Kard. Pizzaballa: Chrystus jest tym owocem, na który czeka Ojciec
Chrystus jest dojrzałym owocem, na który Ojciec czekał przez cały czas, owocem, który w końcu powrócił Jego ręce – stwierdza komentując fragment Ewangelii czytany w XXVII niedzielę zwykłą roku A (Mt 21, 33-43) łaciński patriarcha Jerozolimy, kard. Pierbattista Pizaballa OFM.
Dziś słuchamy drugiej (Mt 21, 33-43) z trzech przypowieści, które Jezus opowiada w świątyni arcykapłanom i starszym ludu (Mt 21, 23), po swoim uroczystym wjeździe do Jerozolimy.
Jezus mówi, że pewien człowiek założył winnicę na swoim polu, wydzierżawił ją rolnikom, aby mogli ją uprawiać i sprawiać, żeby przynosiła owoce, a następnie wyruszył w podróż. Kiedy nadchodzi czas zbiorów, wysyła swoje sługi, aby zebrali plony.
Najpierw zatrzymamy się tu na chwilę, ponieważ te pierwsze wersety mówią nam kilka ważnych rzeczy dotyczących działania Boga.
>>> Nowy asystent kościelny PKWP: w pomocy potrzebującym Jezus pozostaje najważniejszy
Pierwszą z nich jest to, że Bóg, podobnie jak właściciel winnicy, daje i oczekuje, że otrzyma. A dokładniej, spodziewa się otrzymać w zamian owoce tego, czym obdarował to, co rodzi się z pracy człowieka dzięki darowi, jakim został obdarowany. Możemy powiedzieć, że Bóg daje, ale także wymaga, a miłość nie może być inna niż ta, kochająca i oczekująca odwzajemnienia. Całą historię zbawienia można odczytać na nowo, wychodząc od tej wymiany lub, może lepiej, od tego pragnienia Boga, który zawsze czeka na odwzajemnienie swojej miłości, pomimo, iż często oczekuje na próżno.
Bóg oczekuje gestów, które ujawnią, co jest w sercu człowieka. Czeka na znaki, które wyrażałyby wdzięczność człowieka za dar, jaki otrzymał, jego wdzięczności dla Tego, który dał jako pierwszy: że człowiek nie będzie wyciągał ręki po owoc drzewa, że będzie wypoczywał w dzień szabatu, że w swoim ciele będzie nosił pamięć o Przymierzu, że będzie żył gestami świątecznych obrzędów. Są to zawsze małe rzeczy, pełne znaczenia. W obliczu tego oczekiwania Bóg jest rozbrojony: może jedynie czekać.
Z pewnością posyła znaki, które przypominają człowiekowi, że jeśli chce trwać w relacji przymierza, którą zaoferował mu Bóg, musi uczynić krok, gest; ale Bóg tego nie żąda. Wszystko opiera się na zaufaniu, które w trakcie przypowieści wzrasta i zdaje się być niewiarygodne wobec możliwości nieotrzymania oczekiwanej odpowiedzi. Wreszcie posyła swojego syna i oddaje go w ręce tych, których przemocy i odrzucenia już doświadczył.
>>> Kard. Ryś: jesteśmy zaproszeni do spotkania z Jezusem – z konkretną Osobą
Posyła go jako znak odnowionego zaufania, jako nową szansę zaoferowaną rolnikom. I posyła Go z nadzieją, że On, Syn, będzie w stanie zebrać z ich rąk ten gest miłości, którego się od nich oczekuje, ten gest, który czyni ich godnymi zaufania, prawdziwymi ludźmi. Ale tak się nie dzieje, a Syn doznaje losu wszystkich innych, nie zostaje uznany za Syna Pana winnicy.
Ale na tym przypowieść się nie kończy. Paradoksalnie, to właśnie ofiara Syna będzie długo oczekiwaną odpowiedzią, która ostatecznie przyniesie Ojcu pełnię oczekiwanego owocu.
Syn tak bardzo miłuje winnicę swego Ojca, że oddaje za nią swoje życie, a to zmienia historię, oznacza pewne przejście: Chrystus jest dojrzałym owocem, na który Ojciec czekał przez cały czas, owocem, który w końcu powrócił Jego ręce.
+Pierbattista Pizzaballa
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |