Kard. Jean-Claude Hollerich: synodalność jest dla wszystkich, nie tylko dla progresistów
Synodalność jest dla wszystkich, nie tylko dla liberalnego skrzydła w Kościele – powiedział kard. Jean-Claude Hollerich, relator generalny zgromadzenia Synodu Biskupów nt. synodalności.
W wywiadzie udzielonym katolickim agencjom prasowym: włoskiej SIR i polskiej KAI arcybiskup Luksemburga zaznaczył, że „nie trzeba być progresistą, żeby być synodalnym”.
>>> Rozwiewając obawy. Wieści z „synodalnego” Kościoła w Meksyku [KOMENTARZ]
SIR/KAI: Ksiądz Kardynał wiele podróżuje po świecie, uczestnicząc m.in. w zgromadzeniach kontynentalnych procesu synodalnego. Jaki jest dziś „stan zdrowia” Kościoła?
Kard. Jean-Claude Hollerich: – Kościół ma się bardzo dobrze i myślę, że ten, kto stawia odmienną diagnozę ma w tym jakiś swój cel. Oczywiście o zdrowie zawsze trzeba się troszczyć. I nawet, kiedy jesteśmy zdrowi, możemy coś zrobić, aby ten stan poprawić. Synodalność jest właśnie tym, co pomoże Kościołowi być zdrowym, bo kieruje się przekonaniem, że cały Kościół jest misyjny. Jezus powierzył misję Kościoła nie tylko kapłanom, ale wszystkim ochrzczonym, którą naturalnie mają oni pełnić w różny sposób. Ale myślę, że gdyby cały Kościół żył tym duchem misyjnym, wiele by się w nim zmieniło.
Na początku procesu synodalnego powiedziano: „Nie lękajcie się podzielić z nami, biskupami waszymi obawami”. Czego dotyczyły krytyczne głosy, które zebraliście?
– Pierwszą i najważniejszą rzeczą, o której chciałbym powiedzieć jest to, że wielu ludzi wyrażało zadowolenie z tego, że zostali wysłuchani. Mówili nam: „Po raz pierwszy ktoś mnie wysłuchał na tym szczeblu Kościoła”. Te słowa są piękne, ale również bolesne. Jeśli pasterz nie zna swej owczarni, jak może jej czynić dobro? Myślę, że słuchanie należy do powołania biskupa i księży. Czasem ludzie powiedzą mi coś, czego nie chcę słyszeć, ale to się dzieje również w rodzinie. Skoro matka i ojciec mają odwagę to robić, to także my powinniśmy słuchać.
Dlaczego, zdaniem Księdza Kardynała, biskupi boją się słuchania ludzi?
– Uważam, żebiskup stał się zawodem. Ma sekretariat. Sprawy są i zawsze były załatwiane w określony sposób. Osoby, które otaczają biskupa, w tym księża, otrzymały tę samą formację. Czasem nawet studiowały na tych samych uczelniach. Potrzebna jest większa otwartość, bo z czasem poglądy się betonują, a kiedy beton jest twardy, bardzo trudno cokolwiek zmienić. Myślę, że słuchanie zapobiega stwardnieniu betonu.
A propos betonu i zabetonowanych poglądów: słyszeliśmy, że są one tak bardzo odmienne, iż mówi się wręcz o ryzyku schizmy w Kościele? Czy z tego Synodu o synodalności Kościół nie wyjdzie bardziej podzielony?
– Nie, to propaganda. Propaganda małej grupy, która chce, żeby tak to wyglądało. Spójrzmy na biskupów i innych członków Synodu. Panuje wśród nich wielka różnorodność. Mają bardzo odmienne poglądy, odmienne z powodu kultury, do której należą i kontynentu, z którego pochodzą. Różnią się, ponieważ ktoś jest bardziej liberalny, a inni bardziej konserwatywni. Ale wszystkie paragrafy [syntezy końcowej po pierwszej sesji Synodu – KAI] zostały przyjęte 80 procentami głosów. Nie znam żadnego parlamentu – choć Synod nie jest parlamentem – który osiąga taki sukces. Polityka dzieli o wiele bardziej. Nam udało się osiągnąć na Synodzie jedność serc. Jego celem nie jest podział, lecz jedność, podążanie wspólną drogą. A jeśli ktoś nie chce iść razem, wtedy wymyśla ideę schizmy.
Znajdą się również tacy, którzy będą rozczarowani, bo ich oczekiwania nie zostały spełnione…
– Zawsze tak jest. Mamy grupę lewicową i grupę prawicową. Grupa lewicowa myśli, że Synod wszystko zmieni, ale to nie jest możliwe – także dlatego, że Synod nie ma władzy zmiany czegokolwiek, gdyż jest organem konsultacyjnym dla Ojca Świętego. Ponadto temat Synodu brzmi: „Ku Kościołowi synodalnemu: komunia, uczestnictwo, misja”. Jest więc oczywiste, że nie możemy mówić o wszystkim i wszystkiego zmieniać. A są też tacy, których papież nazywa wstecznikami, którzy w ogóle nie chcą iść do przodu albo chcą iść do tyłu. Ale my chcemy iść naprzód.
Jaki Kościół wyjdzie z tego procesu?
– Myślę, że będzie bardziej zjednoczony. Będzie prostszy. Zdecydowana większość uczestników Synodu była nastawiona entuzjastycznie. Ci, którzy tego nie podzielają, krzyczą głośniej, ale stanowią jedynie małą grupkę. Nie są większością. Naturalnie, wybrzmiewają również głosy krytyczne, które są konieczne, bo oczywiście są rzeczy, które trzeba poprawić.
Jak rozwiać lęki tych biskupów, którzy obawiają się zmian doktrynalnych?
– Papież dokładnie zdefiniował na Synodzie, że mamy w Kościele żywą tradycję. Oczywiste jest, że ta tradycja rozwija się, czasem również w sposób nieprzewidziany. Ktoś się powołał na „Syllabus” Piusa IX [katalog błędnych opinii z 1864 roku – KAI]. To jest ta sama tradycja, jednak od tamtego czasu zaszła w niej jasna i wyraźna zmiana, na przykład poprzez akceptację wolności religijnej przez Kościół. Nie można też mylić tradycji z XIX wieku z odwieczną Tradycją Kościoła. Brakuje nam wiedzy i świadomości historycznej, również w teologii. To czego nas uczono w seminarium, gdy byliśmy młodzi, niekoniecznie było odwieczną teologią, lecz właściwą pewnej epoce teologią, którą trzeba rozwijać, o czym pisze papież Franciszek w bardzo ważnym liście apostolskim do Papieskiej Akademii Teologicznej „Ad theologiam promovendam” (Promowanie teologii).
Myślę, że jedyną rzeczą, która tu zadziała jest modlitwa przed tabernakulum. Jako biskup miewam czasem sytuacje naprawdę przytłaczające, dotykam zła, na przykład w związku z przypadkami wykorzystywania seksualnego w Kościele. I kiedy klękam przed tabernakulum, żeby się modlić, zawsze odchodzę z nadzieją. Z nadzieją, której niekiedy nawet nie chciałbym mieć. Ale ta nadzieja napędza mnie, by kontynuować moją biskupią posługę. Myślę, że to samo ożywia papieża, który jest człowiekiem modlitwy. Widzimy to i słyszymy w jego sposobie mówienia o Jezusie. On zna Jezusa nie z książek, tylko poprzez modlitwę i poprzez ludzi, z którymi żyje. Trzeba więc wrócić do modlitwy i do istoty naszej wiary, a wtedy będzie można odważnie iść naprzód.
Nie trzeba być progresistą, żeby być synodalnym. Synodalność jest dla całego Kościoła. Jako biskup mam w Luksemburgu wspólnoty, które śpiewają Credo czy Gloria po łacinie i takie, które nigdy tego nie robią. Jestem biskupem dla obu. Wszystkie są bliskie memu sercu. Synodalność jest dla wszystkich, nie tylko dla liberalnego skrzydła w Kościele. Zawsze będą w Kościele konserwatyści i liberałowie. Jezus umarł za jednych i za drugich. Różnorodność jest czymś normalnym, nie musi prowadzić do konfliktów.
Odnoszę wrażenie, że synod o synodalności tak naprawdę obchodzi jedynie pewną elitę w Kościele, a reszta ludu Bożego nie jest nim zainteresowana. Jak dotrzeć do tych katolików?
– Uważam, że to bardzo ważny problem. Oczywiście, samo słowo „synodalność” jest skomplikowane. Zamiast je wyjaśniać, mówię o tym, jak być razem w Kościele, a to ludzie rozumieją. Uważam, że wielką próbą dla synodalności będzie jej przeżywanie w parafiach i małych wspólnotach. Bo jeśli będzie przeżywana jedynie w „wyższych sferach” Kościoła, to okaże się jedynie makijażem. Zdaniem biskupów jest teraz przeniesienie synodalności do tej „bazy” Kościoła. Nie można też oczekiwać, że wszystko się zmieni z godziny na godzinę. To są głębokie zmiany, które wymagają czasu. Potrzebujemy jasnej wizji tego, czego Bóg pragnie dla Kościoła, a następnie wytrwałej woli wprowadzenia tego w życie. Ale trzeba zacząć od „bazy”.
Być może jest to zadanie również dla mediów katolickich?
– Tak. W październiku, na początku pierwszej sesji Synodu Biskupów, papież zaapelował do mediów o pomoc. Gdy prosił o dyskrecję w sprawie treści wypowiadanych na synodzie, nie kierował się podejrzliwością wobec mediów. Przeciwnie, Franciszek ceni media, dlatego prosi je o współpracę.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |