowym – w tym problem – nawet jeśli chcą przyjechać tutaj, myślą o innym kraju. Planowaliśmy na początku konfliktu w Syrii przygotowanie w archidiecezji miejsca dla poważnej grupy uchodźców. Okazało się, że nie znaleźli się chętni. Myślę, że większość biskupów ma świadomość, że wielokrotnie w historii naszego narodu znajdowaliśmy się w takiej samej sytuacji. Nie wolno o tym zapominać, trzeba spłacać dług historii. Ale trzeba robić to mądrze.
Obserwując obecny kryzys w UE, zamachy terrorystyczne i obawy Europejczyków, co chrześcijaństwo może wnieść do dzisiejszej Europy?
Europa wyrosła z korzeni chrześcijańskich i rozwiązaniem jest właśnie powrót do jej podstawowych wartości, a nie konfrontacja siłowa, która nic nie daje i niczego nie rozwiązuje. Sensowny dialog i współżycie, zwłaszcza na bazie kulturalnej to jest droga.
Co w trakcie ponad 11 lat posługi było dla Księdza Kardynała najtrudniejsze?
Trudne są zwykle sprawy wewnętrzne, personalne w Kościele. Na przykład problem księży przeżywających kryzys powołania. W wielu wypadkach udało się pomóc, ale nie zawsze.
Jedną z pierwszych spraw, z którą przyszło się zmierzyć metropolicie krakowskiemu była lustracja duchownych, do której na początku 2006 r. wezwał ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Jak Ksiądz Kardynał dziś patrzy na lustrację? Była potrzebna?
Zawsze uważałem, że uczciwa lustracja jest potrzebna, by oczyścić atmosferę podejrzeń, pomówień, niesprawiedliwych sądów. Chodziło mi jednak o lustrację odpowiedzialną i rzetelną, w której zapiskom SB nie przypisuje się metafizycznej prawdy. W tym celu powołana przeze mnie komisja „Pamięć i troska” wydała dwa dokumenty, przyjęte przez wszystkie diecezje w Polsce, które miały służyć jako instrukcja do ilustracji duchownych pomówionych o szkodliwą współpracę z tajnymi służbami PRL.
W 2010 r. zapadła decyzja o pochówku na Wawelu pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Była słuszna?
Tak, była słuszna. Wiem, że są ludzie, którzy kontestowali i nadal kontestują tę decyzję, i staram się zrozumieć ich racje. Jestem jednak przekonany, że głębia smoleńskiej tragedii oraz związane z nią doświadczenie narodu domagają się wyraźnego symbolu oraz szczególnej pamięci. W dwóch trumnach spoczywających na Wawelu jest zapisany los wszystkich pozostałych Towarzyszy ostatniej podróży. Zapisana jest w nich również pamięć o spoczywających w katyńskich mogiłach synów polskiego narodu. W ten sposób Krypta Katyńska apeluje do naszych serc i będzie przemawiać do pamięci następnych pokoleń. Mówiłem o tym w Bazylice Mariackiej w dniu pogrzebu pary prezydenckiej.
Archidiecezja Krakowska zmierzyła się też z problemem pedofilii w Kościele, organizując konferencję specjalistów. Konferencja Episkopatu Polski przyjęła specjalną instrukcję postępowania w takich sprawach, czego potrzeba jeszcze, by ten problem był rozwiązany w praktyce?
Odwołam się tu do ważnego wywiadu, jakiego kilka dni temu udzielił ks. Adam Żak SJ, koordynator ds. ochrony dzieci i młodzieży przy Konferencji Episkopatu Polski oraz dyrektor Centrum Ochrony Dziecka w Akademii Ignatianum w Krakowie. Słusznie wskazał na potrzebę refleksji nad diagnozą kryzysu, a nie tylko nad jej skutkami. Mówili o tym wyraźnie papieże, począwszy od św. Jana Pawła II, który nie tylko rozpoznał globalny charakter kryzysu, ale przypomniał starą prawdę, że tylko Kościół oczyszczony w swoim wnętrzu będzie w stanie pomóc światu w jego różnych trudnościach i kryzysach. Dziś obserwujemy dużą zmianę w podejściu do tego bolesnego tematu, w sposobie myślenia i działania. Obecnie, gdy przełożeni otrzymują wiadomość o przestępstwie, to zazwyczaj rozpoczynają natychmiast zdecydowane działanie, idąc za normami Stolicy Apostolskiej i wytycznymi Episkopatu. Niestety, jak słyszymy także z mediów, zdarzają się wciąż zaniedbania bądź ignorancja. Jest więc nad czym pracować.
Od początku posługi Ksiądz Kardynał zabiega o upamiętnienie Jana Pawła II. Co udało się osiągnąć, a co jeszcze musimy zrobić?
Mija dwunasty rok od śmierci Jana Pawła II. Mimo upływu czasu jest on niezwykle obecny w świadomości Kościoła powszechnego. Przyczyniły się do tego jego beatyfikacja w 2011 r. i kanonizacja trzy lata później. W świecie na nowo odkrywa się Jana Pawła II. To był człowiek, który budował mosty, a nie stawiał murów, dlatego jest tak ważny dla ludzi. Zauważyłem, że jak są problemy, także w Kościele, sięga się po jego słowa. To był wizjoner. Gdybyśmy dzisiaj spokojnie przeczytali przemówienia papieża np. jego słowa skierowane do polskich parlamentarzystów, znaleźlibyśmy wiele aktualnych propozycji i rozwiązań.
Z jego inicjatywy odbywają się Światowe Dni Młodzieży, ostanie były w Krakowie i choć towarzyszyło im wiele obaw, to udało się zorganizować wydarzenie na wielką skalę…
Miałem ideę, byłem do niej przekonany i zawierzyłem Bogu. Biorę pod uwagę, co mówią ludzie i środki przekazu, ale to nie warunkuje mojego postępowania. W tym przypadku były obawy: o miejsce, pogodę, bezpieczeństwo, koszty. Okazało się, że była to ogromna promocja Polski w świecie. Do Krakowa przyjechali młodzi ze 187 krajów, niektórzy nic o nas nie wiedzieli. Odkryli kraj kulturalny, dostatni, piękny i religijny. Miałem zawsze zaufanie do mojej diecezji, do Krakowa i otrzymałem wielkie wsparcie.
Do tej pory nie została upubliczniona kaseta ze słowami Jana Pawła II, nagranymi w szpitalu tuż przed zabiegiem tracheotomii w lutym 2005 roku. W 2012 r. Ksiądz Kardynał powiedział włoskiej telewizji katolickiej TV2000, że pozostanie tajna.
Tak pozostaje nienaruszona. Ojciec święty powiedział kilka słów do przyjaciół. Pewne rzeczy trzeba zachować, nie udostępniać. Tam nie było żadnego testamentu, przesłania dla świata – nie było na to ani miejsca ani czasu.
Przez lata posługi u boku Jana Pawła II prowadził dziennik Ksiądz Kardynał. Zostanie opublikowany? Czy podobny dziennik powstawał przez ostatnie 11 lat w Krakowie?
Myślę o sięgnięciu do dziennika, jaki prowadziłem przez dwadzieścia siedem lat pontyfikatu Jana Pawła II, zapisując fakty, wydarzenia. To rodzaj kalendarium: dzień po dniu jedna strona. Te zapiski są ciekawe również dla mnie: kiedy je czytam przed oczyma staje mi cała, żywa historia. Miałem dyscyplinę, starałem się pisać codziennie. Zobaczymy, co z tego da się wydobyć i opublikować. Moja przeszło jedenastoletnia posługa w Archidiecezji Krakowskiej też jest dobrze udokumentowana. Setki moich wystąpień i homilii opublikowane są na stronie internetowej Archidiecezji Krakowskiej. Raczej nie zamierzam pisać wspomnień z tego okresu.
Co zamierza robić na emeryturze metropolita krakowski?
Na pewno nie będę bezczynny, bo nie jestem do tego przyzwyczajony. Kapłanem i biskupem jest się do końca, więc na pewno nie zabraknie mi zwykłej pracy duszpasterskiej. Kościół krakowski mnie zrodził, dał mi wszystko, a ja starałem się odwdzięczyć za dobro, które otrzymałem i otrzymuję, chce nadal mu służyć. Jako kustosz pamięci o św. Janie Pawle II też będę miał co robić – ma wiele próśb i zaproszeń z Polski i zagranicy. Licząc się z moim wiekiem, muszę roztropnie gospodarować czasem.
Czy objęcie funkcji metropolity przez abp. Marka Jędraszewskiego zmieni styl posługi w Archidiecezji Krakowskiej?
Francuzi mówią: Le style, c’est l’homme – Styl to człowiek. Każdy biskup głosi tę samą Ewangelię, ale wkłada w to swoje serce, swoją inteligencję, swój temperament, swoją wrażliwość. Abp Marka Jędraszewskiego bardzo dobrze znam, intelektualnie jest świetnie przygotowany. Jestem przekonany, że będzie pełnił swoją posługę na swój sposób. W tym sensie naśladownictwo nie jest ani potrzebne, ani wskazane. Mam nadzieję, że pokocha Kościół krakowski, zachowa i pomnoży wszystko, co w nim jest dobrego.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |