Karolina Binek: dlaczego jeszcze jestem w Kościele? [FELIETON]
Wiara to łaska. I każdy może jej doświadczyć. Jednak nie wszystkie osoby wierzące są takie same, a będąc w Kościele nie trzeba brać tylko „całości albo niczego”.
„Jak patrzę na aktualne zachowania episkopatu, biskupów, księży – którzy uderzają w LGBT, odzywają się we mnie moje własne błędy, bo wiem, że będąc w Kościele ich stanowisko jest poniekąd automatycznie moim stanowiskiem. Bo biorę całość albo nic”.
To fragment wypowiedzi jednego z twórców internetowych. Twórcy, którego obserwuję od trzech lat i którego poznałam na jednej z konferencji o miłości. Opowiadał o tym, jak ważna jest modlitwa w małżeństwie i w jaki sposób Bóg działa w jego życiu. Dziś odszedł z Kościoła.
Inna ze znanych w środowisku katolickim osób dziś opowiada o tym, jak można dokonać apostazji i chociażby na swoim Instagramie wielokrotnie podkreśla, że nie chce mieć już nic wspólnego z Kościołem.
A gdzieś pośród tych osób jestem ja. Dwudziestodwulatka, która w związku z ostatnimi wydarzeniami w Kościele doświadcza wielu skrajnych emocji. Ale mimo to wciąż w nim jest. Dlaczego? Sama sobie często zadaję to pytanie.
>>> Maciej Kluczka: nie targujmy się o większą przestrzeń w kościołach. Nie dziś
Całość czy nic?
Nawiązując do zacytowanej wypowiedzi, zastanawiam się też, czy w tym kontekście biorę całość, nic czy biorę trochę. Ja też, tak jak i wielu katolików, ze smutkiem patrzę na to, co dzieje się nie tylko w polskim Kościele. Ja też nie jestem usatysfakcjonowana działaniami Episkopatu i tego, że z ust wielu księży nie pada słowo “przepraszam”. Co więcej, odnoszę wrażenie, że ostatnio coraz częściej to my, zwykli wierzący przepraszamy zamiast kościelnych hierarchów. Bo Kościół to wspólnota. Wspólnota różnych ludzi.
I owszem, można tutaj powiedzieć, że kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamień. Ale byłoby to zupełnie sprzeczne z moimi odczuciami. Bo myślę, że właśnie tutaj kluczem do niektórych sytuacji byłoby po prostu przyznanie się do winy. I wracając do kwestii całości – uważam, że w Kościele biorę całość, czyli właśnie Ewangelię. Ale nie biorę win księży, biskupów czy też innych hierarchów. Bo nie o to w tym wszystkim chodzi.
Wolność i własne zdanie w Kościele
W Kościele całością jest Bóg. Bóg, który dał ludziom wolną wolę. I nie zmusza ich do niczego. Ja w Niego wierzę, bo chcę. Bo doświadczam Jego działania w swoim życiu, bo chcę zostać zbawiona. I właśnie dlatego jestem w Kościele. Ale moja obecność w nim to nie jest zgoda na wszystko, co się w nim dzieje. Chociaż coraz częściej widzę, że właśnie tak jest to postrzegane.
>>> Karolina Binek: czekasz na Boże Narodzenie czy tylko odliczasz do świąt? [FELIETON]
Stanowisko niektórych hierarchów nie jest też moim stanowiskiem, chociażby w kwestii LGBT. Zresztą – sama mam takich znajomych. Czy zatem powinnam zerwać z nimi znajomość lub zacząć ich pouczać? Nie. Przecież nie mnie oceniać ich życie. Niestety – zdaniem niektórych, jeśli jestem w Kościele, to właśnie tak powinnam zrobić, bo „bierzesz całość albo nic”. I co ciekawe, właśnie tak uważają osoby, których już w tym Kościele nie ma.
To trochę tak jak z ocenianiem książki po okładce – ktoś słyszy, że jestem katoliczką i od razu przykleja mi pewne „łatki”. A przecież można być w Kościele i mieć odmienne od hierarchów zdanie na niektóre tematy. I również wtedy nie jest się w tym Kościele trochę, bo jest się w pełni. Bo, przynajmniej dla mnie, najważniejsza jest tutaj wiara w Boga i w życie wieczne.
Wszystko krzyczy
Opisując swoje odejście z Kościoła wspomniany na początku mężczyzna podkreśla też, że nie mógł już dłużej udawać, że „tolerowanie przemocowych zachowań w związku wpłynie pozytywnie na przemocowca”, a „rozwój osobisty oparty na poczuciu winy nie pozostawia śladów w psychice”. Gdy czytam te słowa, to wszystko we mnie krzyczy. Bo nie na tym polega religia katolicka! Owszem, jest napisane w Piśmie o nadstawianiu drugiego policzka, ale nie jeśli kobieta lub mężczyzna trwają w przemocowym związku. I przykre jest to, że katolicyzm zostaje sprowadzony do takich przekonań…
>>> Michał Jóźwiak: prezenty, choinka i makowiec tylko dla wierzących? [FELIETON]
Uważam bowiem, że doświadczanie przemocy w związku jest złe. Nie podoba mi się nazywanie osób uczestniczących w ostatnich marszach „zwolennikami aborcji”. Nie zgadzam się na szerzenie kultury gwałtu i krzywdzenie dzieci. Uważam, że koronawirusem można się zarazić też w Kościele. I jestem katoliczką. Katoliczką, która wierzy w Boga, ale widzi też rozwój nauki. I nadal „biorę całość”, a nie nic. Bo – cytując Tau – „wiara to łaska, a praca popłaca. Ta walka wymaga, by kochać, wybaczać. Ta Prawda umacnia, by stawać się lepszym. Upadaj i wstawaj, by stawać się Świętym”.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |